Pluszowy miś jest jednocześnie zabawką, przyjacielem, powiernikiem sekretów i cichym świadkiem dorastania. I – wbrew pozorom – nie dotyczy to tylko dzieci.
Miś, który zaczął od… nieudanego polowania
Historia pluszowego misia jako zabawki ma całkiem filmowy początek. Na przełomie XIX i XX wieku prezydent USA, Theodore Roosevelt, został zaproszony na polowanie na niedźwiedzie. Gdy jego towarzysze odstrzelili zwierzę i przywiązali je do drzewa, zaproponowali prezydentowi „honorowy strzał”. Roosevelt – widząc skatowane zwierzę – odmówił. Ktoś opisał tę scenę w gazecie, a wkrótce pojawiła się karykatura z podpisem „Teddy’s bear”.
Pewne małżeństwo prowadzące sklepik z zabawkami wpadło na pomysł, by uszyć pluszowego niedźwiadka i nazwać go „Teddy Bear”. Zabawka błyskawicznie podbiła serca dzieci. Tak narodził się miś – nie groźny drapieżnik, ale miękki do przytulania „Teddy”.
W tym samym czasie w Niemczech Margarete Steiff, niepełnosprawna krawcowa, szyła pluszowe słonie jako przyciski do papieru. Dzieci zaczęły bawić się nimi jak zabawkami. Potem pojawiły się inne zwierzęta, w tym misie. Tak niezależnie, po obu stronach Atlantyku, narodził się symbol dzieciństwa, który do dziś stoi na półkach w pokojach na całym świecie.
Miś Uszatek, Kubuś Puchatek i inni, czyli pluszowi celebryci
W Polsce „królem misiów” długo był Miś Uszatek – ten z oklapniętym uszkiem, który „chętnie wam opowie, co jemu się przydarzyło”. Dla całych pokoleń był kimś więcej niż postacią z kreskówki – był uosobieniem spokojnego, życzliwego świata, gdzie każdy problem da się rozwiązać rozmową i odrobiną życzliwości.
Mamy też Kubusia Puchatka, filozofa w ciele pluszowego niedźwiedzia o „bardzo małym rozumku”. To on przypomina nam, że „czasami najmniejsze rzeczy zajmują najwięcej miejsca w sercu”. Niby prosta bajka dla dzieci, a cytaty z niej regularnie wracają… w przemówieniach, postach motywacyjnych i na ślubach.
Do panteonu misiów można dodać też postacie bardziej lokalne: misie z dobranocek, maskotki drużyn sportowych, szkolne pluszaki – to wszystko fragmenty naszej kultury, w której miś zawsze stoi po stronie słabszych, wystraszonych i zagubionych.
Miś jako pierwsza „bezpieczna przystań”
Psychologowie mówią o tzw. „obiekcie przejściowym” – rzeczy, która daje dziecku poczucie bezpieczeństwa, kiedy rodzica nie ma obok. Dla jednych jest to kocyk, dla innych poduszka, ale pluszowy miś jest tu absolutnym klasykiem.
To z nim dziecko:
- zasypia, kiedy w pokoju robi się nagle za ciemno,
- idzie pierwszy raz do przedszkola,
- jedzie na ferie czy zieloną szkołę, żeby „mieć kogoś swojego”.
Miś uczy też… troski. Trzylatek przykrywa go kołderką, karmi zupą z udawanych warzyw i słucha „jak miś się czuje”. W ten sposób kształtuje się empatia.
Małe ręce poprawiają szalik pluszaka, żeby „mu nie było zimno”. Dziecko nie wie jeszcze, co to rozwój emocjonalny, ale właśnie go przeżywa.
Pluszowy ratownik: misie w szpitalach i na interwencjach
Pluszowe misie coraz częściej pojawiają się tam, gdzie dzieje się coś trudnego: w karetkach, na komisariatach policji, w szpitalach.
Ratownicy medyczni opowiadają, że chwila, w której dziecko dostaje misia, potrafi zmienić wszystko: z płaczu i histerii rodzi się milczenie, potem nieśmiałe przytulenie, w końcu pytania. W miejscu pełnym kabli, masek tlenowych i obcych twarzy pojawia się coś znajomego i miękkiego.
Podobnie jest przy interwencjach policyjnych. Tam, gdzie w tle są krzyki, alkohol, czasem przemoc, dziecko nagle dostaje do rąk misia. To nie rozwiązuje problemu, ale daje sygnał: „ktoś widzi, że to dla ciebie trudne”.
W domach samotnej matki i ośrodkach dla osób doświadczających przemocy często ustawione są regały z pluszakami. Jeśli ma się za sobą ucieczkę w środku nocy, misio nie jest „tylko zabawką” – bywa pierwszą rzeczą w nowym życiu.
A dorośli? Udają twardzieli, ale…
Czy dorośli też kochają pluszowe misie?
Odpowiedź najczęściej zaczyna się od: „eee, nie…”, a kończy na: „no dobra, tego jednego trzymam w szafie”.
W badaniach opinii publicznej w różnych krajach co jakiś czas pojawia się ciekawy wątek: zaskakująco wielu dorosłych przyznaje, że nadal ma pluszaka z dzieciństwa, a część… nadal z nim śpi. Nie dlatego, że boją się ciemności, ale dlatego, że miś przypomina dom, dzieciństwo, beztroskę.
Na górnej półce szafy, obok starych zeszytów i pudła z płytami CD, siedzi on. Trochę wyblakły, z jednym okiem przyszywanym dwa razy, łapą przeszytą po psim „ataku przyjaźni”. Nikt go nie wyrzuca. Bo jak wyrzucić kawałek siebie sprzed lat?
Dorośli kupują też misie sobie nawzajem. Czasem ironicznie („masz, bo jesteś takim misiem”), czasem z czułością („nie mogłem się oprzeć, był podobny do tego, którego miałeś kiedyś”). Misie pojawiają się na Walentynki, rocznice, jako prezent „na pocieszenie” po ciężkim tygodniu.
Psychologowie mówią wprost: to nic dziwnego. Tak jak wracamy do starych piosenek czy filmów, tak wracamy do przedmiotów, które kiedyś dawały nam poczucie bezpieczeństwa. Miś nie musi już być „obiektem przejściowym” – może być po prostu symbolicznym kotwicą: „cokolwiek się dzieje, kiedyś byłem mały i ktoś się o mnie troszczył”.
Miś w kulturze pop i… w gabinecie psychologa
W kulturze popularnej pluszowe misie przestały być dawno wyłącznie dziecięce. Pojawiają się w memach, filmach, reklamach. Z jednej strony mamy cukierkowe miśki walentynkowe, z drugiej – ironiczne misie z czarnym humorem i sarkazmem.
Ale są też misie bardziej „poważne”. W gabinetach psychoterapeutycznych często stoją gdzieś w rogu. Nie tylko po to, by dziecko miało czym się bawić, ale też by stworzyć wrażenie, że to miejsce nie jest chłodne i obce. Zdarza się, że dorośli podczas trudnych rozmów sięgają po pluszaka – ot, żeby zająć ręce. To drobny gest, który obniża napięcie.
Bywają też pluszaki „pamięciowe” – szyte z koszul lub sukienek bliskich, którzy odeszli. Taki miś jest jednocześnie pamiątką i talizmanem. Łatwiej przytulić kogoś, kogo już nie ma, kiedy może się to odbywać choćby w tak symbolicznej formie.
Mały bohater wielkich uczuć
Dzień Pluszowego Misia to idealny moment, żeby:
– zajrzeć do szafy i przypomnieć sobie, gdzie jest „ten stary miś”,
– pozwolić dzieciom zabrać go do przedszkola czy szkoły,
– a może… samemu przytulić pluszaka, choćby po cichu, kiedy nikt nie widzi.
Bo miś jest trochę jak papier lakmusowy naszej wrażliwości. Jeśli potrafimy jeszcze ucieszyć się z małej, miękkiej zabawki – jest duża szansa, że w środku nie zamieniliśmy się całkiem w beton.
W świecie, w którym wszystko ma być szybkie, efektywne i „pro”, pluszowy miś jest dyskretnym buntownikiem. Nie robi nic, nie zarabia, nie zbiera lajków. Po prostu jest. Czeka, aż ktoś podejdzie i go przytuli.
I może właśnie za to tak bardzo go kochamy. Niezależnie od wieku.






















































Napisz komentarz
Komentarze