Przed sezonem postaraliśmy się wskazać faworytów do mistrzowskiej patery. Wśród kandydatów do awansu wymieniliśmy Widzew, Polonię czy choćby rezerwy Legii, które wiosną spisują się fatalnie. O szansach Lechii się nie wypowiedzieliśmy, gdyż nie chcieliśmy dmuchać balonika, a spokojnie obserwować poczynania Bogdana Jóźwiaka. Najlepszym przyjacielem trenera jest medialna cisza, a trener, czy też zarząd klubu ogólnie nie dał nam ani jednego powodu do tego, aby tą ciszę zakłócać (z małym grudniowym wyjątkiem).
W tym roku - po raz pierwszy od momentu kiedy drużynę zaczęła sponsorować firma LAS Vegas - przygotowania wyglądały tak jak powinny. Nie było nerwowych ruchów ze strony zarządu, trener Jóźwiak latem ściągnął piłkarzy, których potrzebował, a zimą uzupełnił kadrę dobierając sobie graczy zadaniowych w sposób perfekcyjny.
Sparingi w przerwie zimowej nie wyglądały już w dość komiczny sposób, kiedy to jedenastu przypadkowych piłkarzy miało stworzyć drużynę i zaprezentować się na tle swojego rywala, tylko Jóźwiak potrafił wyselekcjonować takich, których potrzebował, a następnie obserwował ich przydatność do zespołu na tle piłkarzy, którzy na co dzień stanowili o sile drużyny w ligowej rywalizacji.
Efekty mogliśmy podziwiać natychmiast. Lechia rozgrywa kapitalną rundę wiosenną. Tomaszowianie wiosną zdobyli najwięcej punktów w lidze (37). Nasza drużyna w nowym roku kalendarzowym, ma aż 41 goli strzelonych (o 13 więcej od Widzewa) i zaledwie 13 straconych (tylko 3 więcej od Widzewa).
Lechia pod wodzą Jóźwiaka wygrała 12 spotkań z 15, z czego aż osiem różnicą dwóch bądź więcej goli. Widzew Franciszka Smudy takich spotkań miał sześć (na 11 wygranych).
Dzisiaj biorąc pod uwagę aspekt sportowy Lechia prezentuje się lepiej od Łodzian i biorą uwagę styl gry, kulturę piłkarską – trzeba sobie jasno powiedzieć że jesteśmy lepszym zespołem. Drużyna Smuda nie prezentuje się dobrze, jednak Widzew zbyt wielu punktów nie tracił, a tak wygrywa się ligę. Słowa Jose Mourinho cyt. „…lepiej wygrać pięć gier po 1:0, niż jeden 5:0” doskonale obrazują sytuację w jakiej dzisiaj jesteśmy my, oraz Łodzianie.
Kto wygra sobotni mecz? Uczeń czy mistrz?
Drogi Panów skrzyżowały się w Widzewie Łódź w roku 1995 i ta współpraca nie trwała zbyt długo. Dla jednych z portali internetowych łódzkiej drużyny Jóźwiak opowiedział o tym jak wyglądała jego sytuacją za czasów Franciszka Smudy.
„ Kiedy przyszedł do nas Franciszek Smuda, nie znał jeszcze dobrze zespołu. Przyglądał się każdemu. Akurat zostało kilka spotkań i było wiadomo, że Legii już nie dogonimy, a tytuł wicemistrza Polski jest pewny. Rozmawiałem z trenerem i spytałem, czy nie mógłbym odpocząć w dwóch meczach, ponieważ czułem się bardzo zmęczony. Spojrzał na mnie tak trochę dziwnie, ale powiedział, że jeśli chcę odpocząć, to on nie ma nic przeciwko temu. Po dwóch meczach zauważyłem, że nie wstawia mnie nadal i nie bierze pod uwagę przy ustalaniu składu. Zrozumiałem wtedy, że po zakończeniu sezonu raczej mogę sobie szukać klubu”- Tak zakończyła się przygoda naszego trenera z łódzką drużyną.
W sobotę obaj panowie staną naprzeciw siebie po raz drugi w tym sezonie. Pierwszy mecz, rozgrywany na Nowowiejskiej wygrał Widzew 2:1, choć tak naprawdę Lechia mogła prowadzić już 2:0 po pięciu minutach gry. Obiektywnie jednak patrząc, przez większość minut to Łodzianie dyktowali warunki i całkowicie zasłużyli na trzy punkty. Na dzień dzisiejszy to co działo się w listopadzie, nie ma najmniejszego znaczenia. Celem jest zwycięstwo - do historii futbolu światowego, krajowego, czy lokalnego - przechodzą tylko najlepsi, o przegranych niewielu będzie pamiętać.
Napisz komentarz
Komentarze