Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 25 kwietnia 2024 08:48
Reklama
Reklama Makaron Czaniecki - konkurs

Laos (Pakxe) - Głębokie zanurzenie

Przez pierwsze 1.5 dnia w nowym kraju, którego nazwa nic mi wcześniej nie mówiła, skonfrontowałem się z podanym mi na tacy stereotypem, próbowałem samodzielnie znaleźć jakieś podobieństwa do miejsc, które znam, zrobiłem wstępne zakupy i poznałem rąbek systemu..... opieki zdrowotnej.


Zaraz po przyjeździe na miejsce, przeszedłem rynek i stoiska z motocyklami używanymi. Tak jak się spodziewałem - nic nie znalazłem. Byłem jednak w mieście, w którym, jak mi się wydawało, nie ma nic ciekawego - poza tym, że jest miastem w Laosie. Chciałem, co prawda w Pakxe spędzić noc, ale większą motywację miałem do wzięcia nóg za pas i zobaczenia okolic.

 

Nie zdejmując plecaka z ramion, zamiast szukać noclegu, zacząłem porównywać ceny motocykli na wynajem. Na pierwszy rzut poszło biuro turystyczne z rządkiem ponumerowanych skuterków na podjeździe. Pani w środku pokręciła coś nosem, że za miasto to się one nie nadają i, że z ceny 7 dolarów ciężko mi będzie zejść.

 

Zanim skończyliśmy rozmowę, z góry zeszło dwóch Anglików. Jeden z nich opowiedział mi trochę o układzie ulic w Pakxe i czego gdzie szukać. Przy okazji powiedział, że znalazłem się nie tylko w agencji oferującej wycieczki i skuterki do pyrkania sobie po małej mieścinie, ale i w nowootwartym pensjonacie, w którym pokój kosztuje..... tyle ile kosztuje. Bo chociaż w katalogu, podana była cena 50.000 kipów za noc (6,25 dolara), uśmiechnięty właściciel rzucił 30.000 (3,75 dolara), na co ja odpowiedziałem "20?". Zaakceptował bez żadnego targowania. Wyglądało to trochę jak licytacja w dół. Zresztą, biorąc pod uwagę wifi i klimatyzację w pokoju, zapłaciłbym nawet i te 30. Tak jakoś mi się, po prostu, to 20 wymsknęło.

 

O Pakxe wiedziałem tyle, że jest po prostu miastem. O dziwo, jednym z największych w Laosie. Bardziej ciągnęły mnie okolice.

 

Pierwszy dzień w Laosie, okazał się być podwójnie komiczny. Kiedy właściciel pokazał mi pokój, okazało się, że "jedynka" nie jest skończona. To była odseparowana szybami część dużego przedpokoju. Niby wszystko było wporządku - nawet okno wychodzące na zewnątrz było we właściwym miejscu. Brakowało tylko jakichś..... zasłonek. Z drugiej strony, mogliby to tak zostawić i "single room" przemianować w katalogu na "peep-show room". Poprosiłem o inne miejsce. Bez problemu zostałem ulokowany w pokoju 3-osobowym.

 

Wyszedłem na zewnątrz, rozejrzeć się za jakąś kawą. Nie zdążyłem dojść do rogu ulicy jak spotkałem dwóch innych Anglików taszczących wielkie walizy, którzy zapytali się mnie o jakiś hotel. Niby byliśmy na ulicy hotelowej, ale poleciłem im mój Sout Chai i powiedziałem, że mogą się zatrzymać w moim pokoju. W ten sposób, dostałem za swoje. Panowie postanowili sobie zrobić imprezę do białego rana. Nie chciało im się szukać przy tym innego lokalu. Zamiast tego, musiałem zasypiać w towarzystwie dwóch pijanych jegomości o nieznanej mi orientacji seksuologicznej skaczących po łóżkach, próbujących znaleźć alternatywne drogi dostania się na dach i wydobywających opary marijuany ze swoich jam ustnych.

 

Przed przekroczeniem granicy Laos kojarzył mi się z.... pół godziny bym się zastanawiał i nie mógłbym dać żadnej odpowiedzi. Jeden z niewielu stereotypów podała mi Basia z Siem Reap: "Super natura i Anglicy robiący, najprościej mówiąc, siarę". Nie chciałbym generalizować, ale już pierwszego dnia wydało mi się, że Basia miała rację.

 

Z pensjonatu, wyprowadziłem się rano. Ze względu na niezbyt dobrze przespaną noc, poszedłem poprosić mnichów o nocleg w jednej ze świątyń. Najzwyczajniej w świecie, szukając śniadania, wszedłem na teren pierwszej pagody, na którą się natknąłem i dosiadłem się do ubranych w szafranowe szaty chłopaków siedzących przy stoliku. Po krótkiej rozmowie, zapytali się gdzie śpię i czy nie chcę się zatrzymać u nich. Nie miałem najmniejszej ochoty odmawiać. Zrzuciłem plecak i postanowiłem rozejrzeć się po mieście.

 

Mimo, że udało mi się znaleźć pensjonat ze świetnymi warunkami i za przyzwoitą cenę, znów poprosiłem mnichów o nocleg.

 

Jakoś tak, przechadzając się ulicami małego, stutysięcznego miasta, które o dziwo jest stolicą prowincji Champasack i jednym z największych skupisk ludności w Laosie, miałem wrażenie wyobcowania. Chyba, próbując zasnąć podczas imprezy, paliłem, nie zaciągając się :-). Wszystko wydawało mi się jakieś takie znajome.

 

Chodząc po ulicach miasta, miałem wrażenie, że już to gdzieś widziałem.

 

Mój tok myślenia wyglądał mniej więcej tak:  Jak Polska w maju? Ale tak ze 20 lat temu. A może to gdzieś na wschodzie Europy już widziałem? Ten celnik po rosyjsku mówił..... No i ten beton i socjalistyczne budynki w centrum..... jakaś była republika radziecka? Nie no, Związek Radziecki w Azji Południowo-Wschodniej? Toż to kolonia francuska była.... tylko te skośne daszki....

 

Ale tuk-tuki w sumie jakoś tak jak w Indiach wyglądają.... a ludzie jakoś tak po chińsku.... W sumie, to Indochiny są. Chociaż zaraz.... ludzie.... Szwajcaria? No jak żesz nie? Szwajcaria. I te skośne daszki pasują i ten spokój i ta zieleń! Jestem w azjatyckiej Szwajcarii.

 

Ludzie, których spotkałem, wydali mi się sympatyczni, ale bardzo zdystansowani.

 

Ludzie, których udało mi się spotkać byli zaciekawieni, ale bardzo zdystansowani. Mili i otwarci, ale to do mnie należało nawiązanie pierwszego kontaktu. Uliczni sprzedawcy nie podchodzili do mnie by sprzedać mi swój towar. Nikt z taksówkarzy z tuktuków, nie zapytał się ani razu czy nie potrzebuję jego usługi. Nawet fryzjer, widząc to co mam na głowie mnie olał. Do tego, zauważyłem, że na ulicy światło czerwone wywołuje jakąś dziwną, zbiorową hipnozę wśród kierowców. Wszyscy stają i.... nie wiem co tam w tych samochodach robią. Ci na skuterkach, po prostu się w ten semafor gapią. W każdym razie, na czerwonym, korek się robi. Nikt nie próbuje wjeżdżać pod prąd, nikt nie przejeżdża po chodniku. A klakson? Jaki klakson? Tak jakby nie wiedzieli do czego służy. Zaraz.... przecież tak się w Europie właśnie jeździ. A najgrzeczniej i najbardziej zachowawczo to.... w Skandynawii. Do Skandynawii mi jakoś obrazki nie pasowały. Moje pierwsze porównanie Laosu, mimo że był kiedyś częścią Indochin Francuskich, wyszło więc najbardziej w stronę Szwajcarii.

 

W Wietnamie, to taksówkarze łapią klientów - dosłownie i, czasem na siłę; w Kambodży też - tyle, że mniej nachalnie a tutaj.... pełna olewka.

 

 

 

 

Po śniadaniu złożonym z kawy..... espresso (w większości lokali, do których trafiłem był albo ekspres, albo mocca, a nie były to jakieś specjalnie drogie lokale) i małej paczki ciasteczek, wypytałem o kartę SIM. Powiedzieli mi, że najlepiej uderzyć w Unitel. Musiałem znaleźć przedstawicielstwo firmy, które okazało się mieścić w jednej z nudlowych restauracyjek. Kartę dostałem z ręki, bez żadnej rejestracji. Po prostu, pani pokazała mi kilka numerów i za 15.000 kipów (1.85 usd), stałem się posiadaczem jednego z nich. Do tego, miałem 5.000 kipów do wykorzystania na koncie. Niestety, nie udało mi się dowiedzieć jakie są terminy doładowań, itp. Cóż, wyjdzie w praniu. (Jakby ktoś chciał do mnie zadzwonić to mój laotański numer to 00856 20 992 73560).

 

Kiedy mój telefon zaczął już działać, przyszła kolej na uzupełnienie apteczki. Skończyły mi się odstraszacze krwiopijców, które jeszcze w Ratanakkiri nie dawały mi spać. Będąc nad rozlewiskiem rzek Mekong i Xedone, wolałem się zabezpieczyć. Tylko gdzie? Nowy kraj, nowe zasady, nowe miejsca. Zdecydowałem pójść na łatwiznę i wszedłem do supermarketu. Spacerując między półkami na stoisku aptecznym, usłyszałem piiiiiissssk i porządne ukłucie w palec. Pod jedną z nich, siedział sobie pies. Nie wiem tylko, dlaczego "wykładowcy" ustawili go akurat w tym dziale i, akurat, pod półką a nie na niej.

 

Gdzie rzeki i jeziora, tam i komary. 

 

Do deetu, dołączyłem więc jodynę i plaster. Kasjer, widząc co się stało, nie nabił nawet antyseptyku ani opatrunku. Po odnalezieniu wifi, dowiedziałem się że ran po ugryzieniu psa nie odkaża się jodyną tylko przemywa obficie wodą z mydłem, leje wodą utlenioną i zakleja.  Do tego, wyczytałem, że w Azji Płd-Wsch nie ma zwyczaju szczepienia psów ani innych zwierząt a wścieklizna jest czymś tak powszechnym jak grypa. Super. Przez cały dzień zastanawiałem się czy iść do szpitala czy nie.

 

Pomoc przyszła wieczorem, w postaci pary Belgów którą poznałem już wcześniej, w Ratanakkiri. Spotkaliśmy się przypadkiem na ulicy i tak się złożyło, że podobnie jak ja, szukali jadłodalni. A, że narzekali na swój hotel, zaprowadziłem ich najpierw do tego, w którym spałem poprzedniej nocy, mówiąc:

 

- Super warunki, rodzinne miejsce, fajne pokoje, z wifi, klimą, kawa za darmo - rozpuszczalna ale jest. Dwie tylko wady, że sąsiedzi mogą wam się nie spodobać i, że łazienki są wspólne - ale za to są cztery
- Bierzemy, ale jeszcze tutaj mamy znajomych to ich też weźmiemy, co? Odpowiedzieli.

 

I tak, wróciłem do "mojego" pensjonatu z grupą siedmiu (!) osób. Po uregulowaniu rachunku, zapytałem dla żartu gdzie moja działka. Właściciel odpowiedział: "room free". Powiedziałem, że kiedy indziej, podziękowałem i wróciliśmy na ulicę jadłodajną. Uderzyliśmy w knajpę hinduską. W gwarze europejskiej Wierzy Babel, mój mózg zaczął wychwytywać i dekodować bardzo znajome mi dźwięki.

 

- Cześć, Wy też z Polski? Zapytałem
- No, a Ty?
- Ja też. Mogę się dosiąść?

[.... blablablabla o drzewkach, krzewkach, ptaszkach i pszczółkach....]
- A w Laosie? Spodoba ci się. Na pewno. Dla mnie byłoby idealnie gdyby nie ten cholerny pies. Powiedział Kuba.
- Pies? To co? Pogryzł Cię pies?
- No pogryzł i teraz muszę zastrzyki brać. Niby na wszelki wypadek, ale wiesz, jak już masz objawy to jest za późno na cokolwiek.

 

Później, z wiadomych przyczyn, przez hinduską knajpę przeszła fala głośnego śmiechu. Kuba powiedział, że ma zastrzyk na 7 rano i, jak się spotkamy następnego dnia, pokaże mi gdzie jest szpital. Dobrze, że spałem z mnichami - dzięki temu, mogłem obudzić się o 5. Poszedłem wynająć skuterek i chwilę przed 7 podjechałem pod hotel Kuby. Przejechaliśmy do szpitala. W środku było nawet czysto i schludnie. Obsługa też była przemiła, tyle że.... nikt nie mówił na tyle po angielsku żeby mi pomóc w taki sposób jaki chciałem. Powiedzieli żebym poczekał.

 

Po godzinie przytulania pośladków do plastikowego krzesełka kameralnej poczekalni dosiadła się do mnie miła, wysoka pani. Poinformowała mnie, że nie ma konieczności brania zastrzyków jeśli pies przez 10 dni będzie żył. 10 dni? To ja już wolę te zastrzyki wziąć. Nie widziało mi się siedzieć w miejscu i jego bliskiej okolicy aż tyle czasu. Pani pokierowała mnie do biurka, pomogła przy wypisaniu recepty i realizacji jej w aptecę i zaprowadziła do pokoju, w którym siedział już pan.

 

- To Pani nie jest lekarzem?
- Nie, ja pracuje w dziale informatycznym. Tyle, że mówię po angielsku to czasem mnie wykorzystują jako tłumacza.


Super kompetentna osoba mi się trafiła do diagnozowania. Z drugiej strony, biały fartuch i narzędzia lekarskie wywołują u mnie poczucie zagrożenia, stres, obfite pocenie i stany lękowe. Nie mam nic przeciwko otarciom, zdartym paznokciom, oparzeniom, itp. Ale jakoś tak mam, że jak już ma się pojawić jakaś igła w moim ciele to ono mówi stanowcze nie. Tutaj, jak już zdążyłem nabierać zaufania, dowiedziałem się, że muszę znów przekonywać się do innego fartucha.

 

Pan wyciągnął strzykawkę, pokazał na ramię i widząc moją odwróconą o 90 stopni głowę zatrzymał się, wyszedł i zawołał innych - chyba mieli albo mnie albo jego dopingować bo właściwie tylko stali i się patrzyli. Po wszystkim otworzyłem oczy, wziąłem rachunek, podziękowałem za usługę i.... poszedłem znowu do feralnego supermarketu.

 

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc - zapytał dobrym angielskim, jak się okazało, właściciel sklepu.
- Potrzebuję trochę ryżu
- O tam
- I olej
- Tam
- No i psa
- Psa? Widziałem konsternację na twarzy. Nie mogłem jakoś pozbyć się mojego dziwnego poczucia humoru.
- No ma Pan psa, prawda?
- Mam
- Takiego małego, pomarańczowego z ostrymi ząbkami?
- Tak
- Wczoraj na tamtej półce stał.... właściwie to leżał i nie na półcę tylko pod półką. Już ktoś go kupił?
- On nie jest na sprzedaż
- Ale ja głodny jestem i mam ochotę na psa
- To Pan jada psy?
- Nie, nie jadam - to nie jest zbyt zdrowe mięso
- To po co Panu pies?
- Bo ten mnie dziabnął. Uciąłem w tym momencie prowadzącą do nikąd rozmowę i pokazałem rachunek ze szpitala.

 

Nie mogłem wyjść ze zdziwienia jak zobaczyłem, że właściciel sklepu dał mi równiutkie 120.000 kipów. Po tym jak powiedziałem, że muszę wziąć 3 zastrzyki, dorzucił resztę. Bez targowania, bez wykłócania się o swoje. Mogłem powiedzieć, że muszę mieć 5 - z tylu składa się pełna seria. Trzy to absolutne minimum. Poszedłem ot tak sobie, spróbować czy mi się uda coś zdziałać z założeniem, że nie i tutaj, dostałem pełną kwotę na wszystkie obowiązkowe zastrzyki, które do najtańszych nie należą. Pozostał tylko problem szukania szpitali i tej konkretnej szczepionki w kolejnych miejscach. Pojechałem  z powrotem do mnichów odebrać plecak i udałem się na kilkudniową wycieczkę za miasto.

Zastrzyki na wściekliznę wcale do tanich nie należą 120.000 kipów to 15 dolarów. Do tego, dochodzi jeszcze zaśmiecenie portfela papierkami - kartą szczepień, ulotką z nazwą preparatu i składem by, ewentualnie, dopasować substytut, kartką ze wskazaniami lekrza i przestrzeganie terminów: dzień 0, 3, 7,(21 i 28).

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Polecane
3 kluczowe aktualizacje, które natychmiast poprawią twoje świadectwo energetyczneA to pieniacz! Pół roku „paki" dla podejrzliwego SalomonowiczaWiosenne nastroje w MCK TkaczMali Lubochnianie w PCASNiepokonani pod koszamiLokale do wynajęcia. TTBS ogłasza przetargiMoc nowości w kinach HeliosJuż od 17 do 19 Maja na Placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim zawitają Food trucki!Marcin Dulas od dzisiaj nowym komendantem Straży PożarnejDzień Otwarty na Nadrzecznej 2024Zmiany w ProkuraturachJak rozwijać umiejętności miękkie i dlaczego są tak istotne dla kariery?
Reklama
„Burza” nad Pilicą „Burza” nad Pilicą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim serdecznie zaprasza na otwarcie wystawy „Burza” nad Pilicą. Wydarzenie odbędzie się 27 stycznia o godzinie 10 w Skansenie Rzeki Pilicy (ul. Modrzewskiego 9/11). Głównym moderatorem spotkania będzie Jakub Czerwiński, szerzej znany jako Irytujący Historyk. Wstęp wolny w godz. 10-12.Tego dnia w budynku skansenowej świetlicy wyeksponowana zostanie wystawa pamiątek związanych z historią 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej z okresu II wojny światowej. Tam też będzie można zobaczyć m.in. sztandary, archiwalne zdjęcia, orzełki, opaski, hełmy, elementy umundurowania i wyposażenia wojskowego.Oddział 25. pp AK został sformowany w lipcu 1944 roku w Barkowicach Mokrych nad Pilicą na bazie oddziałów partyzanckich i dywersyjnych Inspektoratu Piotrkowskiego AK w ramach akcji „Burza”. Działał głównie w lasach koneckich i przysuskich do 9 listopada 1944, kiedy to został rozformowany jako oddział zwarty, z poleceniem prowadzenia dalszej walki małymi oddziałami.Warto zaznaczyć, że w oddziałach 25. pp AK służyło kilkudziesięciu tomaszowian na czele z dowódcą, majorem Rudolfem Majewskim ps. „Leśniak”, który obecnie jest patronem Jednostki Strzeleckiej 1002 w Tomaszowie Mazowieckim.W roku 2024 przypada 80. rocznica Akcji „Burza” i sformowania 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej, stąd też pomysł na tematyczną wystawę w Skansenie Rzeki Pilicy. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Fundacji Con Ignis z Piotrkowa Trybunalskiego. Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim oraz Fundacja Con Ignis z prezesem zarządu Jakubem Czerwińskim.Wystawę będzie można oglądać do końca kwietnia 2024 r.Data rozpoczęcia wydarzenia: 27.01.2024
„Weselny toast” „Weselny toast”  „Weselny toast” to francuska komedia, na którą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza 8 maja do sali kinowej KiTka przy ul. Niebrowskiej 50. Film zostanie wyświetlony w ramach cyklu Ale Kino i będzie to już ostatni seans przed wakacyjną przerwą. Początek o godz. 18. Jak można przeczytać w opisie filmu, w „Weselnym toaście” znajdziemy wszystko to, za co uwielbiamy francuskie komedie: romantyczną miłość, wigor, odrobinę nostalgii i cięty humor, którego ostrze łagodzi czułość, z jaką odmalowane są słabości bohaterów. Laurent Tirard („Facet na miarę”, „Mikołajek”), który wyreżyserował ten obraz, do komedii podszedł w świeży i oryginalny sposób, wplatając w nią elementy stand-upu. Pokazał, że męczące rytuały stają się znacznie milsze, jeśli choć trochę polubimy swoją rodzinę. A wtedy może nawet będziemy gotowi na założenie własnej.Główny bohater, 35-letni Adrien, jest neurotykiem i właśnie rozstał się z dziewczyną. Podczas rodzinnej kolacji zostaje poproszony o wygłoszenie toastu na weselu siostry. Czego będzie chciał życzyć młodej parze, gdy jego związek legł w gruzach? Czy wyjdzie ze strefy komfortu i będzie walczył o swoją miłość? Przekonacie się, przychodząc na film. Bilety w cenie 9 zł dostępne są w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 oraz przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Weselny-toast/Tomaszow-Mazowiecki).Zapraszamy w imieniu organizatorów.Data rozpoczęcia wydarzenia: 08.05.2024
Food trucki Food trucki Już od 17 do 19 Maja na Placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim zawitają Food trucki!Piknik rodzinny organizowany przez Sowa Events bedzie miał do zaoferowania mnóstwo atrakcji.Dla głodomorów przyjadą foodtrucki reprezentujące kuchnie z całego świata. Wśród serwowanych dań nie może zabraknąć: amerykańskich burgerów, hiszpańskich churrosów, frytek belgijskich, węgierskich langoszy, tajskiego padthaia oraz wiele innych przysmaków z różnych zakątków naszego globu.Dla spragnionych będzie przygotowana strefa orzeźwienia, czyli stoisko pełne dobroci. Serwujemy tam autorską lemoniada, zmrożoną granite i wiele innych.Między stoiskami będzie przygotowany specjalny food court gdzie zostaną porozkładane ławostoły, leżaki oraz parasole. Można więc śmiało zaprosić całą rodzinę i wygodnie spędzić czas zajadając się serwowanymi specjałami, słuchając przy tym przyjemnej muzyki.Będzie również mnóstwo atrakcji dla najmłodszych. Będzie stoisko z balonami i zabawkami oraz stoisko z watą cukrową. Bedą również przygotowane dmuchane zamki na których dzieciaki beda mogły spędzić radosne chwile skacząc i bawiąc sie w najlepsze.DODATKOWO I BEZPŁATNIE ZAPRASZAMY NA:SOBOTA:- 12:00 - 16:00 - Spotkanie z ulubionymi postaciami z topowej bajki o dzielnych pieskach! Szykujcie aparaty i szerokie uśmiechy :)NIEDZIELA: - 12:00 -12:45 - Koncert "JAK Z BAJKI" - uzdolnieni ludzie filmu, muzyki, teatru i animacji przeniosą Was w magiczny świat muzyki z największych hitów filmów animowanych! - 12:00 - 18:00 - Animatorzy do Waszej dyspozycji! - zabawy ruchowe, sportowe, skręcanie balonów, zabawy z chustą klanza, mini zajęcia plastyczne i wiele innych - nudzie mówimy STOP!- 12:00 - 18:00 (z przerwami) - Bańki mydlane w niecodziennym wydaniu - daj się zamknąć w giga bańce! - Warto zapomnieć o gotowaniu w domu tego weekendu. Warto zabrać rodzinę i cudownie spędzić ten czas z Food truckami. Kulinarne święto już od 17 do 19 Maja w Tomaszowie Mazowieckim.Data rozpoczęcia wydarzenia: 17.05.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: OpóźnionyTreść komentarza: Dlaczego był walkower w Pucharze Polski z Moszczenica?Źródło komentarza: 3 punkty zostają w TomaszowieAutor komentarza: Anna B.Treść komentarza: Jak będziesz głodny to dołącz w ten dzień do pielgrzymów zmierzających do Świętej Anny w Smardzewicach. Tutaj gospodarz Ludwikowa pewnie nic nie przygotuje na ząb. A na Odpuście pojesz do syta.Źródło komentarza: Średniowiecze w SkansenieAutor komentarza: ZbychuTreść komentarza: Chociaż Żabka by się przydała gdzie w niedzielę i w święto mają otwarte a tak wałówę trzeba szykować.Źródło komentarza: Średniowiecze w SkansenieAutor komentarza: AtenTreść komentarza: Radnymi beda jak zloza slubowanie i dostana zaswiadczenia o wyborzeŹródło komentarza: Kto powinien zostać Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Jak ty jesteś normalny, to ja jestem biskupem. Zdejmij berecik z antenką z główki, poluzuj "gumkie" w swoich majtach, uwal się na wersalce i podziwiaj twojego idola - ryżego donka. PS. Ćwoku: zacytowane przeze mnie przysłowiowe powiedzenie z tym gów... i twarogiem, to nic innego, jak określenie tego, że nie można porównywać dwóch: sytuacji, ludzi, rzeczy, które do siebie zupełnie nie pasują. Jeżeli to do ciebie - ćwoku to dotrze, to nie będziesz nikogo po chamsku wyzywał. Pozdrowienia od starego czekisty.Źródło komentarza: Kto powinien zostać Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Zaczął wiać silny wiatr od strony ryżego donka. Dotychczasowi prokuratorzy, którzy dotychczas nie podpadli służbowo i merytoryczne, raptem stali się "be"!!! A miała być, kur..., ta nowa uśmiechnięta Polska. Polska, zupełnie inna od tej smutnej, pisowskiej Polski. Refleksja ogólna: głupków nie sieją, sami się rodzą.Źródło komentarza: Zmiany w Prokuraturach
Reklama
Profilowana poduszka do siedzenia SEAT COMFORT Profilowana poduszka do siedzenia SEAT COMFORT Cena: Do negocjacjiZ pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientówWygodna pozycja siedzącaOchrona przed napięciami mięśniowymiOdciążenie kręgosłupaSeat Comfort to idealne rozwiązanie dla osób szukających komfortu i prawidłowego ułożenia ciała podczas siedzenia. Dostosowująca się do ciężaru użytkownika pianka z pamięcią kształtu umożliwia właściwą pozycję i równomierne rozłożenie ciężaru ciała. Dzięki temu odciążony jest kręgosłup, co niweluje odczucie zmęczenia podczas czynności wykonywanych na siedząco. W zajęciu prawidłowej pozycji pomagają dodatkowe wyprofilowania pod uda.Poduszka uniwersalna ze względu na swoją elastyczność i możliwość dopasowania do miejsca, w którym jest stosowana. Idealna do wykorzystania w domu, pracy, samochodzie lub na wózku inwalidzkim. Spód wykonany jest z materiału antypoślizgowego, dzięki czemu poduszka nie przesuwa się i w przeciwieństwie do innych tego typu wyrobów, doskonale działa ze śliskimi powierzchniami (np. metal, tworzywo sztuczne).Wskazania: Profilaktyka w powstawaniu odleżyn, przeciążenie odcinka lędźwiowego kręgosłupa, choroba zwyrodnieniowa kręgosłupa, wymuszona długotrwała pozycja siedząca.Przeciwwskazania: Nie stwierdzonoKonserwacja: Pianka z pamięcią kształtu nie nadaje się do prania. Pokrowiec zewnętrzny jest zdejmowalny i może być prany w temperaturze do 30°C/ 86°F. Ze względu na sposób transportu, poduszka po wyjęciu z opakowania może mieć "zapach fabryczny". Aby zniknął, przed pierwszym użyciem, wystarczy przewietrzyć poduszkę.Skład:Poduszka: 100% PUPoszewka (góra i boki): 93% poliester, 7% spandex, z uchwytem z bokuPoszewka (spód): 100% poliester z kropkami antypoślizgowymiWymiary: 45X 37X9cmGęstość: 45kg/m3
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama
News will be here
Reklama
News will be here
Reklama