Historia komplikowała życie tego narodu jak i wielu innych bałkańskich przez wieki. Jednak dziś słów kilka o współczesnym turystycznym Montenegro, słów w telegraficznym, lepiej rzec fejsbookowym skrócie. Crna Gora, Montenegro, Czarnogóra autonomiczny wielokulturowy, wielowyznaniowy kraj bałkański o powierzchni zbliżonej do województwa łódzkiego. Wydaje się nieprawdopodobne, no ale właśnie ta powierzchnia robi swoje.
Na niewielkiej przestrzeni zobaczyć można cały świat. Kamieniste, czerwone, czarne, jasne o różnej strukturze plaże dla średniozamożnych, biednych i nieprawdopodobnie bogatych turystów, tych z wyspy św. Stefana również. Plaża w Dobra Voda gdzie wynajmowałam apartament z przyjaciółmi była kamienista, te są podobno dla tych biedniejszych, dwa leżaki i parasol poza sezonem 8 euro, na tych ekskluzywnych ceny dochodzą do 80 euro. Oczywiście im bliżej wody tym drożej, a im wyższy sezon tym tłumniej.
Kanion rzeki Tara w barwach przypominających powiew wiosny. Spirala Kotorska z zakrętami 360o przy podjeździe ścieląca widoki, które najlepszego kierowcę uczą pokory, a turystów onieśmielają (tym z lękami wysokości nie polecam). Na szczycie pasma górskiego powitają nas górale sweterkami z wełny, szynką wędzoną, miodem, rakiją, albo lokalnym winem z serem kozim. Pozwoli to spróbować zjechać z gór do Zatoki Kotorskiej, widoki przy każdym zakręcie (spirali ciąg dalszy) istnie pocztówkowe. Kadry jak z raju... Aha pomidor w języku czarnogórskim to paradiz wymowa jak z angielskiego raj i tak smakuje.
Zatoka kotorska i miasto Kotor to pełne życia miejsce dla turysty, którego aparat fotograficzny nie jest się w stanie rozładować. Samo stare miasto wymaga zachwytu jest bowiem połączeniem klimatu Wenecji, Prowansji, Toskanii, i wszystkiego po trochu w rytmie flamenco z leniwymi kotami, które szwędają się leniwie tu i ówdzie. Spędzenie w Kotorze jednego dnia to stanowczo za mało, to niedosyt i tęsknota do powrotu na dłużej. Jeden z droższych portów jachtowych na świecie i widok trzech olbrzymich statków wycieczkowych jednocześnie w małej zatoce niebywały.
Smutne, że ta ilość turystów powoduje korki i tłok uniemożliwiające swobodne poruszanie, że o zwiedzaniu nie wspomnę, po sezonie oczywiście, co zatem jest w sezonie wolę nie wiedzieć. Jest to jednak wyjątkowe miejsce na mapie świata, z bogatą historią i wspaniale zachowanymi zabytkami starówki.
Dalej kolej na perełkę widokową, do oglądania Cetynje, tego miasta nie można zwiedzać, ten niepozorny cud świata, czyli dawna stolica Czarnogóry, do której najlepiej wjechać od strony Budwy (zjawiskowe widoki) trzeba doświadczać. Ta hipsterska enklawa pokochana przez bananową młodzież z Belgradu jest wyjątkową oazą spokoju i wolno płynącego czasu, no i ceny tu niższe niż w Budwie, żal tylko, że Adriatyk tu nie sięga. Leniwie płynący czas i spokój, którego nie doświadczy się w nadmorskich kurortach.
Czarnogóra to też kraj drogich hoteli, wspaniałego parku wodnego, położonego wśród gór z pięknymi widokami i jednej z największych dyskotek w Europie. Wejście słono kosztuje, ale podobno warto. No i perełka wśród diamentów czyli miasto Bar ceny umiarkowane promenada nadmorska z portem, palmami i dużą dawką jodu przez cały rok, to oczywiście nowa część miasta z wieloma miejscami kultu religijnego i drzwiami kościoła katolickiego, które zapierają dech w piersiach... ujęcie w płaskorzeźbie Jezusa niebywałe.
Mój zachwyt wzbudził jednak Old Bar. Wprawdzie trzęsienie ziemi zrujnowało w dużej części przepiękną starówkę i mury miasta, ale… no właśnie nie można się zgubić bo droga z parkingu wiedzie wprost do wejścia , trzeba tylko minąć gąszcz zapraszających knajpek, sklepików i uniknąć fotograficznego braku stabilizacji. Ta średniowieczna czy może starożytna część starego miasta to rzadko odwiedzana atrakcja Czarnogórska gdzie można się pojawić i nie mieć poczucia straconego czasu.
Odwiedzenie twierdzy, u wrót której stoi malowniczo położony meczet stanowi spore wyzwanie (nie polecam japonek, raczej wygodne obuwie). Jest ono tym większe, że u wrót wita muzyka gitary akustycznej płynąca wśród śliskich kamieni jak zjawa, nie pozwalająca przejść bez zastanowienia. Smutna, spokojna, usypiająca, a jednocześnie tak trwale zapadająca w pamięć jak trzęsienie ziemi, które zniszczyło miasto.
Stara twierdza to miejsce z klimatem wszechobecnej historii gdzie zapomina się o czyhających gdzieś w kraju korporacjach, polityce, rachunkach. Ten mordor szybkiego życia nagle staje się odległy i niegroźny. Kontrast zielonego pnącza z szarym kamieniem i drzewami oliwnymi, które przeżyły kilka pokoleń, to taka odwieczna walka życia ze śmiercią, a może ich symbioza z widokiem na akwedukt Stary i Nowy Bar do tego czysta woda, której w Starym Barze pod dostatkiem(akwedukt) i błogie lenistwo w oddalonej parę metrów knajpce serwującej slow food, szopska, sok z granatów, pomidory, arbuzy, figi, winogron, i czarnogórski merlot.
Montenegro to dla mnie kraj ”królowej soulu” Arlethy Franklin, soul music, soul food, soulof the city, just soul płakałam wyjeżdżając jak Prezydent Obama na jej występie przy piosence „You Make Me Feel Like”. I całą tą błogość zakłócają w tym pięknym bałkańskim, europejskim kraju wielkości województwa łódzkiego wszechobecne bezdomne, wałęsające się chude psy, których widoku ja nie zapomnę, i chociaż tłumaczono mi, że one są wolne a nasze za kratami i dlatego ich nie widać na ulicach czułam ten ich wzrok…
Napisz komentarz
Komentarze