Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 20 maja 2024 22:55
Reklama
Reklama

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego cz. 44 - Bracia JOCHAN w ALABASTRO

Kolejny odcinek serii felietonów Antoniego Malewskiego. Tym razem nawiązujący do jubileuszowego spotkania z cyklu Herosi Rock'n'Rolla.

 

W dniu 9 lutego 2013 roku w Ośrodku Kultury TKACZ odbyło się 100 spotkanie z mojego cyklu Herosi Rock’n’Rolla połączone z jubileuszem 75 urodzin artysty fotografika, "człowieka ze złotym obiektywem", pana Marka Karewicza. Na uroczystości przybyli do naszego miasta zaproszeni goście, ci z najwyższej półki polskiego show buisnessu; Alicja Klenczon Corona – żona przedwcześnie zmarłego Krzysztofa z USA, Iwona Thierry – reprezentantka marketingu w Polskich Nagraniach MUZA z W-wy, Marek Gaszyński – dziennikarz radiowo telewizyjny
z W-wy, Wiesław Wilczkowiak - vice prezes Stowarzyszenia Miłośników Muzyki CHRISTOPHER im. Krzysztofa Klenczona z Gdyni, Wiesław Śliwiński – vice prezes Fundacji Sopockie Korzenie, stały opiekun Marka Karewicza z Gdańska oraz sam jubilat Marek Karewicz z W-wy. Po zakończeniu muzyczno, wspomnieniowej imprezie w OK TKACZ przenieśliśmy się w liczbie 30 osób do hotelu restauracji ALABASTRO przy ulicy Dzieci Polskich na kuluarową kolację,  dla niektórych, przyjezdnych gości nocleg.

 

Muszę wspomnieć, że pierwszy termin połączonych jubileuszy ustaliliśmy z panem Markiem Karewiczem w Sopocie na dzień 2 luty 2013 roku podczas listopadowej (w 2012 roku)  Gali IV Edycji Wspomnienia Miłośników Rock’n’Rolla, i taką datę przyjąłem podporządkowując pod nią całą, programową logistykę. Informację o tym spotkaniu, na 10/12 dni przed Bożym Narodzeniem, umieściłem na swojej stronie facebooku, naszej klasie czy na Antoni Malewski - onet.pl, powiadamiając niektórych przyjaciół telefonicznie. Kiedy zmuszony byłem,
z przyczyn obiektywnych, po świętach Bożego Narodzenia przesunąć spotkanie o tydzień, tj na dzień 9 luty, wszystkie ustalone miejsca (kino Włókniarz, była kawiarnia Literacka, hotel restauracja ALABASTRO) mówiąc kolokwialnie, zawaliły się. Między innymi zaplanowany na wynajem (kolacja, nocleg) cały obiekt ALABASTRO.

 

W pierwszym tygodniu stycznia przyszedłem do ALABASTRO pertraktować zmianę terminu. Od gospodarzy otrzymałem nieprzyjemną informację, - Panie Antoni, spóźnił się pan o dwa dni, sobota 9 lutego to ostatni dzień karnawału, cały lokal wynajęła grupa 30/40 osób, która w naszej restauracji od ponad dwóch lat, 3/4 razy w roku organizuje się i spotyka w tym samym składzie przyjaciół. Nie możemy im odmówić już ustalonego terminu. Po chwili mojego milczenia dodała, - A ile osób może liczyć pańska grupa? Wymieniłem liczbę 30/35 osób na co otrzymałem szybką odpowiedź, - Nie ma żadnej sprawy, na taką liczbę osób możemy wynająć wam małą salę, tuż przy bufecie. Obsługiwaliśmy w niej niejednokrotnie 40 osób, a w hotelu mamy wolnych co najmniej 30 łóżek. Ludzie, którzy wynajęli dużą salę, to bardzo fajne, przyjazne, niekonfliktowe osoby. Na pewno nie będzie między wami żadnych zgrzytów czy zadrażnień, zapewniam pana. Wcześniej rozwiązałem zaistniały podobny problem z kinem Włókniarz i byłą kawiarnią  Literacka, zamieniając na lokal w OK TKACZ w dzielnicy Niebrów.  Po pozytywnym rozwiązaniu powstałego problemu w ALABASTRO, usłyszałem potężny huk w swoim wnętrzu, ten huk  to spadający z serca ogromny kamień. Ufff, nareszcie odetchnąłem, czekam już teraz tylko na premierę !!!

 

Po jubileuszowym spotkaniu w OK TKACZ wielu zaproszonych  uczestników przeniosło się na wspomnieniową kolację, w której uczestniczyli wszyscy wymienieni wyżej w VIP-owie (sześć osób), przedstawiciel Urzędu Miasta w osobie Naczelnika Wydziału Kultury pana Leszka Dąbrowskiego z małżonką, oraz moi przyjaciele; państwo Emilia i Bogdan Żelazowscy, państwo Barbara i Edward Barańscy z W-wy, wielka fanka rock’n’rolla, piękna Anna Hoffmann ze Szczecina z siostrą swojego ojca z mężem (Zosia i Andrzej Brzescy) z Tomaszowa, moje koleżanki, byłe tomaszowianki Maryla Tejchman i Danuta Piotrowska z W-wy, Ela i Krzysztof Świtkowscy byli tomaszowianie z W-wy, Danuta Mec-Wypart siostra zmarłego Bogusława z koleżanką ze Stanów, Monika Zdonek stała uczestniczka moich spotkań z cyklu Herosi Rock’n’Rolla, Dzidka Rode moja serdeczna koleżanka, wdowa po koledze Henryku, redaktor z TIT-u, lokalnego tygodnika, Jan Pampuch, Waldek Gałek mój przyjaciel, autor wszystkich stu plakatów do Herosów, projektów trzech okładek moich książek z partnerem od brydża sportowego Tomkiem Sobczakiem, małżeństwo Ewa i Jan Komarowie przyjaciele ze Wspólnoty, którzy utrwalali filmową kamerą całe wydarzenie w OK TKACZ jak również w restauracji ALABASTRO.

 

Zbliżała się godzina 23.00, konsumpcyjne spotkanie miało się już ku końcowi. Niektórzy goście, zamieszkali w Tomaszowie, powoli opuszczali lokal. Gdy zmęczonego wydarzeniami dnia, Marka Karewicza, ułożyliśmy do snu, z rozbawionej na przeciwko dużej sali przybiegło do naszego stołu kilku uczestników (kobiety i mężczyźni) karnawałowej imprezy, zapraszając nas na taneczny parkiet. Praktycznie wszyscy pozostali przy stole, którzy zamieszkali w hotelu (Iwona Thierry, Marek Gaszyński, Wiesław Wilczkowiak, Alicja Klenczon Corona, Wiesław Śliwiński, Danuta Piotrowska) oraz ja z Marylą Tejchman (miała zapewniony nocleg u córki) przenieśliśmy się na parkiet w dużej sali. Rozszalała się zabawa na całego, godna zakończenia karnawału, były tańce i śpiewy. Tańcząc, zapamiętałem migdałowy utwór z mojej młodości, wielki przebój lat 50/60 w wykonaniu Johnnie Raya Just Walking In The Rain (Spacer w deszczu), ciągle powtarzany przez DJ, przyjmowany, tak jakby utwór ten był z ich epoki, z wielkim entuzjazmem przez o wiele młodszych uczestników. Około godziny 1.00 w nocy, odczuwając duże zmęczenie po ciężkim dniu, udałem się do domu blisko oddalonego od miejsca zabawy (3/4 minuty drogi), na zasłużony odpoczynek. Umówiłem się
z hotelowymi gośćmi w niedzielny poranek na godzinę 9.00.

 

 

Kiedy dotarłem rano do ALABASTRO zastałem krajobraz po bitwie, wielu gości jeszcze dosypiało po nocnych szaleństwach, trwających do białego rana, spóźniając się na hotelowe, pożegnalne śniadanie. Okazało się, że towarzystwo, które zaprosiło naszych VIP-ów na taneczny parkiet, spotyka się cyklicznie w tym samym składzie, w tym samym miejscu trzy, cztery razy do roku a głównymi pomysłodawcami i  inicjatorami spotkań jest rodzina Jochanów reprezentowana przez czterech, umuzykalnionych braci (Krzysztof, Adam, Paweł, Dariusz) i ich rodzin. Nocne spotkanie hotelowych gości zaowocowało bliższym poznaniem się z najstarszym z braci, przedstawicielem rodziny Jochan, Krzysztofem. Kim są bracia Jochan?

 

 

 


Rodzina Jochanów – to rodzina robotnicza wywodząca się, tak jak ja, z dzielnicy Starzyce. Ich rodzice zamieszkiwali przy ulicy Wolnej, tu urodzili się Krzysztof i Adam a Paweł i Dariusz w innym domu przy ulicy 18 stycznia (dziś Roweckiego) po czym otrzymali mieszkanie z Urzędu Miasta, w blokach przy ulicy Żwirki i Wigury. Dorastanie braci Jochanów związane było ściśle z blokowiskiem  na ulicy Polnej. Pani Jochan pracowała przez całe życie w starzyckim przedszkolu, dziś nr. 17 (w ogrodzie pałacu Bornsteina w widłach ulic Warszawska/Zawadzka) przy mojej, nieistniejącej, rodzinnej posesji, przy Warszawskiej 101 (dziś na tym podwórku istnieje zakład wulkanizacyjny).

 

Dzisiaj, w dobie ogromnych problemów z pracą, za sprawą rodzinnego menedżera jakim jest najstarszy z braci, przedsiębiorczy Krzysztof, Jochanowie wzięli sprawę w swoje ręce, zdążyli wsiąść do odpowiedniego pociągu. Założyli własną firmę asenizacyjną (czyszczenie kanałów, osadników, odtłuszczanie szamb) oraz wykonują różne, drobne usługi, budowlanej wykończeniówki. Choć bardzo ciężko pracują, nie narzekają na ekonomiczną stronę życia. Pomimo pracy w delegacji (sesje wyjazdowe) znajdują czas na rodzinne spotkania, podczas których amatorsko muzykują i śpiewają, a jest ich potężna liczba (ich synowie, synowe, wnuki i najbliżsi przyjaciele) blisko dwadzieścia osób. Utrzymują między sobą przyjazne relacje w duchu rodzinnej miłości i wzajemnego poszanowania. Każde święto Bożego Narodzenia to wielkie, spotkanie 20 osobowej rodziny gdzie po tradycyjnej, wigilijnej wieczerzy, w domach u Jochanów dominuje śpiewanie kolęd, aż do wspólnego pójścia na pasterkę. Bracia Jochanowie, za sprawą Krzysztofa, są animatorami przepięknych spotkań, przy zastawionych dobrym jadłem stołach i wspólnym muzykowaniu nie tylko ze swoją rodziną, szczególnie ze swoimi bliskimi i przyjaciółmi, właśnie w restauracji ALABASTRO.

 

W drugiej połowie kwietnia wykonałem telefon do Gdańska, do Wiesia Śliwińskiego, by podał swój gdański adres. Chciałem mu wysłać, obiecaną wcześniej, zmontowaną płytę DVD z marcowego spotkania w OK TKACZ. – Antek wstrzymaj się z wysyłką – rzekł – w sobotę 27 kwietnia będziemy w ALABASTRO, to znaczy ja, Marek Karewicz, Iwona Thierry i Maryla Tejchman. – A z jakiej okazji – szybko, z niedowierzaniem zripostowałem – żadnej imprezy w tym dniu nie szykuję. – Ty nie – odpowiedział Wiesław – ale bracia Jochan, z którymi się zaprzyjaźniliśmy. I oni szykują spotkanie, myślę, że i ty zostaniesz przez nich zaproszony.

 

Faktycznie, miał rację, po trzech, czterech dniach od rozmowy z Wiesławem dzwoni do mnie Krzysiek Jochan. – Antek chciałem cię poinformować, że w sobotę 27 kwietnia robimy spotkanie
z twoimi przyjaciółmi, którzy uczestniczyli w lutowym spotkaniu w OK TKACZ to jest z Iwoną Thierry, Marylą Tejchman, Markiem Karewiczem i Wiesiem Śliwińskim. Wszyscy wymienieni potwierdzili swój przyjazd. Bylibyśmy ci wdzięczni gdybyś mógł swoją osobą zaszczycić nasze spotkanie. Tak jak lutowe, odbędzie się w ALABASTRO o godzinie 16.00. Odpowiedziałem natychmiast, - Tak, przyjdę na pewno. Do zobaczenia w ALABASTRO.

 

W sobotę, 27 kwietnia, około 15.30 otrzymuję telefon od Maryli Tejchman, - Antek jesteśmy już w ALABASTRO, czekamy na ciebie, za dziesięć minut podjadę, pod Biedronkę. Weź swoje książki, „Tryptyk Tomaszowski”, i książkę Marka Gaszyńskiego, „Moja historia Rock’n’Rolla w Polsce”. Książkę Gaszyńskiego pożyczył mi Karewicz, kiedy w lutym, po imprezie w OK TKACZ i ALABASTRO, z Bogdanem Żelazowskim zawoziłem Marka Karewicza do Warszawy. Zapakowałem wymienione publikacje w torbę, wyszedłem przed blok gdzie stał Maryli seat. W ciągu 5 minut znaleźliśmy się w lokalu gdzie na widok zastawionych stołów (jeszcze bez zaproszonych gości) na dużej sali, przeżyłem szok. Półmiski smacznych zakąsek, wiele różnorakich sałatek, salaterki z owocami, duży wybór zimnych napoi, kompotnice wypełnione napojami. W przeciwległym narożniku dużej sali, wiejski stół. Byliśmy naszą piątką, oprócz małżeństwa Jochanów, Ewy i Krzysztofa, głównych animatorów spotkania, pierwszymi z zaproszonych gości.

 

 

 

 

 

W ciągu kwadransa główna sala ALABASTRO zapełniła się, przybyli bracia Krzysztofa, Adam i Darek z żonami, nie dotarł brat Paweł. Syn Krzysztofa Jakub z małżonką oraz kolega Jakuba Jarek Brodzki, Izabela i Włodek Dębiec, Ewa i Edek Kusiowie (moi znajomi, z Ewą pracowałem w Niewiadowie), Bogdan Pietruszczak z Beatą, Zofia i Stanisław Frankowscy, Wiesława i Wiesław Flamholc. Wiesław jest nadwornym kamerzystą. Wszystkie spotkania towarzyskie kameruje i robi okolicznościowe filmy. Przy stole zasiadło około 30 osób (nie liczyłem). Powitaniem słownym rozpoczął gospodarz spotkania, Krzysiek, po czym do stołu podano, klasyczne, polskie, tradycyjne danie - schabowy. Krzysiek poinformował, że za godzinę przybędzie DJ, który jest stałym operatorem od muzyki na imprezach organizowanych przez Jochanów i rozpocznie się prawdziwa dyskoteka. – Tymczasem proszę wysłuchać nas, braci Jochan w znanym repertuarze – zapowiedział Krzysiek, kierownik grupy, występ swoich braci.

 

Bracia Jochan, na gitarach Krzysiek z Darkiem a na tamborino Adam, kilkoma coverami z repertuaru zespołu wszechczasów, Czerwone Gitary, rozpoczęli (w strojach cywilnych) swój mini recital by w dalszej części swojego występu wyśpiewać kolejne przeboje „wielkich”, Niebiesko Czarnych, Kasi Sobczyk, Trubadurów, Wojtka Kordy i innych polskich wykonawców z lat 60/70-tych minionego wieku.

 

Po pół godzinie gry, a może więcej Jochanowie zakończyli swój pierwszy mini recital. Do lokalu przybył spóźniony DJ i rozpoczął dyskotekę przy muzyce mechanicznej. Co prawda zestaw odtwarzanych utworów przez DJ, nie był z mojej bajki, dlatego nie przebywałem na parkiecie zbyt często. Były muzyczne momenty, które natychmiast pchały mnie do tańca to, między innymi przebój kompozycji Chucka Berry’ego w wykonaniu zespołu Status Quo, You Never Can Tell a drugi to jeden z największych światowych hitów, geniusza jazzu, bluesa, rock’n’rolla Raya Charlesa, I Cant Stop Loving You.

 

Około 22.00 nastąpiła przerwa, podano drugie, gorące danie, kluski śląskie z pieczenią wołową. Po tym gorącym posiłku, bracia Jochanowie przebrali się (długie peruki, ciemne okulary, jednakowe koszule przypominające chłopskie z lnu, na szyjach mieli naszyjniki z medalionami, zwierzęcymi zębami, kłami afrykańskich drapieżników, sprawiając niecywilizowanych osobników z afrykańskiego buszu. Jochanowie wystąpili jako zespół o nazwie Dzicy.

 

Rozpoczęli repertuarem bardziej ambitnym, rock’n’rollowo bluesowym zespołu Breakout (piosenki Tadeusza Nalepy, Miry Kubasińskiej) czy Niemena. Dużo kawałków bluesowych i rock’n’rpllowych. Co w tym było zaskakującego? To, że niektóre przeboje śpiewane były wspólnie z uczestniczącymi przyjaciółmi w spotkaniu, jakby przećwiczone na próbach. Po blisko półgodzinnym występie braci Jochanów nastąpiła kolejna, posiłkowa przerwa, do stołu podano trzecie danie na gorąco, czerwony barszczyk z pasztecikami. Poczuliśmy się zupełnie jak na wielkim weselu.

 

Po posiłku DJ ruszył ponownie do roboty, natychmiast parkiet zapełnił się tańczącymi, nawet Marek Karewicz znalazł się na parkiecie, w rytmie rock’n’rolla Maryla Tejchman kołatała i kręciła wózkiem z człowiekiem ze złotym obiektywem. Około godziny 1.30 w nocy, senny i zmęczony opuściłem lokal, udając się do domu. Na parkiecie pozostawiłem tańczących (nikt przede mną nie opuścił lokalu), ten moment wykorzystałem by nie być nagabywanym do pozostania. Pożegnałem się tylko z Krzyśkiem Jochanem chcąc uregulować swój finansowy wkład (składka) w imprezę. – Antek, schowaj pieniądze, jesteś, tak jak inni zaproszeni goście, VIP-em. To my jesteśmy wdzięczni, że mogliśmy was gościć. Jedynie co mi pozostało to podziękować i wręczyć mu mój „Tryptyk Tomaszowski” (Moje miasto w rock’n’rollowym widzie, A jednak Rock’n’Roll, Rodzina Literacka ’62), który dużo wcześniej z wpisaną dedykacją przygotowałem. Zaskoczony organizator imprezy z radością wypowiedział, - Antek to jest dla mnie zapłata największa. Twoje książki to  historia mojego miasta. Dziękuję ci bardzo!

 

Kiedy opadł bitewny pył i emocje, kiedy rano udawałem się do przyjaciół bazujących w ALABASTRO,  w mojej głowie kłębiły się dwa wydarzenia jakie zorganizowali bracia Jochan w tym lokalu - te z 9 lutego i te 27 kwietnia – pomyślałem wówczas sobie, że w tej pustyni nietolerancji, braku miłości, „nic nierobienia” są jednak ludzie, którym jeszcze „Się chce”.

 

 


Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego cz. 44 - Bracia JOCHAN w ALABASTRO

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego cz. 44 - Bracia JOCHAN w ALABASTRO

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego cz. 44 - Bracia JOCHAN w ALABASTRO

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego cz. 44 - Bracia JOCHAN w ALABASTRO

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego cz. 44 - Bracia JOCHAN w ALABASTRO

Subiektywna historia rock'n'rolla Antoniego Malewskiego cz. 44 - Bracia JOCHAN w ALABASTRO


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Rocken 11.05.2013 19:41
Tak, pod względem historycznym są znakomite Pana felietony. Ja z racji tego, że jestem dużo młodszy głównie odbieram muzykę pod względem artystycznym/warsztatu i zapewne z tego względu u mnie nie ma tak zwanej wartości dodanej dla kogoś kto żył w tamtych czasach. A może stanowić pewny ważny aspekt sentymentalny. Ale oczywiście nie jest to mój jakiś wielki zarzut, po prostu w kilku wcześniejszych felietonach rzuciło mi się w oczy moim zdaniem trochę mało obiektywna ocena polskiej sceny big-beatowej. Choć nawet mimo to, uważam że ktoś decydując się wyjść na scenę podlega weryfikacji i wtedy powinny jakiekolwiek sentymenty iść na bok. Proszę zwrócić, że muzyka zachodnia która po dziś dzień jest przywoływana jako kamień milowa nawet po kilkudziesięciu latach a w przypadkach bluesa nawet już 100lat nadal ciągle pod względem artystycznym się broni i nie trzeba całej tej otoczki "martyrologicznej". A jak wiadomo każda praktycznie muzyka była pewnego rodzaju buntem przeciwko "czemuś/komuś" i powstawała dla tego środowiska w trudnych czasach. I tak jak np. w dziedzinie jazzu nie mamy się czego wstydzić wręcz mówi się o polskiej szkole jazzu a wielu muzyków zrobiło można powiedzieć karierę światową a całe grono muzyków z wielkim powodzeniem koncertowało i koncertuje po całym naszym globie. To jednak w muzyce rock'n'rolowej, ryth'n'bluesowej czy bluesowej mamy/mieliśmy dosłownie kilku "prawdziwków". Pozdrawiam!

Antek Malewski 11.05.2013 16:10
Do Rocken'a. Nie jestem krytykiem muzycznym czy szczególnym znawcą tego stylu muzycznego ale żyjąc w tamtych czasach jako 14/15 letni chłopak nie mogłem przejść obok tego zjawiska obojętnie, które nie tylko zmieniało "pojedyńczego" człowieka ale całe pokolenia młodych. Jeśli Pan czytał od pierwszych odcinków, części, moje felietony, to zapewne Pan dostrzegł, że nie piszę historii rock'n'rolla w Polsce a tym bardziej światowego rock'n'rolla, choć odpowiem nieskromnie, że troszkę wiedzy w tym temacie posiadam, ale pisząc, szczególnie odnoszę się do tego zjawiska jako rewolucji socjologicznej, obyczajowej, kultowej, która nieodwracalnie zmieniła świat, moje miasto, moich przyjaciół. Staram się raczej przenieść tamten czas, modę, stosunki międzyludzkie współczesnym pokoleniom ale też przedstawić ludzi - którzy niekoniecznie byli muzykami tak jak na przykład często wymieniany w tych felietonach, Wojtek Szymon z Nowego Jorku, Alek Ciotucha, Janusz Dębowski, Andrzej Kotowski czy ja - a wnieśli spory wkład w rozpowszechnianie tego stylu w mieście poprzez kolekcję płyt, chodzenie na tak zwane "rock'n'rollowe seanse" czy uczestniczyli w tańcach na fajfach czy prywatkach. By pisać o epoce lat 60-tych nie sposób jest ominąć z tamtych lat piosenkarzy, zespoły czy szczególnych instrumentalistów. Jestem jednak wdzięczny Panu, że wystąpił Pan ze swoim wpisem dzieląc się z czytającymi pewną, historyczną wiedzą, doświadczeniem w tym temacie. Właśnie tak sobie wyobrażałem pisząc te felietony, że chciałem by w rubryce KOMENTARZE mogło odbywać się dyskusyjne forum "w branży" ale jak widać tłoku w tej rubryce nie doświadczamy. Dziękuję i pozdrawiam.

Rocken 11.05.2013 13:24
Dziękuje pani Antoni za wpis w poprzednim odcinku pana cyklu. Generalnie wszystko prawda o tym polskim boomie i tak dalej, jednak ja jestem zdania, że polska muzyka rock'n'rollowa, rhtyth'n'bluesowa, bluesowa, jest strasznie uboga. Osobiście jestem zdania, że mieliśmy/mamy bardzo niski poziom muzyczny. Większość rzeczy które były to było dobre w skali ogólnopolskiej i nie mamy co się porównywać do Wyspiarzy lub nawet Holendrów czy też Niemców. Zgadzam się że to wszystko jest powiązane z naszą historią i może nie tak dostępem to samych instrumentów ale przede wszystkim edukacji muzycznej. Po prostu nie było się od kogo uczyć, wydarzenia z koncertami takich muzyków jak Rolling Stones, Big City Blues z Howlin' Wolf'em i Hubertem Sumlinem, Muddy Waters to były epizody gdzie na Wyspach i w Europie zachodniej od lat 60 przyjeżdżali amerykańscy bluesmanie odbywała się karawana American Folk - Blues Festival. Nasz rock'n'roll w dużej mierze przypomina takie rock'n'polo. Muzyka rock'n'rollowa to zelektryfikowany blues przez czarnych jeszcze w latach 50/60 którego potem zaczęli grać biali. Rolling Stones uczyli grać się od "czarnych" pierwsze płyty to przecież nagrania standardów i aby to jeszcze podkreślić w legendarnym studio Chess Records. A co robili potem Led Zeppelin też korzystali z utworów bluesmanów często nawet nie dopisując do tantiem. Można łatwo poczytać o sławnym procesie z Willie Dixonem. W Polsce często przypominało to jakąś hybrydę muzyki rock'n'rollowej z polskim folklorem i takie coś osobiście mało trawie. A Polaków naprawdę wybitnych którzy mogliby stanąć na scenie bez wstydu na zachodzie było i do dziś można liczyć na palcach jednej ręki. W niedzielnych audycjach W.Mann'a (PR3 "Piosenki bez granic" 9:00-11:00) jest kącik "Ze szpulowca beag-bitowca" Michał Owczarek przynosi wygrzebane z archiwum zupełnie nie znane zespoły i fajnie tego posłuchać jako reliktu historii jednak z muzyka która w tamtym czasie była nagrywana na zachodzie to jest przepaść. Pozdrawiam!

Anna P. 10.05.2013 10:33
mialam przyjemnosc poznac Pana Darka Jochana osobiscie ,bardzo mi pomogl ,to bylo wieki temu ,do dzis go pamietam i wspominam bardzo cieplo..

Antek Malewski 08.05.2013 19:57
W niniejszym felietonie popełniłem na stronie "3" i w opisie FOTO "2" błąd użyłem nazwę zespołu braci Jochan "DZIKUSY" a winno być "DZICY" za co przepraszam czytelników i rodzinę Jochanów

Antek Malewski 08.05.2013 12:58
Pozwolę opisać sobie załączone FOTO 1. Stoją od lewej; Adama Jochan, Maryla Tejchman, Wiesław Śliwińsk, Iwona Thierry, Antek Malewski i Krzysiek Jochan. Klęczy Darek Jochan przy Marku Karewiczu. 2. Zespół braci Jochanów - "Dzikusy" - w akcji. 3. Zespół braci Jochanów. 4. Tańcząca Maryla Tejchman z Markiem Karewiczem

Reklama
Polecane
Przy dworcu kolejowym w Tomaszowie Mazowieckim powstanie nowy parkingPremier: plan budowy żelaznej kopuły nad Polską i Europą posunął się o krok do przoduSzkolenie z Czarnej Taktyki w 9 Łódzkiej Brygadzie Obrony TerytorialnejArbuzy ekologiczneUOKiK: klienci Biedronki, którzy wzięli udział w promocji „Magia Rabatów”, mogą otrzymać 150 złNFOŚiGW: start programu dopłat do przydomowych wiatraków planowany na 2.-3. kwartał 2024 r.Ekstraklasa piłkarska - Widzew - Lech 1:1Lechia zwycięska na wyjeździeZmarł ks. prałat Edward WieczorekLewica ogłosiła program do PE: prawa pracownicze, Karta Praw Kobiet, Europejski Fundusz MieszkaniowySondaż: 64,3 proc. badanych za budową umocnień na granicy z Rosją i Białorusią, 16,5 proc. przeciwOgórek trzecim wiceprzewodniczącym
Reklama
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama