Niewesoło w TCZ-ecie
Kilka lat temu w czasie przekształceń strukturalnych i oddłużania szpitala powiatowego w Tomaszowie Mazowieckim zwolniono z pracy blisko 200 pielęgniarek. Musiały one szukać pracy w innych miejscowościach. Zasiliły kadry między innymi szpitali w stolicy województwa. Szpital opuściła też liczna grupa lokalnych lekarzy specjalistów. Dzisiaj pracują w Kutnie, Łodzi, Radomsku, a nawet w Opocznie. Dzisiaj tych osób nam brakuje i to my musimy importować medyków z zewnątrz. Większość z nich nie jest lokalnie ulokowana, a dodatkowo pracuje w kilku a nawet kilkunastu miejscach w całym województwie. Taki system nigdy nie będzie sprawny. W Tomaszowskim Centrum Zdrowia jest wiele do zrobienia. nie można o nim jednak myśleć w kategorii bieżącego funkcjonowania ale potrzebna jest szersza perspektywa. Być może nawet 25 letnia.
Od urodzin aż do....
No właśnie.... urodziny dziecka to chyba najszczęśliwszy czas dla większości dorosłych ludzi, zakładających rodziny. Dziewięć miesięcy oczekiwania... często oczekiwania obarczonego niepokojem. Zdarza się, że ciąża zalicza się do kategorii tzw. zagrożonych a przyszła mama trafia na szpitalny oddział. Zdarza się, że musi na nim spędzić kilka miesięcy. Parę dni temu późnym popołudniem wybrałem się z wizytą na nasz oddział położniczo ginekologiczny. To, co zobaczyłem, nie nastraja niestety optymistycznie.
Chodząc od sali do sali , miałem okazję porozmawiać z pacjentkami. Pytałem między innymi co im się podoba, co chciałyby zmienić. Za każdym razem odpowiedzi były podobne. Panie wypowiadały się pozytywnie o personelu, natomiast ich opinia na temat warunków nie pozostawia złudzeń. Jest tragicznie!
- Przede wszystkim łazienki. Na cały oddział są dwie kabiny, z których można skorzystać. Proszę obejrzeć natryski. To naprawdę średniowiecze. Nawet nie wiadomo jak z nich korzystać. Dziwi nas, że tak to wygląda
- mówi jedna z kobiet i trudno odmówić jej racji. Łazienka przypomina bardziej pruskie koszary niż kobiecy oddział ginekologiczny w mieście powiatowym w III dekadzie XXI wieku. Brodzik, bateria wannowa i inne elementy wyposażenia krzyczą głośno: wymień mnie!
Dla mnie największym problemem są materace. Nie da się na nich spać. Budzę się wielokrotnie w ciągu nocy z bólem pleców. Na oddziale jestem już od jakiegoś czasu i za chwilę będą potrzebowała pomocy specjalisty od kręgosłupa.
- dodaje młoda kobieta oczekująca na operację na sali z pięcioma innymi dużo starszymi od siebie kobietami. Na szpitalnym korytarzu leżą ułożone w stertę nowe materace. Wystarczy jeden rzut oka, by stwierdzić, że na nich nie będzie dużo wygodniej.
Dużo sympatyczniej mają młode kobiety, które ulokowano na jednej z nielicznych salek, wyposażonych w osobny węzeł sanitarny. Są wesołe i nie kryją sympatii do lekarza, który dołączył do mojego nielekarskiego obchodu. Zapytane co chciałyby aby zmieniono na oddziale mówią jednym głosem, że wentylacje.
Ta sugestia pojawia się niemal za każdym razem. Na oddziale nie ma czym oddychać. Nietrudno sobie wyobrazić co przeżywają panie, które spocone mają ograniczony dostęp do prysznica. Na niektórych salach wyczuwa się trudny do zniesienia zaduch.
Na części porodowej jest podobnie. okna w salach działają jak olbrzymie podgrzewacze powietrza. Dziewczyna karmiąca maluszka zapytana o temperaturę na sali uśmiecha się do dziecka i wzrusza ramionami.
Na salach porodowych część sprzętu wymaga wymiany. Tak przynajmniej twierdzą pracujący na oddziale lekarze. Jest też kameralna salka do porodów rodzinnych, ale i na niej koniecznych jest sporo zmian.
Zaproszony do pokoju lekarskiego widzę rozpadające się regały, zakurzone ściany. Tu też jest koszmarnie gorąco, mimo że chodzą trzy wiatraki. One jednak tylko mielą powietrze.
Siadam na kanapie i czuję że coś jest nie tak. Pod narzutą podłożone są gazety. Gdyby nie one mebel mógłby się... zapaść. Lekarze trochę się śmieją ale więcej narzekają... Wygląda na to... że będą musieli zaopatrzyć się w papierowe czapki i wałki malowania. Malują i leczą! Nowe hasło dla polskich medyków...
Jak w tym odnajdują się pielęgniarki? Zagadnięte pokazują mi stojący na korytarzu wózek do transportu chorych. Sprzęt dosyć mocno.... zamortyzowany.
- Strach na tym ludzi wozić. Z innych rzeczy przydałby nam sią kardiomonitor. Przykro to stwierdzić ale ostatnio zabrakło nam pościeli. Używaliśmy fizelinowej, jednorazowej. Można sobie wyobrazić jak było w niej gorąco
- mówią, a ja mam nadzieję, że Starosta Węgrzynowski i prezes Chudzik to przeczytają
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Otóż dlatego, że zdarzenia należy wyprzedzać. Nie remont, a przebudowa tego oddziału powinny być już dawno zrobione. Tym bardziej, że nasze położnictwo to tzw. dwójka ze względu na fakt, że posiadamy neonatologię. Daje to duże bezpieczeństwo dzieciom i kobietom w przypadku porodowych powikłań.
Warunki powodują jednak to, że nie ściągniemy tu ani pacjentek ani co gorsza lekarzy, których na rynku pracy zwyczajnie brakuje. Widać wyraźnie lukę pokoleniową. Ginekolog 40-latek to gatunek w przyrodzie rzadko występujący.
Polecamy też:
na kolejnej stronie kilka zdań o oddziale pomocy doraźnej nie tylko dla lokalnych polityków
Napisz komentarz
Komentarze