Jeśli sięgnę do niezbyt głębokiej (nie takiej jak topiel Rowu Mariańskiego) pamięci, zaraz przychodzą mi na myśl sąsiedzi „zza Odry” z heavy metalowego Running Wild i ich dwie klasyczne płyty „Under Jolly Roger” i „Port Royal”. Muzycy Strefy Mocnych Wiatrów są równie „piraccy” jak „niemieccy wikingowie”, choć brzmieniowo nieco „miłosierniejsi”, bardziej hard rockowi niż metalowi. „Verba Veritatis” rozpoczyna się krótkim, sztormowym intro „Intro SMW II”, po którym dźwięki „Jestem nikim” nie mogą nas już niczym zaskoczyć; oto zaczęła się nasza wędrówka przez pełne ścieków uliczki zapyziałych portów, obok innych podobnych nam marynarskich szumowin z wszystkich stron świata. Lekko podpadająca pod „punkowe” brzmienia kompozycja, stanowi dobre preludium dla już stricte hard rockowego „Na podbój świata”. Melodyjne riffy, klasyczna gitarowa solówka i aktorsko „spiracony” głos Wołosewicza snującego na ich tle swoją żeglarską opowieść, tworzy klimat godny łagodniejszych odmian niemieckiego metalu. Potwierdza to „Obsesja”, w której gdyby tak dodać mocy gitarom, a wokaliście wlać do gardła sporą dawkę rumu, powędrowalibyśmy gdzieś w okolice zdradliwych mielizn i groźnych raf eksplorowanych wcześniej przez flagowy okręt grupy Accept.
Rockowo-balladowe „All Hands On Deck” to prawdziwy hymn wilków morskich, który elektryzuje słuchacza swoim refrenem: “wszystkie ręce na pokład!” i galopadą gitar. Wiemy już na pewno, że wokalista SMW nie bierze tzw. „górek”, we wszystkich bez wyjątku kompozycjach śpiewa „grubym”, równo postawionym głosem. Trochę szkoda, bo urozmaicone linie wokalne mogłyby nadać temu materiałowi odrobinę większej dynamiki i nieco urozmaicić aranżacje w poszczególnych utworach. Z tego też powodu utwór tytułowy nie odbiega znacznie od reszty kompozycji (jest bardzo podobny do kolejnego na płycie „Uciekiniera”), ma może nieco słabsze tempo aniżeli pozostałe (akurat w nim razi trochę produkcja – a zwłaszcza trochę „pudełkowata” perkusja). Za to w „Epitafium” muzycznie jest już rozmaicie, utwór przez kompozycyjne „meandry” prowadzi pochód gitary basowej oraz ponownie aktorsko-narracyjna interpretacja wokalna. Dopiero w refrenie dopadają nas „przestery” hard rockowych gitar i unisono gitary tworząc coś na kształt rasowej ballady w średnich tempach.
Z racji opisywanej historii, wraz z utworem „Wilhelm Gustloff” przenosimy się z Niemiec do Szwecji. Trzeba przyznać, ze klasyk w tym temacie, zespół Sabaton nie zrobiłby tego lepiej. Mrożą krew losy niemieckiego okrętu, który w swój ostatni rejs wyruszył z portu w Gdyni 30 stycznia 1945 roku i trafiony trzema torpedami radzieckiego okrętu podwodnego poszedł na dno wraz z 9600 ofiarami (niemieckimi uciekinierami przed radziecką ofensywą). Była to największa morska katastrofa w dziejach ludzkości, na „Verba Veritatis” zaprezentowana literacko zgodnie z historyczną prawdą. Po takiej historii, ani „Arka ocalenia”, ani dodany do płyty jako bonus track „Dość słów”, nie są już w stanie jakoś bardziej mną wstrząsnąć. To równe, solidnie zagrane kompozycje, jakoś specjalnie nie wyróżniające się na tle pozostałego materiału.
Nie pozostaje mi nic innego, jak zgodzić się z muzykami Strefy Mocnych Wiatrów Wiatrów i parafrazując ich podziękowania umieszczone na okładce „Verba Veritatis” powtórzyć za nimi: „specjalne podziękowania dla Pana Boga, naszych Rodzin, przyjaciół, Fanek i Fanów”, że wypłynęliśmy razem w tę muzyczną morską podróż i pomimo zdradliwych prądów, raf i mielizn dotarliśmy szczęśliwie do portu, przez cały czas mając „suchą stopę pod kilem”.
Strefa Mocnych Wiatrów, „Verba Veritatis". Fundacja Gniazdo Piratów
Dla naszych czytelników mamy jak zwykle kilka egzemplarzy płyty "Verba Veritatis" by otrzymać jeden z nich napisz do nas odpowiadając na proste pytanie:
Z jakiego miasta pochodzi Strefa Mocnych Wiatrów
Napisz komentarz
Komentarze