Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 20 kwietnia 2024 09:19
Reklama
Reklama

Wietnam/Kambodża - na ostatnią chwilę

Będąc jeszcze w prowincji Dak Lak, postanowiłem wrócić do pracy, w której, ze względu na zachłanność urzędów skarbowych, stały adres zameldowania jest jedynie przeszkodą. Chyba zbyt długo siedziałem w tej części Azji, w której społeczeństwo zorientowane jest na zarobek. Na półwyspie indochińskim, osoby nietrudniące się żadną pracą cieszą się o wiele mniejszym szacunkiem niż zbieracze puszek i złomu. Z jednej strony, jest to dobre podejście bo minimalizuje ilość tych, którzy ze względu na brak wakatów w "ich zawodzie" siedzą na państwowym garnuszku zbijając bąki przed telewizorem przy puszce mocnego fulla; z drugiej, pojęcie długiej podróży, po prostu w tej części świata nie istnieje. Jak podróż to albo odwiedziny, albo wakacje, a najlepiej jeśli celem jest biznes.

 

Korzystając z powszechnie dostępnego w Wietnamie Wifi, umieściłem spowrotem moje ogłoszenie dotyczące tłumaczeń. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Po kilkudniowej przerwie od ekranu, sprawdzając pocztę w mieszkaniu Ankura w Sajgonie, dostałem zlecenie, którego termin był dosć krótki w odniesieniu do jego objętości. Nie wypadało korzystać za darmo z czyjejś gościnności izolując się od świata zewnętrznego, więc musiałem się przenieść do hotelu.

 

Ponieważ, Ho Chi Minh, zdążyło mi się znudzić, a termin mojego pobytu, którego nie chciałem przedłużać miał się ku końcowi, zdecydowałem przenieść się do mniej hałaśliwego miejsca w bliskich okolicach granicy z Kambodżą. Z plątaniny ulic Sajgonu, planowałem wydostać się mototaksówką. Problem w tym, że wszyscy chcięli ode mnie minimum 5 dolarów za ponad półgodzinny kurs. Zdecydowałem się na przejście do stacji Ben Tanh. Tam, udało mi się znaleźć krótkodystansowy autobus do oddalonego jedynie 15 kilometrów od granicy, spokojnego Go Dau za 1 dolara.

 

Kiedy dojechałem na miejsce, było już zbyt późno i zbyt ciemno by szukać dobrego hotelu za dobrą cenę. Poprzestałem więc na zatrzymaniu się w pierwszym miejscu, którego cena nie przekroczy 5 dolarów. Pensjonat, który udało mi się znaleźć był wręcz idealny. Pomijając brak okna w pokoju, znajdował się obok wszystkiego, łącznie z kafejką internetową, którą potrzebowałem na najbliższych kilka dni, a pokój był czysty, schludny i klimatyzowany. Po zameldowaniu się zostawiając pod zastaw dowód osobisty zamiast paszportu, zrzuciłem plecak i wyszedłem zjeść smażony ryż, rozejrzeć się po okolicy i skorzystać z dobrodziejstw telefonii internetowej jednego z popularniejszych polskich komunikatorów, oferujących o wiele lepszą jakość połączeń niż ten, który jednoznacznie się wszystkim z VOIPem kojarzy.

 

Kiedy wróciłem do mojego hotelu, zastałem mało przyjemny widok. Mój plecak był otwarty. Ponieważ, nic nie zginęło, nie chciało mi się wchodzić w żadne potyczki z właścicielem posesji ani policją. Wymyśliłem, że lepszym pomysłem będzie położenie się spać i wyprowadzka wczesnym rankiem następnego dnia.

 

Gdy tylko przez niewielkie otworki w ścianie, zaczęły prześwitywać pierwsze promienie światła słonecznego, doprowadziłem się do stanu wyjściowego, odebrałem mój dowód i poszedłem spowrotem na główny placyk miasta. Niestety, jedynym hotelem znajdującym się w okolicy był właśnie ten, w którym zaglądano do plecaków. Dreptałem wzdłuż drogi w coraz mocniejszym słońcu z nadzieją znalezienia czegoś innego. Go Dau jest jednak małym miasteczkiem więc po kilkunastu minutach wydreptałem spowrotem na główną trasę. Na szczęście, zwróciłem uwagę faceta w średnim wieku, który, idealnie mówiąc po angielsku, zapewnił, że dowiezie mnie do dobrego miejsca i praktycznie wpakował mnie na tył jego malutkiego skuterka. Prując, wywiózł mnie jeszcze dalej poza miasto do innego pensjonatu. Cena za nocleg: 3.5 dolara. Szybka decyzja.

 

- Jest wifi? Zapytałem spodziewając się najbardziej oczywistych z oczywistych odpowiedzi
- Nie ma, ale kilometr stąd jest kafejka internetowa
- A jest okno w pokoju?
- Nie ma, ale jest wiatrak
- OK. Biorę.

 

Pomimo, że miejsce, w którym się znalazłem zorientowane było bardziej na uprawę ryżu niż na działalność turystyczno-handlowo-usługową, pod ręką miałem dwie przydrożne kawiarnie, jedną restauracyjkę, jeden sklep spożywczy i.... potrzebną mi do wykonania zlecenia kafejkę internetową.

 

Pierwszego wieczoru, jednak, właściciele chcięli mnie delikatnie z hotelu usunąć. Okazało się, że znalazłem się w popularnym w okolicznych wioskach miejscu schadzek a rodzinie, nie opłaca się w nocy wynajmować pokoji z innym sposobem naliczania niż godzinowe. Utargowałem cenę do 5 dolarów. Do dopełnienia transakcji, potrzebny był zastaw w postaci mojego paszportu. Podany, jak zwykle, dowód osobisty, nie wystarczył. Zadzwoniłem do Wonga z Danang z prośbą o przetłumaczenie, że nie zostawiam nigdy nikomu kogo nie znam dokumentów. Niestety, nasza siła przebicia była bezskuteczna. Po kilkudziesięciu minutach bezskutecznych negocjacji, właściciel, razem z wielką książką i innymi dowodami osobistymi, wziął mnie na komisariat policji. Tam, pokazałem moją książeczkę i pomogłem w spisaniu danych. W Wietnamie hotele zbierają dokumenty klientów by dopełnić meldunku na komisariacie. Teoretycznie, obcokrajowiec powinien posługiwać się w tym celu paszportem. Zgubienie go daleko od ambasady, jednak, ściąga na nas poważne problemy. Dlatego warto się wyczulić i książeczkę pokazywać tylko wybranym przedstawicielom władzy. Ewentualnie, można popytać się o targ, na którym można kupić "kopię" lub zrobić ksero i robić wymówkę, że "paszport jest w ambasadzie kraju X i czeka na wizę". W żadnym wypadku nie należy go zostawiać w recepcji nawet 5-gwiazdkowego hotelu.

 

Kolejne dwa dni, spędziłem przed komputerem, odcinając się od kontaktów ze światem zewnętrznym Musiałem przy tym przesunąć mój zegarek biologiczny troszeczkę do przodu bo mój budynek miał tendencję do nagrzewania się do bardzo wysokich temperatur podczas dnia i przyjemnego wychładzania w nocy. Przypomniało mi się przy okazji, że jak pisałem pracę magisterską, najlepiej, robiło mi się to pomiędzy 24:00 a 2:00 i, że w tamtym czasie gdy nikt z mojej dziennej pracy nie mógł zrozumieć, że ósma rano nie jest normalną porą na jakąkolwiek inną aktywność niż przewracanie się na drugi bok. Zależało mi na tym by zrobić to przed opuszczeniem Wietnamu. Wyrobiłem się prawie na styk. Po skopiowaniu danych i wystukaniu szybkiego maila, pozostała mi jeszcze kwestia wymiany pieniędzy. W kieszeni, zostało mi jeszcze kilkaset tysięcy dongów, których szkoda byłoby przewozić dalej jako puste pieniądze. Przeszedłem spowrotem do miasta i popytałem mototaksówkarzy. Ci, zaproponowali, że za 1 dolara zawiozą mnie w dobre miejsce. Po kilkunastu minutach jazdy, okazało się, że znalazłem się w malutkiej kawiarni przed samym przejściem granicznym. Negocjując kurs z irracjonalnego do normalnego, wymieniłem co miałem i pokierowałem się do odprawy.

 

Drobne dongi, które mi zostały, zainwestowałem w naturalny napój izotoniczny.

 

 

Ponieważ, z reguły, granica nie obsługuje osób, którzy przechodzą na piechotę, trochę czasu zajęło mi znalezienie właściwej budki po stronie wietnamskiej. Po stronie kambodżańskiej było już bardziej czytelnie. Zgodnie z informacjami na stronie khmerskiego MSZu, kolejka E-wizowa, faktycznie była znacznie krótsza niż tradycyjna. Sprawdzenie poprawności danych, kilka stempelków i już, z jednopartyjnego kraju socjalistycznego, znalazłem się w monarchii.

 

Khmerski terminal robi wrażenie.

 


 

 

Sąsiadujący z wietnamskim Moc Bai, surrealny Bavet, aż kipi od bogactwa. Gdzie nie spojrzeć stoi wielkie kasyno, 5-gwiazdkowy hotel czy salon SPA. To ulubione miejsce wietnamskich biznesmenów chcących zalegalizować niezarejestrowane przychody i obcokrajowców robiących wizowe wybiegi.

 

Kiedy już pochowałem dokumenty i ogarnąłem nowe miejsce, wyciągnąłem kciuka i.... nic. Wydawało mi się, że się gdzieś spóźniłem bo wszyscy jechali akurat w drugą stronę. Minęło kilkanaście minut i zatrzymała się Toyota. Kierowca, Kosal, bardzo dobrze mówiązy po angielsku zaprosił mnie do środka proponując przejazd do samego..... Phnom Penh. Tego bym się w życiu nie spodziewał. W Wietnamie, każdy kilometr był na wagę złota, a tutaj, od razu, trafił mi się kierowca, który nie tylko znał język, ale jeszcze przewiózł mnie 170 kilometrów. Kosal zajmował się programowym obniżaniem prawdopodobieństwa wygranych w maszynach o niskim prawdopodobieństwie wygranych w bavetowskich kasynach. Po kilkudziesięciu kilometrach od granicy, stało się już oczywiste, że znalazłem się w kraju rozwijającym się w pełnym tego słowa znaczeniu. Pola ryżowe już nie były tak zielone jak w Wietnamie. Khmerscy rolnicy nie są jeszcze w stanie pozwolić sobie na systemy nawadniające.

 

 

Kilka kilometrów od granicy z Wietnamem, kolor zielony przechodzi w żółty.

 

Murowane kamienice w wioskach i przydrożnych miasteczkach, ustąpiły nagle miejsca drewnianym domkom, z których wiele ustawionych jest na palach. Podobnie jak Wietnam, Kambodża uwikłaana była jeszcze nie tak dawno w ogromną ilość następujących po sobie i wyniszczających wojen, łącznie z konfliktami wewnętrznymi. Niestety, Khmerowie, mimo zapału, nie zdążyli wdrapać się jeszcze tak wysoko jak ich sąsiedzi. By dostać się do Phnom Penh, trzeba było przekroczyć rzekę Mekong. Na odcinku głównej trasy całego kraju, który tego dnia przejeżdżałem nie ma nawet mostu. Zamiast tego, samochody i pasażerowie ładowani są na promy. Na nabrzeżu tłoczno jest od żebraków, którym przez niewybuchy brakuje nóg i rąk, ulicznych sprzedawców i kramików z przekąskami w postaci smażonych koników polnych, pająków i innego rodzaju smakowitych rozmaitości. Kosal kupił papierową torebkę czegoś co przypominało świerszcze. Poczęstowany, zdecydowałem, że wypadałoby przyzwyczaić żołądek do tego typu rzeczy i przegryzłem kilka sztuk próbując odwrócić uwagę nowymi widokami związanymi z przekroczeniem granicy.

 

Do Phnom Penh, dojechaliśmy późnym popołudniem. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem był zakup mapy Kambodży i samej stolicy. Za 2 dolary, stałem się właścicielem mapy całego kraju, Phnom Penh, Siem Reap i Sihanouk Ville. Do pełni szczęćia, potrzebowałem karty sim by skontaktować się z osobą, którą wcześniej znalazłem na couchsurfingu. W Wietname, przegadałem wszystkie dongi i moje saldo w momencie opuszczenia kraju wyniosło równe 0. Odszukałem przedstawicielstwo sieci Cellcard. Tutaj, zostałem mile zakoczony - wszyscy spośród elegancko ubranej obsługi idealnie mówili po angielsku. Wszyscy też byli niewyobrażalnie mili. Rejestracja karty zajęła mi mniej niż pół godziny. Kambodża to chyba jeden z droższych krajów jeśli chodzi o połączenia telefoniczne. O ile w Wietnamie, karta za 60.000 dongów (3 dolary) wystarczyła mi na ponad dwie godziny rozmów i bardzo dużo smsów, o tyle jak zobaczyłem khmerskie ceny, złapałem się za głowę. Kiedy dokumenty były pokserowane i popodpisywane, a mój telefon złapał sieć, usłyszałem pytanie:


- Płaci Pan w dolarach czy w Rielach?
- To mogę w dolarach?
- Pierwszy dzień w Kambodży?
- Tak
- Tutaj raczej dolarów używamy. Ewentualnie resztę wydajemy w Rielach bo nie używamy monet.
- Ale nikt nie płaci w Rielach?
- Bardzo rzadko i drobne kwoty
- Aha

 

Pomyślałem sobie, że zakupy w Kambodży wymagają specjalnych uzdolnień matematycznych. Z drugiej strony - po co im własna waluta, skoro, i tak wolą dolary?

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Polecane
Ćwiczenia gimnastyczne w tomaszowskich fabrykachNowy partner Lechii TomaszówIV Festiwal Jazzowy „Barwy Muzyki Improwizowanej - Opoczno 2024”„Tkalnia żartu” – odsłona trzeciaJutro noga z gazuKoszykarki z 14-tki na podiumTankuj taniej na Samoobsługowej Stacji Paliw MZKNowy portal turystyczny miasta i gminy Tomaszów Mazowiecki już działaOdkryj wymarzony prezenty na chrzest dla chłopca! Znajdź idealny dar, który uwieczni ten niezapomniany dzień!Tomaszowskie dzieci miesiącami czekają na pomocGrand Prix Polski w kręglarstwie.Inteligentna sygnalizacja świetlna na ul. Wspólnej.
Reklama
Otwarcie sezonu turystycznego na Zamku w Inowłodzu Otwarcie sezonu turystycznego na Zamku w Inowłodzu Zapraszamy serdecznie na otwarcie sezonu turystycznego na Zamku w Inowłodzu.Wydarzenie obfitować będzie w wiele atrakcji!To już tradycja, że otwarciu sezonu turystycznego na Zamku towarzyszy Łżykwiat kasztelański, czyli impreza historyczna na którą zjeżdżają bractwa z całej Polski. Łżykwiat, to również ze staropolskiego kwiecień. Nazwa pochodzi stąd, że ten miesiąc „wyłudza z ziemi przedwcześnie kwiaty”. Jak co roku rekonstruktorzy ubiorą się w swoje średniowieczne stroje, stworzą wokół Zamku wioskę, będą gotować, bawić się, strzelać z łuku, walczyć na miecze, grać w średniowieczne gry…To świetna okazja do podejrzenia jak wyglądało życie w średniowieczu. Podczas wydarzenia, będziecie mieli niepowtarzalną okazję skosztowania zupy według średniowiecznej receptury! Zapewniamy dawkę ciekawej wiedzy i przednią zabawę!W tym roku otwarciu sezonu turystycznego towarzyszy bardzo bogaty program. Oprócz imprezy historycznej, na zamkowym dziedzińcu odbędą się rozgrywki szachowe. „Teatr na zamku” przygotował premierę swojego najnowszego spektaklu „Co się starej szafie śni” czyli bajkę dla dzieci, w każdym wieku Grupa "Teatr po godzinach" ze Zduńskiej Woli przedstawi moralitet „Starzec i śmierć” – to już dla starszych widzów.W sobotę w galerii ZI odbędzie się także wernisaż wystawy „Droga jest celem” Piotra Sabacińskiego – podróżnika, człowieka gór. Zdjęcia prezentowane na wystawie powstały podczas dwutygodniowej wyprawy na najwyższy szczyt obu Ameryk – Aconcaguę (6960,8 m.n.p.m.).Zapraszamy wszystkich bardzo serdecznie! Data rozpoczęcia wydarzenia: 20.04.2024
„Burza” nad Pilicą „Burza” nad Pilicą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim serdecznie zaprasza na otwarcie wystawy „Burza” nad Pilicą. Wydarzenie odbędzie się 27 stycznia o godzinie 10 w Skansenie Rzeki Pilicy (ul. Modrzewskiego 9/11). Głównym moderatorem spotkania będzie Jakub Czerwiński, szerzej znany jako Irytujący Historyk. Wstęp wolny w godz. 10-12.Tego dnia w budynku skansenowej świetlicy wyeksponowana zostanie wystawa pamiątek związanych z historią 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej z okresu II wojny światowej. Tam też będzie można zobaczyć m.in. sztandary, archiwalne zdjęcia, orzełki, opaski, hełmy, elementy umundurowania i wyposażenia wojskowego.Oddział 25. pp AK został sformowany w lipcu 1944 roku w Barkowicach Mokrych nad Pilicą na bazie oddziałów partyzanckich i dywersyjnych Inspektoratu Piotrkowskiego AK w ramach akcji „Burza”. Działał głównie w lasach koneckich i przysuskich do 9 listopada 1944, kiedy to został rozformowany jako oddział zwarty, z poleceniem prowadzenia dalszej walki małymi oddziałami.Warto zaznaczyć, że w oddziałach 25. pp AK służyło kilkudziesięciu tomaszowian na czele z dowódcą, majorem Rudolfem Majewskim ps. „Leśniak”, który obecnie jest patronem Jednostki Strzeleckiej 1002 w Tomaszowie Mazowieckim.W roku 2024 przypada 80. rocznica Akcji „Burza” i sformowania 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej, stąd też pomysł na tematyczną wystawę w Skansenie Rzeki Pilicy. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Fundacji Con Ignis z Piotrkowa Trybunalskiego. Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim oraz Fundacja Con Ignis z prezesem zarządu Jakubem Czerwińskim.Wystawę będzie można oglądać do końca kwietnia 2024 r.Data rozpoczęcia wydarzenia: 27.01.2024
„Weselny toast” „Weselny toast”  „Weselny toast” to francuska komedia, na którą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza 8 maja do sali kinowej KiTka przy ul. Niebrowskiej 50. Film zostanie wyświetlony w ramach cyklu Ale Kino i będzie to już ostatni seans przed wakacyjną przerwą. Początek o godz. 18. Jak można przeczytać w opisie filmu, w „Weselnym toaście” znajdziemy wszystko to, za co uwielbiamy francuskie komedie: romantyczną miłość, wigor, odrobinę nostalgii i cięty humor, którego ostrze łagodzi czułość, z jaką odmalowane są słabości bohaterów. Laurent Tirard („Facet na miarę”, „Mikołajek”), który wyreżyserował ten obraz, do komedii podszedł w świeży i oryginalny sposób, wplatając w nią elementy stand-upu. Pokazał, że męczące rytuały stają się znacznie milsze, jeśli choć trochę polubimy swoją rodzinę. A wtedy może nawet będziemy gotowi na założenie własnej.Główny bohater, 35-letni Adrien, jest neurotykiem i właśnie rozstał się z dziewczyną. Podczas rodzinnej kolacji zostaje poproszony o wygłoszenie toastu na weselu siostry. Czego będzie chciał życzyć młodej parze, gdy jego związek legł w gruzach? Czy wyjdzie ze strefy komfortu i będzie walczył o swoją miłość? Przekonacie się, przychodząc na film. Bilety w cenie 9 zł dostępne są w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 oraz przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Weselny-toast/Tomaszow-Mazowiecki).Zapraszamy w imieniu organizatorów.Data rozpoczęcia wydarzenia: 08.05.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie duże

Temperatura: 5°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1007 hPa
Wiatr: 15 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama