Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 29 marca 2024 16:50
Reklama
Reklama

Wietnam (Dong Hoi) - Dni w stylu Barei

Albo autostop w Wietnamie nie należy do najłatwiejszych, albo w ostatnim czasie miałem po prostu pecha. Po pierwsze, główna trasa (AH1), łącząca północ z południem kraju, czasem ma dwa pasy, czasem jeden, czasem w ogóle nie ma żadnych linii, a w niektórych miejscach, asfalt ustępuje miejsca glinie w kolorach od pastelowo-pomarańczowego do karmazynowego.

[reklama2]

 

Dlatego, należy się liczyć z tym, że mimo, że kierowcom wydaje się, że biorą udział w Grand Prix Indochina, średnia prędkość podróżna to ok. 20 - 40 km/h. Wyjeżdżając z Hai Phong, najpierw zgubiłem drogę i godzinę stałem pod, podobno, niewłaściwym znakiem, którego strzałka pokazywała jednak miasto, na które się kierowałem. W końcu, zatrzymał się młody chłopak na skuterku i zaoferował odstawienie mnie na prawidłowy szlak. Później, poszłoby już gładko. Co chwila zatrzymywał się jakiś busik. Ja nie miałem jednak ochoty na targowanie niebotycznych kwot za 20-30 kilometrów jazdy dalej.

 

Podobnie jak wiele rzeczy w Wietnamie, również główna trasa łącząca północ z południem kraju jest bardzo zróżnicowana.

 

Po kilkudziesięciu minutach i kilku rozstaniach z kierowcami busów, udało mi się zatrzymać ciężarówkę do Ninh Binh. Uśmiechnięty kierowca, niestety nie znał ani jednego słowa po angielsku. Za to poczęstował mnie kawałkiem kleistego ryżu zawiniętym w liść bambusa. W Ninh Binh, czekał mnie malutki spacerek. W strugach deszczu, który wydawał się padać pod ukosem, musiałem przejść na odpowiedni wylot z miasta, próbując zniechęcić mototaksówkarską mafię do zaczepiania mnie. W Wietnamie nie ma kłopotu ze złapaniem taksówki  - tutaj taksówkarz łapie klienta. Im przewaga kilogramowa i śmiałość kierowcy jest większa, tym bardziej skuteczne będą wyniki jego łowów (zdarzyło mi się już kilka razy być na siłę wciąganym do taryfy).

 

Biorąc pod uwagę styl jazdy wietnamskich kierowców, zatrzymanie ciężarówki to nie tylko lepsze widoki, ale i zwiększone bezpieczeństwo.

 

Później, od wioski do wioski, łapiąc pokracznie kolejne okazje, udało mi się dojechać do Thanh Hoa. Jak się okazało, przejechanie 60 kilometrów, zajęło mi kilka godzin. Zastanawiałem się, gdzie mogę tego dnia najdalej dojechać. Moje wątpliwości rozwiała Jenny - studentka dziennikarstwa na jednym z uniwersytetów w Hue. "Jedziemy do Dien Chau. Chcesz się zabrać z nami?" - zapytała wystawiając głowę zza okna busika. Jenny wraz z rodzicami i rodzeństwem była w trakcie rodzinnej pielgrzymki z południa na północ i znów na południe kraju, odwiedzając wszystkie gałęzie jej drzewa genealogicznego. Pokonanie 90 kilometrów zajęło nam blisko trzy godziny.

 

W Dien Chau, rozejrzałem się po ciemnej okolicy, w której przez brak jakiegokolwiek oświetlenia nie dojrzałem nic ciekawego. Nie widziałem sensu meldowania się do nawet najtańszego hoteliku na jedną tylko noc. Zamiast tego, szukałem dobrego miejsca na kemping. Pierwsza próba postawienia kroku w pole - plusk - niestety trafiłem na pole ryżowe. Zawsze lepszy plusk niż cyk. Po wygrzebaniu z plecaka latarki już się udało.

 

Znalazłem małą polankę niedaleko mini-plantacji bananów, na której grunt pozwolił mi bezproblemowo wbić śledzie i ustawić namiot. W Wietnamie, ceny zakwaterowania zaczynają się już od 3 dolarów. Planując jechać dalej następnego dnia, nie ma jednak żadnego sensu uciekać do hotelu - z wygodnego łóżka ciężej się rano podnieść niż z twardej, nierównej namiotowej podłogi.

 

Próba noclegu w pozornie mięciutkim polu może się czasem skończyć kałużą w butach.

 

 

 

[reklama2]

Następny poranek przypominał jakiś opad radioaktywny. Mżawka wyglądała jak mgła. Zima nie jest dobrą porą na odwiedzanie północnego Wietnamu. Jest zbyt wilgotno. Mimo wszystko, udało mi się dostrzec, że spędziłem noc w czyimś ogródku. Właściciel nie był mną zainteresowany tak jak ja jego bananami. Niestety, zielone owoce na drzewie okazały się jeszcze mało zdatne do spożycia.

 

Gdyby banany były trochę bardziej dojrzałe a obok był krzaczek kawy, byłaby to idealna agroturystyka ze śniadaniem.  

 

Po skromnym śniadaniu złożonym z bagietki i słodkiego, skondensowanego mleka, które udało mi się bez problemu wnieść do kawiarni, napisałem na kartcę "Vinh". Mimo, że Vinh znajdowało się tylko kilkanaście kilometrów od Dien Chau, dojechanie do tego mało ciekawego miasta zajęło mi ponad godzinę. Przez dwadzieścia kolejnych minut szedłem wzdłuż drogi by znaleźć się na rogatkach. Po kilkudziesięciu minutach stopowania z tabliczką z napisem Dong Hoi, do którego, mimo sporego dystansu, bardzo chciałem  się tego dnia dostać, zatrzymał się dalekobieżny autobus jadący z Hanoi do Ha Tinh. W środku, wesoły Pan Trang gestem pokazał, że nie chce ode mnie żadnych pieniędzy. Dzięki Panu Trangowi, mój dzień, ze zwykłego, szarego, zamienił się w kolorowy.

 

Autobus wysadził na stacji wszystkich pasażerów w pobliskim Ha Tinh. Mnie, jednak, kierowcy poprosili bym został w środku. Wielkim Neoplanem, wjechaliśmy w ciasne uliczki miasta by po chwili zatrzymać się pod..... salonem piękności. Jak na salon piękności przystało, w progu przywitała nas piękna właścicielka. Kiedy chciałem wyjść się przywitać, zauważyłem, że Pan Trang ma na sobie moje buty. Zwróciłem mu delikatnie na to uwagę, ale ten, roześmiany, pokazał na swoje białe adidasy. Faktycznie, moje czarne trampki zrobiły się kolorowe. Nie chciałem jednak innych butów - kilka minut na wietnamskich poboczach i, cokolwiek miałoby się na nogach zmieniłoby się w cichobiegi bagienne - w dosłownym tego słowa znaczeniu.

 

Salon piękności okazał się być przedsiębiorstwem wielobranżowym. Za dwupiętrowym budynkiem z fioletowym tynkiem i skośnym dachem znajdował się parking na autokarową flotę. Oprócz tego, przed domem stały 4 czarne, świeżo wysmalcowane, pachnące nowością Toyoty Camry, które nie wiem do czego służyły. W środku, oprócz full-servisu całego ciała można było również wymienić sobie walutę i kupić biżuterię.

 

Razem z Panem Trangiem, zostaliśmy poczęstowani herbatą i duńskimi ciasteczkami. Pan Trang co chwila dzwonił po znajomych, którzy przychodzili, witali się by po chwili zniknąć. Jednym z nich był policjant z wydziału imigracyjnego. Po sprawdzeniu paszportu, odbyło się delikatne przesłuchanie przy filiżance kawy. Pan mundurowy nie mógł wyjść z podziwu, że białopośladkowiec z kraju zachodniego deklaruje się jako komunista i otwarcie przyrównuje ustrojstwo demokratyczne do samochodu z dwoma czy więcej kierownicami.

 

Tak się zagadaliśmy, że nie zauważyłem, że słońce już zaszło. "Fajnie", pomyślałem. "Przez cały dzień zrobiłem 40 kilometrów". Z drugiej strony, groteskowy wieczór, dopiero się rozpoczynał, więc z ciekawością, czekałem na rozwój wydarzeń. Do pokoju wchodziło coraz więcej osób. Po chwili, z zaplecza wyszły kasjerki z talerzami, miskami z jedzeniem i sztućcami. Rozłożyły wszystko na macie na podłodzę i kiedy dołączył do nas starszy funkcjonariusz, mówiący idealnie po angielsku, przystąpiliśmy do konsumpcji ostrej, ale za to bogatej w kilka rodzajów mięsa, warzyw i sosów kolacji. Pan policjant wytłumaczył mi, że jeśli trochę poczekam, pojadę do Dong Hoi razem z Panem Trangiem, który, podobnie jak poznana przeze mnie dzień wcześniej Jenny był w trakcie rodzinnej pielgrzymki - w drodzę do Ho Chi Minh. Trudno było mi wierzyć w zapewnienia, zważywszy, że wszyscy panowie pili coś co nazwali winem, a co w rzeczywistości było mętną perłową cieczą o bardzo odpychającym, spirytusowym zapachu.

 

Podczas przystanku w Ha Tinh, zjedliśmy z Panem Trangiem i jego znajomymi obfitą kolację.

 

 

 

[reklama2]

 

Po kolacji, nieco kołyszący się inspektor zaprosił mnie do samochodu. "Jedziemy do mojego biura". Nie mając nic do ukrycia, ani nic innego w planach na wieczór, nie oponowałem. Gustownie urządzony gabinet Pana Quanga z łóżkiem na wypadek nocnych dyżurów przypominał trochę kapliczkę.

 

Wiedziałem, że w Wietnamie panuje kult pierwszego prezydenta zjednoczonego kraju, Ho Chi Minha, ale tylu Ho Chi Minów na tak małej powierzchni jeszcze w życiu nie widziałem.

 

Jeden był na biurku, drugi na szafie, trzeci w biblioteczce, czwarty na niej. Nie wiem, ile Prezydentów było w szafie i w szufladach. Porozmawialiśmy przez chwilę na temat zasług dygnitarza, jego miasta rodzinnego, jego drogi do sukcesu, itp. W biurze pana Quanga, patrząc na flaszkę z białą cieczą stojącą pod stołem przeszła mi przez głowę dziwna myśl, że Wietnam, z firmami krzakami, zupełnie niezrozumiałym ustrojem przypominającym kapitalizm, jednak z obrazem Marksa i Lenina w tle, konspirowaną prostytucją i narkotykami przypomina trochę Polskę znaną z filmów Stanisława Barei.

 

Biuro Pana inspektora było jednocześnie miejscem kultu pierwszego lidera zjednoczonego Wietnamu.

 

Nieco po godzinie 23, pan Quang, poczuł się zmęczony. Poszliśmy do jego służbowego auta i zostałem odwieziony spowrotem do zamkniętego już salonu odnowy biologicznej, vel. przedsiębiorstwa wielobranżowego. Po kilku minutach stania na krawężniku, z piskiem opon zatrzymała się jedna z wypolerowanych Camry, za której kierownicą siedział jeden z biesiadników z wielkim złotym łańcuchem na szyji. "Chcesz jechać do Dong Hoi?" - zapytał sprawiającym wrażenie w miarę trzeźwego głosem. "No chcę" - odpowiedziałem zastanawiając się, czy z tyłu są jakieś poduszki powietrzne. "To wsiadaj". Pojechaliśmy na rogatki miasta. Kierowca dał Panu Trangowi plik banknotów, wsiadł spowrotem do samochodu i odjechał. Pan Trang wytłumaczył, że czekamy na autobus.

 

Po chwili zatrzymaliśmy jeden z busików. Niestety, po kilkunastu minutach jazdy mojemu towarzyszowi podróży coś się nie spodobało. "Stop!", "Stop!", krzyczał coraz głośniej. Kierowca zatrzymał się i otworzył drzwi. Próbowałem uspokoić Pana Tranga by nie wysiadał po środku niczego. Nie udało mi się nic zdziałać. Zostaliśmy wypchnięci z busika i znaleźliśmy się w po środku egipskich ciemności w trzydomkowej wioscę. Wietnamczycy mają skłonność do wyłączania kraju na noc. W miastach, tylko w ścisłych centrach ulice są oświetlone. Poza nimi, życie toczy się od piania kogutów do sowiego koncertu. Chwilę później, dołączył do nas ubrany w pidżamę właściciel jednego z domków. Przez chwilę zastanawiałem się jakie miałbym szanse ucieczki i ewentualnego konfliktu. "Pomyślmy - środek nocy. Kompletnie pijany facet w średnim wieku, facet w pidżamie i trzeźwy chłopak z 10-kilowym plecakiem i torbą - kto ma większe sza..... nie no, przecież to jest groteska" - doszedłem do wniosku, że groził mi jedynie niekontrolowany wybuch śmiechu. Pan Trang co chwila do kogoś dzwonił z jednego z trzech telefonów, które miał przy sobie. Pan w pidżamie zaprosił nas do swojego nowowybudowanego i pachnącego świeżością domku na herbatę. Po kilku filiżankach czaju, zobaczyliśmy niebieskie światła. Wyszliśmy przywitać się z młodym funkcjonariuszem, który zaprosił nas do policyjnego pickupa, następnie ruszył przed siebie by po kilkudziesięciu kilometrach przekazać nas kolejnemu patrolowi. Kierowca kolejnego radiowozu zatrzymał się na następnym punkcie kontrolnym - również w jakimś ciemnym miejscu. Kiedy tylko przejeżdżał dalekobieżny autobus do Ho Chi Minh City, policjant dał znak kierowcy by wziął dwóch pasażerów na gapę. Mnie jednak nie w smak było jechać aż do Saigonu. Zależało mi na zobaczeniu ostatniego miasta zwycięskiej w Wojnie Wietnamskiej północy.

 

Zależało mi by zobaczyć najdalej wysunięte na południe, ostatnie miasto zwycięskiej północy - Dong Hoi.

 

W Dong Hoi byłem o trzeciej rano. Miasto, choć bez żywej duszy na ulicach, wydało mi się bardzo zadbane. Znalazłem tani hotelik, w którym za 3 noce wynegocjowałem łączną cenę 12 dolarów. Moim fortelem negocjacyjnym był brak znajomości wietnamskiego i fakt, że jedna noc miała się już ku końcowi.

 

Dong Hoi, mimo, że powoli przekształcane jest w miejscowość wypoczynkową, nie zdążyło jeszcze stracić swojego naturalnego uroku, który najłatwiej dostrzec w okolicach targu. Reszta miasta, podczas dnia, śpi. 

 

Następnego dnia, zwiedzałem spokojne, poprzecinane romantycznymi kanałami Dong Hoi i jego najbliższe okolice. Mimo, że znajduje się ono w okolicy pięknych i zadbanych plaż, których brzegi zdobią drzewa kokosowe, pól ryżowych, podziemnego miasta pamiętającego  konflikt z lat 70-tych poprzedniego stulecia i kompleksu jaskiń, turyści, znają je jedynie zza okien autokaru z Hanoi do Ho Chi Minh. Może dzięki temu, mimo, że Dong Hoi jest średniej wielkości miastem, ma ono swój urok. Oczywiście, podobnie jak w Hai Phong, nie brakuje miejsc, które nie są tym co reklamują, ale na ulicy nie ma nikogo kto widząc białe lico, molestowałby przybysza z dalekich stron.

 

 

 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Polecane
Koncert Pasyjny w świątecznym nastrojuKoncert Pasyjny w świątecznym nastrojuKoncert Pasyjny Orkiestry Symfonicznej Tomaszowa Mazowieckiego TM Orchestra pod dyrekcją Kamila Wrony z towarzyszeniem solistów oraz chórów: chóru miejskiego „Artis Gaudium”, chóru z parafii św. Antoniego, chóru z parafii św. Rodziny, chóru „Via Musica” z parafii NMP Królowej Polski, chóru z Gminnego Ośrodka Kultury w Lubochni, chóru Państwowej Szkoły Muzycznej im. Tadeusza Wrońskiego w Tomaszowie Mazowieckim odbył się 27 marca w Kościele pw. NMP Królowej Polski. Tak jak i w poprzednich latach wydarzenie zgromadziło wielu słuchaczy, których koncert wprowadził w refleksyjny, podniosły i wzruszający nastrój nawiązujący do zbliżających się Świąt Wielkanocnych.Data dodania artykułu: Wczoraj, 12:16 Ilość pozytywnych reakcji czytelników: 2
Przegrać trzeba umieć. PO nadal brnie w brudną kampanięKolejny sprawdzian dla policyjnych koniPalenie szkodzi. Nie tylko zdrowiuZdrowe gotowanie dla każdego - przewodnik po lokalnych produktach i naczyniachPoznaj przepisy na nieoczywiste wielkanocne potrawy na bazie jajekWstąp w szeregi Ośrodka Reprezentacyjnego Wojsk Obrony Terytorialnej!„Kobieta z…” Kina KoneseraŚmiertelny bój murarzy. Zabójstwo i samobójstwoKoncert Pasyjny w świątecznym nastrojuDotacja dla Rodzinnych Ogrodów Działkowych – wnioski można składać od 15 kwietniaWIELKANOCNA JAZDA - WSTĘP WOLNY - PONAD 200 ATRAKCYJNYCH NAGRÓD DO ZDOBYCIA !Pędził przez miasto. Poniesie konsekwencje
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Elektryzująca love story w kwietniowym Ale Kino Elektryzująca love story w kwietniowym Ale Kino „Piosenki o miłości”, reżyserski debiut Tomasza Habowskiego, to kolejna propozycja kinowa Miejskiego Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim w cyklu Ale Kino. Projekcja filmu odbędzie się 10 kwietnia o godz. 18 w MCK Tkacz.„Piosenki o miłości” były największym przebojem Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2021 roku. To słodko-gorzka historia o poszukiwaniu własnej tożsamości, o kobiecej walce o niezależność, buncie młodości przeciwko autorytetom, talencie i ambicjach oraz skomplikowanej miłości.Ona jest dziewczyną z bloku w małym mieście, on pochodzi z zamożnej, znanej warszawskiej rodziny. Ona kelneruje i śpiewa o tym, co jej w duszy gra, on marzy o wydaniu płyty, którą utarłby nosa sławnemu ojcu-aktorowi. Poznają się, gdy ona obsługuje przyjęcie, na którym on się bawi. Połączy ich miłość do muzyki, rozdzielą ambicje i marzenia. Kruche uczucie, które rodzi się między nimi, cały czas wystawiane jest na próbę: ona wciąż przed nim ucieka, on potrafi łgać jak z nut. Czy dwa tak różne brzmienia mogą się zestroić? Ile razy w życiu możliwy jest bis?W rolach głównych występują: Justyna Święs, wokalistka zespołu The Dumplings, oraz Tomasz Włosok, jeden z najciekawszych aktorów młodego pokolenia („Boże Ciało”, „Jak zostałem gangsterem”). Na ekranie zobaczyć będzie można również m.in. Andrzeja Grabowskiego, Patrycję Volny czy Krzysztofa Zalewskiego. Bilety do nabycia w Miejskim Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 oraz przez serwis Biletyna.pl https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Piosenki-o-milosci/Tomaszow-Mazowiecki. Zapraszamy w imieniu organizatorów. Data rozpoczęcia wydarzenia: 10.04.2024
„Burza” nad Pilicą „Burza” nad Pilicą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim serdecznie zaprasza na otwarcie wystawy „Burza” nad Pilicą. Wydarzenie odbędzie się 27 stycznia o godzinie 10 w Skansenie Rzeki Pilicy (ul. Modrzewskiego 9/11). Głównym moderatorem spotkania będzie Jakub Czerwiński, szerzej znany jako Irytujący Historyk. Wstęp wolny w godz. 10-12.Tego dnia w budynku skansenowej świetlicy wyeksponowana zostanie wystawa pamiątek związanych z historią 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej z okresu II wojny światowej. Tam też będzie można zobaczyć m.in. sztandary, archiwalne zdjęcia, orzełki, opaski, hełmy, elementy umundurowania i wyposażenia wojskowego.Oddział 25. pp AK został sformowany w lipcu 1944 roku w Barkowicach Mokrych nad Pilicą na bazie oddziałów partyzanckich i dywersyjnych Inspektoratu Piotrkowskiego AK w ramach akcji „Burza”. Działał głównie w lasach koneckich i przysuskich do 9 listopada 1944, kiedy to został rozformowany jako oddział zwarty, z poleceniem prowadzenia dalszej walki małymi oddziałami.Warto zaznaczyć, że w oddziałach 25. pp AK służyło kilkudziesięciu tomaszowian na czele z dowódcą, majorem Rudolfem Majewskim ps. „Leśniak”, który obecnie jest patronem Jednostki Strzeleckiej 1002 w Tomaszowie Mazowieckim.W roku 2024 przypada 80. rocznica Akcji „Burza” i sformowania 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej, stąd też pomysł na tematyczną wystawę w Skansenie Rzeki Pilicy. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Fundacji Con Ignis z Piotrkowa Trybunalskiego. Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim oraz Fundacja Con Ignis z prezesem zarządu Jakubem Czerwińskim.Wystawę będzie można oglądać do końca kwietnia 2024 r.Data rozpoczęcia wydarzenia: 27.01.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie duże

Temperatura: 16°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1006 hPa
Wiatr: 14 km/h

Reklama
Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myślenia Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myślenia Chyba nie ma nic, co byłoby równie często krytykowane jak drogi na terenie powiatu tomaszowskiego. Największa krytyka oczywiście dotyczy ulic na terenie miasta. Sposób ich remontowania, dobór kolejności budzą liczne pytania. Niejedna z osób puka się w czoło. Drogi powiatowe, mosty na terenie miasta niemal wszystkie wymagają pilnych remontów. W najgorszym stanie jest ulica Dąbrowska, ale niewiele lepsze są ulice Legionów, Elizy Orzeszkowej, ale też Piłsudskiego w wielu miejscach wymaga pilnych napraw. Absurd goni absurd, a Mariusz Węgrzynowski przez ostatnie ponad 5 lat naprawiał nie to, co najbardziej naprawy wymagało, tylko co było bliżej jego domu a więc okręgu wyborczego. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Poniżej kilka słów o tym, jak się u nas drogi robi.Barwy kampanii: czy w Tomaszowie mamy jeszcze Straż Miejską i Policję Barwy kampanii: czy w Tomaszowie mamy jeszcze Straż Miejską i Policję Dzisiejszy docinek "barw kampanii" poświęcimy krótko "przyczepkom wyborczym". Pisaliśmy już o tym, że często zajmują one tak bardzo potrzebne mieszkańcom miejsca parkingowe w newralgicznych miejscach w Tomaszowie. Zdarza się jednak, że stwarzają realne zagrożenie dla uczestników ruchu drogowego. W ostatnim czasie na głównych ulicach miasta pojawiła się taka właśnie z olbrzymim banerem kandydata na radnego Rady Miejskiej Koalicji Obywatelskiej, Roberta Balickiego. Ustawiana jest na chodnikach i pasach drogowych poza wyznaczonymi miejscami strefy płatnego parkowania. Konstrukcja stanowi duże zagrożenie dla osób, które próbują wyjechać z legalnych miejsc parkingowych, ponieważ całkowicie ogranicza widoczność. Policja i Straż Miejska nie reagują, uważając zapewne, że troska o bezpieczeństwo tomaszowian nie jest ich problemem. Najwyraźniej nie jest ona też obiektem szczególnej troski pretendenta na radnego. Znowu Polak będzie mądry po szkodzie?
ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Wasze komentarze
Autor komentarza: TomaszówTreść komentarza: Skoro jest taki hejt na powiat to proszę napisać ile mostów zostało zrobionych w powiecie w kończącej się kadencji a ile w poprzedniej? Z góry dziękuję za odpowiedź.Bez żadnego komentowania tylko liczbyŹródło komentarza: Drogowe absurdy powiatowe. Czas na zmianę myśleniaAutor komentarza: ja24Treść komentarza: Panie Prezydencie. Przyjąłbym te argumenty gdyby napisał je obrażony na świat nastolatek. Od polityka oczekuję odwagi w propagowaniu i obrony własnych idei nawet w najbardziej nieprzyjaznym otoczeniu. Pan w swojej kampanii również nie jest kryształowy. To nie zarzut - każdy polityk omija szerokim łukiem niewygodne tematy, a porażki i błędne decyzje chowa głęboko. Debata z oponentami jest jedyną możliwością, aby wyborcy poznali możliwie pełny obraz. Zgadzam się, że mamy też do czynienia z kłamstwem i manipulacjami (we wszystkich obozach). Nie jest to jednak przekonywujący powód, by zamiast debaty wybrać własne kółko wzajemnej adoracji.Źródło komentarza: Barwy kampanii. Zadaj pytanie PrezydentowiAutor komentarza: zasłyszaneTreść komentarza: Mohery w zwartych szeregach mają głosować tylko na PIS zatem katecheta ma duże poparcie!Źródło komentarza: Starosta Węgrzynowski załatwił się własną broniąAutor komentarza: Do alejajoTreść komentarza: Ty chamku nie za dużo sobie pozwalasz?Źródło komentarza: Stacja ładowania pojazdów elektrycznych już dostępna dla mieszkańcówAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Człowieku bez mózgu. Co ty pier...!!! To jest informacja o stacji na terenie Tomaszowa, a nie dla całej Polski, a może i Europy. Czy do ciebie-barani łbie nie dotarło, że to jest stacja tylko dla naszego grajdołu, a może i dla naszego powiatu?! Gdzie w takim terenie znajdziesz ten twój, obsrany milion samochodów elektrycznych - barani łbie.Źródło komentarza: Stacja ładowania pojazdów elektrycznych już dostępna dla mieszkańcówAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Piszesz o procedurze, jaklą teraz stosuje ten z pochodzenia Ukrainiec Bodnar, czyli: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie (patrz: Dżugaszwili, czyli Wisarionowicz Stalin), lub paragraf się wymyśli. Przykłady: bandyckie zajęcie tvp, bandyckie napady na ziobrowców. Dopiero teraz chłopcy od bandery (sorry: od Bodnara) zaczynają kombinować, jak, kur.a, te przepisy nagiąć do tego, co wyprawiają.Źródło komentarza: Starosta Węgrzynowski załatwił się własną bronią
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama