„Sensacyjna sprawa wykradzenia bezcennych dzieł sztuki z muzeum Ordynacji Krasińskich w Warszawie, dzięki energji policji śledczej została częściowo zlikwidowana”. Tak zaczynał swój materiał „Express Mazowiecki” jesienią 1933 roku. Opisywał noc, w której włamywacze dostali się „na dach domu […] i przez szklaną kopułę przy pomocy liny opuścili się do muzeum”. Złodzieje wzięli, co było lekkie i płynne na rynku: obrazy z XVI wieku, akwarele, dwa oleje Kossaka i „strzelbę, ofiarowaną przez Napoleona Wincentemu Krasińskiemu”. Pomogła im socjotechnika. „Koło godz. 4-ej nad ranem podeszła doń jakaś elegancko ubrana kobieta i zwróciła się z prośbą, by pomógł jej odszukać klucze…”. Nocny dozorca dał się wyprowadzić na róg Ordynackiej i Nowego Światu, a w tym czasie wspólnicy spokojnie kończyli robotę. Trop prowadził przez taksówkarza do „specjalisty od kradzieży na tzw. ‘linkę’”. Większość łupu odnaleziono zakopaną „w ‘Królikarni’ […] przy ul. Puławskiej”. Resztę – jak twierdzili sprawcy – zniszczono lub ukryto gdzie indziej.
Prawie sto lat później, w niedzielny poranek 19 października 2025 roku, podobna mieszanina zuchwałości i zimnej logistyki rozegrała się w samym sercu Paryża. Do Galerii Apolla (Galerie d’Apollon) w Luwrze – sali, gdzie Francja pokazuje swoje klejnoty koronne – czteroosobowa ekipa weszła nie „na linkę”, lecz przez wybite okno na piętrze, używając podnośnika zamontowanego na pojeździe. Było już po otwarciu muzeum; turyści znajdowali się w środku. W ciągu zaledwie sześciu–siedmiu minut złodzieje rozcięli gabloty elektronarzędziami, chwycili wybrane klejnoty i uciekli na motorach. Według paryskiej prokurator operacja zaczęła się około 9:30, a według francuskiego MSW była „wysoce zorganizowana”. Muzeum zamknięto, a śledczy zabezpieczyli podnośnik, narzędzia i monitoring. Władze wszczęły też przegląd zabezpieczeń nie tylko w Luwrze, ale i w innych francuskich instytucjach kultury.
Co zginęło? W pierwszych godzinach po napadzie media podawały sprzeczne liczby: od ośmiu do dziewięciu obiektów. Agencja Reuters wskazywała na osiem „historycznie znaczących” klejnotów, m.in. elementy szafirowych kompletów królowych Marie-Amélie i Hortensji oraz szmaragdowe klejnoty Marii Ludwiki; część relacji mówiła o dziewięciu. Pewne jest, że podczas ucieczki wypadła i została odzyskana korona cesarzowej Eugenii – złoto, szmaragdy i diamenty znaleziono tuż przy muzeum. Sam „Regent”, najsłynniejszy diament Luwru, został na miejscu.
Jeśli zestawić oba skoki – warszawski z 1933 roku i paryski z 2025 – uderza ciągłość modus operandi. Wejście „z góry” przez dach lub wysoko położone okno. Krótki czas działania. Precyzyjnie wytypowane, mobilne obiekty. I wreszcie zasłona dymna: wtedy „elegancka pani z kluczami”, dziś kamizelki robocze i ciężki sprzęt, który w porannej krzątaninie wielkiego miasta wygląda „na miejscu”. Różnice wynikają głównie z technologii i tempa. Tam lina i ciemność, tu podnośnik i szlifierki tarczowe w pełnym świetle dnia, pół godziny po otwarciu muzeum. Tam trop wiódł przez taksówkarza i konfrontacje, tu – przez odczyty rejestracji, siatkę kamer i śledztwo wieloagencyjne, które wciąż trwa.
„Express Mazowiecki” wyliczał przedmioty wyjęte z ziemi na Mokotowie – „3 obrazy z XVI w., 3 akwarele, dwa obrazy olejne Kossaka oraz strzelbę Napoleona” – i zostawiał czytelnikowi pytanie „Gdzie reszta?”. Dokładnie to samo pytanie zadają dziś paryżanie: korona Eugenii wróciła, ale gdzie reszta? Konserwatorzy obawiają się scenariusza najgorszego z punktu widzenia muzeów, a najrozsądniejszego z punktu widzenia złodziei: błyskawicznej dekonstrukcji biżuterii na kamienie i kruszce, czyli w praktyce – unicestwienia zabytku jako całości. Śledczy nie przesądzają niczego, a politycy mówią o „ataku na dziedzictwo” i „narodowym upokorzeniu”, po którym – jak w 1933 – przychodzi czas na korektę procedur i wzmożoną czujność na granicach… tyle że dziś także w sieci.
Historia z Ordynackiej uczy, że nawet najzręczniejszy „skok” potrafi zostawić ślad: świadka, taksówkę, kawałek sznura, zryte łopatą kępy ziemi „w ‘Królikarni’”. W epoce kamer i algorytmów pozostaje śladów nieporównanie więcej. Czy wystarczy, by odzyskać nie tylko koronę z trawnika nad Sekwaną, ale cały zestaw francuskich klejnotów? Na razie odpowiedź brzmi jak ostatnie zdania wiekowego reportażu: „Dalsze dochodzenie prowadzone jest w kierunku odszukania brakujących [obiektów] oraz wykrycia organizatora zuchwałej wyprawy złodziejskiej.




























































Napisz komentarz
Komentarze