Wpis, jakiego dokonał Adrian Witczak, a następnie starał się go promować, brzmiał dokładnie tak: Było na wnuczka, było na policjanta, teraz jest na Karola. Upadek moralności. Możemy oczywiście się z nim zgadzać lub nie, ale poseł zarzuca w nim oszustwo Karolowi Nawrockiemu i to w sposób bardzo bezpośredni. Biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z parlamentarzystą i osobą stanowiąca prawo w naszym imieniu, chcielibyśmy oczekiwać jakiegoś minimum solidności. Oskarżanie kogoś o przestępstwa i przekręty, bez konkretnych zarzutów prokuratorskich, aktów oskarżenia, czy wyroków sądowych, jest delikatnie to ujmując... nie na miejscu. Trudno to nazwać inaczej niż naruszaniem dóbr osobistych i pomówieniami. Nawet jeśli, wyjaśnienia Karola Nawrockiego są nie do końca przejrzyste (bo nie są). Niestety poseł podobny proceder uprawia Internecie bezkarnie od lat. Równie długo opłaca swoje posty w mediach społecznościowych, by zwiększać ich zasięgi. Inaczej, kto by je czytał...
Czy jest w tym coś nielegalnego. Odpowiedź na to pytanie nie jet jednoznaczna. O ile nie mamy do czynienia z kampanią wyborczą, to każdy może sobie opłacać, co tylko chce, w interecie. Kiedy jednak ona rusza, należy być bardzo ostrożnym. Kiedy przyjrzymy się ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu, to widzimy, że ten sam poseł, który dziś zarzuca Nawrockiem rzekome oszustwa, sam unika (niczym diabeł święconej wody) odpowiedzi na pytania, dotyczące finansowania jego kampanii wyborczej. Wysłaliśmy je do niego nie tylko my, ale także inni mieszkańcy Tomaszowa Mazowieckiego. Zadawano je też publicznie na forach internowych, w tym profilu kandydata.
Wszystkie pozostały bez odpowiedzi. Milczą też rzecznicy Platformy Obywatelskiej, udając, że maili od nas nie otrzymują. Czy setki rozwieszonych w 9 powiatach banerów znalazły pokrycie w wystawionych fakturach? Ile kosztował ich druk i rozwieszenie? Jako koszt, powinno się przecież wskazywać nawet nieodpłatne powieszenie na płocie przeciętnego Kowalskiego i powinna być na to zawarta umowa. Nie wiedzą o tym kandydaci? Czy wydatki mieściły się w limitach wyborczych? Pamiętać należy, że koszty kampanii dzielone są na trzy części: ogólnopolską, w okręgu i konkretnego kandydata.
Podobnie było w przypadku kampanii interetowej Witczaka na Facebooku. O ile część sponsorowanych postów oznaczona była, jako materiał wyborczy Komitetu Koalicji Obywatelskiej, to co najmniej kilkanaście tysięcy złotych sygnowane jest kandydatem na posła RP, Adrianem Witczakiem. Stanowią one albo zachętę do udziału w wyborach, albo informacje o referendum. Trudno uznać to za coś innego jak próbę ominięcia przepisów, przez drobnego politycznego cwaniaczka, który pisze przecież: Upadek moralności. I najwyraźniej wie o czym postanowił napisać.
Podobnie zachowywali się kandydaci na radnych z Koalicji Obywatelskiej (ale i innych komitetów) w kolejnych wyborach. na opłacane posty nikt nie zwracał uwagi, podobnie jak na setki wielkoforrmatowych banerów, dla których koszt wynajęcia samego miejsca przewyższał przyznane ustawowo limity. Szczytem bezczelności były też prasowe reklamy, udające reklamy, prowadzonych przez kandydatów firm. Jak widać poseł Witczak, twierdzący, że jest katolikiem belki we własny oku nie widzi, za to słomkę w cudzym potrafi sprawnie wypatrzyć.
Polecamy artykuł z portalu na ten temat
Napisz komentarz
Komentarze