Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 20 maja 2024 14:18
Reklama
Reklama

Z cyklu: "Okrakiem" - Votka Story

Moja polonijna „gazeta Gazeta” z Toronto chce ode mnie opowieści o ludziach i zdarzeniach z małego miasta. O ludziach zwyczajnych, ich życiu, ich opiniach, o wydarzeniach z życia codziennego. Ja z tym nie mam problemu. Po prostu nie muszę za bardzo się wysilać, żeby takich ludzi znaleźć. Czy to jest moja wina, że akurat z mojego miasteczka wywodzą się tacy ludzie, o których warto pisać, że działy się takie historie, jakie ja opisuję? Że ludzie może nie z pomników, ale w jakiś sposób wielcy, rodzili się tutaj prawie, że „na kamieniu”? A przy okazji swojej specyficznej wyjątkowości byli i pozostali normalnymi, zwykłymi ludźmi? Chcę opowiedzieć dziś o Włodku. Włodek Votka nie jest moim przyjacielem z dziecięcych, przedszkolnych lat, nie jest rówieśnikiem z tej samej klasy, nie jest również kolegą z wojska. Nawet nie mogę z jakąś bliższą dokładnością przytoczyć, od kiedy się znamy i kiedy się poznaliśmy. Natomiast gdzie się poznaliśmy, o tym wiemy obydwaj. Ale nie potrafimy tego doprecyzować, chociaż wiemy jedno, że po raz pierwszy spotkaliśmy się na ulicy Niskiej w Tomaszowie Mazowieckim. Inaczej mówiąc – na Karpatach.

 

Aż się prosi, aby w tym miejscu objaśnić, co to za Karpaty. Dawno temu terminem tym określało się dzielnicę położoną wzdłuż ulicy Mireckiego. Tomaszowski kronikarz i dziennikarz miejscowej gazety TIT, Janek Pampuch,  wyjaśnia to zjawisko „Karpat” tak:  „Wzgórz, które nawiązywałyby do pasma Karpat, nie ma. Może stąd nazwa, że patrząc od strony Michałówka i koryta Wolbórki, ten rejon miasta jest na wzniesieniu, biegnie grzbietem pomiędzy dolinami rzecznymi Wolbórki i Pilicy. Pochodzenie nazwy to jeden problem, ale jest i drugi - to czas powstania dzielnicy. Na planie miasta z 1844 r. zaznaczona jest droga biegnąca od Tomaszowa w stronę Opoczna, a wzdłuż niej las Bocian. Na kolejnym, z 1856 r., po prawej stronie tejże drogi zaznaczone są paski, najprawdopodobniej gospodarstw rolnych lub działek leśnych. Na zamieszczonej w monografii „Tomaszów Mazowiecki - dzieje miasta” fotografii z 1893 r. przedstawiającej ul. Piliczną (obecnie Mościckiego) zabudowa kończy się gdzieś w okolicy skrzyżowania z obecną ul. Nowowiejską, dalej za polami widać ścianę lasu. W spisie ulic Tomaszowa z 1913 r. droga ta nie ma żadnej nazwy. A już w spisie ulic miasta z 1938 r. wymieniane są ulice Mireckiego, Majowa, Orla, Zacisze, których nie odnotowano w 1913 r., a które zaliczyć można do Karpat, choć nazwę tę nosiła obecna ul. Mireckiego. Można z tego wyciągnąć wniosek, że Karpaty powstały jako zwarte osiedle mieszkaniowe po I wojnie światowej, a do Tomaszowa ten teren został włączony w 1915 r. Na ten rok wskazuje włączenie wtedy do miasta osad Bocian i Nowy Port. (…) Osiedle Tysiąclecia, zwane najczęściej Niska to pierwsze duże osiedle mieszkaniowe zbudowane w Tomaszowie po II wojnie światowej. Zwyczajne blokowisko powstałe jeszcze z tradycyjnych materiałów budowlanych. Bloki stoją wzdłuż ul. Niskiej i w kwartale ograniczonym ulicami Wiejską, Jałowcową i Zacisze. Najstarsze pochodzą z 1955 r. Później sukcesywnie powstawały kolejne. Z okazji 1000-lecia polskiej państwowości w 1966 r. osiedle otrzymało nazwę Tysiąclecia”.

 

Rodzina o trochę dziwnym nazwisku - Votka – sprowadziła się do pierwszych bloków, jakie oddano do zasiedlenia w blokowisku na Niskiej. Kto by tam mówił, że mieszka na „Osiedlu Tysiąclecia”! Nikt nie używał takiej nazwy.  Ani wcześniej, ani później, ani dziś. Mieszkało się w blokach na Niskiej, a w sensie ogólnym to mieszkało się na Karpatach. Włodek Votka podobnie jak ja jest „Karpaciorzem”. Ja może z trochę większą tradycję, jako miejscowy, gdyż urodziłem się i wychowałem na „starej Niskiej”, odcinku biegnącym od ulicy Zacisze aż do rzeki Pilicy. Kiedy górę Niskiej zaczęli zasiedlać nowi, na dole zawrzało. Okazało się bardzo szybko, że chłopaki z bloków, czyli dla nas „blokarze” trochę się od nas, tych z prawdziwej Niskiej, różnią.

 

Do tej pory to my rządziliśmy Niską. Tutaj wtrącę bardzo ważne spostrzeżenie, jakie nasuwa mi się po latach tylu a tylu: na naszej ulicy po wojnie nie rodziły się dziewczyny. Gromada chłopaków mniej więcej w tym samym wieku, pochodzących z rodzin: Gadajów, Lutyńskich, Szufladowiczów (jedyny wyjątek w tezie, że sami chłopcy – Ewka Szufladowicz,  była jedyną dziewczyną w naszej paczce, ale dopiero później, jak zaczęto budować na polu domy), Głażewskich, Szalińskich i Wójciaków – oto kto „rządził” Niską. Słowo „rządzenie”  jest tutaj wyrazem użytym nieco na wyrost. Kiedy Niską zaczęli rządzić „blokarze”, wtedy to dopiero zaczęło być prawdziwe rządzenie. Od kiedy ci nowi zaczęli wystawać na skrzyżowaniu Niskiej z Zaciszem, dla tych starych, z dołu Niskiej, czyli dla nas, skończyła się swoboda poruszania. Dawaliśmy radę, jak się to mówi. Bywały przepychanki, dochodziło do bójek. Nie da się ukryć, że nowi byli od nas jeśli nie silniejsi, to na pewno bardziej doświadczeni, jeśli nie mądrzejsi, to z całą pewnością sprytniejsi i „cwańsi”. Kto wie, czy nie poznałem Włodka Votki właśnie podczas jednej z wielu przepychanek. W każdym razie na jego korzyść świadczy fakt, że ja wiedziałem kto on zacz, a on – raczej nie.

Minęły lata piękne, fantastyczne. Chłopaki z Karpat, także ci z Niskiej, porozjeżdżali się po Polsce, po świecie. Dzielnica stała się zwyczajną, jak wiele innych dzielnicą, nie tak niezwykłą jak w czasach, kiedy podczas budowania bloków dziwna kolejka wąskotorowa, właściwie same wagoniki, zwoziły piach na naszą, dolną Niską, budując chyba przypadkiem na polnej drodze podwaliny normalnej ulicy, jaką jest do dziś. Wtedy można było takim wagonikiem zjechać od Zagajnikowej aż na Niską 65, pod mój dom rodzinny.

 

 

 

Mnie rzucił los do Kanady. Przyszedł czas, że napisałem książkę, potem drugą. I wtedy otrzymałem maila od człowieka, o którym wiedziałem jedynie tyle, że istnieje, ale z którym nigdy nie poznałem się osobiście. Włodek Votka napisał, że kupił moją „Zupę z Króla”, zaczął ją czytać na Przystani, i bardzo mu się podobała z powodu moich opisów naszych starych miejsc na Karpatach i na Niskiej. Potem poszedł na piwo , a kiedy wrócił, książki na kocu już nie było. I czy ja nie mógłbym mu podesłać egzemplarza. Coś w tym stylu napisał, a ja mu natychmiast odpisałem, zaraz potem książkę z dedykacja wysłałem, i w ten oto sposób nawiązała się piękna znajomość. Od tamtego czasu minęło może dziesięć lat. Teraz mogę powiedzieć, że przyjaźnimy się z Włodkiem. Do naszej dwójki dołączył, także przypadkiem, inny chłopak z Niskiej – Wiesiek Fiszbach. I tak ludzie, których kiedyś łączyło jedynie to, że mieszkali w tej samej dzielnicy Tomaszowa Mazowieckiego, po wielu latach zaprzyjaźnieni, nie mogą bez siebie żyć.

 

Włodek Votka – piosenkarz, kabareciarz i wykonawca, twórca i lider legendarnej „Gdańskiej Kapeli Podwórkowej” zwany jest jednocześnie przez gdańszczan – „Bardem Gdańska”, a przez tomaszowian – „Bardem Tomaszowa”.  Włodek Votka ma w Tomaszowie wielu przyjaciół i dla nich pozostał po prostu „Chłopakiem z Niskiej”. Podobnie jak Wiesiek Fiszbach i ja, najmłodsze lata spędził w tej dla jednych pięknej, dla innych koszmarnej dzielnicy, nazwijmy ją – Niska i Karpaty. Zarówno Włodek, Wiesiek, jak i ja chętnie po latach wracamy na stare śmieci. Jak w piosence ze słowami i muzyką Włodka, zatytułowaną „Ja tu wrócę”, w której Włodek swoim aksamitnym głosem wyśpiewuje swój sentyment do rodzinnego miasta, wywołując kolejne jego najbardziej znane symbole, jak nazwy dzielnic, ukochaną Pilicę, klub „Lechia”, kino „Mazowsze” i inne. Włodek po rozpadzie swojej Kapeli w stanie wojennym, tworzy i koncertuje na własny rachunek. Nagrał kilkanaście płyt z piosenkami z różnych kultur: są to polskie piosenki biesiadne, piosenki cygańskie, lwowskie, żydowskie i rosyjskie, nie mówiąc już o przepięknych w jego wykonaniu najbardziej znanych światowych hitów. Bez problemu porusza się w różnych muzycznych konwencjach kulturowych, świetnie operując wieloma językami i akcentami, ze szczególnym upodobaniem do słowiańskich, nie gardząc angielskim i niemieckim. Tworzy klimaty do tego stopnia identyfikując się z nimi, że kiedy śpiewa piosenki lwowskie, autentyczni lwowiacy pytają go z nieudawaną szczerością, z jakiej dzielnicy Lwowa pochodzi.

 

Pozwólmy Włodkowi żeby sam trochę opowiedział trochę o sobie i swojej kapeli, życiu i losach:

 

„Kapela debiutowała podczas Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, w roku 1974 i otrzymała tam wyróżnienie za piosenkę „Oj! Będzie wesele!” Grałem w kapeli do 1978 roku. Graliśmy około 300 imprez w roku na terenie kraju i państwach ościennych: „naszego” byłego obozu, w Szwecji ,R.F.N . i w ośrodkach polonijnych na zachodzie. W 1978 roku wyjechałem do Kolonii i grałem tam w  ośrodkach polonijnych i w lokalach prowadzonych przez Polaków i w „rosyjskich” kawiarniach. Po powrocie zorganizowałem zespół „Trio Kalinka” z którym wyjeżdżaliśmy na wielomiesięczne kontrakty do Maroka, Jordanii i Gibraltaru. Trio grało w najlepszych hotelach: „Golf Palace”, „Maroko Plazza Amman”, „Catalan bay Gibraltar”. Od kilku lat koncertuję jako solista w programach piosenek lwowskich, ballad Bułata Okudżawy, romansów cygańskich i rosyjskich. Byłem również wokalistą znanego zespołu cygańskiego „Terno-Roma”. W dorobku mam kilkanaście płyt z romansami rosyjsko-cygańskimi, piosenkami lwowskimi, autorską płytę „Kabaret Country Votka dla przyjaciół". Często jestem na moich „rodzinnych śmieciach” w Tomaszowie, gdzie biorę udział w imprezach kulturalnych dla mieszkańców, organizowanych  przez moich przyjaciół, które cieszą się dużym powodzeniem. Obecnie koncertuję na terenie całej Polski, gdzie odnoszę wielkie „nikomu niepotrzebne sukcesy”, a moje występki cieszą się dużym powodzeniem.”

Tyle sam Włodek, a ja wspomnę jeszcze o kilku imprezach charytatywnych dla dzieci byłych pracowników zlikwidowanego ZWS WISTOM – Wilanowa,  organizowanych przez Mirka Orłowskiego, w których Włodek nigdy nie odmówił udziału, nigdy też nie pytał o honorarium.

 

 

 

Osobiście mogę powiedzieć, że ja Włodka Votkę wykorzystuję. Kilka razy zagrał już, także „charytatywnie”, na promocjach moich książek. Ale ogólnie licząc, pewnie jakoś w końcu wyszedł na swoje (może), gdyż dwukrotnie razem mieliśmy okazję do zarobienia „niezłej kasy”. Pierwszy raz było to w czasie, jak poznałem Włodka z Wieśkiem. Wtedy po raz pierwszy wszyscy trzej zaprezentowaliśmy się jako Chłopaki z Niskiej, i tak już zostało. Było to w roku 2007, kiedy to Wiesiek prezentował swoje obrazy, ja – książki, a Włodek piosenki – w Centrum Polonii w Berlinie. Potem w Bibliotece w Oliwie Włodek zorganizował mi spotkanie autorskie, na którym z wielkim kunsztem razem prezentowaliśmy swoje niemałe możliwości oraz umiejętności, jednakże z powodu jakiegoś niezawinionego przez nas samych korowodu, pomylono daty i godziny spotkania i w rezultacie publiczność złożona z personelu oraz kilku przypadkowych czytelników miała wyjątkowe szczęście w życiu. Inaczej takiego cudu nigdy by nie obejrzała ani nie wysłuchała. A tak poważnie, to naprawdę nie chcieli nas wypuścić, ja musiałem czytać coraz to nowe fragmenty książek, Włodek bisował do zdarcia gardła, aż ja sam kilkakrotnie musiałem mu dośpiewywać drugim głosem. Ostatnio przy okazji nowej wystawy Wieśka Fiszbacha w tomaszowskiej Bibliotece Miejskiej, a dokładniej - w byłej Kawiarni „Literacka”, ponownie spotkaliśmy się jako „Chłopaki z Niskiej”. Było bardzo przyjemnie, a jeszcze przyjemniej się zrobiło, kiedy okazało się, że na sali jest bardzo wiele osób zamieszkujących kiedyś, albo aktualnie – na Karpatach. Rozmowom i wspominkom nie było końca.

 

Wiem o Włodku Votce trochę więcej, niż on sam o sobie zwykł opowiadać. Chyba mi tę zdradę wybaczy. Wiem, że on uciekł z Tomaszowa do Gdańska. Środowisko społeczne, mówiąc delikatnie, oraz stosunki towarzyskie, mówiąc jeszcze delikatniej, słowem – klimaty, w jakich obracał się dojrzewający na Karpatach Włodek Votka, nie były dobrą prognozą na przyszłość dla tego utalentowanego muzycznie młodego człowieka. Rozumujący logicznie Włodek postanowił rozpocząć nowe życie w nowym miejscu, gdyż uznał, zresztą bardzo słusznie, że tutaj po prostu przepadnie. Wybrał Gdańsk. Tam pracował w Stoczni, tam się ożenił, tam stworzył Kapelę. Tam mieszka, ale bardzo lubi wpaść do Tomaszowa. Często zwołujemy się telefonicznie lub przez internet. Nie ma takiego przyjazdu Włodka do Tomaszowa, żebyśmy się nie spotkali na kawie. Chyba że jestem w Kanadzie. Ale właśnie z niej wróciłem. Jestem przekonany, że niedługo spotkamy się z Włodkiem na zapleczu Księgarni Basi Goździk przy Placu Kościuszki 22. Tam omówimy bardziej szczegółowo plany promocji mojej nowej książki „Piętno Anioła”, do której oprawę muzyczną zorganizuje Włodek, na co już wyraził zgodę w mailu, kiedy jeszcze byłem w Kanadzie. Może Wiesiek Fiszbach też spakuje manatki i dołączy do nas, przyjedzie z Berlina?


Autor, Votka i Fiszbach w Berlinie

Autor, Votka i Fiszbach w Berlinie

Włodek Votka, Basia Goździk i autor w Arkadach

Włodek Votka, Basia Goździk i autor w Arkadach


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
też Niska 16.03.2013 19:33
Braci Votka było 5 jak 5 wspaniałych :) Ja mam przyjemność bycia wnuczka i córka :) z opowiadań taty i wujków wiem,że kiedyś Niska tętniła życiem .Szkoda,że zapomina się o tych czasach. Fakt dziadek był barwną postacią myślę,że najlepiej zapytać synów dlaczego właśnie wybrał Tomaszów. Ja dziękuje tylko losowi, że jestem członkiem tak barwnej rodziny i z takimi talentami.....

dl 03.03.2013 21:15
Szkoda,że nie wszyscy z tego zdjęcia mogą tę "chwilę wspomnień" przeczytać...

Czwarty bliźniak 28.02.2013 22:34
Ci trzej goście to chyba bliźniaki jednojajowe, tylko ten w srodku zgolił wąsy?

Karpaty forever 28.02.2013 16:50
Ciekawe spostrzeżenie autora dotyczace braku dziewczat na "niższej" Niskiej potwierdzam. Dodam, że tych chłopaków było sporo. W samej rodzinie autora było sześciu (Zdzisiek, Janek, Heniek - przedwojenni, Tadek, Edek i Włodek - pokolenie opisywane). U Gadajów trzech (Zbyszek, Rysiek i Jurek), u Głażewskich dwóch (Maciek i Marek), u Szalińskich dwóch (Leszek i Grzesiek), u Lutyńskich dwóch (Robert i Janek). Ale chwila - u Lutyńskich była dziewczynka, miała na imię Ania. Oto wszystkie dzieci ze starej Niskiej, przed budową bloków i nowych domków jednorodzinnych. A może kogoś pominąłem?

Też z Karpat 28.02.2013 16:10
Z wiidocznych na zdjęciu głównym postaci już trzy osoby odeszły drogą wszystkich ludzi. Profesor Kawka, Olek Kaściński oraz mało widoczny, z odwróconą głową, zajęty rozmową z profesorem Sakowiczem - Edek Wilusz, doskonały szachista, brydżysta, także autor ciekawych fraszek. Szkoda, odchodzą piękni ludzie i piękne czasy. Ale zostały piękne wspomnienia.

Karpaciorz 28.02.2013 15:42
Widzę tu temat na książkę. Ciekawym, pominiętym tu szczegółem, jest pochodzenie Włodka. Jego ojciec był Czechem. Stanowił bardzo popularną postać na trasie Niska-Zacisze-Mireckiego. Był jednym z wielu Czechów, którzy (może ktoś wie, dlaczego?) osiedlili się po wojnie w naszym mieście. Czeskiego pochodzenia była również pewna legendarna Ewka z ostatnich domów Mireckiego w stronę Pilicy. Mam nadzieję, że wszystko u niej dobrze. Piękna, wspaniałe poczucie humoru, zawsze z uśmiechem, co zresztą jest cechą czeskiego charakteru. Autor z ogromną kulturą obszedł się z tematem blokowiska, czyli z zamieszkującym tam półświatkiem. Coś pisze o "przepychankach", ale tam lała się krew, niektórzy "gieroje" nie dożywali trzydziestego roku życia, a wielu znikało na kilka dobrych lat, niech ktoś się domyśli w jakich lokalizacjach. W niektóre dni przejście przez ten rejon graniczyło z horrorem, a nocami tam straszyło. Może ktoś dopisze swoje.

Reklama
Polecane
Przy dworcu kolejowym w Tomaszowie Mazowieckim powstanie nowy parkingPremier: plan budowy żelaznej kopuły nad Polską i Europą posunął się o krok do przoduSzkolenie z Czarnej Taktyki w 9 Łódzkiej Brygadzie Obrony TerytorialnejArbuzy ekologiczneUOKiK: klienci Biedronki, którzy wzięli udział w promocji „Magia Rabatów”, mogą otrzymać 150 złNFOŚiGW: start programu dopłat do przydomowych wiatraków planowany na 2.-3. kwartał 2024 r.Ekstraklasa piłkarska - Widzew - Lech 1:1Lechia zwycięska na wyjeździeZmarł ks. prałat Edward WieczorekLewica ogłosiła program do PE: prawa pracownicze, Karta Praw Kobiet, Europejski Fundusz MieszkaniowySondaż: 64,3 proc. badanych za budową umocnień na granicy z Rosją i Białorusią, 16,5 proc. przeciwOgórek trzecim wiceprzewodniczącym
Reklama
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 23°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1012 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: ZdzisławTreść komentarza: Sprzedawczyk. Za posadkę zrobi wszystko. Co teraz wyborcy PIS powiedzą?Źródło komentarza: Ogórek trzecim wiceprzewodniczącymAutor komentarza: amunakiTreść komentarza: wybitny fachowiec od odbioru dróg w gminie RzeczycaŹródło komentarza: Ogórek trzecim wiceprzewodniczącymAutor komentarza: BarmanTreść komentarza: Leszek to mój mentor i przyjaciel, to prawda że miał w poważaniu Tomaszów ale ile zrobił dla Rzeczycy!!! Lechu tak trzymaj wszystko omówimy w lesniczówce!Źródło komentarza: Ogórek trzecim wiceprzewodniczącymAutor komentarza: Entliczek pentliczek na kogo ...Treść komentarza: Trumf, trumf, Misia Bela, Misia Kasia, konfacela. Misia A, Misia Be, Misia Kasia, konface.Źródło komentarza: Ogórek trzecim wiceprzewodniczącymAutor komentarza: Wszystko jest na sprzedażTreść komentarza: Toż to ludzie spod brudnej PałyŹródło komentarza: Węgrzynowski ponownie Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: Dla "chołoty" JBTreść komentarza: Trzeba … rozłożyć ten naród od wewnątrz, zabić jego moralność… Jeśli nie da się uczynić zeń trupa, należy przynajmniej sprawić, żeby był jako chory ropiejący i gnijący w łożu… Trzeba mu wszczepić zarazę, wywołać dziedziczny trąd, wieczną anarchię i niezgodę… Trzeba nauczyć brata donoszenia na brata, a syna skakania do gardła ojcu. Trzeba ich skłócić tak, aby się podzielili i szarpali, zawsze gdzieś szukając arbitra. Trzeba ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do tego, by przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba.Źródło komentarza: Prezes PiS: Polska potrzebuje planu "Siedem razy tak", m.in. dla inwestycji, wsi i bezpieczeństwa
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama