Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 11:27
Reklama
Reklama

Tajlandia (Bangkok) - Miasto tysiąca i jednej pokusy

Tydzień w Bangkoku to nie był jakiś byle jaki tydzień. To był czas kiedy przyszło mi zmierzyć się z moimi najgłębszymi lękami i rozterkami. Przypomniał mi się Pakistan gdzie doszedłem do wniosku, że świetnie mógłbym się odnaleźć w roli sapera. Cięcie kolorowych kabelków byłoby nawet fajne. Czego tu się bać? Jeden błąd i bum, po wszystkim. Jest stres, jest presja - są idealne warunki pracy. A jak jeszcze do tego pojawi się presja czasowa w postaci np. parcia na pęcherz? No genialnie wręcz. Miny? Bomby? Broń? Narkotyki? Strach? Męskie ręce na moich pośladkach w BTSie, kobiety mówiące barytonem i faceci w sukienkach - to dopiero budzi strach i to nie mały.

 

Po śniadaniu z Freddiem i kilkoma jego birmańskimi znajomymi w muzułmańskiej knajpcę, wyszedłem na główną drogę kawałek za terminal autobusowy. Kierowcy w Tajlandii mają dziwną tendencję do podrzucania autostopowiczów akurat do najbliższego dworca.

 

Dobrym rozwiązaniem jest ustawienie się za terminalem lub gdzieś pomiędzy miastami. Ważne żeby droga była bo gdzieś po środku dżungli łatwo byłoby pewnie machać, ale skutek byłby marny. Kierowca, który się zatrzymał, a którego angielskiego, za cholerę nie mogłem zrozumieć, zawiózł mnie do 7-11, gdzie wręczył mi słodki chleb i wodę. Następnie, podjechał kawałek przed siebie, zawrócił na U-turnie, odstawił na postój busów, dał mi bilet do Tak za 80 bahtów (8zł za 100 kilometrów!!!!), zrobił charakterystyczny południowoazjatycki ukłon i odjechał.

 

Po pierwszych trzech kwadransach drogi mój wynik wyniósł -2 (słownie: minus dwa) kilometry. Na skrzyżowanie z superhajłejem dojechałem klimatyzowanym busem. Drogę opóźniły ustawione co kilkanaście kilometrów blokady policyjne skierowane na kontrolę pod kątem nielegalnych imigrantów z Birmy.

 

W Mae Sot leżącym po tajskiej stronie Mostu Przyjaźni, celnicy siedzą i liczą bahty. Prawdziwa granica zaczyna się dopiero dalej. Gdyby tak nie mieć dokumentów i każdemu dawać po 20 bahtów, szybko możnaby zbankrutować. Ode mnie nikt paszportu nie wołał. Może nie przypominam birmańczyka?

 

Dalej też poszło łatwo. Odszedłem kawałek od skrzyżowania za światła. Po kilku minutach, zatrzymał się pierwszy pickup. Miałem szczęście bo wiatr się obraził, chmury się gdzieś pochowały, wskazówki tajskich zegarków sprowadzanych z Chin pokazywały coś około południa, a ja nie lubię klimatyzacji. Co innego jazda z tyłu na pacę. Kierowca mówił trochę po angielsku, ale i tak, znów nie mogłem zrozumieć dokąd jechał. Miał mnie wysadzić w Kampheng Phet. Wysadził mnie kilkadziesiąt kilometrów dalej w Nakhon Sawan. Przez cały czas nie zrobiliśmy żadnego postoju na toaletę a prezent w postaci wody mineralnej od obydwu kierowców dał o sobie znać mniej więcej w połowie drogi. Do tego, musiałem się trochę powiercić żeby znaleźć jak najlepsze miejsce.

 

Zła pozycja i przy większych prędkościach wiatr dosłownie wali w bębenki uszne. Przypomniał mi się test tupecików w różnych kabrioletach przeprowadzany kiedyś w Top Gear. Każdy tupecik zwiewało do czasu aż panowie przetestowali jakiegoś Mercedesa z wynalazkiem nazywającym się wiatrochron. Najlepsza pozycja w pickupie to oczywiście pozycja siedząca, tyle że tyłem do kierunku jazdy z plecami opartymi o tylną szybę tak żeby głowa była poniżej linii dachu. Przez mój pęcherz testowałem różne sposoby siedzenia i ten okazał się faktycznie najlepszy. Nie wiało ani trochę.

 

W Nakhon Sawan było już trochę gorzej. Najpierw musiałem poszukać toalety. Po okresie Buddyjskiego Nowego Roku, nie wypada już wylewać żadnych płynów z samochodu. Później musiałem przejść całe miasto bo, oczywiście, tajski hajłej ma tendencję przecinania samego, zakorkowanego, centrum. Długo też nikt nie chciał się zatrzymać. W końcu jest, jest - kolejny pickup. Tym razem, trafił mi się kierowca nie tylko mówiący po angielsku ale jeszcze jadący aż 20 kilometrów od Bangkoku. Niestety nie miałem radochy z jazdy na pacę. Musiałem męczyć się z ustawioną na pełną parę klimatyzacją. Z drugiej strony i tak lepsze to niż tzw. Vip Busy, w których białopośladkowcy skarżą się, że jest im zimno. Faktycznie, w oczach azjatyckich właścicieli firm transportowych, im niższa temperatura, tym większy prestiż. Niedługo będą chwalić się śniegiem w autobusach. Po drodzę zatrzymaliśmy się na kilku farmach słodkiej kukurydzy. Niestety, chociaż bardzo chciałem się dowiedzieć czym różni się słodka kukurydza od tej zwykłej, nie dane było mi spróbować ani świeżego, ani przegotowanego produktu. Dowiedziałem się za to, że tajskie produkty rolne mają problemy na rynku europejskim ze względu na stosowanie cen dumpingowych. U nas po prostu nie może być tanio bo jest to nielegalne.

 

Mój zbawiciel, którego imię zapomniałem a wizytówkę zgubiłem odstawił mnie najdalej jak tylko mógł. Już wjeżdżając na rozległe przedmieścia Bangkoku, spodobało mi się to miasto za świetne rozwiązanie komunikacyjne. Zamiast obwodnicy, wybudowano tutaj płatną drogę ekspresową nad głównymi arteriami miasta. Kierowcy mają zatem wybór - albo płacić i jechać szybko, albo stać w korkach. Trasa jest zawsze taka sama, tyle, że GPS-y sobie z nią nie radzą. Może byłoby to dobre rozwiązanie dla problemu płatnych/bezpłatnych autostrad w Polsce?

 

Zawsze mówiłem żeby przed jakimkolwiek remontem drogi wybudować nową drogę obok. W Bangkoku buduje się drogi piętrowo.

 

Wysiadłem na przystanku autobusowym. Zbyt ciemno było na łapanie stopa więc pomyślałem, że do miasta dojadę jednym z wielu autobusów przypominających niektóre nasze tabory MZK z linii Classic - tyle, że bardziej wyeksploatowane. Powinno być więc tanio. Nic z tego. Nawet rdzenni mieszkańcy stolicy nie potrafią rozkminić autobusów, którymi nie jeżdżą na codzień bez pomocy google. W kolejnych dniach znalazłem na to idealny sposób - tymbardziej, że autobusy są o wiele tańsze niż tzw. skytrain. Podreptałem kawałek dalej i wszedłem na pierwsze, nadal bezpłatne, piętro drogi, która w jakiś sposób urosła w tym miejscu do trzech kondygnacji. Zatrzymywali się tylko kierowcy charakterystycznych różowych taksówek. W końcu zatrzymał się radiowóz - policjant wygonił mnie znów na dół. A taką wygodną pakę mieli! Znowu postałem trochę licząc na to, że nikt mnie nie rozjedzie. W końcu podeszła młodo wyglądająca pani w podejrzanym makijażu i zaproponowała że mnie podrzuci kawałek. Podwiozła mnie do stacji BTS (metra) i poprosiła ładnie o 5.000 bahtów (500 zł.). Podziękowałem grzecznie i pochwaliłem za świetne poczucie humoru.

 

Nawet rodowici mieszkańcy Bangkoku nie mogą się połapać w autobusach bez użycia googli. Z czasem, i na to znalazłem sposób.

 

Metrem, z którego można podziwiać panoramę Bangkoku dojechałem do samego centrum, w którym mój host z couchsurfingu, Mark, miał się tego wieczoru akurat spotkać ze znajomymi. Dziwne miejsce i dziwne osoby w okolicznych barach, ale cóż.... w końcu wiedziałem, że byłem w mieście "tysiąca i jednej pokusy". Mark przedstawił mnie "Moooooo" - takiego imienia w Tajlandii używał Muhammad. Powód? Tajowie nie potrafili wymówić jego prawdziwego imienia. Ja też zacząłem się przedstawiać jako Michael albo Misha bo z krótkiego Mike wszyscy robili jeszcze krótsze Mai.

 

Metro pod miastem..... nuuuuuuudaaaaaa. Im wyżej tym lepszy widok.

 

Po suto zakrapianej alkoholem imprezie, która dla mnie skończyła się na trzeźwo ze względu na to, że wszyscy pili znienawidzoną przeze mnie whiskey, pojechaliśmy do wielkiego domu Marka, który zaczął mi tłumaczyć układ ulic w stolicy, polecając najważniejsze atrakcje. Widząc jak Mark daje mi mapę, nie mogłem się skupić na tym co mówi łypiąc niepozornie jednym z oczu na jego siostrę i udając, że słucham. Nic nie pamiętam z tamtej rozmowy. Najważniejsze było, że dostałem mapę. I tak, kilka następnych dni spędziłem z Muhammadem z Iranu.

 

Podobnie jak większość poznanych przeze mnie Persów, Muhammad cierpi na kompleks przesytu Azadi (wolności). Chwali się ilością znajomych na zablokowanym w Persji facebooku, pije dużo alkoholu i demonstracyjnie je przyrządzone na różny sposób prosiaki. Mimo wszystko, nadal jest typowym Irańczykiem - gościnnym, uprzejmym i inteligentnym. Mieliśmy bardzo dużo wspólnych i bardzo dużo dzielących nas tematów. Największą różnicą było to, że Mooooo marzy o ułożeniu sobie życia w Tajlandii i odwleka moment powrotu do ojczyzny, a ja z chęcią wróciłbym do Iranu. Dzięki niemu, również, rozkminiłem autobusy. Kiedy byłem w Teheranie, metro kosztowało ok. ćwierć dolara. W Bangkoku,minimalna opłata to pół dolara. Przeważnie, jeśli chcemy się gdzieś przemieścić, przyjdzie nam się pożegnać z dolarem. Toż to zbankrutować tutaj na transporcie idzie.

 

Muhammad bardzo się dziwił kiedy mówiłem, że z chęcią zamieszkałbym gdzieś nad Zatoką Perską.

 

Muhammad przyjechał do Tajlandii na roczny kurs angielskiego w bardzo nietypowej szkole językowej. Otwarte biuro, w którym wszystkie zajęcia odbywają się w jednym pomieszczeniu zajmuje jedno z kilkunastu pięter biurowca. Nie ma tu pracowni. Jest kącik zajęć, jest kącik nauki samodzielnej, jest też bardzo fajny kącik z ekspresem i darmową kawą. Na początku, częstując się małą czarną, czułem się jak intruz, ale gdy tylko wszedł jeden z nauczycieli i rzucił baaaaaaardzooooo miękkie haaaaaaaaiiiiii, od razu przeszło mi uczucie wyobcowania. Do tego podczas naszej krótkiej rozmowy był aż przesadnie miły. Muhammad wyjaśnił, że wszyscy mężczyźni zatrudnieni w tej szkole nie przepadają zbytnio za zróżnicowaniem płciowym. Piersi? Jakie piersi? Toż to takie babskie; niemęskie no.....

 

Pierwsze wrażenie Bangkoku - prawie jak Hong Kong czy Singapur.... prawie robi jednak wielką różnicę.

 

- Daj mapę?
- Co to?
- Czekaj
- Co to za kropki?
- Musisz tam iść
- Ale po co?
- Fajne dzielnice, odpowiedział Muhammad z błyskiem w oku.


Te fajne dzielnice znajdowały się bardzo blisko China Town - miejsca, które do bólu przypominało kantońskie miasta w Chinach. Baaaa, nawet niektórzy ludzie po tajsku nie mówili. Przez chwilę czułem się praktycznie jak w domu. Gdyby tylko panowie w sukienkach się o mnie nie ocierali. Tłok, wielki tłok, wszyscy jak mrówki zajęci pracą - dosłownie jakbym był spowrotem w Chinach. Targi, główne ulice i boczne sojki China Town zajęły mi prawie cały dzień - głównie ze względu na położone obok Little India, na której znów objadłem się chiapati. Niestety, w odróżnieniu od Mae Sot, tutaj chleb i curry okazały się cenić tyle samo co tajskie jedzenie.

 

W Chinatown, czułem się jak w domu. To nie sztuczne chińskie miasto z kolorowymi smokami i wymyślnymi pagodami. To prawdziwie kantońska dzielnica z prawdziwymi Chińczykami nie mówiącymi po tajsku.

 

Wieczorem przeszedłem na Patpong. Już wychodząc z China Town w ciemnych uliczkach słyszałem "Bum bum? 600 baht". Kiedy doszło trochę więcej pań, które wyszły z założenia, że skoro najciemniej jest pod latarnią to najłatwiej będzie je znaleźć tam gdzie ledwo światło dochodzi, ceny spadły do 300 bahtów - jak się okazało, była to ulica adresowana do tajskiej i chińskiej klienteli.

 

Na autobus ta pani raczej nie czeka.

 

Niektóre dziewczyny mówiły podejrzanie niskim głosem, ale może to sprawa mutacji? W sumie, Azja Południowoschodnia robi ostatnio nagonkę na pedofili a po wyglądzie, na prawdę ciężko jest określić wiek Azjatów. Tylko czy dziewczynki mają mutacje? Nie no, one mają coś innego na M - miesiączkę, macicę..... a może to na "j" było? Jajniki, jajowody, jajka? Jajka na twardo? Omlet? Kurdę, tak niedawno byłem w czwartej klasie podstawówki a już zapomniałem. Zaraz, tak! Niektórym dziewczynkom pojawia się jabłko.... jabłko Adama..... dobrze pamiętam. Pięć plus!

 

Jak się nazywa to na J co się wykształca dziewczynkom podczas dojrzewania? A tak, mam - jabłko Adama. A tak całkiem na poważnie to jeśli ktoś przyjeżdża do Tajlandii korzystać z uciech cielesnych to polecam abstynencję od alkoholi i innych wspomagaczy.

 

Wszedłem do jednego z salonów masażu i jak tylko wyjąłem aparat żeby zrobić zdjęcie znudzonym kobietom siedzącym za witryną (tzw. fishbowlem), ledwo uchyliłem się od ciosu burdelmamy i ochroniarza w jednym - określane slangowo jako mamasan sutenerki często posiadają nienaganną figurę..... zawodnika sumo. Próbując ugłaskać hipopotamicę słowami, szukając drogi wyjściowej, powiedziałem, że chiałem zrobić zdjęcie by pokazać koledzę bo porównuje lokale, bo kolega z daleka, bo może wrócimy, trele morele, papa. Tam na pewno bym nie wrócił. Na zewnątrz też musiałem ćwiczyć sprint. Panowie policjanci rozmawiający z czekającymi na coś, siedzącymi na krawężniku paniami znów na widok aparatu, zaczęli mówić coś w bardzo głośny sposób - tym razem po tajsku. Cóż mogłem odpowiedzieć? "Mib mib" i jak Struś Pędziwiatr pognałem omijając szczury w bocznych uliczkach w stronę Patpongu. Błysk w oku Muhammada.... wielki rynek, na którym kupić można wszystko - ubrania, jedzenie, zegarki, bieliznę, wibratory, wiagrę, narkotyki, masaż, seks i takie tam - artykuły codziennej potrzeby. Wszędzie jest happy hour, tyle że - za wszystkie darmowe usługi trzeba płacić - Od 5.000 do 1.000 bahtów. A co za darmo? Za darmo jest atmosfera tej ulicy. Albo nie potrafiłem się w nią jakoś wczuć, albo po prostu ten cały cyrk rozśmieszył mnie do łez.

 

Paradoksalnie zwany przez Tajów Miastem Aniołów/Dziewic Bangkok (Krung Thep), jest jednym z ulubionych miejsc, do których tatusiowie, wujkowie i dziadkowie udają się w "interesach".

 

Klub o nazwie Super Pussy, Muay Thai w kiślu, płatne klapsy, pokazy go-go czy ping-pong bez użycia stołów ping-pongowych czy rakietek to tylko niektóre sposoby na przyciągnięcie klienta. Swoją drogą zadziwiające co można zrobić ze zwykłą plastikową, leciutką jak piórko piłeczką..... Taaaaak..... Tajowie mają wyobraźnię!

 

Kolejne dni spędziłem na mierzeniu się z pokusami Bangkoku, paradoksalnie nazywanego przez Tajów Krung Thep, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza Miasto Aniołów lub.... Dziewic. W praktycę, powszechnie uczona na lekcjach geografii nazwa z nieco eufemistycznym sposobem zapisu (Bangkok zamiast Bang Cock) jest jak najbardziej akuratna. Odpuściłem sobie nawet największe atrakcje turystyczne. Tym bardziej, że największą atrakcją była dla mnie czająca się za każdym rogiem odmienność. Wiele ulicznych happeningów sprawia, że nawet przechodząc kilka razy tą samą ulicą, nigdy nie będzie tak samo.

 

Uliczne happeningi sprawiają, że znalezienie się drugi raz w tym samym miejscu, nie koniecznie musi być zawsze takie same.

 

Bangkok nie tylko stawia przed największymi lękami, o których sam Siegmunt Freud bałby się napisać. To również jeden z hubow transportowych, w których można wyhaczyć całkiem ciekawe okazje na przeloty w różne miejsca na świecie. Większość osób lecących do Kambodży, Wietnamu, Laosu czy Birmy, pierwsze przyziemienie w Azji, zalicza właśnie w Bangkoku. Dzięki Freddiemu znów napaliłem się na Indonezję. Z kolei, po wyjeździe z Chiang Mai, moje serce biło już w Ameryce Południowej. Marzyłem o dżungli, o przygodach, o nauce hiszpańskiego, może i nawet o wzbogaceniu się niczym Pablo Escobar na własnym przedsiębiorstwie produkcyjno-handlowym. Do Bangkoku jechałem z bardzo mieszanymi uczuciami. Ameryka Południowa? Victor zarezerwował lot do San Francisco za 400 dolarów. Co tam, że na drugiej półkuli? Jakoś da się przejechać. Indonezja? Michał i Dorota, których poznałem w Laosie, zarezerwowali lot do Penang za 50 dolarów. No, ale ja miałem nie latać. I jeszcze ta Indonezja po drodzę. Przypomniałem sobie i kilka razy jak mantrę powtórzyłem strategiczne motto "keep your target". Pozostałem więc przy standardowym planie na dalszą drogę, choć wieczorami przeglądałem wyszukiwarki lotów. Do tego doszła propozycja zostania i pracy - dobrze płatnej i, tym razem, nie w roli nauczyciela.

 

 

Stolica Tajlandii to żywa metafora wielopoziomowości, którą można interpretować wielopoziomowo.

 

Głównie za tą ostatnią pokusę, znienawidziłem Bangkok. Paradoksalnie, mogłoby to być jedno z niewielu wielkich miast, w których mógłbym mieszkać. Jest tanio, jest łatwo o dobrze płatną pracę i najważniejsze - Bangkok nie jest prawdziwą metropolią. To miasto idące w stronę Singapuru czy Hong Kongu..... tyle, że powoli i ociężale. W jego lepiej obdarzonych (przez finansjerów) kolegach wszystko jest robione, jakby, na jedną nutę. Bangkok, z kolei, łączy w sobie elementy XXI wieku, Science Fiction, Mangi, egzotyki, miłości, przemocy, straszliwej biedy, wielkiego bogactwa, kiczu i sztuki wysokich lotów. Jak drapacz chmur, to miasto posiada wiele niepoukładanych i niespasowanych poziomów. W życiu nie widziałem takiego zagęszczenia Iphonów, szczurów i karaluchów jednocześnie. Słowem, jeden wielki bałagan i chaos zapakowany w eleganckie pudełko wyprodukowane na zlecenie renomowanej firmy w jednej z wielobranżowych fabryk w chińskim Kantonie. Brak miejsca na monotonię. Bangkok to nie jest miejsce, które się kocha albo nienawidzi. Bangkok to miejsce, które jednego dnia się kocha, a drugiego nienawidzi.

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Polecane
Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaDrogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaChyba nie ma nic, co byłoby równie często krytykowane jak drogi na terenie powiatu tomaszowskiego. Największa krytyka oczywiście dotyczy ulic na terenie miasta. Sposób ich remontowania, dobór kolejności budzą liczne pytania. Niejedna z osób puka się w czoło. Drogi powiatowe, mosty na terenie miasta niemal wszystkie wymagają pilnych remontów. W najgorszym stanie jest ulica Dąbrowska, ale niewiele lepsze są ulice Legionów, Elizy Orzeszkowej, ale też Piłsudskiego w wielu miejscach wymaga pilnych napraw. Absurd goni absurd, a Mariusz Węgrzynowski przez ostatnie ponad 5 lat naprawiał nie to, co najbardziej naprawy wymagało, tylko co było bliżej jego domu a więc okręgu wyborczego. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Poniżej kilka słów o tym, jak się u nas drogi robi.Data dodania artykułu: Wczoraj, 13:11 Ilość komentarzy: 3 Ilość pozytywnych reakcji czytelników: 6
Starosta Węgrzynowski załatwił się własną broniąStarosta Węgrzynowski załatwił się własną broniąMarcowa sesja Rady Powiatu Tomaszowskiego zwołana została, jak można się było spodziewać w trybie nadzwyczajnym. Poza kilkoma małymi zmianami w budżecie, które można było wprowadzić już w ubiegłym miesiącu, albo wstrzymać się z nimi do kwietnia. Chodziło raczej o to, by radni mogli zgarnąć kasę. Przy okazji okazało się, że nawet w takim trybie Mariusz Węgrzynowski nie potrafi przygotować sesji. Ma ona ściśle określoną formułę. Zmiana porządku obrad jest możliwa, ale musi za nią zagłosować polowa ustawowego składu rady. Ten trick zastosował Starosta, kiedy radni chcieli uchylić Powiatową Kartę Rodziny, rozszerzając porządek obrad sesji. W piątek ten sam manewr zastosowali radni Koalicji Obywatelskiej i Wszyscy razem i odrzucili wniosek o wpisanie punktu dotyczącego dofinansowania w kwocie 500 tysięcy złotych zakupu wyposażenia na potrzeby stacjonarnego hospicjum.Data dodania artykułu: Wczoraj, 12:36 Ilość komentarzy: 2 Ilość pozytywnych reakcji czytelników: 3
WIELKANOCNA JAZDA - WSTĘP WOLNY - PONAD 200 ATRAKCYJNYCH NAGRÓD DO ZDOBYCIA !Pędził przez miasto. Poniesie konsekwencjeCeramika Paradyż zagrała rekordowo dla WOŚPKomunikacja w okresie Świąt Wielkanocnych 2024Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaStarosta Węgrzynowski załatwił się własną broniąZapraszamy na promocję monografii 4 Pułku Artylerii CiężkiejKlasyki powitały wiosnęZnamy najlepszych informatyków i matematyków w powiecieKomunikat o przerwach w dostawie prąduWiosenny repertuar kin HeliosBarwy kampanii: dzieciaki niczym znak towarowy
Reklama
Elektryzująca love story w kwietniowym Ale Kino Elektryzująca love story w kwietniowym Ale Kino „Piosenki o miłości”, reżyserski debiut Tomasza Habowskiego, to kolejna propozycja kinowa Miejskiego Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim w cyklu Ale Kino. Projekcja filmu odbędzie się 10 kwietnia o godz. 18 w MCK Tkacz.„Piosenki o miłości” były największym przebojem Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2021 roku. To słodko-gorzka historia o poszukiwaniu własnej tożsamości, o kobiecej walce o niezależność, buncie młodości przeciwko autorytetom, talencie i ambicjach oraz skomplikowanej miłości.Ona jest dziewczyną z bloku w małym mieście, on pochodzi z zamożnej, znanej warszawskiej rodziny. Ona kelneruje i śpiewa o tym, co jej w duszy gra, on marzy o wydaniu płyty, którą utarłby nosa sławnemu ojcu-aktorowi. Poznają się, gdy ona obsługuje przyjęcie, na którym on się bawi. Połączy ich miłość do muzyki, rozdzielą ambicje i marzenia. Kruche uczucie, które rodzi się między nimi, cały czas wystawiane jest na próbę: ona wciąż przed nim ucieka, on potrafi łgać jak z nut. Czy dwa tak różne brzmienia mogą się zestroić? Ile razy w życiu możliwy jest bis?W rolach głównych występują: Justyna Święs, wokalistka zespołu The Dumplings, oraz Tomasz Włosok, jeden z najciekawszych aktorów młodego pokolenia („Boże Ciało”, „Jak zostałem gangsterem”). Na ekranie zobaczyć będzie można również m.in. Andrzeja Grabowskiego, Patrycję Volny czy Krzysztofa Zalewskiego. Bilety do nabycia w Miejskim Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 oraz przez serwis Biletyna.pl https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Piosenki-o-milosci/Tomaszow-Mazowiecki. Zapraszamy w imieniu organizatorów. Data rozpoczęcia wydarzenia: 10.04.2024
„Burza” nad Pilicą „Burza” nad Pilicą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim serdecznie zaprasza na otwarcie wystawy „Burza” nad Pilicą. Wydarzenie odbędzie się 27 stycznia o godzinie 10 w Skansenie Rzeki Pilicy (ul. Modrzewskiego 9/11). Głównym moderatorem spotkania będzie Jakub Czerwiński, szerzej znany jako Irytujący Historyk. Wstęp wolny w godz. 10-12.Tego dnia w budynku skansenowej świetlicy wyeksponowana zostanie wystawa pamiątek związanych z historią 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej z okresu II wojny światowej. Tam też będzie można zobaczyć m.in. sztandary, archiwalne zdjęcia, orzełki, opaski, hełmy, elementy umundurowania i wyposażenia wojskowego.Oddział 25. pp AK został sformowany w lipcu 1944 roku w Barkowicach Mokrych nad Pilicą na bazie oddziałów partyzanckich i dywersyjnych Inspektoratu Piotrkowskiego AK w ramach akcji „Burza”. Działał głównie w lasach koneckich i przysuskich do 9 listopada 1944, kiedy to został rozformowany jako oddział zwarty, z poleceniem prowadzenia dalszej walki małymi oddziałami.Warto zaznaczyć, że w oddziałach 25. pp AK służyło kilkudziesięciu tomaszowian na czele z dowódcą, majorem Rudolfem Majewskim ps. „Leśniak”, który obecnie jest patronem Jednostki Strzeleckiej 1002 w Tomaszowie Mazowieckim.W roku 2024 przypada 80. rocznica Akcji „Burza” i sformowania 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej, stąd też pomysł na tematyczną wystawę w Skansenie Rzeki Pilicy. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Fundacji Con Ignis z Piotrkowa Trybunalskiego. Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim oraz Fundacja Con Ignis z prezesem zarządu Jakubem Czerwińskim.Wystawę będzie można oglądać do końca kwietnia 2024 r.Data rozpoczęcia wydarzenia: 27.01.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myślenia Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myślenia Chyba nie ma nic, co byłoby równie często krytykowane jak drogi na terenie powiatu tomaszowskiego. Największa krytyka oczywiście dotyczy ulic na terenie miasta. Sposób ich remontowania, dobór kolejności budzą liczne pytania. Niejedna z osób puka się w czoło. Drogi powiatowe, mosty na terenie miasta niemal wszystkie wymagają pilnych remontów. W najgorszym stanie jest ulica Dąbrowska, ale niewiele lepsze są ulice Legionów, Elizy Orzeszkowej, ale też Piłsudskiego w wielu miejscach wymaga pilnych napraw. Absurd goni absurd, a Mariusz Węgrzynowski przez ostatnie ponad 5 lat naprawiał nie to, co najbardziej naprawy wymagało, tylko co było bliżej jego domu a więc okręgu wyborczego. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Poniżej kilka słów o tym, jak się u nas drogi robi.Znachorzy w kampanii wyborczej uleczą Was ze wszystkich chorób Znachorzy w kampanii wyborczej uleczą Was ze wszystkich chorób Okazuje się, że jest jeden temat w kampanii, który pojawia się w większości prowadzonych przeze mnie rozmów. Jest nim oczywiście: zdrowie. Nie da się ukryć, że Tomaszów jest miastem starzejącym się, a wraz z wiekiem problemów zdrowotnych przybywa. Tymczasem brakuje specjalistów od endokrynologii, reumatologii, pulmonologii, a ostatnio nawet kardiologów. Od wielu kandydatów na radnych usłyszycie, że poprawią dostępność do świadczeń zdrowotnych. Hasło chwytliwe, tylko, żadna z tych osób nie wskazuje w jaki sposób tego dokona. Zwyczajnie albo wyborcy są cynicznie oszukiwani, albo ci kandydaci są całkowitymi ignorantami w tematach w których zabierają głos. Oba te czynniki ujęte łącznie są również wielce prawdopodobne.
Barwy kampanii: czy w Tomaszowie mamy jeszcze Straż Miejską i Policję Barwy kampanii: czy w Tomaszowie mamy jeszcze Straż Miejską i Policję Dzisiejszy docinek "barw kampanii" poświęcimy krótko "przyczepkom wyborczym". Pisaliśmy już o tym, że często zajmują one tak bardzo potrzebne mieszkańcom miejsca parkingowe w newralgicznych miejscach w Tomaszowie. Zdarza się jednak, że stwarzają realne zagrożenie dla uczestników ruchu drogowego. W ostatnim czasie na głównych ulicach miasta pojawiła się taka właśnie z olbrzymim banerem kandydata na radnego Rady Miejskiej Koalicji Obywatelskiej, Roberta Balickiego. Ustawiana jest na chodnikach i pasach drogowych poza wyznaczonymi miejscami strefy płatnego parkowania. Konstrukcja stanowi duże zagrożenie dla osób, które próbują wyjechać z legalnych miejsc parkingowych, ponieważ całkowicie ogranicza widoczność. Policja i Straż Miejska nie reagują, uważając zapewne, że troska o bezpieczeństwo tomaszowian nie jest ich problemem. Najwyraźniej nie jest ona też obiektem szczególnej troski pretendenta na radnego. Znowu Polak będzie mądry po szkodzie?Barwy kampanii: bez kultury i bez zasad Barwy kampanii: bez kultury i bez zasad Kiedy wczoraj zobaczyłam w Internecie na profilu Sztabu Wyborczego Piotra Kucharskiego film dokumentujący zaklejanie plakatów na tablicy w okolicach ZUS, pomyślałam że jest on weekendowym, wyborczym żartem. Tak przynajmniej sugerowała podłożona pod film "radosna" muzyczka. Sporych rozmiarów tablica została w całości zaklejona materiałami wyborczymi wspomnianego wyżej Kucharskiego. Niestety to, co wyglądało na fejk, okazało się prawdą. Nie byłoby to może zbyt wielkim problemem (poza manifestacją swego rodzaju narcyzmu politycznego), gdyby nie fakt, że wcześniej w tym miejscu były wyklejone plakaty innych kandydatów. A to już jest poważnym wykroczeniem, za które grozi kara grzywny.
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: rwdTreść komentarza: A czyj jest północny wjazd/wyjazd z Tomaszowa za Roldrobem? Ta droga już nie jest nawet śmieszna. Podejrzewam, że na łatanie dziur przez wiele lat co dwa, trzy miesiące wydano więcej niż na wybudowanie nowej od podstaw. To jest najlepsza reklama Tomaszowa i powiatu tomaszowskiego.Źródło komentarza: Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaAutor komentarza: ProbosczTreść komentarza: Więcej religiiŹródło komentarza: Oświata niejedno ma imię. Co dalej z tomaszowskimi szkołami?Autor komentarza: VrpTreść komentarza: Seryjny aktywny w okolicy nawet w TM , parę lat temu koło Rawy i w trasie do W-wy a teraz tuŹródło komentarza: Zmarł generał brygady Adam MarczakAutor komentarza: Do Zbigniewa DTreść komentarza: Dziecko? martw się o swoje On zabrał i jeździ z nim ,a Ty nie masz czasu dla dziecka bo siedzisz cały czas w telefonieŹródło komentarza: Barwy kampanii. Głośne komunikaty wyborcze przeszkadzają mieszkańcom. Kandydat na prezydenta nie reaguje.Autor komentarza: ....Treść komentarza: Zanim będą nowe nakładki, to może zrobić -przegląd map geo i "rurologii" ulic -materiał, średnica, m3 odpływu, nachylenie ulic i konieczne kratki ściekowo-burzowe, sprawdzić, gdzie brak "burzówki" ... -plan zagospodarowania przestrzennego miasta (gminy, powiatu), -ekspertyza służb technicznych, wnioski (wodne, energ, gazowe ..) -projekt.. Ale ubytki w nawierzchniach należy sukcesywnie , bo nie ma kasy! Samorządy powinny oszczędnie realizować zadania....Źródło komentarza: Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaAutor komentarza: ...)Treść komentarza: trzeba wybudować większe, dłuższe sale gimnastyczne....chyba że się zrobi kółko graniaste cztery rogi.....wtedy więcej zasłużonych się zmieści..to co widać to jakieś "Qui pro QuoŹródło komentarza: Oświata niejedno ma imię. Co dalej z tomaszowskimi szkołami?
Reklama
Profilowana poduszka do siedzenia SEAT COMFORT Profilowana poduszka do siedzenia SEAT COMFORT Cena: Do negocjacjiZ pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientówWygodna pozycja siedzącaOchrona przed napięciami mięśniowymiOdciążenie kręgosłupaSeat Comfort to idealne rozwiązanie dla osób szukających komfortu i prawidłowego ułożenia ciała podczas siedzenia. Dostosowująca się do ciężaru użytkownika pianka z pamięcią kształtu umożliwia właściwą pozycję i równomierne rozłożenie ciężaru ciała. Dzięki temu odciążony jest kręgosłup, co niweluje odczucie zmęczenia podczas czynności wykonywanych na siedząco. W zajęciu prawidłowej pozycji pomagają dodatkowe wyprofilowania pod uda.Poduszka uniwersalna ze względu na swoją elastyczność i możliwość dopasowania do miejsca, w którym jest stosowana. Idealna do wykorzystania w domu, pracy, samochodzie lub na wózku inwalidzkim. Spód wykonany jest z materiału antypoślizgowego, dzięki czemu poduszka nie przesuwa się i w przeciwieństwie do innych tego typu wyrobów, doskonale działa ze śliskimi powierzchniami (np. metal, tworzywo sztuczne).Wskazania: Profilaktyka w powstawaniu odleżyn, przeciążenie odcinka lędźwiowego kręgosłupa, choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa, wymuszona długotrwała pozycja siedząca.Przeciwwskazania: Nie stwierdzonoKonserwacja: Pianka z pamięcią kształtu nie nadaje się do prania. Pokrowiec zewnętrzny jest zdejmowalny i może być prany w temperaturze do 30°C/ 86°F. Ze względu na sposób transportu, poduszka po wyjęciu z opakowania może mieć "zapach fabryczny". Aby zniknął, przed pierwszym użyciem, wystarczy przewietrzyć poduszkę.Skład:Poduszka: 100% PUPoszewka (góra i boki): 93% poliester, 7% spandex, z uchwytem z bokuPoszewka (spód): 100% poliester z kropkami antypoślizgowymiWymiary: 45X 37X9cmGęstość: 45kg/m3
Skarpetki zdrowotne frotte ze srebrem Skarpetki zdrowotne frotte ze srebrem Skład:bawełna 80%, Prolen® Siltex ze srebrem 17%, Lycra® 3% Wielkości:35-37, 38-40, 41-43, 44-46, 47-49 (oprócz koloru białego i szarego)        (według ZN-JJW-P-005)Konstrukcja:Skarpetki nieuciskające Medic Deo® Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Medic Deo® Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!Specjalna konstrukcja cholewki i niewielka domieszka nowoczesnego włókna Lycra® w całym wyrobie powodują idealne bezuciskowe przyleganie do nóg i maksymalną elastyczność - nietamowanie przepływu krwi i komfort nawet dla opuchniętych nóg.Dzięki działaniu przędzy z jonami srebra, wzmocnionemu apreturą antybakteryjną i antygrzybiczną Sanitized®, skarpetki hamują rozwój mikrobów i zapobiegają jednocześnie przykremu zapachowi podczas użytkowania. Miejsca stóp narażone na otarcia i urazy są chronione przez miękką trójwarstwową dzianinę frotte. Opaska elastyczna na śródstopiu zapobiega przesuwaniu się skarpetki na nodze.Skarpetki nadają się znakomicie do aktywności fizycznej. Do produkcji skarpetek jest używana czysta bawełna - naturalna przędza najwyższej jakości.SKARPETKI ZAREJESTROWANE JAKO WYRÓB MEDYCZNYZ pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama