Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 26 kwietnia 2024 21:49
Reklama
Reklama CUK kalkulator OC i AC

Kambodża - czerwono-zielone Ratanakkiri

Kiedy mój czas w Trapeang Sala dobiegł końca, pożegnałem się z braćmi, mieszkańcami, pracownikami misji i innymi wolontariuszami i poszedłem w stronę głównej trasy. Przez chwilę, zastanawiałem się po której stronie stanąć. Nie to, żebym zgubił kierunek. Jedna z wolontariuszek poleciła mi odwiedzenie khmerskiego wybrzeża. Złote i białe plaże postanowiłem sobie jednak zostawić na Tajlandię i bardziej równikową część Azji. Zamiast na południe, pokierowałem się więc na północ. Nie musiałem specjalnie kluczyć. Pamiętałem, w którą stronę miałem iść. Nie musiałem też zbyt długo czekać na transport. Żeby dojechać z powrotem do Phnom Penh musiałem minąć miejsce, do którego prowadzą wszystkie drogi - nie Rzym, nie Krym, a lotnisko.

 

Kierowca skuterka zawiózł mnie do samego centrum stolicy. Mimo tygodnia, praktycznie, na odludziu, Phnom Penh, nadal wydało mi się bardzo małomiasteczkowe. Chyba nic nie przebije wietnamskiego Sajgonu pod względem poziomu hałasu wydobywającego się z klaksonów i małych, wysokoobrotowych silniczków. Usiadłem by napić się kawy i policzyć odległości. Musiałem zająć miejsce przy ostatnim wolnym stoliku bo zanim mój magiczny napój był gotowy, dosiadł się do mnie Chantol - kierowca towarowego pickupa.

 

- Dokąd jedziesz? Zapytał widząc jak próbuję ogarnąć mój plan szukając na mapie i pod nią zapalniczki.
- Do Kampong Cham
- Jak chcesz to możesz zabrać się ze mną....


Nie wierzyłem własnym uszom. Okazało się, że Chantol wracał akurat po rozładunku do swojego rodzinnego miasta. Musiałem tylko poczekać aż skończy śniadanie i już byłem na dość dobrej jakości drodzę na północ. Do Kampong Cham zajechaliśmy w miarę wcześnie. Miasteczko zdobi przerzucony przez Mekong, nowy, długaśny khmersko-japoński most,  Oczywiście z motywem hinduistycznej Nagi na poręczach.

 

Siedmiogłowa, khmerska Naga to popularny motyw zdobniczy w Kambodży. Szczególnie ciekawie, prezentuje się na poręczach mostów. 

 

Jeszcze w połowie węża, zatrzymał się kierowca starej Camry. Jako celnik, zapytał czy nie jadę czasem do Wietnamu. Chwila namysłu.... "Zaraz, przecież ja nie mam wizy", pomyślałem i odpowiedziałem, że jadę do Ratanakkiri. Zostałem odstawiony na kolejne rozwidlenie dróg i wsadzony do busika, za którego tym razem, przyszło mi zapłacić. Za 150 kilometrów widowiskowej jazdy drogą biegnącą zaraz nad samym Mekongiem, kierowca wziął ode mnie 1.5 dolara. Wychodzi na to, że khmerskie autobusy są tańsze niż w sąsiednim Wietnamie. Wylądowałem w Kratie, gdzie mój żołądek domagał się przerwy. Z kolei, mózg chciał dojechać do celu tego samego dnia, a do zachodu słońca miałem tylko 4 godziny. Kompromis pomiędzy dwoma nierozerwalnie zależnymi od siebie częściami ciała rozwiązała ręka sięgając po mojego ulubionego kokosa. Dzięki temu, zaoszczędziłem czas, napełniłem brzuch i uzupełniłem poziom elektrolitów. Sok z młodych kokosów jest naturalnym napojem izotonicznym.

 

W malutkim Kratie nieco zbłądziłem. Nie mogłem dobrze rozczytać znaku. Po zapytaniu kilku osób, które podały sprzeczne odpowiedzi, ustawiłem się na drodzę wylotowej wiodącej dalej wzdłuż głównej rzeki Indochin. Kilka minut później, zobaczyłem czerwony, sportowy motocykl. Mimo, że była to 150-tka, ani w Chinach ani w Wietnamie, ani w Kambodży niczego, przystosowanego do jazdy stricte po asfalcie jeszcze nie widziałem.


- Jadę zobaczyć delfiny. Chcesz się zabrać?
- A to po drodzę do Ratanakkiri?
- Nie, to jest stara droga. Główna trasa jest tam, dalej za miastem.
- Skąd jesteś? Przerwałem temat słysząc znajomy akcent
- Z Polski.


Zmieniłem na szybko plan. Za zgodą Łukasza, przewieźliśmy szybko plecak do jego pokoju i pojechaliśmy zobaczyć sobie delfiny..... tak nam się przynajmniej wydawało, kiedy na nabrzeżu krzyknęli od nas po 9 dolarów za 1-godzinny rejs. "Nie mam zamiaru płacić 9 dolarów za popatrzenie sobie na jakieś ryby", pomyślałem i powiedziałem. Łukasz był podobnego zdania. Za taką cenę, w Chinach, spokojnie można by dostać delfinie sushi. Zamiast tego, przejechaliśmy kawałek dalej by obejrzeć sobie nasycony kolorami zachód słońca na jednej z plaż Mekongu.

 

Jakoś nie miałem ochoty płacić 9 dolarów za godzinę oglądania ryb, które nie są nawet rybami. Zamiast tego wolałem popatrzeć sobie na darmowy zachód słońca.

 

Niestety, i za to przyszło nam zapłacić. Po dwóch godzinach rozmowy w opuszczonym, nadrzecznym szałasiku było już całkowicie ciemno. Khmerscy kierowcy mają to do siebie, że albo jeżdżą na długich światłach, albo nie używają ich w ogóle. Do tego, tak się zagadaliśmy, że przy prędkości 60 km/h wjechaliśmy prosto w krowę. Widząc uszkodzenia samochodów po takich kolizjach, zawsze wydawało mi się, że jadnoślad w pojedynku z parzystokopytnikiem zawsze skazany jest na porażkę. Nasz szczęśliwy wypadek, zakończył się remisem. Chyba skóra na krowie była tak lużna, że, nie tracąc równowagi, najzwyczajniej się po niej zsunęliśmy, zmieniając nieco kierunek jazdy. Przy okazji dostaliśmy też lekcję, że najwięcej rzeczy wyskakuje na drogę wtedy, gdy się na nią nie patrzy.

 

 

Wynik pojedynku motor v.s. krowa: remis.

 

 

 

 

Następnego ranka, posklejaliśmy pękniętą owiewkę i klosz reflektora i Łukasz wywiózł mnie na drogę w stronę Stung Treng życząc powodzenia w łapaniu stopa. Przez godzinę czekania, siedzenia, wiercenia się, stania, podskakiwania i znowu siedzenia w pełnym słońcu, nic nie jechało. W końcu, pierwszy kierowca, zdziwiony, że nie jadę autobusem, zaproponował mi przejazd do samego Ban Lung. Mimo wyboistego asfaltu przerywanego jakimiś wystającymi korzeniami, na których przewróciło się kilka ciężarówek i nieutwardzonymi fragmentami, to była chyba moja najszybsza jazda w całej Kambodży. Swoją drogą, przypomniała mi się technologia wykonania drógi asfaltowych w  Polsce - ot, kropidłem wylany asfalt bezpośrednio na jakąś nierówną ścieżkę.

 

Po drodzę, zagrzał nam się silnik. Pomogłem w podniesieniu kabiny, uzupełniliśmy wodę i przy opuszczaniu..... trzask! Mój środkowy palec utkwił w jakimś zamku. Na szczęście, spowrotem, wyszedł cały. Brakowało tylko kawałka paznokcia i trochę skóry na opuszcę. Na takie drobnostki jestem zawsze przygotowany. Przy okazji, zauważyłem, że moja apteczka zamieniła się w woreczek pamiątek z podróży. Do zrobienia szybkiego opatrunku, poszła wietnamska woda utleniona, pakistańska gaza, chiński plaster na rolcęa a w razie zakażenia, miałem jeszcze jakąś resztkę irańskiej mupirocyny w kremie.

 

W Ban Lung, miałem wrażenie, że przyszła jesień. Właściwie to, farbowana, złota Polska jesień. Wszystko co zielone, pokryte było uniesionym przez koła pojazdów czerwonym pyłem. Ot, taka mała wada pory suchej w Ratanakkiri. Znalazłem tani pensjonat z dormitorium i wifi. Cena - 2 dolary za dzień za łóżko w 6-osobowym pokoju. Zrzuciłem plecak i udałem się na zwiedzanie, które zajęło mi mniej niż dwie godziny. W Ban Lung nie ma nic ciekawego. To, po prostu, największe miasto jednej z bardziej spektakularnych prowincji w Kambodży.

 

Ban Lung - czyżby już przyszła jesień?

 

Pagórkowato-górzyste Ratanakkiri z niezliczonymi, zakurzonymi serpentynami i bocznymi dróżkami zjeżdżającymi gdzieś w, jeszcze nie do końca wykarczowaną, dżunglę słynie ze swych wodospadów, dzikich zwierząt i kopalni kamieni szlachetnych - cyrkonów, rubinów, szmaragdów, oraz diamentów. Razem z bogatym w drogocenne minerały Pleiku, Ratanakkiri było dawniej jednym ze skarbców Khmer Rouge. Sama nazwa składa się z wyrazów Ratana (klejnot), oraz Kiri (wzgórze).

 

Ratana - klejnot, Kiri - wzgórze.

 

Na objazd okolicy, wypożyczyłem skuter. Patrząc na sprzęt dostępny w wypożyczalni, kusiła mnie duża, crossowa Honda Baja. Niestety, cena 20 dolarów za dzień była poza moim zasięgiem. Poprzestałem na Hondzie Wave 125 cc, którą początkowo potraktowałem z lekkim przymrużeniem oka. Później, dziwiłem się, ile taki mały skuterek potrafi. W dwa dni zrobiłem ponad 300 kilometrów po okolicach, wjeżdżając w trudniej dostępne dla samochodów zakamarki. Zależało mi na zobaczeniu wodospadów, ale nie chciałem wjeżdżać w miejsca gdzie turyści robią sobie tuktukowe wycieczki. Przy jednej z atrakcji chcięli ode mnie dolara za wstęp. Wycofałem się i przejechałem dalej. Pytałem mieszkańców plemiennych wiosek o wodospady. Wszyscy najpierw pokierowali mnie do jednego, którego nazwy nie mogłem znaleźć na żadnej mapcę turysrycznej.

 

Zależało mi na odwiedzenie wodospadów - ale nie tych, do których zabierane są grupowe wycieczki.

 

Przypadek chciał, że dojechałem tam akurat w porze obiadowej. Zobaczyłem ludzi biesiadujących na matach z wielkimi głośnikami podłączonymi do akumulatorków, robiąc sobie piknik na łonie natury i karaoke w jednym. Kiedy tylko zszedłem popluskać się w wodzie, jeden z imprezowiczów podał mi puszkę z piwem. Od alkoholu udało mi się wykręcić, ale już od świeżo-przygotowanego obiadu nie. To był bardzo hardcore'owy gwałt na moich kubkach smakowych - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wszystkie smaki w jednym miejscu rozgrzały mój mózg do czerwoności. W życiu nie wyobrażałem sobie, że mango, chilli, imbir, pieprz, sól, dżekfrut, fasola, mięta i bazylia mogą stworzyć jedną z lepszych sałatek, które w życiu jadłem. Już wiem dlaczego, tak na prawdę, wielu starszych panów przyjeżdża do Kambodży szukać sobie żony.

 

Piknik i karaoke na łonie natury.

 

W, bardzo okrężnej, drodzę powrotnej, natknąłem się jeszcze na kilka bardzo mało uczęszczanych wodospadów i niewielkich, plemiennych wiosek schowanych głęboko w lesie. Przez jeden z takich wodospadów, musiałem przejechać po śliskich, czarnych, kamyczkach. 50 metrów jazdy, zajęło mi blisko 20 minut. Nie tylko musiałem uważać żeby nie zsunąć się z urwiska, ale do tego patrzeć, czy gdzieś przede mną nie robi się zbyt głęboko. Zdawałem sobie sprawę, że jest to możliwe - przynajmniej w porze suchej. Zaraz przede mną, ciągnęła się dalej wąska dróżka.

 

Pranie

 

Odwiedziłem też jedną z kopalni rubinów i cyrkonów. Sklepy jubilerskie, zawsze wydawały mi się eleganckimi, luksusowymi miejscami. Niestety, do źródełka nie skapuje nawet skromny ułamek dochodów, które inkasują za swoje, rzekomo drogocenne, wyroby. Górnicy pracują w pocie czoła w głębokich, połączonych ze sobą, ciemnych i gorących jaskiniach wykopując świeżą ziemię. Do tego, by dostać się do jednej z nich, trzeba przejść przez okrągły, bardzo klaustrofobiczny tunel prowadzący pionowo w dół. Żeby uniknąć wypadku spowodowanego przez brak jakiejkolwiek drabinki czy liny, zdejmuje się buty. Nie ma również żadnych maszyn. Wszystko odbywa się ręcznie z wykorzystaniem bardzo podstawowych narzędzi. Po wydobyciu na powierzchnię ziemi, trzeba ją jeszcze przegrzebać w poszukiwaniu większych lub mniejszych kamyczków.

 

Wydobycie kamieni szlachetnych w Ratanakkiri tradycyjnymi metodami.

 

Wynajem "własnych" kółek okazał się być strzałem w dziesiątkę. Kosztowało mnie to 3 dolary dziennie (cena wyjściowa: 5), plus paliwo. Miałem tylko wątpliwości przy zwrocie. Kiedy na niego pierwszy raz wsiadałem był zielony i połyskliwy. Po dwóch dniach, zrobił się taki czerwonkawy i matowy. Na szczęście, obyło się bez reklamacji właściciela. Nie tylko zaoszczędziłem pieniądze, ale do tego udało mi się zobaczyć niezadeptane przez turystów miejsca. Spotkałem kilka osób, które skorzystały z ofert lokalnych biur podróży kupując jedno lub dwudniowe wycieczki. Fakt, można uczestniczyć w kokardkowych tańcach na pokaz wykonywanych przez etniczne grupy mniejszościowe wyciągające dolara za każde zdjęcie. Można zwiedzić niektóre wodospady, leżące zaraz obok głównej drogi. Można też odwiedzić plantacje kauczuku, bananów lub skusić się na trekking w dżungli połączony z przejażdżką słoniem na niektórych odcinkach. Co to jednak za atrakcja, w której jedziemy sobie autobusikiem, zatrzymujemy się na 20 minut, cykamy sobie słitfocie jak to wystaje nam głowa z tunelu, do którego nawet nie wchodzimy, wsiadamy spowrotem i jedziemy do następnej atrakcji? Zdecydowanie, od takiego zorganizowanego "zwiedzania" wolę pooglądać sobie Google Street View, czy jak to się tam nazywa.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Polecane
Gnał bez wyobraźni i rozumuKelner zastrzelił się z miłościBiałobrzeska Majówka na łąceWalka o rynek – jak sprawdzić, kto jest konkurencją dla Twojego biznesu?Dzień Otwarty u WyspiańskiegoWielki sukces Zuzanny Linowskiej w Międzynarodowym Konkursie GraficznymPiłkarskie starcie na kinowym ekranieJuż od 17 do 19 Maja na Placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim zawitają Food trucki!Dwa zaginięcia i dwa szczęśliwe odnalezieniaKompletnie wycieńczony błąkał się po lesieDrzewko za makulaturęMuzyczna zapowiedź lata w Tomaszowie
Reklama
„Burza” nad Pilicą „Burza” nad Pilicą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim serdecznie zaprasza na otwarcie wystawy „Burza” nad Pilicą. Wydarzenie odbędzie się 27 stycznia o godzinie 10 w Skansenie Rzeki Pilicy (ul. Modrzewskiego 9/11). Głównym moderatorem spotkania będzie Jakub Czerwiński, szerzej znany jako Irytujący Historyk. Wstęp wolny w godz. 10-12.Tego dnia w budynku skansenowej świetlicy wyeksponowana zostanie wystawa pamiątek związanych z historią 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej z okresu II wojny światowej. Tam też będzie można zobaczyć m.in. sztandary, archiwalne zdjęcia, orzełki, opaski, hełmy, elementy umundurowania i wyposażenia wojskowego.Oddział 25. pp AK został sformowany w lipcu 1944 roku w Barkowicach Mokrych nad Pilicą na bazie oddziałów partyzanckich i dywersyjnych Inspektoratu Piotrkowskiego AK w ramach akcji „Burza”. Działał głównie w lasach koneckich i przysuskich do 9 listopada 1944, kiedy to został rozformowany jako oddział zwarty, z poleceniem prowadzenia dalszej walki małymi oddziałami.Warto zaznaczyć, że w oddziałach 25. pp AK służyło kilkudziesięciu tomaszowian na czele z dowódcą, majorem Rudolfem Majewskim ps. „Leśniak”, który obecnie jest patronem Jednostki Strzeleckiej 1002 w Tomaszowie Mazowieckim.W roku 2024 przypada 80. rocznica Akcji „Burza” i sformowania 25. Pułku Piechoty Armii Krajowej, stąd też pomysł na tematyczną wystawę w Skansenie Rzeki Pilicy. Eksponaty pochodzą ze zbiorów Fundacji Con Ignis z Piotrkowa Trybunalskiego. Organizatorem wydarzenia jest Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim oraz Fundacja Con Ignis z prezesem zarządu Jakubem Czerwińskim.Wystawę będzie można oglądać do końca kwietnia 2024 r.Data rozpoczęcia wydarzenia: 27.01.2024
„Weselny toast” „Weselny toast”  „Weselny toast” to francuska komedia, na którą Miejskie Centrum Kultury w Tomaszowie Mazowieckim zaprasza 8 maja do sali kinowej KiTka przy ul. Niebrowskiej 50. Film zostanie wyświetlony w ramach cyklu Ale Kino i będzie to już ostatni seans przed wakacyjną przerwą. Początek o godz. 18. Jak można przeczytać w opisie filmu, w „Weselnym toaście” znajdziemy wszystko to, za co uwielbiamy francuskie komedie: romantyczną miłość, wigor, odrobinę nostalgii i cięty humor, którego ostrze łagodzi czułość, z jaką odmalowane są słabości bohaterów. Laurent Tirard („Facet na miarę”, „Mikołajek”), który wyreżyserował ten obraz, do komedii podszedł w świeży i oryginalny sposób, wplatając w nią elementy stand-upu. Pokazał, że męczące rytuały stają się znacznie milsze, jeśli choć trochę polubimy swoją rodzinę. A wtedy może nawet będziemy gotowi na założenie własnej.Główny bohater, 35-letni Adrien, jest neurotykiem i właśnie rozstał się z dziewczyną. Podczas rodzinnej kolacji zostaje poproszony o wygłoszenie toastu na weselu siostry. Czego będzie chciał życzyć młodej parze, gdy jego związek legł w gruzach? Czy wyjdzie ze strefy komfortu i będzie walczył o swoją miłość? Przekonacie się, przychodząc na film. Bilety w cenie 9 zł dostępne są w sekretariacie Miejskiego Centrum Kultury przy pl. Kościuszki 18 oraz przez serwis Biletyna.pl (https://biletyna.pl/film/Sala-Kinowa-KiTKA-Cykl-ALE-KINO-Weselny-toast/Tomaszow-Mazowiecki).Zapraszamy w imieniu organizatorów.Data rozpoczęcia wydarzenia: 08.05.2024
Białobrzeska Majówka Białobrzeska Majówka Piknik rodzinny pod tytułowym hasłem odbędzie się 11 maja w Miejskim Centrum Kultury Za Pilicą przy ul. Gminnej 37/39. Organizatorzy przygotowali dla jego uczestników wiele atrakcji. Będzie z nich można skorzystać w godz. 16−19. Wstęp wolny. Na najmłodszych czekać będzie m.in. gra terenowa z nagrodami, a także: ogromna zjeżdżalnia, stoiska plastyczne, na których wykonać będzie można np. makramowy breloczek, ścieżka sensoryczna i tor przeszkód. Nie zabraknie też ogromnych baniek mydlanych, balonów, szczudlarza i cukrowej waty. Główną atrakcją dla dzieci będzie magik Pan Buźka, który przedstawi show „Magia Żółtoksiężnika”. Dużo będzie działo się również na scenie. Zaprezentują się m.in.: Dziecięcy Zespół Pieśni i Tańca „Ciebłowianie”, DFC Latino, uczestnicy zajęć wokalnych i tanecznych z MCK Za Pilicą, a w bajkowy świat przeniesie wszystkich grupa teatralna „Zeróweczka” z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 8 w Białobrzegach, która pokaże nagrodzony Złotą Maską na tegorocznych Tomaszowskich Teatraliach spektakl „Królewna Śnieżka”. Będzie też czas dla Kwadransowych Grubasów, z którymi wspólnie świętować będziemy 25-lecie działalności klubu. Na stoiskach partnerów wydarzenia będzie można przybić piątkę z Miśkiem i Kropelką, zagrać w koło fortuny, sprawdzić umiejętności językowe czy wykonać kolorową pracę plastyczną. Dodatkowo będzie można skorzystać z konsultacji koordynatora opieki onkologicznej oraz zmierzyć ciśnienie i poziom cukru. Dostępny będzie również punkt Nadleśnictwa Smardzewice, w którym będzie można otrzymać sadzonki drzew. Nie zabraknie również wozu strażackiego, do którego będzie można wsiąść, i pokazów pierwszej pomocy prowadzonych przez druhów z OSP w Białobrzegach. Na sali koncertowej dostępne do obejrzenia będą dwie wystawy: prac malarskich artystów ze Stowarzyszenia Amatorów Plastyków oraz uczestników zajęć malarstwa i rysunku w MCK Za Pilicą. Na stoiskach będzie można również zakupić słodkie ciasta oraz ciepłe dania, jak np. grillowaną kiełbaskę czy pyszne pierogi.Wstęp na wydarzenie jest wolny.  Data rozpoczęcia wydarzenia: 11.05.2024
Food trucki Food trucki Już od 17 do 19 Maja na Placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim zawitają Food trucki!Piknik rodzinny organizowany przez Sowa Events bedzie miał do zaoferowania mnóstwo atrakcji.Dla głodomorów przyjadą foodtrucki reprezentujące kuchnie z całego świata. Wśród serwowanych dań nie może zabraknąć: amerykańskich burgerów, hiszpańskich churrosów, frytek belgijskich, węgierskich langoszy, tajskiego padthaia oraz wiele innych przysmaków z różnych zakątków naszego globu.Dla spragnionych będzie przygotowana strefa orzeźwienia, czyli stoisko pełne dobroci. Serwujemy tam autorską lemoniada, zmrożoną granite i wiele innych.Między stoiskami będzie przygotowany specjalny food court gdzie zostaną porozkładane ławostoły, leżaki oraz parasole. Można więc śmiało zaprosić całą rodzinę i wygodnie spędzić czas zajadając się serwowanymi specjałami, słuchając przy tym przyjemnej muzyki.Będzie również mnóstwo atrakcji dla najmłodszych. Będzie stoisko z balonami i zabawkami oraz stoisko z watą cukrową. Bedą również przygotowane dmuchane zamki na których dzieciaki beda mogły spędzić radosne chwile skacząc i bawiąc sie w najlepsze.DODATKOWO I BEZPŁATNIE ZAPRASZAMY NA:SOBOTA:- 12:00 - 16:00 - Spotkanie z ulubionymi postaciami z topowej bajki o dzielnych pieskach! Szykujcie aparaty i szerokie uśmiechy :)NIEDZIELA: - 12:00 -12:45 - Koncert "JAK Z BAJKI" - uzdolnieni ludzie filmu, muzyki, teatru i animacji przeniosą Was w magiczny świat muzyki z największych hitów filmów animowanych! - 12:00 - 18:00 - Animatorzy do Waszej dyspozycji! - zabawy ruchowe, sportowe, skręcanie balonów, zabawy z chustą klanza, mini zajęcia plastyczne i wiele innych - nudzie mówimy STOP!- 12:00 - 18:00 (z przerwami) - Bańki mydlane w niecodziennym wydaniu - daj się zamknąć w giga bańce! - Warto zapomnieć o gotowaniu w domu tego weekendu. Warto zabrać rodzinę i cudownie spędzić ten czas z Food truckami. Kulinarne święto już od 17 do 19 Maja w Tomaszowie Mazowieckim.Data rozpoczęcia wydarzenia: 17.05.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
zachmurzenie duże

Temperatura: 10°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1014 hPa
Wiatr: 10 km/h

Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Ten brzuchaty osobnik tak nadaje się na starostę powiatu, jak ja na biskupa. Nawet na katechetę się nie nadawał. Jednak nasze bredzenie jest zbędne, bo ten szkodnik społeczny z pewnością, pod powiatowym stołem już został wybrany. A sesja w dniu 07.05. 2024 r., to będzie tylko formalność.Źródło komentarza: Kto powinien zostać Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: zadowolonyTreść komentarza: Białobrzegi rzeczywiście bardzo ponura dzielnica Tomaszowa. A za komuny planowano tu duże osiedla bloków, dlatego do Tomaszowa przyłączono wtedy Ludwików i Białobrzegi. Gdyby dzisiaj oderwano te dzielnice od Tomaszowa to miasto liczyłoby około 40 tys. mieszkańców. Dzięki wam wybieramy nadal Prezydenta a nie Burmistrza bo mamy nieco ponad 50 tys. głów w mieście.Źródło komentarza: Białobrzeska Majówka na łąceAutor komentarza: Mieszkaniec BiałobrzegówTreść komentarza: Brawo, wreszcie coś się tutaj dzieje - szkoda że tak rzadko, dzielnica kompletnie zapomniana pod względem integracji społeczności lokalnej. Zdecydowanie brakuje tutaj miejsca spotkań dla starszych jak i młodszych mieszkańców na otwartym terenie. Uważam, że altanka na wzór Ciebłowic czy park taki jak w Wąwale ułatwił by tworzenie takich relacji oraz byłby dobrym miejscem do rekreacji oraz odpoczynku. Zachęcam i proszę przedstawicieli władzy z naszej dzielnicy o podjęcie działań w tym temacie. Oprócz inwestycji drogowych - mam wrażenie, że nic tutaj się nie dzieje.Źródło komentarza: Białobrzeska Majówka na łąceAutor komentarza: Mieszkanka TomaszowaTreść komentarza: Jedynym najbardziej kompetentnym i doświadczonym kandydatem jest obecny starosta Mariusz WęgrzynowskiŹródło komentarza: Kto powinien zostać Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: tomaszowiankaTreść komentarza: Weź chłopie ,,urlop,,od komentowania ,czasem zgadzam się bo prawda leży po środku ale częściej ,,przeginasz,, wrzuć na luz i zapomnij o minionych czasach.Źródło komentarza: Zmiany w ProkuraturachAutor komentarza: SabrinaTreść komentarza: Jak zawsze same pyszności, już dzisiaj szykujmy kasę bo warto posmakować, pewnie znów będą tłumy.Źródło komentarza: Już od 17 do 19 Maja na Placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim zawitają Food trucki!
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama
Reklama
News will be here
Reklama