Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 19 kwietnia 2024 07:35
Z OSTATNIEJ CHWILI:
Reklama Sklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama Makaron Czaniecki - konkurs

Kluby - TYGMONT/Muzyczna SCENA (91)

Jest takie miejsce, w samym sercu Warszawy przy ulicy Mazowieckiej 6/8, gdzie codziennie (oprócz poniedziałków) można posłuchać na żywo dobrej muzyki, które dziś stało się oazą, nie tylko polskiego jazzu, to - Jazz Klub Tygmont. Klub istnieje ponad 14 lat, a to oznacza, ze znalazł uznanie w oczach mieszkańców stolicy, miłośników dobrej muzyki, bluesa, jazzu, rock’n’rolla, rhytm&bluesa w Polsce, za granicą, zdobywając uznanie i dużą popularność.

Przed wojną istniała tu słynna kawiarnia Ziemiańska, do której przychodziło wielu polskich, wspaniałych pisarzy, poetów, aktorów, arystokratów czy polityków. Każdy kto interesuje się jazzem wie, że w Ziemiańskiej, w 1920 roku odbył się pierwszy w Polsce jazzowy koncert, na którym zagrał legendarny zespół Adi Rosnera. Dlatego miejsce, w którym znajduje się lokal przy tej ulicy ma już wspaniałą historię czerpiąc z niej fantastyczną, jazzową tradycję.

 

  A wszystko zaczęło się przed laty w innym, słynnym warszawskim klubie Remont, gdzie przy wina szklaneczce spotkali się dwaj wielcy fani, przyjaciele, miłośnicy jazzu marząc o swoim własnym pomieszczeniu, w którym grano by tylko ich ukochany styl muzyczny. Byli to Krzysztof Boguszewski (absolwent wydziału matematyczno-fizycznego Politechniki Warszawskiej) i Marek Karewicz (nasz słynny fotografik w dziedzinie jazz, rock’n’roll). Wówczas Krzysztof skierował do kolegi takie oto słowa, - „Marku, jeśli kiedyś tak się dobrze ułoży, to chciałbym zbudować w stolicy klub jazzowy, ale pod jednym warunkiem, że w tym klubie ty będziesz dyrektorem”. Kilkanaście lat później Krzysztof zadzwonił do Marka, - „Przyjdź jutro na ulicę Mazowiecką 6/8 do lokalu po przedwojennej Ziemiańskiej”. Po latach Marek Karewicz tak oto wspomina, - „Stałem przed wielką dziurą w ziemi, w której kłębiło się kilku robotników”. W tym chaosie Krzysztof perorował: „Tam będzie estrada a tu zrobimy bar”. „Nie bardzo wierzyłem – mówi Marek – ale klub powstał. Tam gdzie była wielka dziura w ziemi, została wzniesiona scena. Tak w powojennej Warszawie powstał z prawdziwego zdarzenia pierwszy klub jazzowy o nazwie Jazz Klub Tygmont.

 

W dniu 27 stycznia 2001 r odbyło się poświęcenie lokalu i odbył się pierwszy koncert jazzowy. Na otwarcie lokalu przyszło – jak zanotowali kronikarze – 428 osób a grali najlepsi muzycy jazzowi w kraju, którzy uformowali się jako Tygmont All Stars. Przewodził im Jerzy Duduś Matuszkiewicz, legendarny saksofonista, współzałożyciel grupy jazzowej Melomani. Matuszkiewicz i jego muzycy, to pierwszy zespół jazzowy w powojennej Polsce, uczestnicy pochodu jazzowego w 1956 roku w Sopocie. Dyrektorem klubu czuwając nad atmosferą, z wdziękiem ją kreując, zgodnie z zapowiedzią Krzysztofa, został Marek Karewicz, jedna z najbardziej barwnych postaci jazzowej Warszawy. Karewicz zawsze w rozmowie o klubie Tygmont nie wyrażał się inaczej jak, - Moje ukochane dziecko. Na forum międzynarodowym, amerykański magazyn „Down Beat” umieścił na liście stu najważniejszych klubów w świecie, Jazz Klub Tygmont.

 

W Tygmoncie na „górnych” ścianach (piętro) dominują graficzne prace światowej sławy grafika i plakacisty Roslawa Szaybo a na „dole” (parter) ściany zapełnione są najcenniejszymi FOTO pracami Marka Karewicza. W klubie grali najwięksi z największych polskiego jazzu, także muzycy młodej generacji przy zawsze wypełnionym do ostatniego miejsca, lokalu. Jak mówi Paweł Brodowski naczelny „Jazz Forum”, - Nie ma tu żadnej przepaści pokoleniowej, tędy płynie wciąż ta sama rzeka a nazywa się jazz. Pozwolę sobie wymienić kilka ważnych postaci krajowej i światowej sławy muzyków, „starej” i „nowej” generacji jak: Zb. Namysłowski, Duduś Matuszkiewicz, Ptaszyn Wróblewski, Karolak, Kurpiński, Nahorny, Miśkiewicz (z rodziną), Muniak, Bartz, Małek, Śmietana, Szukalski, Staroniewicz, Stankiewicz, Herdzin czy Baron. Często śpiewają tu Ewa Bem, Serafińska, Skrzypek czy światowej sławy, nasza wielka gwiazda, Urszula Dudziak. Nic dziwnego, że muzycy chętnie tu obchodzą swoje urodziny, jubileusze, benefisy. Świętowali swoje dni w tym lokalu, ważne dla siebie i środowiska, Jerzy Tatarak, Jerzy Duduś Matuszkiewicz, Jan Ptaszyn Wróblewski, Przemek Dyakowski, Janusz Muniak czy Jarosław Śmietana. Wtedy bywa tu tłoczno i bardzo przyjemnie, jest fantastycznie jazzowo, gra muzyka a na stół „wjeżdża” gigantyczny tort. Do klubu przychodzą znamienici goście: aktorzy, plastycy, rodzina jubilata, koledzy muzycy, fani i miłośnicy dobrej muzyki. Szczególnym wydarzeniem w Jazz Klubie są coroczne, styczniowe urodziny dyrektora Tygmontu, Marka Karewicza.

 

Klub powstał 27 stycznia a Marek obchodzi swoje urodziny 28 stycznia. Bez względu na jaki dzień tygodnia przypada 28, uroczystości urodzinowe zawsze odbywają się w poniedziałki i są połączone z jubileuszową rocznicą powstania Tygmontu. Od 2010 roku, roku w którym  nagrodzona została w sopockim konkursie (II nagroda) moja pierwsza książka „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie” bardzo zaprzyjaźniłem się z panem Markiem Karewiczem. W naszym mieście doprowadziłem, z wybitnym fotografikiem, do kilku spotkań. Cztery połączyłem z wystawą (dwukrotnie w Starostwie Powiatowym, raz w SCh TOMY przy Jerozolimskiej, raz w Bibliotece przy Placu Kościuszki i w Zakościelu w ośrodku PROEM) jego fotogramów, rollapów czy okładek płyt (LP) gramofonowych oraz do kilku spotkań na tak zwanej kanwie prywatnej. Karewicz co roku w styczniu zapraszał mnie na swoje urodziny. Tak się złożyło, że nie zawsze z przyczyn obiektywnych, nie docierałem na Marka święto. Tym samym nigdy nie byłem w warszawskiej świątyni jazzu. Postanowiłem za wszelką cenę na kolejne, 77 urodziny przyjechać do Tygmontu, wraz z grupą tomaszowskich przyjaciół, ale 15 stycznia otrzymałem na pocztę mailową informację z Sopotu, która moją pewność przyjazdu do Warszawy, lekko zakłóciła.

 * * * *

Było to zaproszenie na piątek 23 stycznia godz. 20.00 na zakończenie i ogłoszenie wyników VI Edycji konkursu Wspomnienia Miłośników Rock’n’Rolla i VI rocznica powstania Fundacji Sopockie Korzenie. Do konkursu zgłosiłem swoją, drugą pracę, suplement „Subiektywnej Historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim”. Rok wcześniej pierwsza część tej publikacji zdobyła III nagrodę. W sopockich konkursach uczestniczę od II Edycji czyli od 2010 roku. Dlatego miałem kłopot z wyborem czy jechać do Sopotu czy wybrać Warszawę. Obie imprezy odbywały się prawie w jednym czasie, przedzielała je tylko niedziela. W moim przypadku emeryta, w grę wchodziła również sfera ekonomiczna. Ale tak się złożyło, że dwie ważne dla mnie imprezy, spotkania z przyjaciółmi, pogodziłem.

 

Do Sopotu zabrałem się z Ewą i Krzyśkiem Jochanami z Tomaszowa do Łodzi autobusem PKS by z Dworca Kaliskiego Polskim Busem po 4.5 godzinnej podróży znaleźć się na Dworcu Głównym w Gdańsku. Tu mieliśmy spotkać się z jadącą od Warszawy autobusem tej samej linii, Marylą Tejchman. Tak też się stało. Wszyscy razem, we czworo, kolejką SKL z Gdańska, dotarliśmy o 17.40 do Sopotu. Maryla miała załatwiony nocleg u koleżanki w Jelitkowie, Jochanowie rezerwację w centrum miasta w Hotelu ZUS a ja umówiony byłem z przyjacielem Czarkiem Francke na godzinę 19.00 w Klubie Muzycznym SCENA, miejscu, w którym miały odbyć się jubileuszowe uroczystości Fundacji Sopockie Korzenie a także finał konkursu Wspomnienia Miłośników Rock’n’Rolla gdzie po ich zakończeniu mieliśmy pojechać do Gdańska na jego włościa, na uzgodniony wcześniej nocleg.

 

 

 

Punktualnie o 19.00 z Marylą Tejchman dotarliśmy do Klubu Muzycznego SCENA, gdzie przed klubem oczekiwał nas Czarek z Wieśkiem Śliwińskim (współorganizator imprezy) tym razem bez Marka Karewicza (nieobecny ze względu na poniedziałkowe w warszawskim Tygmoncie swoje 77 urodziny). Weszliśmy wszyscy do środka, byliśmy oprócz Wiesława, pierwszymi gośćmi w lokalu na godzinę przed rozpoczęciem spotkania. Po lokalu krzątał się personel dopinając wszystko na tzw „ostatni guzik” a na małej scenie operatorzy dźwięku, muzycy stroili swoje urządzenia i instrumenty. Naszym zadaniem było zabezpieczenie miejsc siedzących dla tak zwanych „naszych”, co z Marylą i Czarkiem uczyniliśmy łącząc stoliki, ustawiając krzesełka na drugim poziomie klubu gdzie z tego poziomu na estradę, patrzyliśmy z góry z tak zwanego „lotu ptaka”.

 

Uderzające dla każdego pokonującego próg SCENY to ozdobione ściany w dużych formatach czarnobiałe FOTO, na których widniał przekrój polskiego rock’n’rolla (zespoły, piosenkarze) ale dla mnie najciekawsze były zdjęcia z I Non Stopu (istniał tu w latach 1961/62) przy ulicy Powstańców Warszawy, tuż przy wejściu na MOLO. W lipcu 1962r. przez okres około dwóch tygodni, a może i dłużej, pracowałem z moim przyjacielem, Wojtkiem Szymańskim w tym tanecznym Pawilonie. Niestety, nie znalazłem siebie na żadnej z fotografii. Znalazły się również fotogramy i rolapy Marka Karewicza. Około 19.30 klub przy dźwiękach polskiego big beatu, powoli zapełniał się gośćmi. Dotarli również nasi przyjaciele na wcześniej zabezpieczone miejsca, Jochanowie (Ewa z Krzyśkiem), żona Wiesława Anna z koleżanką i jej partnerem, Maryla Michowska ze Sztumu i jej dwie koleżanki. Przy połączonych stolikach, w towarzystwie 12 osób oczekiwaliśmy spokojnie na rozpoczęcie VI Gali zakończonego konkursu Wspomnienia Miłośników Rock’n’Rolla.

 

Gdy wybiła godzina zero, z klubowej sceny rozległ głos prezesa Fundacji Sopockie Korzenie Wojtka Korzeniewskiego, - Niech żyje rock’n’roll, 3-krotnie powtarzany (wszystkie imprezy organizowane przez Fundację tak się rozpoczynają), po czym prezes opowiedział o 6-letniej działalności Fundacji, o równolegle z rocznicami organizowanych konkursach i dokonaniach na rzecz utrwalania rock’n’rolla w Trójmieście i kraju, włącznie z koncepcja powstania na Wybrzeżu muzeum muzyki rozrywkowej i rock’n’rollowej. Następnie zaprosił wszystkich obecnych do wspólnej zabawy gdy na scenę weszło nieśmiało, niepewnie kilku młodych chłopców reprezentujących zespół bluesowo rock’n’rollowy „Drunk Lamb”, którzy to młodzi muzycy od pierwszej piosenki, pierwszego uderzenia w struny, pokazali swój lwi pazur, umiejętności w stopniu nie odbiegającym, od umiejętności swoich starszych kolegów. Zachowywali się tak, jakby chcieli wykrzyczeć wszystkim przybyłym; słuchajcie „nie jesteśmy chłopcami do bicia”. W ich repertuarze znalazło się wiele bluesowych kompozycji własnych, covery z repertuaru Jimy Hendrixa czy hity zespołu The Beatles. Rock’n’rollowe szaleństwo na parkiecie SCENY trwało ponad godzinę, które przerwał silnie brzmiący głos prezesa Fundacji.

 

- Proszę państwa, przyszedł czas na przedstawienie wyników VI Gali konkursu „Wspomnienia Miłośników Rock’n’Rolla” organizowanego przez moją fundację oraz pragnę ogłosić listę osób nagrodzonych w tym konkursie w trzech jego dziedzinach; wspomnienia, publikacja roku oraz pamiątki i kolekcje - zagaił Wojtek Korzeniewski. Nie muszę mówić, że przeszedł po moim ciele dreszczyk emocji w oczekiwaniu na ogłoszenie wyników. Był to mój piąty udział  z sześciu już z organizowanych przez Fundację konkursów z pozytywnymi osiągnięciami dla mojej osoby, zawsze w dziedzinie „publikacja roku”, i tak; w 2010 roku II nagroda, w 2011 i 2012 wyróżnienia a w 2013 III nagroda za „Subiektywną Historię Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim”, której SUPLEMENT zgłosiłem do niniejszego konkursu. Kiedy pan Wojtek Korzeniewski wymienił termin publikacja roku, zamarłem by nagle wybuchnąć z radości, -  … i tak drugą nagrodę w dziedzinie publikacja roku, zdobył człowiek dobrze znany naszej Fundacji, jego prace brały udział we wcześniejszych konkursach, szalony fan rock’n’rolla, który w swoim mieście od wielu lat reprezentuje i propaguje najwspanialsze lata świtowego rock’n’rolla w swoich cyklicznych spotkaniach „Herosi Rock’n’Rolla” to Antoni Malewski z Tomaszowa Mazowieckiego, za suplement do swojej poprzedniej publikacji „Subiektywna Historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim”. Antoni zapraszam na scenę po odbiór nagrody.

 

Radosny, krokiem lekkim, swobodnym przedzierałem się przez tłum przybyłych na scenę po odbiór nagrody gdzie oczekiwał mnie prezes Fundacji. Po jej wręczeniu i uściskach dłoni mogłem kilka słów powiedzieć, co wykorzystałem, - Jest mi bardzo miło, że moje amatorskie pisarstwo o czasach, które dawno już odeszły do lamusa historii, mogłem retrospekcyjnie reanimować by ocalić od zapomnienia najpiękniejsze lata 50/60-te dla przyszłych pokoleń a konkursowe jury to dostrzegło, pozytywnie oceniło i nagrodziło. Jestem z siebie dumny, że mogę reprezentować swoje miasto w Trójmiejskim klimacie – schodząc ze sceny niczym pan prezes Fundacji wykrzyknąłem – Niech żyje rock’n’roll.

 

Kiedy na scenie Klubu Muzycznego SCENA ukazała się postać, najbardziej lubianego, wręcz uwielbianego przez wiele pokoleń miłośników, fanów rock’n’rolla, rocka, bluesa pana Marka Piekarczyka (tym razem bez swojej muzycznej grupy TSA), powitały go na stojąco ogromne brawa, nieustające owacje. Przyznam, że ze względu na jego zapowiedziany, programowy udział w VI Gali konkursowej, pogodziłem Sopot z wyprawą (na drugi dzień) do Warszawy na urodziny Marka Karewicza. Koncert rozpoczął bluesem Tadeusza Nalepy (dzień wcześniej zaśpiewał ten utwór w programie Agaty Młynarskiej „Świat się kręci”) by kolejno śpiewać akustyczne interpretacje swoich piosenek a także utwory stworzone przez artystów w latach 60/80-tych. Większość utworów widzowie śpiewali razem z Markiem. W pewnym momencie Piekarczyk zdjął odsłuch, wyłączył mikrofon a następnie zaśpiewał bez nagłośnienia swój wielki hit „Na przekór”. Wszyscy oszaleli słuchając każde wyśpiewane jego słowo. Po wykonaniu „Na przekór” artysta zszedł ze sceny ale nie zniknął z Klubu.

 

Tuż po koncercie Piekarczyka rozpoczęła się polska rockoteka prowadzona przez lokalnego DJ o artystycznym pseudonimie Fifi. Szaleństwa taneczne trwały do późnej nocy, jak lokalne media podawały, nawet do rana. Nasza grupa przyjaciół po kuluarowej rozmowie z Markiem Piekarczykiem, sesją zdjęciową z artystą, po północy rozjechała się do swoich zakwaterowań. Ja i Czarek Francke udaliśmy się do jego mieszkania w Gdańsku Wrzeszczu. W sobotę, drugi dzień pobytu w Trójmieście spędziliśmy, każdy z przybyłych na imprezę gości,  w swoich podgrupach w miejscach noclegowania. Po śniadaniu z Henią i Czarkiem Francke udaliśmy się, na wcześniej zaplanowaną wycieczkę szlakiem miejsc, w których przebywałem, zamieszkiwałem latem 1962 roku. Świat z przed ponad 50 laty jaki zakodował się w moim umyśle niczym nie przypominał mi obrazu Gdańska, dzielnic, obiektów dnia dzisiejszego. Dzięki Czarkowi, który mieszka na wybrzeżu od blisko 40 lat i pamiętał miasto z tamtego okresu starał mi się go przybliżyć. Szczątkowe ocalenie starego Gdańska w mojej pamięci, nie dało mi pełnej satysfakcji, bo dać go nie mogło. Ten świat po prostu już nie istnieje.

 

 

 

Wieczorem całą naszą grupą, nazwę ją „tomaszowską”, umówiliśmy się na pożegnalną kolację, w miejscu wczorajszego benefisu tj w Klubie Muzycznym SCENA. Przy muzykach grających lekki jazz, podsumowaliśmy swój pobyt w Trójmieście. Doświadczeni poprzednimi udziałami w sopockich imprezach, doszliśmy do wspólnej konkluzji, że obchody VI rocznicy powstania Fundacji Sopockie Korzenie, były najbardziej skromne od dotychczasowych. Jednoznacznie można powiedzieć, że jako całość, uratowali jubileusz Fundacji muzycy. Szczególnie występ Marka Piekarczyka swoim specyficznym recitalem. Kryzys gospodarczy, ekonomiczny jaki drąży nasze państwo, dotarł na Wybrzeże i zaatakował Fundację Sopockie Korzenie. Szczęśliwie doszło, pomimo przesuwanych wielu terminów, do zrealizowania tego projektu. Chwała organizatorom tego wydarzenia.  

 

Nazajutrz w niedzielę w samo południe, niczym w amerykańskim westernie o tym tytule, na gdańskim dworcu PKS zasiedliśmy, ja i państwo Jochanowie (Maryla Tejchman mniej więcej w tym samym czasie w autobus do Warszawy) w Polskie busy i odjechaliśmy w kierunku Łodzi, do swoich domów. Kiedy wieczorem dojeżdżaliśmy do Tomaszowa ustaliliśmy z Krzyśkiem, że jutro w poniedziałek 26 stycznia o 8.30 rano będzie pod moim domem i wspólnie jedziemy na 77 urodziny Marka Karewicza do warszawskiego Klubu Jazzowego Tygmont.

* * * *

Około 9.00 rano odjechaliśmy z Ewą i Krzyśkiem z pod mojego bloku w kierunku Warszawy. Przed południem Jochanowie zostawili mnie pod domem Karewicza przy ul. Nowolipki a sami udali się dalej służbowo realizować swój program. Umówiliśmy się przed godz. 19.00 w Jazz Klubie Tygmont przy ul. Mazowieckiej 6/8. Przekraczając próg mieszkania Karewicza, drzwi otworzył mi krzątający się po mieszkaniu, opiekun pana Marka, Wiesław Śliwiński. Jak zwykle kiedy się znalazłem w domu na Nowolipki witał mnie duet Ella Fitzgerald & Louis Armstrong. Tak było i tym razem. Marek już wykąpany, mocno pachnący firmową wodą kolońską, w szlafroku, tradycyjnie siedział „w swoim” fotelu upajając się głosami najsłynniejszego duetu świata. Bez przerwy przyjmował, zakłócające mu słuchanie, dzwoniące telefony. Cierpliwie, kończąc rozmowę, dziękował za złożone życzenia zapraszając każdego dzwoniącego na dzisiejszy wieczór do Tygmontu. Na zewnętrznych drzwiach ubraniowej szafy, wisiała granatowego koloru, dobrze skrojona marynarka, obok niej biała koszula z kamizelką. Wszystko galowo przygotowane było na szczególny wieczór, tak dla Marka jak i dla wszystkich przybyłych gości, bo o godz. 19.00, zawsze o tej porze roku są urodziny dyrektora Jazz Klubu Tygmont, Marka Karewicza połączone z narodzinami klubu, w tym roku kolejne, 14-te.

 

Jak zwykle, kiedy tylko zjawię się w mieszkaniu Marka zawsze padają pytania dotyczące naszego miasta, - Antek co tam w Tomaszowie słychać? Co u naszej Basi Goździkowej? Czy Pl. Kościuszki już oddano do użytku? Czy Galeria ARKADY jeszcze działa? Co u księdza pastora Pawlasa? I tak dalej i tak dalej. Zawsze muszę być przygotowany na najbardziej zaskakujące i niekiedy trudne pytania bo Karewicz nasze miasto, jak żadne inne, kocha ponad życie. Świadczy o tym wystrój ścian w jego pokojach na których dominują dwa kościoły, czarnobiałe FOTO w formacie A3 kościoła św. Trójcy przy Pl. Kościuszki czy w tym samym formacie obraz naszej, amatorskiej malarki, Marii Judy, kościół Zbawiciela przy ulicy św. Antoniego a obok w formacie A4 FOTO z fragmentem Pl. Kościuszki (dom, w którym dzisiaj mieści Deko Smaku i była księgarnia Basi Goździk). I wiele innych gadżetów, pamiątek, albumów ze zdjęciami kojarzących się z naszym miastem. Przyznam, że z przyjemnością na zadane pytania odpowiadam, może dlatego, że Marek z dużą uwagą wysłuchuje moich opowieści zadając mi w trakcie nasuwające się, dodatkowe pytania. Podczas wypowiedzi poinformował mnie, że swój przyjazd do Tygmontu, z dwiema koleżankami potwierdziła Ania Hoffmann ze Szczecina, co bardzo mnie ucieszyło, że dojdzie do niezamierzonego, naszego spotkania.

 

Około 14.00 dotarł na Nowolipki Staszek Kasperowicz z Oleśnicy (również oszalały na samo słowo – jazz), który wielokrotnie bywał na urodzinowych wieczorach w klubie Tygmont. Zasiedliśmy wszyscy do wspaniale przyrządzonej przez Wiesia kawy ze słodyczami i nasze wspomnieniowe rozmowy, Marek wsparł akcentem muzycznym, zapowiadając, - Słuchajcie, teraz puszczę wam moją płytę, na której nie tylko słuchałem ale uczyłem się jazzu. Faktycznie to co Marek nam zaprezentował to był prawdziwy, jazzowy majstersztyk, spojrzałem na opis krążka, a tu same sławy, że pozwolę sobie je wymienić, i tak kolejno, – Earl Bostic, Sydney Bechet, Tommy Dorsey, Duke Ellington, Glenn Miller, Benny Goodman, Veith Jarrett. Nie wyobrażam sobie by jako muzyczny „świeżak” słuchając czegoś takiego, niemożliwością by było by nie połknąć jazzowego bakcyla. Zrozumiałem teraz wielkie przywiązanie, miłość i wierność do jazzu, młodego Marka Karewicza. Bardzo szybko zleciał nam czas na słuchaniu jazzowych wspaniałości, na rozmowach, na wspomnieniach. Wiesiu przerwał nam doznania duchowe, mówiąc, - Kochani kończymy biesiadowanie, szykujemy się do wyjścia, za chwilę jedziemy, jak mówił Gaszyński na 75 urodzinach Karewicza w Tomaszowie, na balangę drugą. Za 15 minut będzie  TAXI a ja muszę Marka przygotować do wyjścia.

 

Wystrojony Marek, na tak zwanego „sztyfta” z bordową muchą pod szyją dostojnie zasiadł obok kierowcy, my na tylnym siedzeniu i kwadrans po 18.00 udaliśmy się na ul. Mazowiecką 6/8. Drzwi wejściowe do klubu były jeszcze zamknięte ale szybka interwencja pukającego w szybę drzwiową Wiesława, przywołała jednego z obsługi i na słowa, - Przybył jubilat, proszę otwierać – natychmiast jak w baśniowym sezamie, drzwi stanęły otworem. Marek w wózku i Wiesław jako opiekun zostali na parterze, tuż przy szatni, w oczekiwaniu na gości (jest to stałe miejsce dla jubilata). Zawsze w tym miejscu, goście przychodzący na spotkanie składają Markowi życzenia a jubilat odbiera od nich prezenty, suweniry. Ja ze Staszkiem zeszliśmy piętro niżej, gdzie mieścił się bufet z kilkunastoma wysokimi stołkami, mała muzyczna scena, parkiet dla tańczących, stoliki i po ścianach zewnętrznych mieściły się boxy z kanapowymi siedzeniami i stolikami dla 10/14 osób każdy. Naszym zadaniem było zabezpieczyć jeden z takich boxów dla naszych przyjaciół, o których wiedzieliśmy, że dotrą na urodzinowe spotkanie. Wybraliśmy taki box, tuż przy bufecie, gdzie na wprost było wysokie krzesełko przeznaczone dla jubilata.

 

Kwadrans po 19.00 do naszego, zarezerwowanego boxu dotarli wszyscy goście zapowiadani i potwierdzający swój udział, że wymienię: Iwonę Thierry z W-wy, Hanię Erez z Tadeuszem z Kozienic, Anię Hoffmann ze Szczecina z koleżankami, Staszka Kasperowicza z Oleśnicy, Ewę i Krzyśka Jochanów i moja osoba z Tomaszowa, Maryla Tejchman tomaszowianka z W-wy, Wiesiek Śliwiński z Gdańska i obok nas na wysokim stołku,  przy barowym bufecie jubilat, dyrektor Tygmontu, Marek Karewicz. Na Sali zauważyłem sam kwiat polskiej kultury jazzowej, muzyków, pisarzy, dziennikarzy pism muzycznych, piosenkarzy (Urszula Dudziak, Piotr Pułaski), artysta plastyk Rosław Szaybo, redaktorzy muzyczni: Dariusz Michalski, Marek Gaszyński, fani i miłośnicy jazzu, wszyscy to przyjaciele Marka Karewicza. Wieczór świąteczny Tygmontu i Karewicza powitał „klubowym, muzycznym hymnem” sztandarowy zespół muzyków klubu Tygmont w składzie: Waldemar Kurpiński - saksofon barytonowy, Wojtek Karolak - fortepian, Grzegorz Grzyb – perkusja po czym głos zabrał naczelny Jazz Forum, pan Paweł Brodowski. Przywitał przybyłych gości, opowiedział krótką historię klubu i z nim związaną postać Marka Karewicza po czym mikrofon oddał jubilatowi, a Marek, jak przystało na jubilata, zagaił w swoim stylu:

 

Kochani. Minął kolejny rok… mam nadzieję, że był dla Was bardzo udany. Przed nami nowy, mam nadzieję jeszcze lepszy i ciekawszy! Tak, tak tego życzę sobie i Wam wszystkim. Nie wiem jak Wam ale mnie rozpoczęcie każdego nowego roku dobitnie uświadamia, że czas wcale nie płynie, jak powszechnie się uważa… on leci, gna. Kiedyś, szybko upływały poszczególne dni, później tygodnie… teraz już całe miesiące, lata. W mgnieniu oka mnóstwo rzeczy przemija, mnóstwo rzeczy się zmienia. Wielu z nas odchodzi na zawsze. Zmieniamy się my, zmieniają się miejsca, w których kiedyś bywaliśmy… Nie zmienia się tylko jedno… jak co roku, pod koniec stycznia, obchodzę swoje urodziny i jak co roku obchodzę je w jednym i tym samym, tak bliskim mojemu sercu miejscu, Tygmoncie. Które to urodziny? Nieważne! Ważne, że znów  mogliśmy się spotkać, jak za dawnych, dobrych czasów i jak zawsze pokażemy wszystkim jak bawią się jazzmani przy prawdziwej muzyce! Waldek Kurpiński, Wojtek Karolak, Grzegorz Grzyb i wielu innych czeka na Was tu, na tygmonckiej scenie. Przy barze, jak zawsze ja, no i moi przyjaciele. Oczywiście nie zapomnimy o potrzebach podniebienia …! A czy kiedyś zapomnieliśmy?!”.

 

Po krótkich przemówieniach, życzeniach, rozpoczęła się jazzowa zabawa, przywołująca na parkiet wiele tanecznych par. Między innymi i ja z Marylą, tańcząc, skorzystałem z parkietu tygmonckiego. Kelnerzy po sali, na tacach roznosili białe i czerwone wino a do wnętrza lokalu na wózku wjechał potężny tort z kremowym napisem „77 urodziny Marka Karewicza”. Podczas jego dzielenia, konsumpcji, potworzyły się kuluarowe grupy, podgrupy z udziałem wielu przyjaciół Marka, muzyków, które to ludzkie zespoły ciągle, personalnie się zmieniały i przemieszczały. Wokół jego osoby cały wieczór znajdował się tłum przeróżnych rozmówców, jego miłośników i fanów, jazzmanów m.in. Wojtek Karolak czy Urszula Dudziak, co Marek wykorzystywał przedstawiając naszą grupę przyjaciół, określając ją jako silną „grupę z Tomaszowa Maz. Wykorzystaliśmy nadającą się okazję, robiąc sobie ze sławnymi postaciami ze świata polskiego jazzu, wiele FOTO. Około godziny 1-ej w nocy, gdy muzycy z wielkim animuszem grali wspaniałe, muzyczne tematy a parkiet był ciągle zatłoczony, nasza grupa, ze względu na duże przeżycia, emocje i zmęczenie jubilata, opuściła Jazz Klub Tygmont, udając się na chatę przy ul. Nowolipki.

 

Nazajutrz po śniadaniu, przed południem, z Ewą i Krzyśkiem Jachan, wewnętrznie spełnieni, że wreszcie uczestniczyliśmy w słynnym Tygmoncie na Marka urodzinach, wsiedliśmy do samochodu udając się w powrotną drogę do Tomaszowa. Pisząc ten felieton ciągle mam w głowie tamten wieczór i myśl, - Czy za rok o tej samej porze spotkamy się na 15-leciu Jazz Klub Tygmont i 78 urodzinach Marka Karewicza?

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Antek Malewski 11.03.2015 01:20
Opisuję załączone w felietonie FOTO: 1. W klubie Tygmont - ja z Anią Hoffmann w towarzystwie jubilata. 2. W klubie SCENA - Maryla Michowska z Tczewa, jej koleżanka Danuta i Maryla Tejchman. 3. W klubie SCENA - od lewej Krzysiek Jochan, Maryla Michowska, Marek Piekarczyk, ja i koleżanka Danusia z Gdańska. 4. W klubie SCENA - w towarzystwie Krzyśka Jochana z dyplomem "II miejsce". 5. W klubie SCENA - Wojtek Korzeniewski wręcza mi II nagrodę za SUPLEMENT. 6. W klubie Tygmont - ja z Wojtkiem Karolakiem. 7. W klubie Tygmont - gra zespół Wojtka Karolaka. 8. W klubie Tygmont - ja z Urszulą Dudziak.

Reklama
Polecane
Ćwiczenia gimnastyczne w tomaszowskich fabrykachNowy partner Lechii TomaszówIV Festiwal Jazzowy „Barwy Muzyki Improwizowanej - Opoczno 2024”„Tkalnia żartu” – odsłona trzeciaJutro noga z gazuKoszykarki z 14-tki na podiumTankuj taniej na Samoobsługowej Stacji Paliw MZKNowy portal turystyczny miasta i gminy Tomaszów Mazowiecki już działaOdkryj wymarzony prezenty na chrzest dla chłopca! Znajdź idealny dar, który uwieczni ten niezapomniany dzień!Tomaszowskie dzieci miesiącami czekają na pomocGrand Prix Polski w kręglarstwie.Inteligentna sygnalizacja świetlna na ul. Wspólnej.
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Otwarcie sezonu turystycznego na Zamku w Inowłodzu Otwarcie sezonu turystycznego na Zamku w Inowłodzu Zapraszamy serdecznie na otwarcie sezonu turystycznego na Zamku w Inowłodzu.Wydarzenie obfitować będzie w wiele atrakcji!To już tradycja, że otwarciu sezonu turystycznego na Zamku towarzyszy Łżykwiat kasztelański, czyli impreza historyczna na którą zjeżdżają bractwa z całej Polski. Łżykwiat, to również ze staropolskiego kwiecień. Nazwa pochodzi stąd, że ten miesiąc „wyłudza z ziemi przedwcześnie kwiaty”. Jak co roku rekonstruktorzy ubiorą się w swoje średniowieczne stroje, stworzą wokół Zamku wioskę, będą gotować, bawić się, strzelać z łuku, walczyć na miecze, grać w średniowieczne gry…To świetna okazja do podejrzenia jak wyglądało życie w średniowieczu. Podczas wydarzenia, będziecie mieli niepowtarzalną okazję skosztowania zupy według średniowiecznej receptury! Zapewniamy dawkę ciekawej wiedzy i przednią zabawę!W tym roku otwarciu sezonu turystycznego towarzyszy bardzo bogaty program. Oprócz imprezy historycznej, na zamkowym dziedzińcu odbędą się rozgrywki szachowe. „Teatr na zamku” przygotował premierę swojego najnowszego spektaklu „Co się starej szafie śni” czyli bajkę dla dzieci, w każdym wieku Grupa "Teatr po godzinach" ze Zduńskiej Woli przedstawi moralitet „Starzec i śmierć” – to już dla starszych widzów.W sobotę w galerii ZI odbędzie się także wernisaż wystawy „Droga jest celem” Piotra Sabacińskiego – podróżnika, człowieka gór. Zdjęcia prezentowane na wystawie powstały podczas dwutygodniowej wyprawy na najwyższy szczyt obu Ameryk – Aconcaguę (6960,8 m.n.p.m.).Zapraszamy wszystkich bardzo serdecznie! Data rozpoczęcia wydarzenia: 20.04.2024
„Burza” nad Pilicą „Burza” nad Pilicą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim serdecznie zaprasza na otwarcie wystawy „Burza” nad Pilicą. Wydarzenie odbędzie się 27 stycznia o godzinie 10 w Skansenie Rzeki Pilicy (ul. Modrzewskiego 9/11). Głównym moderatorem spotkania będzie Jakub Czerwiński, szerzej znany jako Irytujący Historyk. Wstęp wolny w godz. 10-12.Tego dnia w budynku skansenowej świetlicy wyeksponowana zostanie wystawa pamiątek związanych z historią 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej z okresu II wojny światowej. Tam też będzie można zobaczyć m.in. sztandary, archiwalne zdjęcia, orzełki, opaski, hełmy, elementy umundurowania i wyposażenia wojskowego.Oddział 25. pp AK został sformowany w lipcu 1944 roku w Barkowicach Mokrych nad Pilicą na bazie oddziałów partyzanckich i dywersyjnych Inspektoratu Piotrkowskiego AK w ramach akcji „Burza”. Działał głównie w lasach koneckich i przysuskich do 9 listopada 1944, kiedy to został rozformowany jako oddział zwarty, z poleceniem prowadzenia dalszej walki małymi oddziałami.Warto zaznaczyć, że w oddziałach 25. pp AK służyło kilkudziesięciu tomaszowian na czele z dowódcą, majorem Rudolfem Majewskim ps. „Leśniak”, który obecnie jest patronem Jednostki Strzeleckiej 1002 w Tomaszowie Mazowieckim.W roku 2024 przypada 80. rocznica Akcji „Burza” i sformowania 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej, stąd też pomysł na tematyczną wystawę w Skansenie Rzeki Pilicy. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Fundacji Con Ignis z Piotrkowa Trybunalskiego. Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim oraz Fundacja Con Ignis z prezesem zarządu Jakubem Czerwińskim.Wystawę będzie można oglądać do końca kwietnia 2024 r.Data rozpoczęcia wydarzenia: 27.01.2024
„Weselny toast” „Weselny toast”  „Weselny toast” to francuska komedia, na którą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza 8 maja do sali kinowej KiTka przy ul. Niebrowskiej 50. Film zostanie wyświetlony w ramach cyklu Ale Kino i będzie to już ostatni seans przed wakacyjną przerwą. Początek o godz. 18. Jak można przeczytać w opisie filmu, w „Weselnym toaście” znajdziemy wszystko to, za co uwielbiamy francuskie komedie: romantyczną miłość, wigor, odrobinę nostalgii i cięty humor, którego ostrze łagodzi czułość, z jaką odmalowane są słabości bohaterów. Laurent Tirard („Facet na miarę”, „Mikołajek”), który wyreżyserował ten obraz, do komedii podszedł w świeży i oryginalny sposób, wplatając w nią elementy stand-upu. Pokazał, że męczące rytuały stają się znacznie milsze, jeśli choć trochę polubimy swoją rodzinę. A wtedy może nawet będziemy gotowi na założenie własnej.Główny bohater, 35-letni Adrien, jest neurotykiem i właśnie rozstał się z dziewczyną. Podczas rodzinnej kolacji zostaje poproszony o wygłoszenie toastu na weselu siostry. Czego będzie chciał życzyć młodej parze, gdy jego związek legł w gruzach? Czy wyjdzie ze strefy komfortu i będzie walczył o swoją miłość? Przekonacie się, przychodząc na film. Bilety w cenie 9 zł dostępne są w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 oraz przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Weselny-toast/Tomaszow-Mazowiecki).Zapraszamy w imieniu organizatorów.Data rozpoczęcia wydarzenia: 08.05.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
bezchmurnie

Temperatura: 2°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1011 hPa
Wiatr: 15 km/h

Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Ten Alior Bank, to zupełne dno!!! Jak można było dopuścić do takiego przekrętu, wykonanego przez zwykłą pracowniczkę ?!?!?! Niech wszystkich Pan Bóg broni przed korzystanie z tego banku!!! Posiedzi cwana baburica parę wiosen i co z tego?!?! Kto odda kasiorkę klientom tego banku??? Ludziska: omijajcie z daleka taki przekrętny bank.Źródło komentarza: Klienci Alior Banku odzyskują pieniądze.Autor komentarza: tTreść komentarza: Czy będzie można zamieszczać swoje materiały. Czy materiały będą cenzurowane.Źródło komentarza: Nowy portal turystyczny miasta i gminy Tomaszów Mazowiecki już działaAutor komentarza: Odpowiednie osoby naodpowiednimmiejscuTreść komentarza: Paweł PiwowarskiŹródło komentarza: Kto powinien zostać Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Do "Bareja". Jeżeli ja podpisałbym się "Jan Kępa" - też byś to łyknął, jak młody indor kluchy?! Oczywiście, kompletnie nie interesuje ciebie to, co napisała ta Aleksandra Kępa: "... nie ma tak Wielkiego, oddanego Człowieka dla Tomaszowa." Wg mnie], ta tzw. Kępa, to totalny idiota. Dlaczego? Proste, jak świńska kita. Wyrazy: wieki człowiek pisze debil z dużej litery, a ponadto zapomniał debil, że starosta, to jest samorządowy szef powiatu tomaszowskiego, a nie Tomaszowa. Dla debila, to jeden chuk.Źródło komentarza: Kto powinien zostać Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: Roman WildertTreść komentarza: Całe to skorumpowane towarzystwo na śmietnik historii ,może czas na kogoś młodego ,ambitnego ?Źródło komentarza: Kto powinien zostać Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Panie Adamie: ogólnie wiadomo, że jest Pan dobrym drogowcem, bo pracuje Pan w tym zawodzie (szkoda, że nie w Tomaszowie). W swoim wpisie ma Pan 100 % racji. Jednak nasze miasto jest tak zaniedbane pod względem komunikacji (głównie skrzyżowania), że takich przykładów, jakie Pan podał, znalazłoby się wiele więcej. Czasy się zmieniają i oczekiwania ludzi też się zmieniają. I to jest normalne. Jednak, nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że "... Batorski znów chce się pokazać...". Zapomina Pan o tym, że Pan Batorski chce się pokazać nie dlatego, że jest taki ładny], tylko dlatego, że Pan Radny Batorski reprezentuje swoich i nie tylko swoich wyborców. I ten facet już wielokrotnie pokazywał, że nie tylko przed wyborami wiedział, po co został wybrany na radnego, czyli na przedstawiciela mieszkańców miasta. W podsumowaniu: taki ktoś, jak Pan, też przydałby się jako radny: miejski, a raczej powiatowy, bo ma pan łeb na karku w sprawach drogowych. Pozdrowienia od starego czekisty.Źródło komentarza: Inteligentna sygnalizacja świetlna na ul. Wspólnej.
Reklama
Łóżko rehabilitacyjne  Elbur PB 533DB Łóżko rehabilitacyjne Elbur PB 533DB Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów oraz montaż gratisCzy łóżko rehabilitacyjne można otrzymać od nas niemal za darmo? Tak. Pomożemy załatwić wszelkie formalności  Na zdjęciu: Obudowa PB 533 DB w kolorze orzech, z dwoma wkładami PB 521 wraz z okrągłymi podstawami łóżka.Obudowa PB 533 DB wraz z wkładami PB 521, to nasza propozycja rozwiązania umożliwiającego korzystanie z łóżka przez oboje partnerów przy zachowaniu wszystkich jego istotnych funkcji. To jedyne w swoim rodzaju łóżko umożliwia stałe wsparcie i obecność opiekuna/partnera, co stanowi istotny czynnik w rekonwalescencji i opiece nad chorym.Więcej informacji Kolory standardowe: Kolory niestandardowe*:DETALE PRODUKTU:1. Aplikacje z drewna bukowego4. Indywidualne sterowanie leżami2. Możliwość konfiguracji z barierką składaną5. Podwójny system podnoszenia3. Różne wymiary leża 6. Okrągłe podstawy łóżkaOPCJE:zmiana długości i szerokości leża • zmiana kolorystyki • możliwość zastosowania okrągłych podstaw kółPODSTAWOWE DANE TECHNICZNEBezpieczne obciążenie robocze330 kgMaksymalna waga użytkownika2 × 140 kgRegulacja wysokości leża:od 39 do 80 cmRegulacja segmentu oparcia pleców:0 ÷ 70°Regulacja segmentu oparcia podudzi:0 ÷ 20°Wymiary zewnętrzne długość × szerokość:206 × 165 cmPrześwit pod łóżkiem:ok. 16 cmCiężar całkowity:
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama