W 1933 roku „Express Mazowiecki” pisał o „chmurach” na horyzoncie, mobilizacji Polskiego Czerwonego Krzyża i obronie przeciwgazowej. Brzmiało to jak czarnowidztwo? Z perspektywy czasu – raczej zimna diagnoza epoki, w której Liga Narodów właśnie traciła znaczenie, a Niemcy wychodziły z rozmów rozbrojeniowych. Dziś, przy wojnie w Ukrainie, incydentach dronowych nad granicą i spięciach w innych regionach, to stare ostrzeżenia brzmią zaskakująco aktualnie.
Jaką wojnę „słyszano” w roku 1933
Gazetowy niepokój nie brał się znikąd. W 1933 r. Adolf Hitler zdobył władzę, a w październiku Niemcy wyszły z Ligi Narodów i konferencji rozbrojeniowej, czym przypieczętowały fiasko międzynarodowych prób ograniczania zbrojeń. To był sygnał, że system po I wojnie światowej pęka – i że mechanizmy zbiorowego bezpieczeństwa stają się wydmuszką. Równolegle żywe były napięcia po japońskiej agresji w Mandżurii, a europejskie stolice flirtowały z „pactami” o ograniczonej wartości, jak podpisany latem Pakt Czterech. W takim pejzażu obawy polskiej prasy brzmiały całkiem racjonalnie.
Kluczowym słowem w tekstach z tamtego czasu były „gazy” i „obrona na tyłach”. To nie była przesada retoryczna: doświadczenie I wojny i rozwój lotnictwa sprawiły, że w latach 30. obrona cywilna – maski, schrony, ćwiczenia – stała się europejską obsesją. W Polsce temat niosły instytucje masowe, w tym PCK i Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej, łącząca popularyzację lotnictwa z przygotowaniem przeciwgazowym. To dlatego ówczesne gazety tyle miejsca poświęcały szkoleniom, drużynom ratowniczym i sprzętowi. Coś Wam to przypomina?
Społeczny fundament lęków: kryzys i codzienność
Zagrożenie wojną nakładało się na skutki Wielkiego Kryzysu. Produkcja przemysłowa i zatrudnienie w Polsce spadły, płace nominalne runęły, a bezrobocie i ubóstwo rosły – co pogłębiało poczucie kruchości państwa i skłaniało do mobilizacji „oddolnej” (zbiórki, szkolenia, wolontariat). W takim klimacie wezwania PCK do tworzenia drużyn ratowniczych trafiały w realną potrzebę.
Warto też pamiętać o geopolityce codzienności: relacjach z Wolnym Miastem Gdańskiem, równoległej budowie portu w Gdyni i wyboistych kompromisach z 1933 r., które miały trzymać handel morski w ryzach – wszystko to było tłem, w którym wojna wydawała się co najmniej prawdopodobna.

Rola PCK wtedy – i dziś
Artykuł z 1933 słusznie wyciągał na pierwszy plan Polski Czerwony Krzyż – od 1927 r. już formalnie uregulowany dekretem, z misją wsparcia także w czasie konfliktu. Formowanie drużyn, ćwiczenia, sprzęt, ratownictwo podczas powodzi i epidemii – to była praktyka, nie slogan. Współcześnie echo tego widać w pracy PCK przy kryzysie uchodźczym po 2022 roku: według danych organizacji pomoc przekroczyła 300 mln zł i objęła ponad 1,8–2 mln osób. To inne realia i skala, ale podobna logika: w chwilach próby liczy się gęsta sieć ludzi i kompetencji.
2025: wojna z bliska, ryzyko szerzej
Wojna w Ukrainie trwa i przyspiesza. We wrześniu 2025 r. Kijów mówi o kontruderzeniu w Donbasie, ISW diagnozuje rosyjskie przygotowania do jesiennej ofensywy, a tygodnie przynoszą kolejne rotacje i straty terytorialne po obu stronach. W tym samym czasie Polska podnosi gotowość po incydentach z dronami przy granicy i uruchamia procedury ostrzegania ludności. To już nie hipoteza z gazet – to praktyka obrony cywilnej w państwie NATO u granicy wojny.
Zarządzanie ryzykiem to dziś nie tylko hełmy i maski, ale również system ALERT RCB i modernizacja schronów. Dane publiczne pokazują, że bazy schronowe w Polsce są ograniczone, a samorządy dosypują środków na gotowość; jednocześnie państwo przypomina o procedurach alarmowych i komunikatach SMS-owych. To kontynuacja tej samej idei, którą w 1933 r. nazywano „ratownictwem na tyłach” – tylko środki techniczne się zmieniły.
I nie chodzi wyłącznie o front wschodni. Na Morzu Południowochińskim rośnie presja wokół Scarborough, dochodzi do kolizji i użycia armat wodnych; na Bliskim Wschodzie wciąż iskrzy, a ostrzały i naloty między Izraelem a Hezbollahem wywołują groźbę rozszerzenia konfliktu. W Sudanie agonia państwa przeradza się w jeden z największych kryzysów głodu na świecie. Mapa „ognisk zapalnych” jest gęsta – a to zawsze test dla odporności społeczeństw, infrastruktury i informacji.
Od masek przeciwgazowych do dronów i cyberbezpieczeństwa
Różni nas od 1933 r. technologia pola walki: obok rakiet i artylerii pojawiły się roje dronów, precyzyjne amunicje, cyberataki i walka o łańcuchy dostaw. Ale rdzeń zaleceń pozostaje zaskakująco podobny: redundancja łączności, szybkie ostrzeganie, ćwiczenia, pierwsza pomoc, wsparcie psychologiczne, koordynacja wolontariatu. Stąd współpraca Warszawy i Kijowa w zakresie bezzałogowców i obrony przed dronami – i stąd sens powracających komunikatów służb o tym, jak reagować na syreny czy SMS-y ostrzegawcze.
Co z tego wynika dla czytelnika w 2025 r.
Lekcja z 1933 r. nie brzmi „strach jest dobry”, tylko „odporność się buduje”. Gazety nawoływały do finansowania PCK i szkolenia drużyn – dziś to przekłada się na wspieranie organizacji ratowniczych, sprawdzanie lokalnych procedur ewakuacji, apteczki i powerbanku w domu, dbanie o weryfikację informacji oraz nieuleganie panice w czasie alarmów. Wojna w Ukrainie pokazała też, jak kluczowe są sieci sąsiedzkie i samorządowe: to one „robią różnicę”, kiedy państwowe systemy muszą działać szybko i długo.






















































Napisz komentarz
Komentarze