Zespół Loom powstał wiele lat po ostatnim koncercie zespołu Exodus oraz równie wiele lat po solowych dokonaniach Władysława Komendarka (klawiszowca tamtego zespołu, najdłużej aktywnego na muzycznym rynku) i pochodzi z Lublina, miasta poniekąd związanego z Muzyką Młodej Generacji, chociażby poprzez skojarzenia z Budką Suflera (ale tą z lat siedemdziesiątych). To przemyślany koncept, o którym tak piszą sami muzycy: „Nazwa zespołu nie jest dziełem przypadku i ma charakter przenośni, gry skojarzeń. Loom to urządzenie, maszyna do tworzenia tkanin. I tak jak tkanina powstaje w wyniku połączenia ze sobą układów nici w odpowiednim splocie, tak muzyka zespołu jest wypadkową połączonych ze sobą osobowości i wrażliwości muzycznych, które w zetknięciu tworzą muzyczny układ zazębiający się w jedną całość”. Stąd, nie bez powodu ich debiutancki album nosi tytuł „Tkanina”, a jego okładka przedstawia sporą połać tkaniny unoszącej się nad nadmorskim krajobrazem, której jeden koniec sięga wysoko ponad pułap chmur.
Mając do dyspozycji profesjonalne urządzenie, a przede wszystkim swój własny talent, Sady, Boćkowski, Włodarczyk, Orchowski i Żarnowski są pewną nadzieją dla podnoszącego się z upadku lat osiemdziesiątych włókienniczego zagłębia, tkając na swoim debiucie materiał gęsty i szlachetny. Może nie jest to materiał przeznaczony do szycia prostych t-shirtów, ale do wykonywania zwiewnych ubrań wyjściowych nadawać się będzie jak znalazł. Na tej „tkaninie” zauważymy muzyczne wzory i ściegi, które stanowią o jej upoetycznionych kompozycjach utkanych z akustycznych dźwięków, delikatnych riffów i stonowanych solówek, lejących się plam klawiszy, sampli i perkusyjnych rytmów. Nad tym wszystkim niczym tkanina z okładki, unosi się głos wokalisty dodając do wspomnianej struktury nieco emocji – ową złotą nić! – tak pożądaną dla uszlachetnienia każdej materii.
„Jestem tylko tkaniną” deklaruje w otwierającym album utworze Marcin Sady, wokalista i autor wszystkich tekstów zawartych na płycie. „Tylko ten jeden raz / Chcę poczuć dotyk rąk / Tylko ten jeden raz / Przez chwilę chcę mieć wzrok / Tylko ten jeden raz / Pożądam zmysłów bo / Rozróżnić chcę choć raz / Złe dobro – dobre zło”. Pomijając warstwę literacką cytowanego tekstu jest w nim to, co powinno towarzyszyć aż tak melancholijnej i poetyckiej muzyce – odpowiednia doza patosu, rozpacz w głosie wokalisty i odrobinę dołujący klimat. Mimo to nie oczekujmy tanich emocji, „Jestem tylko tkaniną”, dzięki szybko zmieniającym się fragmentom muzycznym ma określoną dynamikę i nie jest na pewno „lejmotivem” jakiegoś tasiemcowego wyciskacza łez rodem z Ameryki Południowej, ani jedwabną chusteczką do wycierania łez z policzka mazepy.
Nieco „marillionowskie” z jednej strony, z drugiej kojarzące się z kompozycjami naszych rodzimych zespołów – Abraxasu, Exodusu i RSC – takie piosenki jak „Ćma” i „Cyberfałsz” dobitnie pokazują, że Loom doskonale opanował progresywną technologię wytwarzania materiałów stylowych, aktualnie obowiązujących na rozmaitych arenach i wybiegach promujących modę związaną z szeroko pojętym art rockiem.
Ujmują melancholijnym nastrojem piosenki w rodzaju „Z gwiazd” (co za adekwatny tytuł, prawda?) i „Zobaczyć jutro”, w których muzyczne akcenty związane z poetycką nostalgią i smutkiem zostały wysunięte na plan pierwszy budując w ten sposób swój ciepły, egzystencjalny przekaz odnoszący się do uczuć i międzyludzkimi relacji. Z kolei w „Ptakach” dochodzi do głosu bardziej „żywe” oblicze zespołu charakteryzujące się urozmaiconymi liniami melodycznymi, niepokojącym klimatem i nieco szybszym tempem. Nie bez powodu muzycy prawdopodobnie uznali, że na chwilę dzisiejszą, ten właśnie utwór charakteryzuje ich muzykę w sposób najbardziej pełny, skoro umieścili na płycie jego dodatkową, radiową edycję.
Na tle „Ptaków” kontrastowo wypada wyciszony „Prywatny raj”, tylko głos, plamy klawiszy i gitara. To w tej piosence Marcin Sady przypomina mi najbardziej wokalistę RSC Zbigniewa Działę, a do pełnego obrazu podobieństwa do legendarnej, rzeszowskiej grupy brakuje tylko partii skrzypiec. W dynamicznym, ale wciąż nostalgicznym „Cieniu” mamy do czynienia z mocnym, choć nieco jednostajnym „beatem” perkusji, „kolażowymi” partiami gitar i emocjonalnym wokalem nadającym tej kompozycji mocno dramatyczny przebieg. Równie dynamiczna i rockowa jest „Zima”, stanowiąca swoiste preludium dla zamykającego „Tkaninę”, pełnego zadumy „Wrzeciona”.
Podobno diabeł tkwi w porównaniach. Z tego też powodu, muzykę Loom można porównywać, do tej zawartej na „Hollidays In Eden”, najbardziej popowym albumie Marillion. Z tym, że akurat w tym przypadku czart nie będzie w stanie pokazać przyszłemu słuchaczowi „Tkaniny” swojego rozdwojonego jak u węża języka, ponieważ została ona uszyta z mocnych nici i nie byłoby problemu, żeby ewentualnie zaszyć nimi, jego szydercze usta.
Loom „ Tkanina”. Elektrum Production”
Dla naszych czytelników mamy jak zwykle do rozlosowania trzy płyty "Tkanina". Tym razem otrzymają je te osoby, które pierwsze przyślą do nas maile zatytułowane : LOOM


























































Napisz komentarz
Komentarze