Zacznę może od tego, że chyba nikt nie ma wątpliwości, że pan Kazimierz Mordaka nie jest autorem tego, co własnym nazwiskiem firmuje. Już nie chodzi tylko o to, że jest prostą osobą, o niskim zasobie słów, ale głównie rzecz w tym, że nie potrafi zbudować dwóch zdań mających jakąś logiczną i spójną całość. Tak więc panu Kaziowi "jest pisane". Moim zdaniem, nie jest tu autorem (jak niektórzy sugerują) Adrian Witczak, ale zupełnie inna osoba, też zasiadająca w Radzie Powiatu. Tak się bowiem składa, że potrafię nie tylko rozpoznać cudzy styl pisania, ale też nieźle naśladować style innych ludzi. No ale mniejsza o to. Skoro podpisuje własnym nazwiskiem... no to wiadomo.
Pan Mordaka wypisywał już na mój temat różne głupstwa. Byłem satanistą i cholera wie kim jeszcze. W sumie to nie najgorzej, bo przecież mogłem być sutenerem, narkomanem (co też mi przypisywano), alkoholikiem, domowym sadystą, gwałcicielem. Też mam tatutaż na ramieniu (nie kibicowski), trenowałem boks, w paru bójkach brałem udział, w czasie których równo dawałem po "pysku", co otrzymywałem. Też jestem "self made man" i wychowywałem się na blokowisku. Mój bliski przyjaciel był ochroniarzem w agencji, ale też wielkiej gwiazdy muzyki pop. W moim domu też mieszkali ludzie eksmitowani przez komornika, bo zostałem poproszony o to, by im pomóc. No ale do rzeczy...
Po wczorajszej sesji Rady Powiatu Tomaszowskiego, radny postanowił na swoim profilu zadedykować mi kolejny tekst. Tym razem postanowił podszczuć na mnie zwolenników odwoływania Mariusza Węgrzynowskiego. Stwierdził bowiem, że na sesji, na której miał być zgłaszany wniosek, jedynie udawałem własną obecność, a de facto mnie nie było. Tak można wywnioskować z jego wpisu. No cóż, pan Mordaka po raz kolejny świadomie kłamie. I może nie byłoby w tym nic nowego, gdyby nie fakt, że... radni KO w sprawie kworum działali w porozumieniu z innymi radnymi, w tym KWW Marcina Witko.

Na sesję przyjechałem na godzinę 13. Chyba nawet odrobinę wcześniej. Kiedy wszedłem na salę, podszedł do mnie radny Sławomir Żegota i poprosił mnie, bym z nim wyszedł na korytarz na chwilę. Dowiedziałem się, że mam nie wchodzić na salę, bo dobrze, żeby nie było kworum i że ktoś coś z kimś uzgodnił. Przyznam, że nic z tego nie zrozumiałem i na taki manewr się nie zgodziłem, tym bardziej, że do klubu radnych już nie należę i działam jako osoba niezależna. Całość rozmowy trwała może 2 minuty.
Kiedy wszedłem na salę, przewodniczący Jodłowski zaczął odczytywać formułkę zamykającą. Wyraźnie i głośno zaznaczyłem, że jestem obecny. Nawet nie poczekano kilkunastu minut i nie zweryfikowano, czy jakiś radny nie stoi na przykład w korku. Nie miałem nawet możliwości, by włączyć mój tablet, bo radnym KO tak bardzo spieszyło się, by zamknąć sesję. Listę, o której pisze pan Mordaka podpisałem oczywiście po sesji, na której byłem obecny, a wcześniej pracownicy biura rady, zaznaczylli na niej moją obecność. Do tego w systemie e-sesja jest potwierdzenie, które możecie zobaczyć na załączonym obrazku.
Tymczasem pan Mordaka posługuje się typowymi dla jego środowiska insynuacjami. Pisze o jakiejś cenie "za nie odwoływanie Starosty". Hm, a jakiej niby? Zapewne on ma w zwyczaju pobierać lub wręczać jakieś gratyfikacje. Ja takiego obyczaju nie mam. Wręcz przeciwnie, przez wiele lat byłem członkiem Transparency International, organizacji zwalczającej korupcję. Tymczasem radny Mordaka ma osobisty interes w odwołaniu Starosty. Ma on związek ze skargi mieszkańców Wąwału, jakie na niego wpływają
Człowiek kulturalny ma prawo do błędu ale za błąd potrafi przeprosić. Tymczasem pan Mordaka niestety dalej w swoich łgarstwach brnie.
Na koniec kilka zdań na temat odwolywania Starosty i mojego w tym udziału. Przede wszystkim nikt ze mną na ten temat na poważnie nie rozmawiał. Podsuwane mi do podpisu jakieś wnioski o sesje itp. są poniżej jakiejkolwiek krytyki. Trudno je traktować poważnie. Od kilku miesięcy powtarzam, że nie będę w tym cyrku brał udziału. Wyjaśniłem też, że mam co do tego bardzo jasne warunki.
Chcę aby nowy Zarząd składał się z fachowców, nie będących równocześnie radnymi. Czy to tak wiele? Co na to pan Mordaka? Próbuje wyśmiewać, że kandydat na Starostę musi podobać się radnemu Strzępkowi. No więc odpowiadam, że tak właśnie jest, że musi. Bo to ja między innymi będę musiał współpracować z nim kolejne 4 lata dla dobra mieszkańców. Tymczasem pan Mordaka chce wybrać osobę, która nie tyle podoba się jemu, co posłowi z Warszawy. Przykro mi, ale ja do takiego tramwaju nie wsiadam. Nie godzę się na Storostę w osobie pani Alicji Zwolak Plichta, ani na żadnego innego partyjnego działacza, który zasłużony jest tylko tym, że ma układ w biurze poselskim na ulicy Barlickiego.
Napisz komentarz
Komentarze