Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
poniedziałek, 20 maja 2024 10:17
Reklama
Reklama

Subiektywna historia rock'n'rolla w Tomaszowie Mazowieckim cz. 7 - W domu u Szymona

Było lipcowe, zachmurzone przedpołudnie, zapowiadające opady deszczowe. W taką porę dnia wybrałem się do miasta na umówione spotkanie w domu u Wojtka Szymona. Kiedy stanąłem przed budynkiem przy Placu Kościuszki 17 nogi miałem jak z waty i drżące. Szedłem w miejsce, w którym mieściło się epicentrum tomaszowskiego rock’n’rolla. Mogłem tu spotkać o wiele starszych chłopaków, po maturze, bardziej rock’n’rollowo zaawansowanych, a ja jako 15/16-letni młokos, intelektualnie słabszy, mogłem dla nich być tylko kłopotliwym intruzem.

 

Spojrzałem jeszcze raz w górę budynku (Wojtek mieszkał na II piętrze, dwa skrajne okna w kierunku Piotrkowa Tryb), okna w jego mieszkaniu były uchylone a z nich dobiegały dźwięki rock’n’rollowych rytmów. Energicznie i zdecydowanie, szybko krętymi schodami, udałem się na II piętro. Zadzwoniłem do drzwi, po dłuższej chwili otworzyła mi starsza pani, była to babcia, Zofia Patzer, i w tym momencie przez otwarte skrzydło drzwi przywitał mnie głos Jerry Lee Lewisa w utworze, Crazy Arms. Wszedłem do środka.

 

Zdecydowanym krokiem przemknąłem przez kuchnię a kiedy otworzyłem drzwi pokoju Jerry na maksymalnej głośności kontynuował swój wielki przebój. Ściany, uderzające silnie w oczy, na co natychmiast zwróciłem uwagę, wyłożone były dużych rozmiarów  fotosami, plakatami największych gwiazd rock’n’rolla, wśród nich dostrzegłem Elvisa, Brendę Lee, Connie Francis, Wandę Jackson, Jerry Lee, Chuck Berryego, Cliffa Richarda, Fatsa Domino, The Everly Brothers, Eddie Cochrana, Buddy Hollyego i wiele innych idoli tego muzycznego stylu.

 

W pokoju było chyba sześciu, może siedmiu chłopaków, tak jak się wcześniej spodziewałem, starszych. Wojtek stał przy radio Tatry trzymał ręką za pokrętło odbiornika od nagłośnienia, co chwila regulował natężenie dźwięku, zwiększając, to zmniejszając muzyczny czad. Obok niego kołatał w tanecznym rytmie, w typowym rozkroku dla rockmana, mój pierwszy, rock’n’rollowy idol ze starzyckiej, szkolnej kotłowni, Gienek Kowalski (mieszkał cztery posesje dalej za Wojtkiem, bliżej, dzisiejszej Galerii ARKADY). Przy stole stojącym na środku pokoju, spijając piwo z butelki, siedzieli; Jurek Gołowkin (najbardziej wolny człowiek, największy wśród nas młodych wróg PRL-u, swym zachowaniem i postępowaniem przypominał postać killera, Jerry Lee Lewisa), Mirek Daniszewski zwany Napoleonem (kolega szkolny Szymona, razem zdawali maturę, tragicznie zginął przeżywszy zaledwie 27 lat)) oraz Andrzej Zeus Ronek (sąsiad i kolega z ławki szkolnejSzymona, mieszkał dwie posesje dalej). Na okiennym parapecie, plecami do ulicy, siedzieli trzymając w ręku butelkę z piwem, Janusz Szczęsny (znawca rock’n’rolla, zwolennik Cliffa Richarda) i nieżyjący Janusz Mieszczankowski (kolega szkolny mojego brata Andrzeja, dziennikarz m.in. Panoramy Robotniczej), pierwsi absolwenci Technikum Budowlanego w Tomaszowie Mazowieckim. Na przeciwległej ścianie pokoju stała kozetka (jednoosobowa leżanka do spania) a na niej siedzieli, Mirek Górecki i Zbyszek Hajduk (koledzy uprawiający razem z Wojtkiem kolarstwo).

 

Na stole i na ławie obok radioodbiornika z adapterem, leżało wiele różnorakich gazet (m.in. Sztandar Młodych), rock’n’rollowych gadżetów, tygodników (m.in. prenumerowany przez Wojtka, New Musical Express) okładek płyt, tak albumów (longplaye) jak i singli (dwójki, czwórki). Wśród leżących długogrających krążków, znajdowały się trzy pierwsze longpleye Elvisa Presleya (Elvis Presley, Elvis i Loving You), Jerry Lee Lewisa (All Night Long, Pumpin’ Piano Rock), Fatsa Domino (Rockin and Rollin’ with Fats, This Is Fats), Brendy Lee (This Is Brenda), Cliffa Richarda (Cliff Sings, Me and My Shadows) i kilkanaście singli między innymi z Buddym Hollym, Billem Haleyem, Chuckem Berry, The Everly Brothers, Paulem Anką, Tommy Steelem czy Wandą Jackson. Znajdowało się również wiele płyt plastikowych czy dźwiękowych pocztówek. Były to czasy, gdy Wojtek zaopatrywał się na początku swojego zainteresowania rock’n’rollem plastikowymi wynalazkami, które łatwiej można było zakupić niż oryginalną płytę analogową, singiel czy longplay. Był w Wojtka działalności taki okres, zanim kupił pierwszy magnetofon (zachodnioniemiecki, KB-100), że równolegle zaopatrywał się (kiedy je zdobył) w płyty oryginalne, analogowe czy plastikowe wynalazki. Na widok Wojtkowego, muzycznego potencjału, natychmiast dostałem "oczopląsu" z ukrytą, wewnętrzną żądzą przesłuchania wszystkich krążków, co było nierealne. Wymagało to czasu, dlatego Wojtek Szymon stał się dla mnie kimś ważnym, bliskim, z którym częściej chciałbym przebywać i to jak najdłużej.

 

 

 

 

Usiadłem na kozetce obok Mirka i Zbyszka (byli mi znani i bliscy, mieszkali w mojej dzielnicy, często przebywali na moim podwórku). Muszę przyznać, że przez długi czas trwałem w zakompleksieniu, mało włączając się do dyskusji, która było bardzo owocna i gorąca, powiedziałbym, nawet kontrowersyjna. Koncentrowałem się na słuchaniu innych, bardziej doświadczonych branżowo, kolegów. Jednak Rock’n’Roll ma to do siebie, że w miarę słuchania, zupełnie jak z piciem alkoholu, im więcej spożycia tym bardziej rozwiązuje się język. Tak było ze mną w tym przypadku. Kiedy do mojego ucha, z głośników Tatry, docierało coraz więcej dźwięków takich utworów jak, Whole Lotta Shakin’ Goin’ On, Diana, I’m Sorry, Rock A Beatin’ Boogie, Sweet Little Sixteen czy Jailhouse Rock i ja stawałem się bardziej rozmowny, wrzucając od czasu do czasu, swój głos do dyskusji.

 

Przez mieszkanie Wojtka Szymona przewinęło się (w latach 1960/63) setki młodych ludzi, kolegów szkolnych, przyjaciół, fanów i miłośników rock’n’rolla, mniej lub bardziej zaawansowanych w temacie. Było czymś niewyobrażalnym by w tamtym czasie zajmując się rock’n’rollem i pochodnymi temu stylowi (blues, rhythm and blues, twist, country, gospel czy rock-a-billy), choćby tylko raz w życiu, nie znaleźć się w jego, tomaszowskim panteonie. Do dobrego tonu i wielką nobilitacją w mieście, było zaliczenie pokoju na II piętrze w posesji przy Placu Kościuszki 17.

 

Niejednokrotnie idąc do Wojtka zabierałem z sobą kogoś, kto czuł przysłowiowego bluesa, a nie miał okazji poznać Szymona. Stali zawsze przed posesją wyczekując kogoś znajomego, takich ludzi, którzy bywali u Wojtka, z prośbą, - np. – Antek, weź mnie z sobą (zachowywali się zupełnie tak, jak gdy byłem małym chłopcem, przed wejściem na zawody sportowe na stadionie czy halę, prosząc starszą osobę – Proszę pana, proszę mnie wziąć z sobą na mecz). Nie wymieniam tu moich kolegów, z którymi nie raz przebywałem na rock’n’rollowych seansach u Szymona a tylko dlatego, że w moich cyklicznych odcinkach niejednokrotnie będę powracał do posesji przy Placu Kościuszki.

 

Mieszkanie Wojtka, z racji swego położenia w centrum miasta służyło nam, nie tylko do duchowych, muzycznych przeżyć ale było również zborną bazą i punktem kontaktowym dla naszej paczki kolegów, w której czuliśmy się niczym rock’n’rollowa rodzina. Sprzyjające nam warunki lokalowe u Szymona, nie zawsze były akceptowane przez wiekowo zaawansowaną i częściowo głuchą (dlatego na maksymalnym nagłośnieniu można było słuchać muzyki), babcię. Niejednokrotnie "stawała okoniem" nie wpuszczając nas do mieszkania, mówiąc – Wojtka nie ma w domu - choć dobiegająca z pokoju głośna muzyka mówiła nam co innego. Dopiero jego interwencja zmuszała kobietę do zmiany decyzji. Jeżeli w pokoju miało miejsce przesilenie ludzi a pogoda była sprzyjająca, w oczekiwaniu na ich zwolnienie, zasiadaliśmy na schodach Gwiazdy Wdzięczności, obserwując bacznie wejście do sieni Wojtkowej posesji. Gwiazda (dziś rozebrana) usytuowana była w środkowym pasie zieleni Placu Kościuszki, pomiędzy nieistniejącymi już fontannami, służyła również jako punkt zborny naszym kolegom do grupowego pójścia nad  Pilicę (opalanie, gry, zabawy, kąpiel), na fajfy do Literackiej czy do kina na kultowe filmy (Na wschód od Edenu, Słaba płeć, amerykańska wersja Wojna i pokój, Rekord Annie czy muzyczne, filmowe przeboje W rytmie Rock’n’Rolla, Zabawa na 102, Chcemy się bawić, Louis Satchmo Armstrong).

 

Na spotkaniach u Wojtka często dochodziło do muzycznych pojedynków, to znaczy ówcześni miłośnicy twórczości (był na wielkim topie) Cliffa Richarda (jak Janusz Szczęsny, Mirek Daniszewski, Janusz Mieszczankowski czy Wojtek Marczułajtis – tak, tak, ojciec Jagny) kontra miłośnicy Elvisa (grupa z Wojtkiem Szymonem, Jurkiem Gołowkinem, Mirkiem Orłowskim czy moją skromną osobą). Polegało to na tym, że grupa Cliffa dobierała trzy, uznane za najlepsze, utwory swojego idola - Move It, Young Ones, Living Doll a presleyowcy swoje uznane za najlepsze utwory Elvisa - Hound Dog, Love Me, Good Rockin’ Tonight. Odtwarzanie na przemian, raz Elvis, raz Cliff i przyznawanie muzycznej racji swojemu idolowi (tkwiliśmy każdy przy swoim) często doprowadzało emocje pojedynkujących się, do granic wytrzymałości. Nigdy, choć niejednokrotnie dochodziło do łapania się za klapy,  nie było wzajemnych ubliżeń czy co najgorsze, rękoczynów. Rozchodziliśmy się zgodnie do swoich domów, choć bardziej emocjonalni, to jednak wyznaczaliśmy sobie termin kolejnego pojedynku, dobierając inny zestaw utworów. Tego typu spotkań było wiele, również w zestawie z innymi piosenkarzami (jak np Bill Haley kontra Chuck Berry, Connie Francis kontra Wanda Jackson czy Fats Domino kontra Jerry Lee Lewis), dzięki meczom muzycznym, staliśmy się bardziej osłuchani, można powiedzieć, podnosiliśmy rock’n’rollowe kwalifikacje.

 

Dziś uważam, że tym szczególnym, domowym warunkom jak i pozytywnie zakręconemu Wojtkowi Szymonowi, rock’n’roll nie tylko przetrwał w naszym mieście ale co bardziej istotne, ciągle się rozwijał wciągając swoimi szponami w ten styl co raz to nowe pokolenia, o czym mogłem się osobiście przekonać, realizując swój muzyczny cykl spotkań pod tytułem Herosi Rock’n’Rolla.

 

To Rock’n’Roll zjednoczył wszystkich młodych ludzi w jedną, scementowaną grupę społeczną, która wcześniej, ani za sanacji ani w komunizmie, nigdy w historii naszego państwa nie istniała. Jest to grupa, która przewróciła Polskę do góry nogami. Do istniejących grup społecznych, klas: robotników, intelektualistów, chłopów, doszła bardzo silna grupa (nie jest to ani ZMP, ani ZMS czy ZMW), mająca – NARESZCIE!!! - coś do powiedzenia, zwana KLASĄ MŁODZIEŻY czy po prostu, młodzieżą. Niesamowite, to historyczne wydarzenie w komunistycznym państwie za żelazną kurtyną, stało się faktem dokonanym, choć władza ludowa o tym wydarzeniu głośno nie mówiła, a raczej milczała.   

 

Od redakcji

 

Publikowane przez nas od jakiegoś czasu wspomnienia pana Antoniego Malewskiego to nie tylko jego subiektywne odczuwanie muzyki, która swoją popularność zaczęła zyskiwać prawie 60 lat temu ale także (a może przede wszystkim) prezentacja Tomaszowa Mazowieckiego, jakiego większość z nas nie pamięta i jakiego nie zna. Być może ktoś z Państwa chciałby podzielić się z nami podobnymi wspomnieniami, z przyjemnością pokażemy w ten sposób inne oblicze Tomaszowa, miasta, które niegdyś tętniło życiem.

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Polecane
NFOŚiGW: start programu dopłat do przydomowych wiatraków planowany na 2.-3. kwartał 2024 r.Ekstraklasa piłkarska - Widzew - Lech 1:1Lechia zwycięska na wyjeździeZmarł ks. prałat Edward WieczorekLewica ogłosiła program do PE: prawa pracownicze, Karta Praw Kobiet, Europejski Fundusz MieszkaniowySondaż: 64,3 proc. badanych za budową umocnień na granicy z Rosją i Białorusią, 16,5 proc. przeciwOgórek trzecim wiceprzewodniczącymTragiczny pożar na ulicy KołłątajaZapraszamy na spotkanie z RzecznikiemHejt, cyberprzemoc i mowa nienawiściSynoptyk IMGW: niedziela przyniesie więcej opadów i burzW niedzielę w Kościele katolickim przypada uroczystość Zesłania Ducha Świętego
Reklama
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: amunakiTreść komentarza: wybitny fachowiec od odbioru dróg w gminie RzeczycaŹródło komentarza: Ogórek trzecim wiceprzewodniczącymAutor komentarza: BarmanTreść komentarza: Leszek to mój mentor i przyjaciel, to prawda że miał w poważaniu Tomaszów ale ile zrobił dla Rzeczycy!!! Lechu tak trzymaj wszystko omówimy w lesniczówce!Źródło komentarza: Ogórek trzecim wiceprzewodniczącymAutor komentarza: Entliczek pentliczek na kogo ...Treść komentarza: Trumf, trumf, Misia Bela, Misia Kasia, konfacela. Misia A, Misia Be, Misia Kasia, konface.Źródło komentarza: Ogórek trzecim wiceprzewodniczącymAutor komentarza: Wszystko jest na sprzedażTreść komentarza: Toż to ludzie spod brudnej PałyŹródło komentarza: Węgrzynowski ponownie Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: Dla "chołoty" JBTreść komentarza: Trzeba … rozłożyć ten naród od wewnątrz, zabić jego moralność… Jeśli nie da się uczynić zeń trupa, należy przynajmniej sprawić, żeby był jako chory ropiejący i gnijący w łożu… Trzeba mu wszczepić zarazę, wywołać dziedziczny trąd, wieczną anarchię i niezgodę… Trzeba nauczyć brata donoszenia na brata, a syna skakania do gardła ojcu. Trzeba ich skłócić tak, aby się podzielili i szarpali, zawsze gdzieś szukając arbitra. Trzeba ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do tego, by przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba.Źródło komentarza: Prezes PiS: Polska potrzebuje planu "Siedem razy tak", m.in. dla inwestycji, wsi i bezpieczeństwaAutor komentarza: MirekTreść komentarza: Gratulacje!Źródło komentarza: Znakomity występ młodych lekkoatletów MKS Tomaszów Mazowiecki.
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama