Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 5 grudnia 2025 08:46
Reklama
Reklama

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)

Antonii Malewski o jednym z najwybitniejszych polskich fotografików, Marku Karewiczu

 

Człowiek, o którym w tej części Subiektywnej Historii chciałem (chociaż nazwisko jego często przewijało się we wcześniejszych felietonach) opowiedzieć, jest postacią niezwykłą, nietuzinkową w polskiej sztuce fotografii, w show businessie, zasłużoną we współtworzeniu polskiej sceny rockowej. To równocześnie współtwórca pierwszych, zimowych dyskotek w sopockim Grand Hotelu, krytyk muzyczny, dziennikarz w dziedzinie Jazz i Rock’n’Roll. W wakacje (lipiec) 1956 roku uczestniczył w słynnym, jazzowym, nowoorleańskim marszu w Sopocie, zorganizowanym przez Leopolda Tyrmanda i Franciszka Walickiego.

 

Karewicz również pisał, wydając kilka, tematycznych publikacji. Jest to osobistość, której nadano wspaniałe przydomki; Człowiek ze Złotym Obiektywem, Złoty Fryderyk 2011. W marcu 2012 roku w tomaszowskim kościele Zbawiciela, został przez księdza pastora Romana Pawlasa, uhonorowany ewangelickim wyróżnieniem, Dąb Lutra. Czytający te słowa szybko zorientuje się, że chodzi o osobę związaną w dzieciństwie i wczesnej młodości z naszym miastem i jego okolicami, że chodzi o polskiego, wybitnego artystę fotografika, a jest nim nie kto inny jak pan Marek Karewicz.

 

- Marek to nie tylko imię, to także nazwisko Marka Karewicza. Wystarczyło powiedzieć Marek, a każdy wiedział, że chodzi o człowieka, bez którego historia polskiego rocka byłaby niepełna. Marek zawsze był tam, gdzie jęczały gitary, bas wypruwał wnętrzności, a perkusja wyznaczała rytm serca. Był częścią polskiego rock’n’rolla, jego kronikarzem i sumieniem. Pod obstrzałem jego obiektywu znalazły się dziecięce lata polskiego rocka, prekursorzy „mocnego uderzenia”, gwiazdy i gwiazdki lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych. Towarzyszył narodzinom polskiego rocka, należał do jego obserwatorów i współtwórców. Żadne wydarzenie muzyczne w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych nie uszło jego uwagi. Szczególną sympatią otaczał jazz i muzykę rockową. I te dwa gatunki muzyki stały się przedmiotem wyjątkowego zainteresowania jego kamer i obiektywów. Jest bowiem wybitnym artystą fotografikiem, setek tysięcy kapitalnych, niekiedy historycznych zdjęć. Tak o Marku Karewiczu wypowiadał się ojciec chrzestny polskiego rock’n’rolla, Franciszek Walicki w swojej ostatnim dziele, książce, Epitafium na śmierć rock’n’rolla.

 

Rodzina Karewiczów (nie ma żadnego związku z polskim aktorem, Emilem Karewiczem), pan Julian, ojciec Marka, pani Bronisława matka, oraz ukochana przez Marka babcia Julia, pochodziły z Warszawy. Marek urodził się w stolicy 28 stycznia 1938 roku. Karewiczowie przeżyli hitlerowską okupację oraz Powstanie w tym mieście. Po upadku Powstania Warszawskiego, uciekając (jak wielu warszawiaków) w kierunku zachodnim przed zbliżającą się do stolicy, „wyzwoleńczą” ofensywą Armii Czerwonej. Pieszy exodus ze z burzonej, zrównanej z ziemią stolicy, zaprowadził Karewiczów jesienią 1944 roku, sto kilometrów na zachód od Warszawy, do Tomaszowa Mazowieckiego. Tu się osiedlili i zamieszkali, by ponownie wrócić nad Wisłę, po dziesięciu latach, jesienią 1954 roku.

 

Karewiczowie w naszym mieście zamieszkiwali w różnych dzielnicach miasta. Przybywając z Warszawy, pierwsze dni spędzili w Starzycach w istniejącym do dziś przy ulicy Ujezdzkiej 2, parterowym, murowanym domku. Następnie przenieśli się do centrum miasta, do kamienicy przy ulicy Piłsudskiego 17 (róg Krzyżowej), w tym domu urodził się, również mieszkał jako chłopiec, reprezentacyjny piłkarz kadry Kazimierza Górskiego, Antoni Szymanowski.

 

Kolejny dom to plebania ewangelickiego kościoła Zbawiciela przy ulicy św. Antoniego (vis a vis Parku Rodego). Pastorem był wówczas, słynący z bardzo rygorystycznego usposobienia Waldemar Gastpary. W tym domu na plebani kościoła, mieszkali również państwo Mecowie (Danuta i Bogusław). Następne schronienie Karewiczów (choć na krótko) to willa Landsberga przy Konstytucji 3-go Maja (dziś znajduje się tu przedszkole) oraz w kamienicy przy ulicy Konstytucji 3-go Maja 18 (vis a vis Biedronki, dawny sklep meblowy). W tej posesji mieszkali najdłużej, bo aż 9 lat, jego kolegami z podwórka byli między innymi, Eugeniusz Ulkowski (nie mylić z fotografem Tadeuszem Ulikowskim) oraz Daniel Ronek (starszy brat Sławka, założyciela w Tomaszowie Mazowieckim pierwszego, Fan Club – Jerry Lee Lewis).

 

 

 

Z tego domu, podwórka znajdującego się tuż nad brzegiem Wolbórki, Marek Karewicz ma najpiękniejsze, beztroskie wspomnienia. Tu grali z kolegami w dwa ognie, w piłkę nożną, jako bramki służyły im drzwi od komórek. Tu też nauczył się wędkowania, na każdym spotkaniu Marka z mieszkańcami miasta, gdy tylko wymieniło się rzekę Wolbórkę czy Pilicę, natychmiast zadawał pytanie, - A czy znasz taką rybę która nazywa się „kolka”? Ryba ta żyła w bardzo czystych wodach, dziś rzadko spotykana. Świadczyło to również o czystości naszych rzek. To w tym domu na parterze, Marek (od ulicy Warszawskiej pierwsze trzy okna zasłonił kocami by uzyskać ciemnie) bez użycia aparatu fotograficznego, na papierze światłoczułym wykonał pierwsze w swoim życiu zdjęcie, liście klonu. Było to zlecenie, wykonanie przez uczniów, od nauczyciela przyrody ze szkoły nr. 4, by utrwalili - narysowali lub przykleili na papierze - liście klonu. Marek zrobił to inaczej, inną techniką. Kto wie czy nie zadecydowała ona o jego życiowej pasji?

 

Kiedy mieszkali w pałacu Landserga, w budynku obok (były biurowiec Fabryki Skór) mieszkał najsłynniejszy w tamtych latach tomaszowski fotograf, przyjaciel rodziny Karewiczów, Tadeusz Ulikowski. Ojciec tomaszowskiego bibliografa Andrzeja, który był bliskim kolegą, również zmarłego, mojego brata, także Andrzeja.  Pan Tadeusz swój zakład fotograficzny miał przy ulicy Św. Antoniego, pod słynnym kasztanem (vis a vis Domu Towarowego TOMASZ). Pan Julian ze swoim synem Markiem bardzo często odwiedzał swojego przyjaciela w zakładzie, podczas właściwej temu zawodowi, pracy. Od najmłodszych lat (wizytując u pana Ulikowskiego), młody Karewicz oswajał się ze sztuką wykonywania zdjęć, wtajemniczał zarażając się w przygotowanie składu chemicznego, roztworu (zwany wywoływaczem, dzisiaj brzmi to anachronicznie) by jak najefektowniej, jak najlepiej z negatywu wykonać odbitki (zdjęcia). Zapewne zdobyte doświadczenie przy ulicy Św. Antoniego pomogły mu wykonać pierwsze, do szkolnej pracy, zdjęcie bez użycia aparatu.

 

Marek do podstawówki chodził do dwóch szkól, pierwsza to nr. 2 (dawna ćwiczeniówka) w widłach ulic Legionów/Piłsudskiego oraz do nieistniejącej dziś szkoły nr. 4, przy Barlickiego 4 znajdującej się przy skwerku ulicy Warszawskiej (vis a vis Banku BPH, dawna kawiarnia Jagódka). Po ich ukończeniu, dostał się, zdając egzaminy, do Licem Ogólnokształcącego, dziś I LO, przy ulicy Mościckiego (w tamtych latach w Tomaszowie istniało tylko jedno liceum). Tu ukończył pierwszą klasę liceum (8), by w połowie drugiej (9), z rodziną wyprowadzić się ponownie do Warszawy. Żyjąc w Tomaszowie, za namową babci Juli uczęszczał na lekcje gry na skrzypcach. Życiowe próby gry na skrzypcach, uwrażliwiły muzycznie młodego Karewicza. Babcia zakładała, mówiąc mu - Marek, ucząc się gry na skrzypcach, zostaniesz dobrym grajkiem i jak dorośniesz będziesz grał na weselach, a póki co jest to najbardziej zarobkowo popłatny i pewny zawód dla chłopaka.

 

Mając niespełna osiem lat umiera, jego ukochana mama, Bronisława. Trumna ze zmarłą, wystawiona była w kościele Św. Trójcy przy Placu Kościuszki 21. Tu po raz ostatni Marek zobaczył i utrwalił w pamięci jej pogodną, schorowaną twarz. Za każdym pobytem, gdy tylko przybędzie do  Tomaszowa, Marek Karewicz, choć od dawna kościół jest nieczynny, zachodzi do księgarni Barbary Goździk przy Placu Kościuszki 22, posesja tuż obok kościoła Św. Trójcy (w tamtych latach w pomieszczeniach księgarni była zakrystia kościoła) by z tego miejsca nostalgicznie i sentymentalnie wspominać czas dzieciństwa, czas młodości spędzony w Tomaszowie, szczególne są wspomnienia o jego ukochanej, jak on to mówi, mamusi.

 

Księgarnia od jesieni 2008 roku stała się, za każdym przyjazdem Karewicza do miasta, stałym miejscem spotkań. Przez wtajemniczone osoby, uczestniczące w kuluarowych spotkaniach z artystą fotografikiem, zaplecze księgarni nazwaliśmy klubem i tak było przez ostatnie pięć lat (Marek w tym czasie bywał w naszym mieście co najmniej siedem/osiem razy), do połowy miesiąca maja tegoż roku. Majowa data wiąże się ze zmianą najemcy, ajenta lokalu, choć Barbara Goździk nadal jest pracownikiem tej księgarni. Właścicielem całego obiektu, nadal jest ksiądz pastor, Roman Pawlas. 

 

 

 

Po ponad 10-letnim pobycie w Tomaszowie, Marek powrócił do stolicy gdzie ukończył warszawskie Liceum Fotograficzne przy ulicy Spokojnej, następnie studiował na Wydziale Operatorskim w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi.

 

Studiując w tym mieście, zaraził się awangardową muzyką jaka przenikała z Zachodu zza żelaznej kurtyny, do kraju, to jest jazz. Odkłada na bok wyuczony zawód (choć wcześniej wykonał kilka wspaniałych fotografii, wprowadzając w zachwyt znawców tej dziedziny) i w warszawskich klubach studenckich uczy się gry na dwóch instrumentach, strunowym – kontrabas i dętym – trąbka. Właśnie z trąbką w ręku a nie z aparatem fotograficznym, manifestujący Marek szedł we  wspomnianym wcześniej, nowoorleańskim marszu ulicami Sopotu.

 

Kiedy powrócił do Warszawy jego pierwszy zespół, w którym grał na trąbce, Six Boys Stompers, zagrał na otwarcie Klubu HYBRYDY. Na tym otwarciu obecny był Leopold Tyrmand, wielki znawca jazzu, muzyk, dziennikarz i świetny pisarz. Autor słynnego Dziennika 1954 i powieści Zły, który po zakończeniu koncertu przez zespół, podszedł do Marka i zagaił, - Marek widziałem twoje zdjęcia, są wspaniałe, radzę ci, przestań pierdzieć w ustnik tej trąbki. Weź się za fotografowanie i rób to w czym jesteś najlepszy. To były ostatnie próby dmuchania w trąbkę. Od tej pory Marek odstawił ją całkowicie na bok i z wielkim zacięciem, zawierzając słowom Tyrmanda, wziął się za fotografowanie, tym samym stał się w krótkim czasie w tej branży, jednym z największych w świecie, artystów fotografików.

 

Od tej pory Marek stał się jednym, z najbardziej wziętych fotografików, nie tylko w kraju. Bywał na wszystkich festiwalach, robiąc przy tym tysiące zdjęć, polskiej i zagranicznej piosenki (Opole, Sopot), festiwalach jazzowych (Jazz Jamboree w Warszawie, Jazz nad Odrą w Wrocławiu, Jazzowa Zadymka Śnieżna w Bielsku-Białej), również często bywał na festiwalach jazzowych i rock’n’rollowych za granicą. Bywał na koncertach wszystkich, polskich zespołów bluesowych, rock’n’rollowych, jazzowych.

 

Robił zdjęcia, między innymi takim zespołom jak, The Beatles i The Rolling Stones (słynny koncert 13 marca 1967 rok w warszawskiej Sali Kongresowej). Wykonał ponad dwa miliony negatywów, zaprojektował ponad 1.500 okładek płytowych. Prawie wszystkie okładki płyt nagranych w tamtych latach, są dziełem Karewicza. O jego klasie w zawodzie może świadczyć fakt, że został zatrudniony w trasach koncertowych przez dwóch największych z największych artystów, jakim był geniusz muzyki, Ray Charles ze słynnym przebojem Hit The Road Jack (z nim dwa lata w trasie) czy najlepszy trębacz świata, Miles Davies (blisko rok w trasie). Jest autorem największego zdjęcia (10x3 metry) Milesa Daviesa. Wykonał je na zamówienie Milesa, zawisło ono na największym wieżowcu  Nowego Jorku.

Jednak nigdy nie zrobił zdjęcia najważniejszej osobie w światowym show buisnessie, która jest synonimem nowoorleańskiego jazzu, najsłynniejszej trąbce świata, o głosie cudownie zachrypniętym, jest nim niekwestionowany, amerykański król jazzu - Louis Satchmo Armstrong. Marek do swojego, największego, życiowego błędu przyznał się w tomaszowskim klubie OK TKACZ, na swoich, 75 urodzinach, obchodzonych w dniu 9 marca 2013 roku, gdy na ekranie TKACZA pokazałem 12 minutowy, dygresyjny film z życzeniami dla Marka, na którym Armstrong wykonał dla niego trzy utwory (When It’s Sleepy Time Down South, Blueberry Hill i When The Saints Go Marching In). Karewicz zrozumiał tę dygresję i wyznał przed wypełnioną,  na ful, salą TKACZA, całą prawdę - dlaczego? A miał czas i warunki je wykonać. Kiedy król trąbki przyjechał na jedyny koncert, latem 1965 roku, do czeskiej Pragi, Karewicz wraz z Andrzejem Jaroszyńskim, dziennikarzem muzycznym TVP, otrzymali akredytacje dziennikarskie na koncert Armstronga. Zamieszkali w pięknym hotelu na Vaclavskie Namesti. Rano w dniu koncertu, po śniadaniu, zeszli do hotelowego baru by napić się w bistro kilka drinków dla zabicia czasu. Koncert miał odbyć się dopiero późnym wieczorem.

 

Po wypiciu kilku drinków na wysokich stołkach bistro, dosiadła się do nich kobieta, lekko na rauchy i zaproponowała trzy drinki, dla siebie i dla dwóch, siedzących obok panów. Ta kobieta to czeska aktorka, Jitka Bendova, która zagrała w jedynym nagrodzonym Oscarem (1968 rok) czeskim filmie Jirzego Menzla, Pociągi pod specjalnym nadzorem. Jitka Bendova w tym filmie, którego akcja toczy się w czasie hitlerowskiej okupacji na małej, czeskiej stacyjce kolejowej, błysnęła skandaliczną, podniecającą mężczyzn sceną, w której znudzony zawiadowca stacji i jego pomocnik, ostemplowują kolejowymi pieczątkami, oba, jej gołe pośladki. Ta podniecająca, obsceniczna, filmowa scena trwa dość długo w czasie.

 

Kolejną partię drinków zaproponował  Jaroszyński i by nie być gorszym, szybko powtórzył ją Karewicz. Wszystkim pijącym rozwiązały się języki. Marek pierwszy odezwał się rzeczowo, zapraszając wieczorem Jitkę na koncert Louisa Armstronga, na co odezwała się Bendova, - Marek ja mam Armstronga na płytach, jeżeli chcesz go posłuchać, to zapraszam cię do siebie, do domu. Wypili jeszcze po kolejce i Marek ponowił zaproszenie na koncert. Po chwili ciszy Jitka dopiwszy swojego drinka, również się odezwała. – Marek, jeszcze raz proponuję ci płyty Armstronga do posłuchania w moim domu. Wybieraj bo ja na żaden koncert nie idę. Karewicz po chwili milczenia wypowiedział głośno przed tomaszowskim audytorium w OK TKACZ, - Proszę państwa, zadecydowałem – długa cisza – wybrałem Louisa Armstronga, słuchając go na płytach w domu czeskiej aktorki !!!

 

- Siedem lat temu, w Zakopanem, jakiś zły demon przeciągnął Marka po węglach piekła (wylew). Ale Marek nie poddał się, walczy z chorobą bez przerwy, do upadłego. Pomimo, że życie spędza w wózku inwalidzkim, nadal bywa tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Jego wystawy fotogramów (które otwiera osobiście) wędrują po całym świecie. W Warszawie założył (jeszcze przed chorobą w 2001 roku) słynny Klub Jazzowy TYGMONT, a w roku 2008 wydał, pod nazwą „This Is Jazz”, fantastyczny album z fotografiami największych gwiazd muzyki jazzowej (160 FOTO), prawie wszystkich wielkich, jeszcze żyjących jazzmanów. Obecnie pracuje nad albumem poświęconym gwiazdom rock’n’rolla – tak oto pisał o Marku Karewiczu, Franciszek Walicki, w swoim Epitafium na śmierć rock’n’rolla.

 

Marka Karewicza, choć bywałem wcześniej na jego odczytach, prelekcjach, kiedy był jeszcze sprawny fizycznie, poznałem bliżej, o ironio, kiedy przemieszczał się przy pomocy wózka. Dokładnie 5 grudnia 2009 roku na zapleczu (klubu) księgarni Basi Goździk, dzień po jej imieninach. W dniu 4 grudnia (piątek) odbyło w Galerii ARKADY spotkanie z Karewiczem, zakończone premierą filmu „Człowiek ze Złotym Obiektywem”. Od tej pory zaprzyjaźniłem się z panem Markiem. Do naszych spotkań dochodziło wielokrotnie, pięć razy w Sopocie (trzy razy na zakończenie konkursu Wspomnienia Miłośników Rock’n’rolla, czwarty raz na obchodach XXX - lat po śmierci Krzysztofa Klenczona, gdzie nadano ulicę jego imienia, odsłonięto mural z jego wizerunkiem oraz na ekranie w Krzywym Domku odbyła się premiera filmu Heleny Giersz „10 w skali Beouforta” i piąty raz na 50 lecie powstania Non Stopu w Sopocie. Czterokrotnie ja zapraszałem Karewicza na swoje imprezy w Tomaszowie (dwa razy na Spotkanie po latach, jedno w ZDK Włókniarz, drugie w SCh PROEM w Zakościelu, trzeci raz na 89 spotkanie z cyklu Herosi Rock’n’Rolla w SCh TOMY przy Jerozolimskiej a czwarty raz na jego 75 urodziny, połączone z 100 spotkaniem mojego cyklu Herosi w OK TKACZ). Ostatnie spotkanie z Markiem, w którym miałem okazję uczestniczyć, z organizowane było przez braci Jochan, 27 kwietnia 2013 roku w ALABASTRO przy ulicy Dzieci Polskich.

 

Na każde spotkanie w Tomaszowie, Marek przyjeżdża z wielką radością, każdą wizytę bardzo przeżywa. Kilkakrotnie, wraz z opiekującym się nim, Wiesiem Śliwińskim, przemieszczaliśmy się wspólnie ulicami miasta, docieraliśmy do miejsc bliskich Markowi, do szkól do których chodził, do domów, w których mieszkał. Przeważnie kończyliśmy pieszą wędrówkę na moście rzeki Wolbórki przy ulicy Warszawskiej. Marek kazał się zatrzymywać, długo patrząc w nurt rzeki w kierunku mostu na Blichu mówił, - Oto rzeka mojego dzieciństwa, zawsze wracając ze szkoły, zakładaliśmy się z kolegami - jakiego koloru dzisiaj jest woda w rzece? Zależało to od farbowania tkaniny w farbiarni zakładu Mouritza Pisha (była Mazovia). W TKACZU na jego 75 urodzinach pięknie wypowiedział się Marek Gaszyński, i tą sentencją kończę felieton o Marku Karewiczu; - Kiedy byłem mały myślałem zawsze, że rock’n’roll, jazz jest do słuchania, tańczenia. Ale dzięki Markowi Karewiczowi, jego wspaniałym fotografiom, dowiedziałem się, że jest również do oglądania. Jak patrzę na jego zdjęcia, na przepocone wysiłkiem twarze muzyków, to słyszę muzykę, słyszę jak grają. I jeszcze jedno nauczyłem się od Marka, że kłopoty zdrowotne, mam nadzieję przejściowe, nie mogą poskromić człowieka na zawsze. Że ten wózek, na którym Marek siedzi, inny by płakał, żalił się, skarżył. Marek nigdy. Często z nim bywałem na przeróżnych imprezach. Nigdy nie słyszałem od niego słowa skargi. Dla Marka wózek jest czymś innym, jest środkiem transportu do przemieszczania się z jednej prywatki na drugą, z jednej balangi na drugą, z jednej pijalni piwa do drugiej. Myślę, że  Marek – powiedział to z przekąsem i uśmiechem – powinien to opatentować!!!

 

 


Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego - Marek Karewicz (49)


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Antek Malewski 01.06.2013 06:59
W treści felietonu nie dałem bardzo ważnej informacji o ojcu Marka Karewicza, panu Julianie. Był on pierwszym dyrektorem Fabryki Skór (dziś przy Konstytucji 3-go Maja) i zarazem prezesem Towarzystwa Sportowego TUR, z którego to towarzystwa wyrósł zespół SPÓJNI (przyszła LECHIA). Stałą bazą członków, kibiców i miłośników towarzystwa był zakład, przyjaciela pana Juliana, fryzjerski MIECZYSŁAWA BĄKA (mieścił się w narożniku kamienicy pana Śpiewaka, tam gdzie pizzeria CAPONE - dawne delikatesy - przy Św. Antoniego 12, wychodząc po łuku z ulicy Jerozolimskiej). Przychodziła tu elita miasta, niekoniecznie interesująca się sportem. Zakład pana BĄKA służył klientom jako klub towarzyski. Wówczas bramkarzem tomaszowskiego zespołu piłkarskiego był najsłynniejszy golkiper naszego miasta, Zdzisław Komar (ISIO KOMAR), ulubieniec Marka. Był to okres, w którym dużym zainteresowaniem ISIEM cieszył się silny w I Lidze, zespół ŁKS-u. To pan Julian pertraktował z klubem ŁKS jego przejście. Jednak "patriotyzm lokalny" pana Komara zadecydował, że pozostał w Tomaszowie. Dzięki jego interwencjom nasz zespół grał, choć krótko, w II lidze. Po śmierci matki (miał wówczas 7 lat) pan Julian bardziej opiekował się synem Markiem, zabierając go z sobą na ważne spotkania (nie tylko towarzyskie) co skutkowało wiedzą o obyczajach, stosunkach i relacjach, również sportowych mieszkańców miasta

Antek Malewski 31.05.2013 15:05
Pozwolę sobie opisać powyższe FOTO; 1. Marek Karewicz, jeszcze młody i sprawny fizycznie, usuwa ze sceny opakowanie szklane (przed koncertem) po płynie niewiadomego pochodzenia. Wszystkich mogę zapewnić, że nie jest to opakowanie po WODZIE SODOWEJ. 2. SOPOT. Plac Non Stopu II. Odsłonięcie muralu Krzysztofa Klenczona od lewej; Karol Wargin (przyjaciel Klenczona, razem zaśpiewali w konkursie SZUKAMY MŁODYCH TALENTÓW w Szczecinie w 1962 roku przebój "Mały Miś") Wiesław Wilczkowiak, vice prezes Stowarzyszenia Muzycznego CHRISTOPHER z Gdyni, moja skromna osoba i na wózku Marek Karewicz. 3. Plakat z 89 spotkania z cyklu HEROSI ROCK'N'ROLLA w SCh TOMY przy ulicy Jerozolimskiej poświęconemu Markowi Karewiczowi. 4. SOPOT. Plac Non Stopu II. Marek Karewicz z opiekunką Hanią Erez podczas koncertu POLANIE All Stars w ramach 50 LAT NON STOP-u w Sopocie. 5. SOPOT. Plac Non Stopu II. Spotkanie Karewicza z Franciszkiem Walickim (pan Franciszek podczas koncertu POLANIE All Stars obchodził swoje 90 urodziny) jest to moment po zejściu (sprowadzeniu) pana Franciszka ze sceny. Między ich głowami twarz dziennikarza z Warszawy oraz moja osoba. W tym czasie ja sprawowałem opiekę nad Markiem i panem Franciszkiem. Ich opiekunowie, Hania Erez i Wiesiek Śliwiński, udali się do Krzywego Domku by przygotować kuluarową kolację.

panka 31.05.2013 13:37
Mam nadzieję,że jest to reklama WODY SODOWEJ,, bo przeciez spragnionego,napoić.A Zakład fotograficzny p.Ulikowskiego PAMIĘTAM!!!Oj, co to były za fajne czasy! Na zdjęcie czekało się 2 tygodnie,ale ile było przygotowań do wizyty w ,,studio,,Zrobienie sobie lub dziecku zdjęcia to było wydzrzenie. Dziś CYK i juz.Tez dobrze.

Opinie

ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.

Dziś w kraju i na świecie (czwartek, 4 grudnia)

Dziś jest czwartek, trzysta trzydziesty ósmy dzień roku. Wschód słońca o godz. 7.24, zachód słońca 15.26. Imieniny obchodzą: Barbara, Bernard, Chrystian, Filip, Hieronim, Jan, Klemens i Krystian.Data dodania artykułu: 04.12.2025 11:01
Dziś w kraju i na świecie (czwartek, 4 grudnia)

Dziś w kraju i na świecie (środa, 3 grudnia)

Dziś jest środa, trzysta trzydziesty siódmy dzień roku. Wschód słońca o godz. 7.23, zachód słońca 15.26. Imieniny obchodzą: Emma, Franciszek, Kasjan, Kryspin, Ksawery i Łucjusz.Data dodania artykułu: 03.12.2025 08:45
Dziś w kraju i na świecie (środa, 3 grudnia)

Janusz Mieloszyk, pierwszy wiceprezes Nest Banku, z tytułem Digital Banker of the Year

Podczas Global Retail Banking Innovation Awards 2025 magazynu The Digital Banker Janusz Mieloszyk, pierwszy wiceprezes zarządu Nest Banku, otrzymał tytuł Digital Banker of the Year (Central Europe). W tym samym konkursie Nest Bank zdobył jeszcze dwa wyróżnienia za projekt N!Asystenta: Excellence in Digital Innovation - Poland oraz Best Technology Implementation by a Retail Bank - Europe.Data dodania artykułu: 02.12.2025 17:58
Janusz Mieloszyk, pierwszy wiceprezes Nest Banku, z tytułem Digital Banker of the Year

Ministerstwo Zdrowia przedstawiło propozycje oszczędności. Kolejne zmniejszenia limitów

Blisko 10,4 mld zł w 2026 r. oszczędności w NFZ miałyby przynieść zmiany przedstawione przez resort zdrowia Ministerstwu Finansów. Zakładają one m.in reformę wynagrodzeń, limity w poradniach specjalistycznych i korekty na listach darmowych leków dla dzieci i seniorów; plan krytykuje opozycja z PiS.Data dodania artykułu: 01.12.2025 19:38
Ministerstwo Zdrowia przedstawiło propozycje oszczędności. Kolejne zmniejszenia limitów

Prawie 105 mln zł kary dla Jeronimo Martins Polska za wprowadzanie klientów w błąd ws. promocji

Prezes UOKiK nałożył na spółkę Jeronimo Martins Polska, właściciela Biedronki, karę blisko 105 mln zł za wprowadzenie klientów w błąd podczas ubiegłorocznych akcji promocyjnych - poinformował w poniedziałek urząd. Biuro prasowe sieci Biedronka podkreśliło, że nie zgadza się z decyzją i zaskarży ją do sądu.Data dodania artykułu: 01.12.2025 12:04
Prawie 105 mln zł kary dla Jeronimo Martins Polska za wprowadzanie klientów w błąd ws. promocji

Badanie: 71 proc. Polaków nie chce podawać PESEL-u m.in. w internecie

71 proc. Polaków nie chce podawać PESEL-u w sklepach internetowych, hotelach, biurach podróży i wypożyczalniach - wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie serwisu ChronPESEL.pl i Krajowego Rejestru Długów.Data dodania artykułu: 01.12.2025 11:42
Badanie: 71 proc. Polaków nie chce podawać PESEL-u m.in. w internecie

Dziś w kraju i na świecie (poniedziałek, 1 grudnia)

Dziś jest poniedziałek, trzysta trzydziesty piąty dzień roku. Wschód słońca 07.20, zachód słońca 15.28. Imieniny obchodzą: Aleksander, Ananiasz, Antoni, Blanka, Edmund, Florencja, Jan, Natalia i Rudolf.Data dodania artykułu: 01.12.2025 06:55
Dziś w kraju i na świecie (poniedziałek, 1 grudnia)

Himmler uznał, że podbite ziemie, także te polskie mogą być rezerwuarem rekrutów dla Waffen-SS

Himmler uznał, że rezerwuarem dla jego prywatnej armii - bo tak w gruncie rzeczy traktował Waffen-SS – mogą być ziemie podbite przez III Rzeszę. Także te polskie – mówi w rozmowie z PAP dr Tomasz E. Bielecki, autor książki „Polacy w Waffen-SS. Polskie Pomorze”.Data dodania artykułu: 30.11.2025 19:30
Himmler uznał, że podbite ziemie, także te polskie mogą być rezerwuarem rekrutów dla Waffen-SS
Reklama
Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie

Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie

Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie (Wincentynów) – wyjątkowy wieczór w domowym salonieJuż 18 stycznia 2026 roku (niedziela) o godz. 17:00 Czesław Mozil zaprasza na jedyne w swoim rodzaju wydarzenie muzyczne — koncert "Czesław Mozil Solo – w mieszkaniu". Miejsce: niewielka wieś Wincentynów (gmina Sławno, powiat opoczyński), blisko Opoczna, w malowniczym zakątku województwa łódzkiego. Prywatna przestrzeń – salon domu – stanie się areną bliskiego spotkania artysty z publicznością.Miejsce pełne folklorystycznego klimatuWincentynów to kameralna miejscowość — według danych z 2021 r. liczy zaledwie 179 mieszkańców W sąsiedztwie znajduje się prywatny miniskansen "Niebowo", prezentujący tradycyjną wiejską architekturę regionu opoczyńskiego: chatę ze strzechą, ziemiankę, stodółkę i autentyczne wnętrza izby białej, kuchni i sieni.  Ta nieoczywista, serdeczna sceneria doskonale komponuje się z domowym klimatem koncertów Mozila.Co czyni ten wieczór wyjątkowymBliskość artysty: Czesław zagra niemal jak "u sąsiada" — w salonie, na kanapie, czasem na podłodze, a może ktoś usłyszy go z kuchni. Ta forma koncertu wyczarowuje atmosferę kameralności i autentycznego kontaktu.Unikalna formuła: To połączenie solowego show muzycznego i błyskotliwego stand-upu — pełne inteligentnych obserwacji, humoru i muzycznych emocji.Repertuar: Poza znanymi piosenkami, usłyszymy utwory z ostatnich albumów oraz premiery nowych nagrań, które trafią na kolejną płytę.Aktualny czas twórczy: Mozil zdobył tegoroczną Festiwalową Nagrodę Opola za piosenkę „Ławeczka”, singiel „Leń” z „Akademii Pana Kleksa 2” stał się hitem, a jego album „Inwazja Nerdów vol. 1” zdobył Fryderyka w 2025 roku.Kilka faktów o artyścieUrodzony w 1979 r. w Zabrzu, wykształcony akordeonista (Król. Duńska Akademia Muzyczna w Kopenhadze) Twórca złożonych dzieł: muzyka, teksty, aktorstwo dubbingowe (np. Olaf z "Krainy Lodu"), osobowość TVLaureat licznych nagród: Fryderyków, nagrody opolskiego festiwalu, platynowych płytStyl znany z połączenia kabaretu, folku, punka i inteligentnego humoru — trudno zamknąć go w jednym słowie Szczegóły wydarzeniaData: 18 stycznia 2026 (niedziela), godz. 17:00Miejsce: dom mieszkalny w Wincentynowie k. Opoczna („Niebowo”)Bilety: tylko 40 sztuk, cena 130 zł — dostępne na stronie: [biletomat.pl]Więcej informacji na: wydarzenie na FacebookuTaki koncert to znakomita okazja, by przeżyć muzykę i humor Mozila w najbardziej osobistej formie. To więcej niż performance — to spotkanie, które zostaje w pamięci na długo.Data rozpoczęcia wydarzenia: 18.01.2026

Polecane

W powiatowym Matrixie wszystko bez zmian

W powiatowym Matrixie wszystko bez zmian

Nie udało się dzisiaj powołać nowego Starosty oraz Zarządu Powiatu Tomaszowskiego. Nie udało się nawet zebrać 12 osobowego kworum, by móc prawomocnie przeprowadzić zwołaną na wniosek radnych sesję. Nie stawili na obradach radni Prawa i Sprawiedliwości oraz klubu Powiat Tomaszowski Od Nowa. Przy czym ci pierwsi w budynku starostwa byli. Dlaczego nie weszli na sesję? Mogli przecież przyjść i głosować. Nic nie stało na przeszkodzie. Mogli odrzucić proponowaną na Starostę przez KO, panią Alicję Zwolak Plichtę lub ją poprzeć. Tymczasem stworzono wrażenie, że dzieje się coś o czym osoby postronne nie powinny wiedzieć. Czy aby na pewno? Tekst na temat dzisiejszej sesji będzie miał charakter felietonowy, a więc całkiem subiektywny. Napisany z punktu widzenia radnego niezależnego, nie związanego z żadnymi partiami i nie będącego członkiem żadnego klubu. Nie znaczy to oczywiście, że znajdziecie w nim jakieś nieprawdziwe i niesprawdzone informacje.Data dodania artykułu: 03.12.2025 21:23 Liczba komentarzy: 16 Liczba pozytywnych reakcji czytelników: 5
„Anioły są wśród nas” – Gala tomaszowskich wolontariuszyOperacja „TOR”: tomaszowska policja i Straż Ochrony Kolei wzmacniają patrolowanie szlaków kolejowychŚmigłowce nad skałami Jury. 7. Batalion Kawalerii Powietrznej na poligonie marzeńHejt czy nadzór? Kulisy odejścia dyrektorki i nowy start domu dziecka „Słoneczko”KRUS i NFZ we wspólnej akcji „Weź się zbadaj”W powiatowym Matrixie wszystko bez zmianWystawa „Ukraine in Focus” pokazuje prawdę o wojnieŚwięto Patrona w „Wyspiańskim” – ślubowanie pierwszoklasistów i spotkanie z MistrzemBestialski napad bandycki dokonany w pierwszym dniu świąt na ulicy Wesołej w Łodzi3 grudnia – dzień, w którym naprawdę warto się zatrzymaćKonkurs na dyrektora PCPR. Jedna kandydatura, zmiana władzy i sporo znaków zapytaniaS12 coraz bliżej Radomia. Rusza przetarg na odcinek Wieniawa – Radom Południe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Wasze komentarze

Autor komentarza: EwaTreść komentarza: Asystent prezesa czy sam prezes komentuje wysysanie szpitalnych pieniędzy.Źródło komentarza: Telefon za tysiąc, mieszkanie na koszt spółki. Złoty kontrakt prezesa TCZAutor komentarza: 325Treść komentarza: Kują, nie kłują. Telefon wstawia inaczej.Źródło komentarza: Czy uda się wybrać nowy Zarząd Powiatu?Autor komentarza: MacherTreść komentarza: Tylko do tej pory to między innymi Witczak pozwalał staroście trwać na stanowisku. To nie jego ludzie z KO dążyli najbardziej do odwołania Węgrzynowskiego. Ja też nie przepadam za Witko, ale on jeszcze czasem potrafi dogadać się z innymi dla dobra sprawy. Witczak tego nie potrafi i przejawem tego jest forsowanie Zwolak-Plichty na starostę, chociaż radni Witko nigdy jej nie zaakceptują.Źródło komentarza: W powiatowym Matrixie wszystko bez zmianAutor komentarza: JaTreść komentarza: To wybór starosty dopiero po 17.12 ? Jak będzie przyjęty budżet miasta wtedy będzie można się domyślać kto zostanie starostą.Źródło komentarza: W powiatowym Matrixie wszystko bez zmianAutor komentarza: EllaTreść komentarza: Chce kontroli i nadzoru, bo tam, gdzie pieniadze, tam trzeba patrzec na rece. Po prostu tak mamy. A nowy zawod w tym obrebie to hejter albo bardziej po polsku hejtownik. I tak trzeba mowc, jestem hejtownikiem, bo chce dozoru, kontroli i patrzenia na rece antyhejtownikom.Źródło komentarza: Hejt czy nadzór? Kulisy odejścia dyrektorki i nowy start domu dziecka „Słoneczko”Autor komentarza: zbychTreść komentarza: Wolę Witczaka od macierewicza. A o Witko świadczy Arena Lodowa (sprawdz dlaczego powstała) i kolejny "genialny" dla dobra mieszkańców pomysł z filharmoniąŹródło komentarza: W powiatowym Matrixie wszystko bez zmian
Reklama
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama