Skąd się wziął Dzień Kupca?
Dzień Kupca ustanowiono w 1937 roku podczas pielgrzymki kupców na Jasną Górę. Nieprzypadkowo wybrano 8 grudnia – święto Niepokalanego Poczęcia NMP, którą dawniej nazywano także Matką Boską Kupiecką. Miało to podkreślać, że kupiectwo w polskiej tradycji to nie tylko handel, ale również etos uczciwości, odpowiedzialności za rodzinę, miasto i wspólnotę.
II wojna światowa brutalnie przerwała tę tradycję. Po 1945 r. prywatny handel był stopniowo rugowany, a w 1949 roku władze PRL wykreśliły Dzień Kupca z oficjalnego kalendarza, wprowadzając przymusowe zrzeszanie kupców w kontrolowanych przez państwo organizacjach. Oficjalnie święto wróciło dopiero po zmianie ustroju – na stałe od 1989 roku. Dziś Dzień Kupca ma więc w sobie coś z małego, nieoficjalnego święta wolnego rynku i zwykłych ludzi, którzy próbują wciąż utrzymać się pomiędzy fiskusem, hurtowniami, bankami a wszechmocnymi sieciami handlowymi.
Wokulski i Rzecki – archetypy polskiego kupca
Gdy myślimy o polskim kupcu, natychmiast pojawiają się bohaterowie „Lalki” Bolesława Prusa: Stanisław Wokulski i Ignacy Rzecki. Wokulski, były powstaniec, a później właściciel sklepu galanteryjnego, wciela w życie marzenie wielu Polaków drugiej połowy XIX wieku. Łączy patriotyzm z przedsiębiorczością, rozwija interes, inwestuje, tworzy miejsca pracy, próbuje unowocześniać gospodarkę, a jednocześnie zachowuje wrażliwość społeczną.
Rzecki, stary subiekt, jest uosobieniem kupieckiego rzemiosła. Zna klientów po imieniu, pamięta ich gusty i kredyt, ma swój zeszyt, swoje rytuały i swoje „małe państwo” za ladą. Jego świat opiera się na zaufaniu, słowie honoru i długoletniej relacji z tymi, którzy przychodzą do sklepu od lat. W Dniu Kupca warto zadać pytanie, ile z Wokulskiego i Rzeckiego zostało dziś w polskim handlu, a ile zostało już zdominowane przez korporacyjne procedury, programy lojalnościowe i twarde warunki narzucane przez sieci.
Od gildii kupieckich po nowoczesne izby handlu
Polskie kupiectwo od wieków organizowało się w różne formy samoobrony i współpracy. W średniowieczu były to gildie i cechy kupieckie, później – nowocześniejsze instytucje życia gospodarczego. W XIX wieku powstaje między innymi Giełda Kupiecka w Warszawie, pierwszy nowoczesny rynek papierów wartościowych, walut i towarów w Królestwie Polskim. Niedługo potem warszawscy przedsiębiorcy powołują Warszawską Resursę Kupiecką, stowarzyszenie służące wymianie informacji, integracji środowiska i rozmowom o sprawach zawodowych.
W okresie międzywojennym kupcy tworzyli kolejne związki branżowe. To właśnie środowiska kupieckie były współorganizatorami pierwszych obchodów Dnia Kupca w końcu lat trzydziestych. Dziś rolę dawnych gildii przejęły przede wszystkim izby gospodarcze i stowarzyszenia kupców. Dobrym przykładem jest Polska Izba Handlu, branżowa izba gospodarcza handlu detalicznego zrzeszająca dziesiątki tysięcy sklepów, hurtowni i drogerii. PIH deklaruje jako swój cel zachowanie różnorodności handlu i reprezentuje mały oraz średni handel w rozmowach o prawie i regulacjach. Innym przykładem jest Polskie Stowarzyszenie Kupców Handlu Detalicznego „Sklep Polski”, skupiające detalistów działających pod tym szyldem i powiązane z siecią franczyzową polskich sklepów.
To właśnie te współczesne struktury próbują bronić polskiego kupiectwa przed dominacją wielkich sieci, alarmując, że ekspansja dyskontów co roku zmniejsza liczbę małych sklepów, z których utrzymuje się kilkaset tysięcy rodzin.
Lokalne sieci kupieckie – przykład „Krokodylka” w Tomaszowie Mazowieckim
Obok gigantów, o których słyszymy codziennie w reklamach, istnieje świat lokalnych sieci kupieckich – trochę jak małe flotylle w oceanie korporacyjnych kontenerowców. Przykładem takiej inicjatywy jest sieć sklepów „Krokodylek” z siedzibą w Tomaszowie Mazowieckim. Spółka działa jako lokalny podmiot, rozwijający sieć sklepów spożywczych i funkcjonujący blisko mieszkańców, ich codziennych potrzeb i przyzwyczajeń.
Jeden ze sklepów – „Krokodylek – Eden” przy ul. Ludwikowskiej 76 w Tomaszowie – został wyróżniony w branżowym plebiscycie za jakość obsługi i opinię klientów. To symboliczny przykład: lokalny sklep, oparty na znajomości klientów i dobrej reputacji w mieście, pokazuje, że można budować niewielką, ale rozpoznawalną sieć, która konkuruje nie tylko ceną, lecz także atmosferą, jakością obsługi i zakorzenieniem w lokalnej społeczności.
Sieci takie jak Krokodylek są dziś czymś pośrednim między tradycyjnym sklepikiem Rzeckiego a nowoczesną franczyzą. Pomagają zachować część lokalnej tożsamości kupieckiej, a równocześnie korzystają z efektu skali dzięki wspólnym zakupom, logistyce i jednolitemu standardowi.
Dyktatura globalnych sieci – jak niszczy lokalne kupiectwo
Na drugim biegunie mamy globalne sieci korporacyjne: dyskonty, hipermarkety, międzynarodowe platformy handlowe. Raporty o polskim rynku detalicznym mówią wprost, że handel detaliczny jest zdominowany przez wielkie, w większości zagraniczne sieci handlowe, a ekspansja dyskontów co roku zmniejsza liczbę małych sklepów. Z map naszych miast znikają osiedlowe piekarnie, lokalne sklepy mięsne i tradycyjne warzywniaki.
Polska Izba Handlu zwraca uwagę, że polityka cenowa producentów jest często dyktowana przez wielkie sieci. Małe sklepy kupują towary drożej, dlatego na półce muszą mieć wyższe ceny niż dyskont, co w oczach klienta łatwo wygląda na „chciwość sklepikarza”, choć prawdziwy problem leży wyżej – w układzie sił w łańcuchu dostaw. W debatach o rolnictwie i przemyśle spożywczym określenie „dyktat sieci handlowych” pada bardzo często. Producenci i rolnicy skarżą się, że wielkie sieci narzucają im warunki, marże, dodatkowe opłaty i promocje, podczas gdy małe sklepy, które mogłyby być naturalnym partnerem lokalnych producentów, znikają z rynku.
Wszystko to przekłada się nie tylko na ekonomię, lecz także na kulturę kupiectwa. Tradycyjne kupieckie rzemiosło – umiejętność budowania relacji z klientem, znajomość lokalnego rynku, duma z własnego szyldu – przegrywa z anonimowym systemem korporacyjnych procedur, akcji promocyjnych i programów lojalnościowych. Wokulski mógł jeszcze kształtować swój sklep według własnych idei. Dzisiejszy właściciel małego sklepu warzywnego przy ulicy, w cieniu kilku dyskontów, myśli raczej o tym, czy w ogóle dotrwa do kolejnego Dnia Kupca.
Dzień Kupca 2025 – co możemy zrobić my, klienci?
Dzień Kupca w 2025 roku przypada w zwykły poniedziałek 8 grudnia. Może być jednak czymś więcej niż tylko datą w kalendarzu branżowym. Może stać się małym świętem świadomych wyborów konsumenckich. Zamiast traktować zakupy wyłącznie jako optymalizację ceny, można potraktować je jako głos w sprawie wyglądu naszej ulicy, osiedla i miasta.
W praktyce oznacza to chociażby wybór lokalnego sklepu zamiast automatycznego biegu do największego hipermarketu, świadome pytanie sprzedawcy, skąd pochodzi pieczywo, warzywa czy wędliny, i częstsze sięganie po produkty od lokalnych dostawców. Może oznaczać także dobre rozeznanie, czy w naszej okolicy działa lokalna sieć kupiecka – jak tomaszowski Krokodylek – i danie jej szansy, zamiast bezrefleksyjnego powiększania obrotów globalnych molochów.
Warto też spojrzeć przychylniej na organizacje kupieckie, które próbują głośno mówić o problemach branży i walczyć o to, by za kilkanaście lat nie zostały już tylko bezosobowe „formaty handlowe”. Wokulski z „Lalki” próbował budować kapitalizm z ludzką twarzą – nowoczesny interes, który inwestuje w ludzi i kraj. Rzecki wierzył, że sklep to coś więcej niż miejsce sprzedaży.
W Dniu Kupca dobrze jest przypomnieć sobie tych dwóch bohaterów i zadać proste pytanie: czy chcemy żyć w kraju, w którym za ladą stoi jeszcze człowiek, czy wyłącznie maszyna skanująca kody kreskowe? To, jak odpowiemy – także portfelem – zdecyduje o tym, czy lokalne kupieckie rzemiosło przetrwa kolejne dekady.
























































Napisz komentarz
Komentarze