Krytyka nie jest odosobniona. O problemach z dostępnością lekarzy specjalistów piszemy już od dawna, a sytuacja zdaje się pogłębiać. Nie dotyczy to tylko Tomaszowa ale wszystkich placówek medycznych. Brakami kadrowymi najbardziej dotknięte są szpitale powiatowe. Średnia wieku lekarzy rośnie, a luki w dyżurach wypełniane są ad hoc przez lekarzy wędrujących od szpitala do szpitala w poszukiwaniu najwyższych godzinowych stawek. O jakimkolwiek leczeniu nie ma mowy. Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi, politycy obiecywali, że będzie lepiej. Kłamali i to z pełną świadomością posługiwania się kłamstwem. Jedyne remedium na zapaść służby zdrowia widzą w dosypywaniu pieniędzy do dziurawego worka systemu opieki zdrowotnej.
- Miałam dokładnie tą samą sytuację. Zostałam odesłana ze skierowaniem w trybie pilnym. Rzecznik praw pacjenta, był zdziwiony, że z taką sprawą odesłano mnie do niego. Pan był bardzo miły. Zszedł ze mną do poradni, żeby wyjaśnić sytuację. Wezwał nawet koordynatorkę poradni. Nic to jednak nie dało, bo lekarzy brak. Jest fatalnie. Osobie z mojej rodziny odwołali założenie holtera. Wizyta miała być w poniedziałek. Czekał na to kilka miesięcy. Ręce opadają. Szybciej się człowiek wykończy
- czytamy w internetowym komentarzu.
W tomaszowskim szpital brakuje nie tylko kardiologów, ale także lekarzy innych specjalizacji. Stawki godzinowe są tak wysokie, że dalsze ich podnoszenie nie ma żadnego sensu, ponieważ eskaluje poziom żądań płacowych. Istnieje powszechna praktyka podkupowania specjalistów, przez inne szpitale. W grze rynkowej biorą też udział prywatne poradnie i POZ-ety. De facto, system, który miał usprawnić obsługę i poprawić dostępność, doprowadził do jej ograniczenia. Koszty wizyt na poziomie 300-400 zł w prywatnych gabinetach lekarskich, nie są żadnym wyjątkiem, a co gorsza w ślad za wysoką ceną, często nie idzie w parze wysoka jakość obsługi. chory człowiek zapłaci jednak każdą cenę, prosząc o pomoc. Pod warunkiem oczywiście, że stać go na to, by ją zapłacić.
- Mój mąż też nie mógł się zapisać bo zimą nie było żadnego kardiologa! Oczywiście pojechał na prywatną wizytę do Piotrkowa. Stwierdzono tętniaka aorty. Nasz szpital to syf, kiła i mogiła. Sądzę, że nic się nie zmieni bo trzeba by było go najpierw zaorać.
- mówi kolejny komentarz.
Co ciekawe, dotyka on sedna problemu. W Polsce nikt nie jest zainteresowany pracą w szpitalu, czy szeroko rozumianej publicznej służbie zdrowia. W prywatnym gabinecie, gdzie właściwie nie istnieje żadna odpowiedzialność cywilna, czy karna za leczenie można wygenerować wyższe przychody przy stosunkowo mniejszym nakładzie pracy. Dosypywanie pieniędzy do systemu, w którym 90% kosztów to wynagrodzenia, może budzić jedynie cyniczne uśmieszki na twarzach lekarzy i lekarek. A przecież to są Wasze - Nasze pieniądze.
Rozmawiałem z wieloma pielęgniarkami i lekarzami ale nic nie mówią bo się boją, też im się to nie podoba i to bardzo. Na prezesa mają wyjeb.....e , głośno o tym nie mówią
- napisał jeden z internautów.
Nie da się ukryć, że sytuacji nie poprawia obecny skład kadry zarządzającej. Środowisko jest dosyć specyficzne i bardzo szybko orientuje się, czy ma do czynienia z fachowcami z branży. O ile w przypadku poprzedniego prezesa, który był częścią lekarskiej korporacji, były jakieś szanse na pozyskiwanie specjalistów, o tyle w przypadku osób, będących wcześniej urzędnikami ta szansa równa jest zeru. Przy czym podkreślić należy, że budowa zespołu na bazie przyjeżdżających do szpitala lekarskich "turystów" też nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Napisz komentarz
Komentarze