Telefon i internet, także w prywatnych podróżach
Już pierwszy „drobny” zapis pokazuje, w jakim duchu konstruowano kontrakt. Spółka ustala miesięczny limit kosztów telefonu komórkowego i bezprzewodowego Internetu prezesa na 250 zł netto. To standard, który trudno uznać za skandaliczny. Problem zaczyna się w kolejnym zdaniu: limit automatycznie rośnie do 1 000 zł netto, gdy prezes korzysta z telefonu i internetu „w czasie odbywania podróży zagranicznych (prywatnych lub służbowych)”
W praktyce oznacza to, że nawet w czasie prywatnego wyjazdu za granicę rachunki za telefon i internet prezesa mogą zostać pokryte z pieniędzy powiatowej spółki – wystarczy wykazać, że choćby część rozmów „związana była z realizacją umowy”. To bardzo szerokie, trudne do weryfikacji sformułowanie i otwarta furtka do tego, by koszty życia prywatnego mieszały się z kosztami zarządzania szpitalem.
Dojazdy z domu, „kilometrówka” i mieszkanie na koszt TCZ
Jeszcze ciekawiej robi się przy zapisach dotyczących samochodu i zakwaterowania. Umowa przewiduje:
- zwrot kosztów podróży w interesie spółki,
- zwrot lub pokrycie kosztów wykorzystywania prywatnego samochodu do celów służbowych,
i to wprost z zaznaczeniem, że chodzi także o:
dojazdy do siedziby spółki z miejsca zamieszkania i powroty do miejsca zamieszkania z siedziby spółki lub z innych miejsc wykonywania czynności na rzecz spółki.
Krótko mówiąc – codzienne dojazdy prezesa do pracy i z pracy mogą być finansowane z kasy szpitala. Zwykły pracownik, pielęgniarka, ratownik czy lekarz rezydent, pokrywa koszty dojazdu sam. Prezes – nie musi.
Na tym nie koniec. Ten sam paragraf przewiduje dodatkowo:
pokrycie kosztów zakwaterowania, ewentualnie udostępnienie do korzystania lokalu mieszkalnego na koszt spółki.
Jeśli więc prezes mieszka poza Tomaszowem, szpital może opłacać mu mieszkanie. To rozwiązanie spotykane czasem przy ściąganiu wysokiej klasy specjalistów medycznych – ale tu mamy do czynienia z osobą, której dorobek w zarządzaniu ochroną zdrowia dopiero się zaczyna.
Do tego jest oczywiście samochód służbowy. Nadal próbujemy ustalić kto dokładnie z niego korzystał i czy przypadkiem nie rozliczano podwójnie kosztów podróżowania do miejsca zamieszkania.
Reprezentacja, szkolenia, konferencje – kolejne tysiące
Kontrakt szczegółowo wylicza kolejne kategorie wydatków, które szpital ma pokrywać:
- do 3 000 zł rocznie na tzw. reprezentację spółki (spotkania, przyjęcia, kolacje biznesowe),
- do 3 000 zł rocznie na szkolenia,
- do 6 000 zł rocznie na konferencje, seminaria i spotkania o charakterze biznesowym.
Łącznie daje to 12 000 zł rocznie dodatkowych środków, które – przynajmniej w teorii – mają służyć podnoszeniu kwalifikacji i budowaniu kontaktów. Zestawiając to z brakiem wcześniejszego doświadczenia prezesa w zarządzaniu szpitalami, trudno oprzeć się wrażeniu, że podatnicy najpierw fundują komuś naukę zawodu, a dopiero później oczekują efektów.
Paragraf „na wszystko”
Szczególnie szeroki jest zapis, który przewiduje:
zwrot wydatków poniesionych przez Zarządzającego, a niezbędnych do należytego świadczenia usług w standardzie stosownym do wykonywanej funkcji Prezesa Zarządu Spółki…
To w praktyce paragraf na wszystko. Wystarczy bowiem, że wydatek zostanie przedstawiony jako „niezbędny do świadczenia usług w odpowiednim standardzie”, a spółka ma go zwrócić – oczywiście po udokumentowaniu. Standardu nikt jednak w umowie precyzyjnie nie definiuje.
24 500 zł miesięcznie plus bonus
Sercem kontraktu jest oczywiście wynagrodzenie stałe prezesa – 24 500 zł brutto miesięcznie. Do tego dochodzi wynagrodzenie zmienne, uzależnione od realizacji celów zarządczych, które może wynieść do odpowiedni procent rocznego wynagrodzenia stałego.
Prezes zachowuje prawo do pensji nawet w przypadku przerwy w świadczeniu usług – do 26 dni roboczych w roku. Czyli de facto pełnoetatowy, płatny urlop menedżerski, obok wszystkich innych przywilejów.
Jak na powiatową spółkę medyczną, borykającą się – jak większość takich placówek – z problemami kadrowymi i finansowymi, to warunki więcej niż komfortowe. Tym bardziej że mówimy o osobie, którą krytycy wskazują jako pozbawioną doświadczenia w zarządzaniu szpitalem czy większą placówką ochrony zdrowia.
Kto bierze odpowiedzialność za ryzyko?
W umowie dużo miejsca poświęcono temu, że prezes ponosi odpowiedzialność za szkody wyrządzone spółce niewykonaniem lub nienależytym wykonaniem obowiązków. Brzmi to poważnie, ale w praktyce jedynym realnym narzędziem rozliczenia będą decyzje właściciela – powiatu – oraz rady nadzorczej.
Tymczasem to właśnie te organy podpisały się pod kontraktem, który:
- przerzuca na szpital znaczną część kosztów prywatnych (dojazdy, zakwaterowanie, telefon w czasie prywatnych wyjazdów zagranicznych),
- gwarantuje wynagrodzenie na poziomie nieosiągalnym dla większości personelu medycznego,
- otwiera szerokie możliwości refundacji kolejnych wydatków pod hasłem „standardu funkcji prezesa”.
W sytuacji, gdy pielęgniarki czy ratownicy walczą o każdą podwyżkę, a lokalna społeczność słyszy o konieczności „zaciskania pasa”, taki kontrakt musi budzić pytania o sprawiedliwość i zdrowy rozsądek.
Czy to jest model zarządzania, na który stać powiat?
Ostatecznie nie chodzi tylko o jednego prezesa i jego przywileje. Chodzi o model zarządzania publiczną ochroną zdrowia. Jeżeli powiatowa spółka wręcza tak bogaty pakiet osobie bez ugruntowanego doświadczenia w kierowaniu szpitalem, to wysyła jasny sygnał: ryzyko menedżerskie bierze na siebie społeczność lokalna.
Mieszkańcy Tomaszowa i okolic płacą podatki, z których finansowany jest szpital. Mają prawo oczekiwać nie tylko dobrego leczenia, ale też odpowiedzialnego gospodarowania każdą złotówką. Czy kontrakt z Markiem Utrackim spełnia ten warunek?
Na razie jedno jest pewne: przywileje prezesa są bardzo konkretne i policzalne. Na efekty jego pracy pacjenci i personel wciąż dopiero czekają
Tajne przez poufne
Poprzednie miejsca pracy prezesa Utrackiego wskazywane są między innymi w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Nikt naprawdę nie wie co tam robił. Czy zajmował się pracą wywiadowczą, czy jedynie zakupami artykułów piśmienniczych. W każdym razie stara się utajniać informacje, nie odpowiadając na zadawane przez nas pytania.
Nie dowiedzieliśmy się, mimo wysyłanych zapytań, czy umowa do której dotarliśmy została w międzyczasie zmieniona, a jeśli tak to w jakim zakresie. Tajemnicą objętych jest też szereg innych kwestii.
Umowa robi jednak dziwne wrażenie. Datę rozpoczęcia pracy wskazano jako 1 stycznia 2019 roku, a dodatkowo niektóre zapisy wydają się sugerować, że spółka jest własnością miejskiego a nie powiatowego samorządu.
Post scriptum
Pracownicy w szpitalu twierdzą, że poprzedni Prezes, czyli Wiesław Chudzik miał dużo mniej korzystną umowę. Nie tylko niższe wynagrodzenie zasadnicze, ale też nikt nie płacił mu innych benefitów. Różnica polegała jednak na tym, że był on jednak fachowcem od służby zdrowia, szanowanym w swoim środowisku, udało mu się przeprowadzić szpital przez gorący okres pandemii, przygotować szereg wniosków o wsparcie finansowe i skutecznie je zrealizować, Po roku pracy Marka Utrackiego, sukcesów trudno się dopatrzeć.





















































Napisz komentarz
Komentarze