Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 29 marca 2024 11:28
Reklama
Reklama

Laos (Luang Prabang, Oudom Xai, Luang Namtha) - Polska majówka w górach

W przerwie od klikania w Vang Vieng, sprawdzając prywatną skrzynkę i wrzucając nowe maile do folderów: "ważne" "odpowiem za kilka dni", "odpowiem za kilka tygodni", "kiedyś tam odpowiem" i, oczywiście, "spam", natrafiłem na noworoczne życzenia. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby adresatem maila nie była osoba o polskim nazwisku. W środku było coś takiego:

Siemanko!
Moze jestes gdzies w okolicach Vientene i chcialbys sie umowic na piwko i wymienic pare informacji albo po prostu pogadac w rodzimym jezyku. Łapaliśmy stopa przy tym samym lotnisku pare dni temu co Ty. Jest nas dwójka, Lublin i Stalowa Wola. Daj znac. [...]

 

No i jak tu nie odpisać od razu? Z Michałem i Dorotą umówiliśmy się w Vang Vieng. Akurat na styk powyrabiałem się z moimi zleceniami i mogliśmy sobie bez żadnych limitów czasowych usiąść przy plastikowych wiaderkach darmowej Lao Whiskey z lodem i coca-colą. Wielką zaletą Lao Whiskey jest jej cena - 10.000 kipów (ok. 1.3 usd) za 1-litrową, szklaną butelkę. "Szczerze mówiąc, wolę lać więcej whiskey bo jest tańsza niż cola", powiedział barman przerwacając mi do góry nogami wszystko czego się nauczyłem jak, jako nastolatek, sam stałem i za kontuarem i polewałem. Podstawową wadą tego ustrojstwa jest jednak smak, niczym nie różniący się od znanych na całym świecie Jaśków, Jacków i innych - Domestosów. Do tego, w połączeniu z colą, ta dziwna ciecz, tworzy taką mieszankę, że moje kubki smakowe tego po prostu nie tolerują. Równe dobrze, można by do tego Cifa dolać. Dlatego, sam, zdecydowałem się na zwykłe, pospolite piwo.


Jako, że Michał i Dorota również przemieszczają się za pomocą wyciągniętych w stronę słońca kciuków, uzgodniliśmy, że połapiemy sobie stopa razem. Następnego dnia bez żadnych łez w oku ani specjalnych sentymentów, wyjechaliśmy z Vang Vieng. Po kilku kilometrach marszu za rogatki złapaliśmy duże terenowe auto z Brytyjczykiem za kierownicą i, jakże mocno powiązaną ze specjalną ofertą lokalnych barów piosenką Rolling Stonesów "Brown Sugar" grającą w tle. Pan z miejsca zapytał czy byliśmy na tubingu. Ucieszył się słysząc "nie", kwitując, że to co się stało z tą niewielką niegdyś wsią przechodzi ludzkie pojęcie. Ogólnie, wydawał się być bardzo poruszony i zniesmaczony aktualnym obliczem Vang Vieng. Niestety, miłym towarzystwem ze wspólnymi tematami rozmów, nacieszyliśmy się jedynie przez kilka kilometrów.

 

Vang Vieng opuściliśmy z zimną krwią - bez żadnych sentymentów ani myśli typu "Kiedyś tu wrócę".

 

Zrobiliśmy sobie małe, kilkudziesięciominutowe wakacje na jednym ze skrzyżowań. Nie trzeba mieć nawet rąk by policzyć na palcach samochody, które nas minęły. W końcu, udało się nam zatrzymać furgonetkę z odkrytą paką. Po chwili, już czuliśmy wiatr we włosach i wilgotne, gorące górskie powietrze. A, że język i widoki skojarzyły mi się z naszymi, Polskimi, górami, wymyśliłem, że możnaby zacząć typową, autostopową majówkę. Co tam, że był 23 kwietnia. Ważne, że było ciepło, zielono, słonecznie i swojsko. Nawet droga przypominała nasze wojewódzkie szlaczki. Tyle, że polscy kierowcy są jacyś bardziej wyćwiczeni w slalomie. My, akurat, trafiliśmy na szofera, który chyba testował wytrzymałość zawieszenia. Do pełni swojskości brakowało mi tylko wędzonej jałowcowej ale, na szczęście, Dorota miała w plecaku czekoladowe ciasteczka Jack & Jill (wietnamska, połowę tańsza odpowiedź na Oreo z Krafta), które skutecznie zastąpiły mi braki w żołądku

 

Po dwóch godzinach, dojechaliśmy do jakiejś niewielkiej miejscowości. Majówkowym zwyczajem, Dorota i Michał podarowali kierowcy pocztówkę serwisu www.autostopik.pl (ja już wszystkie możliwe fanty porozdawałem). W podziękowaniu, uśmiechnięty Pan, chwycił za ich długopis i nasmarował 1.000.000. Okazało się, że tyle chciał za wymęczenie nas na górskich serpentynach i obicie naszych pośladków i kręgosłupów na wszystkich znajdujących się po drodzę dziurach. Dla porównania, klimatyzowany autobus kosztowałby ok. 50.000 kipów. Nie mając pewności czy napisana kwota była podana w kipach czy dolarach, potraktowaliśmy to jako przejaw poczucia humoru i ładnie podziękowaliśmy.

 

Trochę jak w Bieszczadach. Trochę jak w Górach Świętokrzyskich.

 

Wyszliśmy z miasteczka machając przechodzącym przez ulicę ślimakom. Nic innego nie chciało zostawić swojego śladu na podtopionym asfalcie "Zaczyna się - prawdziwy Laos", pomyślałem. Na szczęście, za kilkoma zawijasami była druga część tej samej wioski. Usłyszałem muzykę więc pomyślałem: "impreza, jedzenie....", JEDZENIE, wykrzyknąłem. "Wchodzimy?". Dorota i Michał nie mieli specjalnie wyjścia. Byliśmy zbyt głodni, a ja byłem zbyt ciekawy by zobaczyć co dzieje się za bramą czegoś co wyglądało na budynek lokalnych władz.


Trafiliśmy na ceremonię Baci z okazji Buddyjskiego Nowego Roku - eleganckie ubrania, nadgarstki udekorowane białymi nićmi, tańce, konkursy i okrągłe stoliki. Zostaliśmy zaproszeni do jednego z nich. Sympatyczna, dobrze zbudowana pani siedząca na przeciw nas, od razu chwyciła w zęby szyjkę dużej butelki piwa i przelała jej zawartość do wyczyszczonych na prędcę dłonią, "wspólnych" szklanek. Jedynym jedzeniem znajdującym się na stole, były niestety tylko podprażane motyle. Oczywiście bez toksycznych skrzydełek. Mało kaloryczne i odżywcze, ale zawsze był to jakiś tam zapychacz żeby nie pić piwa na pusty żołądek. Zresztą, i tak, byłem zbyt głodny żeby myśleć co jem i jaką to ma wartość kaloryczną, więc od niechcenia, chrupnąłem parę chitynowych kadłubków.


Kilkukrotnie, zaproszono nas też do tańca. Jeden z biesiadników, powiedział, że podczas tej ceremonii, zgodnie z lokalnym zwyczajem, jeśli osoba płci przeciwnej, składając obydwie dłonie i skinając lekko głowę, zaprasza nas na parkiet, nie wypada odmówić. Po kilku łykach rudego płynu, ja i Dorota, skorzystaliśmy z zaproszenia do kółeczka, w którym stąpając z nogi na nogę, próbowaliśmy podchwycić główny element tańca - charakterystyczne, nieco Absarowe wyginanie dłoni. Było bardzo azjatycko, czyli nieśmiało i powściągliwie. W odróżnieniu od zachodnich imprez, które mają czasem skłonność do przeradzania się w mniejsze lub większe orgietki, tutaj, nie było miejsca na żaden kontakt fizyczny.

 

Niestety, dwa tańce nie wystarczyły. Odmówienie zaproszenia równoznaczne jest z obrazą osoby zapraszającej. Nie ma miejsca na żadne "nie chce mi się", "później", "jestem zmęczony", ani nic podobnego. Sabaidee, ukłon i na parkiet marsz! A jak nie chcesz się bawić? Podszedł do nas sołtys wioski:

 

"To jest poważna ceremonia i lokalny zwyczaj. Wy go nie szanujecie. Powinniście już sobie iść."

 

Z jednej strony, zrobiło mi się przykro, że zostaliśmy wyrzuceni na bruk z imprezy. Z drugiej, czułem się nieco winny, że faktycznie, nieświadomie, popełniliśmy ogromne faux-pas. Przeszliśmy kilka zakrętów dalej i, ze względu na późną porę, zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na kemping. Jednocześnie, staraliśmy się dojechać najdalej jak tylko mogliśmy. Zatrzymaliśmy kolejne auto dostawcze, którego kierowca, na otwartej pacę dowiózł nas do następnej wsi. Tam, dały nam znać o sobie nasze żołądki. Ja przynajmniej podjadłem sobie prażonych much, ale Dorota i Michał jechali na pusto. W jednej z jadłodalni, chcieli od nas ponad dolara za chińskie nudle z folii zalane wodą. Stosunek ceny do jakości nie wypadał najkorzystniej. Dlatego, zrezygnowaliśmy. Szliśmy dalej wzdłuż drogi, tym razem, rozglądając się za trzema rzeczami na raz - opowiednim gruntem pod budowę ruchomej, jednokondygnacyjnej nieruchomości, jedzeniem i autostopem. Mieliśmy ogromnego fuksa: w momencie, kiedy słońce zaczęło dotykać horyzontu, zatrzymała się Toyota Hillux. Pan jadący do Luang Prabang, zaprosił nas do środka, ale my, i tak władowaliśmy się na tył.

 

Prawie jak w kabriolecie.

 

 

 

 

Przez chwilę, zastanawiałem się czy znów nie popełniliśmy błędu. Niektórzy kierowcy zatrzymują się licząc na zysk, inni - na rozmowę, a jeszcze inni - widzą w obcokrajowcu, po prostu, małpkę. Jest jeszcze kwestia gościnności - z punktu widzenia Azjatów, jazda na pacę jest mniej prestiżowa niż jazda w kabinie, a ci, którzy traktują przyjezdnych jako gości, bardzo przesadnie starają się by stworzyć im na tę parę chwil prawdziwy raj na ziemi.


Rozterki przeszły mi kiedy nad naszymi sześcioma stopami opartymi o tylną klapę zobaczyłem przelatujące na tle rozgwieżdżonego nieba świetliki. Paka dobrze amortyzowanego Hilluxa była naszym najwygodniejszym i najdłuższym tego dnia środkiem transportu i idealnym miejscem na drzemkę.

 

Zostaliśmy wysadzeni w samym centrum Luang Prabang na uliczce z tanimi pensjonatami. Dorota i Michał byli bardzo zdziwieni, że pan kierowca nie chciał od nas pieniędzy. Zjedliśmy standardową zupkę o standardowej cenie 12.000 kipów ze świeżymi nudlami przygotowywanymi na miejscu i pokierowaliśmy się na jedną z plaż Mekongu do naszych przenośnych, 7-gwiazdkowych hoteli z łazienką z bardzo bieżącą wodą w standardzie.

 

Następnego dnia, pozwiedzaliśmy Luang Prabang, które jest takim laotańskim Krakowem i Częstochową w jednym. Eleganckie miasto to dawna stolica Laosu, jeszcze z czasów kiedy był on monarchią. Cały teren, wpisany jest na listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Dla wielu odwiedzających Laos liczne, nasycone kolorami rustykalnego brązu, zieleni, złota, czerwieni i liturgicznego szafranu, świątynie Luang Prabang są jedynym celem ich podróży.

 

Korzystając ze znajdującego się na miejscu posterunku wydziału imigracyjnego, poszedłem przedłużyć kończącą mi się wizę. Stempelek kosztował mnie 2 dolary za 1 dzień. W skomplikowanym wniosku trzeba było wpisać tylko podstawowe dane - reszta pól była tylko wynikiem azjatyckiego uwielbienia do biurokracji. Udało mi się też odebrać paszport tego samego dnia. Co prawda, do posterunku musiałem wracać cztery razy pytając czy stempelek już nasiąknął atramentem, ale zawsze było to lepsze niż siedzenie w niewielkim miasteczku, które można obejść w kilka godzin, przez dwa dni.

 

Dominującym kolorem w Luang Prabang jest zdecydowanie szafran.

 

Bardziej niż do historii, ciągnęło nas jednak w góry. Dlatego, po kolejnej luksusowo spędzonej nocy nad samym brzegiem rzeki i szybkiej przepierce ubrań, wyszliśmy spowrotem na hajłeja o, jakże szczęśliwym numerze - 13. Tam, mimo, bardzo dużego, w porównaniu z poprzednimi dniami, natężenia ruchu, nie zatrzymał się nikt, oprócz dwóch płatnych busików. Ze względu na ograniczony angielski kierowców, potrzebowaliśmy wsparcia finansowego. Michał poszedł zatem do znajdującego się naprzeciw banku by zapytać się jak po laotańsku powiedzieć "Nie mam pieniędzy". Pan w okienku, nie tylko zapisał nam poprawną wimowę przydatnego każdemu autostopowiczowi zwrotu "Bor mi ngen", ale dołączył do tego notkę po laotańsku, że chcemy zabrać się do Oudom Xai - byle jak, byle by na gapę. Po, w sumie, czterech godzinach stania w jednym miejscu, zatrzymał się kierowca tuk-tuka, który jechał w naszą stronę. Widząc notkę, nieco się zdziwił, jednak postanowił nam pomóc i zafundował nam kilkanaście minut bezpłatnej jazdy. Później, po następnej godzinie, kierowca pickupa, przewiózł nas pod pensjonat i napisał na kartcę "30.000". Do tej pory, nie mamy pojęcia czy chodziło mu o opłatę za przejazd czy za nocleg w pensjonacie. Podziękowaliśmy, przeszliśmy dalej i zdecydowaliśmy się rozbić na suchym polu ryżowym, które w nocy okazało się nie być takie spokojne jak tuż po zachodzie słońca. Nie wiadomo czy niestety, czy na szczęście, na tą imprezę, nie zostaliśmy już zaproszeni.

 

Bardziej niż do historii i elegancji Luang Prabang, ciągnęło nas w góry.

 

Nad ranem, praktycznie od razu, udało nam się zatrzymać dostawczaka, który dowiózł nas do najbrzydszego, wg. słynnego przewodnika miasta w Laosie. W praktycę, Oudom Xai, oprócz tego, że najbardziej rozpowszechnionym w nim językiem jest chiński, a na targu można kupić o połowe tańsze niż w normalnych sklepach, chińskie produkty żywnościowe, nie różni się niczym szczególnym od innych miast w tym kraju.

 

Poza dobrym jedzeniem zza północnej granicy, Oudom Xai, polubiliśmy za jeszcze jedną rzecz. Kawałek za rogatkami, udało nam się złapać luksusową Toyotę Highlander z charakterystycznymi, niebieskimi tablicami z ciekawie narysowanym krzaczkiem. Chińskie towarzystwo wracało z biznesowej wizyty w Laosie do Kunming w prowincji Yunnan. Panowie zdziwili się, że poprosiłem o podwózkę moim strasznie kulejącym chińskim. Ja zdziwiłem się, że jeszcze coś w tym języku pamiętam. Ze względu na ograniczony zasób słów, chcąc wyjść na w miarę inteligentnego człowieka, musiałem, oczywiście napomknąć, że "dzisiaj nie pada", co nadal jest najlepiej opanowanym przeze mnie chińskim zdaniem.

 

Kilkaset serpentyn i nieco ponad 100 kilometrów dalej, znaleźliśmy się nieopodal naszego celu na najbliższe kilka dni. Po odczekaniu aż opcja "wirowanie" w naszych głowach przestanie działać, złapaliśmy kolejną furgonetkę z odkrytą paką. Tym razem, kierowca na "bor mi ngen", pokręcił trochę nosem, ale po chwili, dodał żeby wsiadać. W końcu, dojechaliśmy do położonego w bardzo ciekawych okolicach Luang Namtha.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Polecane
Koncert Pasyjny w świątecznym nastrojuKoncert Pasyjny w świątecznym nastrojuKoncert Pasyjny Orkiestry Symfonicznej Tomaszowa Mazowieckiego TM Orchestra pod dyrekcją Kamila Wrony z towarzyszeniem solistów oraz chórów: chóru miejskiego „Artis Gaudium”, chóru z parafii św. Antoniego, chóru z parafii św. Rodziny, chóru „Via Musica” z parafii NMP Królowej Polski, chóru z Gminnego Ośrodka Kultury w Lubochni, chóru Państwowej Szkoły Muzycznej im. Tadeusza Wrońskiego w Tomaszowie Mazowieckim odbył się 27 marca w Kościele pw. NMP Królowej Polski. Tak jak i w poprzednich latach wydarzenie zgromadziło wielu słuchaczy, których koncert wprowadził w refleksyjny, podniosły i wzruszający nastrój nawiązujący do zbliżających się Świąt Wielkanocnych.Data dodania artykułu: Wczoraj, 12:16 Ilość pozytywnych reakcji czytelników: 2
Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaDrogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaChyba nie ma nic, co byłoby równie często krytykowane jak drogi na terenie powiatu tomaszowskiego. Największa krytyka oczywiście dotyczy ulic na terenie miasta. Sposób ich remontowania, dobór kolejności budzą liczne pytania. Niejedna z osób puka się w czoło. Drogi powiatowe, mosty na terenie miasta niemal wszystkie wymagają pilnych remontów. W najgorszym stanie jest ulica Dąbrowska, ale niewiele lepsze są ulice Legionów, Elizy Orzeszkowej, ale też Piłsudskiego w wielu miejscach wymaga pilnych napraw. Absurd goni absurd, a Mariusz Węgrzynowski przez ostatnie ponad 5 lat naprawiał nie to, co najbardziej naprawy wymagało, tylko co było bliżej jego domu a więc okręgu wyborczego. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Poniżej kilka słów o tym, jak się u nas drogi robi.Data dodania artykułu: 27.03.2024 13:11 Ilość komentarzy: 6 Ilość pozytywnych reakcji czytelników: 6
Starosta Węgrzynowski załatwił się własną broniąStarosta Węgrzynowski załatwił się własną broniąMarcowa sesja Rady Powiatu Tomaszowskiego zwołana została, jak można się było spodziewać w trybie nadzwyczajnym. Poza kilkoma małymi zmianami w budżecie, które można było wprowadzić już w ubiegłym miesiącu, albo wstrzymać się z nimi do kwietnia. Chodziło raczej o to, by radni mogli zgarnąć kasę. Przy okazji okazało się, że nawet w takim trybie Mariusz Węgrzynowski nie potrafi przygotować sesji. Ma ona ściśle określoną formułę. Zmiana porządku obrad jest możliwa, ale musi za nią zagłosować polowa ustawowego składu rady. Ten trick zastosował Starosta, kiedy radni chcieli uchylić Powiatową Kartę Rodziny, rozszerzając porządek obrad sesji. W piątek ten sam manewr zastosowali radni Koalicji Obywatelskiej i Wszyscy razem i odrzucili wniosek o wpisanie punktu dotyczącego dofinansowania w kwocie 500 tysięcy złotych zakupu wyposażenia na potrzeby stacjonarnego hospicjum.Data dodania artykułu: 27.03.2024 12:36 Ilość komentarzy: 6 Ilość pozytywnych reakcji czytelników: 3
Poznaj przepisy na nieoczywiste wielkanocne potrawy na bazie jajekWstąp w szeregi Ośrodka Reprezentacyjnego Wojsk Obrony Terytorialnej!„Kobieta z…” Kina KoneseraŚmiertelny bój murarzy. Zabójstwo i samobójstwoKoncert Pasyjny w świątecznym nastrojuDotacja dla Rodzinnych Ogrodów Działkowych – wnioski można składać od 15 kwietniaWIELKANOCNA JAZDA - WSTĘP WOLNY - PONAD 200 ATRAKCYJNYCH NAGRÓD DO ZDOBYCIA !Pędził przez miasto. Poniesie konsekwencjeCeramika Paradyż zagrała rekordowo dla WOŚPKomunikacja w okresie Świąt Wielkanocnych 2024Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaStarosta Węgrzynowski załatwił się własną bronią
Reklama
Elektryzująca love story w kwietniowym Ale Kino Elektryzująca love story w kwietniowym Ale Kino „Piosenki o miłości”, reżyserski debiut Tomasza Habowskiego, to kolejna propozycja kinowa Miejskiego Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim w cyklu Ale Kino. Projekcja filmu odbędzie się 10 kwietnia o godz. 18 w MCK Tkacz.„Piosenki o miłości” były największym przebojem Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2021 roku. To słodko-gorzka historia o poszukiwaniu własnej tożsamości, o kobiecej walce o niezależność, buncie młodości przeciwko autorytetom, talencie i ambicjach oraz skomplikowanej miłości.Ona jest dziewczyną z bloku w małym mieście, on pochodzi z zamożnej, znanej warszawskiej rodziny. Ona kelneruje i śpiewa o tym, co jej w duszy gra, on marzy o wydaniu płyty, którą utarłby nosa sławnemu ojcu-aktorowi. Poznają się, gdy ona obsługuje przyjęcie, na którym on się bawi. Połączy ich miłość do muzyki, rozdzielą ambicje i marzenia. Kruche uczucie, które rodzi się między nimi, cały czas wystawiane jest na próbę: ona wciąż przed nim ucieka, on potrafi łgać jak z nut. Czy dwa tak różne brzmienia mogą się zestroić? Ile razy w życiu możliwy jest bis?W rolach głównych występują: Justyna Święs, wokalistka zespołu The Dumplings, oraz Tomasz Włosok, jeden z najciekawszych aktorów młodego pokolenia („Boże Ciało”, „Jak zostałem gangsterem”). Na ekranie zobaczyć będzie można również m.in. Andrzeja Grabowskiego, Patrycję Volny czy Krzysztofa Zalewskiego. Bilety do nabycia w Miejskim Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 oraz przez serwis Biletyna.pl https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Piosenki-o-milosci/Tomaszow-Mazowiecki. Zapraszamy w imieniu organizatorów. Data rozpoczęcia wydarzenia: 10.04.2024
„Burza” nad Pilicą „Burza” nad Pilicą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim serdecznie zaprasza na otwarcie wystawy „Burza” nad Pilicą. Wydarzenie odbędzie się 27 stycznia o godzinie 10 w Skansenie Rzeki Pilicy (ul. Modrzewskiego 9/11). Głównym moderatorem spotkania będzie Jakub Czerwiński, szerzej znany jako Irytujący Historyk. Wstęp wolny w godz. 10-12.Tego dnia w budynku skansenowej świetlicy wyeksponowana zostanie wystawa pamiątek związanych z historią 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej z okresu II wojny światowej. Tam też będzie można zobaczyć m.in. sztandary, archiwalne zdjęcia, orzełki, opaski, hełmy, elementy umundurowania i wyposażenia wojskowego.Oddział 25. pp AK został sformowany w lipcu 1944 roku w Barkowicach Mokrych nad Pilicą na bazie oddziałów partyzanckich i dywersyjnych Inspektoratu Piotrkowskiego AK w ramach akcji „Burza”. Działał głównie w lasach koneckich i przysuskich do 9 listopada 1944, kiedy to został rozformowany jako oddział zwarty, z poleceniem prowadzenia dalszej walki małymi oddziałami.Warto zaznaczyć, że w oddziałach 25. pp AK służyło kilkudziesięciu tomaszowian na czele z dowódcą, majorem Rudolfem Majewskim ps. „Leśniak”, który obecnie jest patronem Jednostki Strzeleckiej 1002 w Tomaszowie Mazowieckim.W roku 2024 przypada 80. rocznica Akcji „Burza” i sformowania 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej, stąd też pomysł na tematyczną wystawę w Skansenie Rzeki Pilicy. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Fundacji Con Ignis z Piotrkowa Trybunalskiego. Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim oraz Fundacja Con Ignis z prezesem zarządu Jakubem Czerwińskim.Wystawę będzie można oglądać do końca kwietnia 2024 r.Data rozpoczęcia wydarzenia: 27.01.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie małe

Temperatura: 14°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1007 hPa
Wiatr: 25 km/h

Reklama
Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myślenia Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myślenia Chyba nie ma nic, co byłoby równie często krytykowane jak drogi na terenie powiatu tomaszowskiego. Największa krytyka oczywiście dotyczy ulic na terenie miasta. Sposób ich remontowania, dobór kolejności budzą liczne pytania. Niejedna z osób puka się w czoło. Drogi powiatowe, mosty na terenie miasta niemal wszystkie wymagają pilnych remontów. W najgorszym stanie jest ulica Dąbrowska, ale niewiele lepsze są ulice Legionów, Elizy Orzeszkowej, ale też Piłsudskiego w wielu miejscach wymaga pilnych napraw. Absurd goni absurd, a Mariusz Węgrzynowski przez ostatnie ponad 5 lat naprawiał nie to, co najbardziej naprawy wymagało, tylko co było bliżej jego domu a więc okręgu wyborczego. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Poniżej kilka słów o tym, jak się u nas drogi robi.Barwy kampanii: czy w Tomaszowie mamy jeszcze Straż Miejską i Policję Barwy kampanii: czy w Tomaszowie mamy jeszcze Straż Miejską i Policję Dzisiejszy docinek "barw kampanii" poświęcimy krótko "przyczepkom wyborczym". Pisaliśmy już o tym, że często zajmują one tak bardzo potrzebne mieszkańcom miejsca parkingowe w newralgicznych miejscach w Tomaszowie. Zdarza się jednak, że stwarzają realne zagrożenie dla uczestników ruchu drogowego. W ostatnim czasie na głównych ulicach miasta pojawiła się taka właśnie z olbrzymim banerem kandydata na radnego Rady Miejskiej Koalicji Obywatelskiej, Roberta Balickiego. Ustawiana jest na chodnikach i pasach drogowych poza wyznaczonymi miejscami strefy płatnego parkowania. Konstrukcja stanowi duże zagrożenie dla osób, które próbują wyjechać z legalnych miejsc parkingowych, ponieważ całkowicie ogranicza widoczność. Policja i Straż Miejska nie reagują, uważając zapewne, że troska o bezpieczeństwo tomaszowian nie jest ich problemem. Najwyraźniej nie jest ona też obiektem szczególnej troski pretendenta na radnego. Znowu Polak będzie mądry po szkodzie?
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: zasłyszaneTreść komentarza: Mohery w zwartych szeregach mają głosować tylko na PIS zatem katecheta ma duże poparcie!Źródło komentarza: Starosta Węgrzynowski załatwił się własną broniąAutor komentarza: Do alejajoTreść komentarza: Ty chamku nie za dużo sobie pozwalasz?Źródło komentarza: Stacja ładowania pojazdów elektrycznych już dostępna dla mieszkańcówAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Człowieku bez mózgu. Co ty pier...!!! To jest informacja o stacji na terenie Tomaszowa, a nie dla całej Polski, a może i Europy. Czy do ciebie-barani łbie nie dotarło, że to jest stacja tylko dla naszego grajdołu, a może i dla naszego powiatu?! Gdzie w takim terenie znajdziesz ten twój, obsrany milion samochodów elektrycznych - barani łbie.Źródło komentarza: Stacja ładowania pojazdów elektrycznych już dostępna dla mieszkańcówAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Piszesz o procedurze, jaklą teraz stosuje ten z pochodzenia Ukrainiec Bodnar, czyli: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie (patrz: Dżugaszwili, czyli Wisarionowicz Stalin), lub paragraf się wymyśli. Przykłady: bandyckie zajęcie tvp, bandyckie napady na ziobrowców. Dopiero teraz chłopcy od bandery (sorry: od Bodnara) zaczynają kombinować, jak, kur.a, te przepisy nagiąć do tego, co wyprawiają.Źródło komentarza: Starosta Węgrzynowski załatwił się własną broniąAutor komentarza: Andrzej KiermasTreść komentarza: Ja rozumie wezwania o oszczędność> Toi może by tak radni dali przykład i zrezygnowali z bardzo obfitych diet i udziału w Radach NadzorczychŹródło komentarza: Słowo na niedzielę: Starostwo Powiatowe niczym biuro podróży...Autor komentarza: A.KiermasTreść komentarza: Na to bardzo liczę, WYCHOWANKOWIE SZKÓŁKI BĘDĄ TRAFIAĆ CZĘŚCIEJ DO DRUŻYNY.Źródło komentarza: Wychowanek Akademii Piłkarskiej w drużynie seniorskiej Lechii
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Łóżko rehabilitacyjne  Elbur PB 337 Łóżko rehabilitacyjne Elbur PB 337 Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów oraz montaż gratisNa zdjęciu: Łóżko PB 337 w wykonaniu standardowym w kolorze buk. Akcesoria: stolik Rubens 3 w kolorze buk.Łóżko PB 337 jest szczególnym łóżkiem do opieki długoterminowej, które w przeciwieństwie do klasycznych łóżek posiada możliwość opuszczenia krawędzi leża do poziomu ok. 23 cm. Niskie, dolne położenie leża ułatwia dostęp osobom z problemami z koordynacją ruchową i zwiększa bezpieczeństwo pacjenta nawet przy opuszczonych barierkach bocznych.Więcej informacjiKolory standardowe: DETALE PRODUKTU:1. Położenie leża 23 cm od podłogi4. Solidne koło z hamulcem2. Zabudowane napędy podnoszenia łóżka5. Pilot z blokadą poszczególnych funkcji3. Leże z regulacją twardości6. Dodatkowa regulacja za pomocą rastomatu OPCJE:zmiana wypełnienia leża • zmiana długości leża • zmiana kolorystykiPODSTAWOWE DANE TECHNICZNEBezpieczne obciążenie robocze175 kgMaksymalna waga użytkownika140 kgRegulacja wysokości leża:od 23 do 63 cmRegulacja segmentu oparcia pleców:0 ÷ 70°Regulacja segmentu oparcia podudzi:0 ÷ 20°Wymiary zewnętrzne długość × szerokość:219 × 102 cmPrześwit pod łóżkiem:ok. 7 cmCiężar całkowity:101,4 kgKółka jezdne:100 mm z hamulcem FUNKCJEDO POBRANIA: Karta produktu PB-337 [PDF]
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama