Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 24 czerwca 2025 05:07
Reklama
Reklama

Marta Żmuda Trzebiatowska: czasami myślałam, że chyba już nie chcę uprawiać aktorstwa

Zorientowałam się, że rzadziej jestem zapraszana na takie castingi, o których marzyłam. Coraz częściej słyszałam: „Nie, ona się nie nadaje”. I mówili to ludzie, którzy nigdy się ze mną nie spotkali! A ja przecież przez te wszystkie lata bardzo się zmieniłam, dojrzałam – wspomina w rozmowie z PAP Life Marta Żmuda Trzebiatowska, którą w nowym serialu „Kibic” (Netflix) możemy zobaczyć w kompletnie innej roli niż te, z jakimi była dotychczas kojarzona.
Reklama

PAP Life: Czy interesujesz się piłką nożną?

Reklama

Marta Żmuda Trzebiatowska: Nie jestem jakąś wielką znawczynią futbolu. Ale czasami towarzyszę mężowi w oglądaniu meczów naszej reprezentacji. Poza tym, wychowywałam się w małej miejscowości, gdzie mieszkałam przy stadionie. Więc trochę znam realia trzecio- czy czwartoligowych klubów, ich problemy. Moi koledzy z podstawówki grali w takich klubach, część z nich gra do dzisiaj, niektórzy zostali trenerami.

PAP Life: Zapytałam cię o to nieprzypadkowo, bo grasz jedną z głównych ról w „Kibicu”. Ale paradoksalnie piłka wcale nie jest bohaterem tego serialu...

M.Ż.T.: Absolutnie się zgadzam. Kiedy przeczytałam ten scenariusz, od razu poczułam, że to nie jest o futbolu. Kibicowanie jest tylko tłem do poprowadzenia opowieści o dorastaniu, o wpływie rodziców i wszystkich ludzi, których spotykamy na swojej drodze, o wyborach i konsekwencjach tych wyborów, o nieumiejętności radzenia sobie z emocjami, trudnościach w porozumiewaniu się. Dla mnie jest to przede wszystkim serial społeczny, poruszający bardzo ważne tematy. A historia Justyny tak mocno chwyciła mnie za serce, że po prostu bardzo chciałam ją zagrać.

PAP Life: Justyna mieszka w ciasnym mieszkaniu na blokowisku, przez kilka lat samotnie wychowywała dwójkę dzieci, bo jej mąż siedział więzieniu. To postać bardzo odległa od bohaterek, z którymi jesteś kojarzona.

M.Ż.T.: To nie był do końca mój wybór, jakie role grałam. Aktorstwo to zawód - grałam to, co mi proponowano. Jeszcze jako studentka byłam zapraszana na rozmaite castingi i dosyć szybko zaczęłam występować w popularnych produkcjach. Między innymi w „Magdzie M.”, która z kolei była taką trampoliną do filmu „Nie kłam, kochanie” i serialu „Teraz albo nigdy”. Wszystko w nich było takie piękne. Apartamenty, ładni ludzie w drogich ubraniach i luksusowych autach. A ja w wieku 20 lat grałam trzydziestolatkę. O czym to świadczy? Że oszukiwaliśmy. Tamte produkcje powstały kilkanaście lat temu, wtedy wszyscy chcieliśmy oglądać taki świat, aspirowaliśmy do niego. Tamte moje role mocno zapadły widzom w pamięć, miały wielomilionową widownię i do dzisiaj są powtarzane. A mnie przyniosły ogromną popularność. Jako młoda dziewczyna kończąca szkołę teatralną mogłam tylko marzyć o takiej szansie. Skorzystałam z niej i nie żałuję. Ale niestety miało to też konsekwencje, których nie mogłam wtedy przewidzieć.

PAP Life: W ostatnich latach nie grałaś często w filmach.

M.Ż.T.: Z różnych powodów. Wiele się wydarzyło w moim życiu prywatnym, skupiłam się na rodzinie, urodziłam dwójkę dzieci. Po jakimś czasie zorientowałam się, że coraz rzadziej jestem zapraszana na takie castingi, o których marzyłam, coraz częściej słyszałam: „Nie, ona się nie nadaje”. I mówili to ludzie, którzy nigdy się ze mną nie spotkali. A ja przecież przez te wszystkie lata bardzo się zmieniłam, dojrzałam. Tylko że nikt nie był mnie ciekawy. Skupiłam się więc na pracy w teatrze, trochę pograłam za granicą - zrobiłam czeski i szwedzki film, napisałam książkę, rozwijałam swoje pasje, wychowywałam dzieci.

PAP Life: Dzisiaj kino ma pokazywać rzeczywistość taką, jaka jest, bez lukru. Poszukiwani są też inni aktorzy. Może ty jesteś po prostu za ładna do tych filmów?

M.Ż.T.: Bez przesady. Owszem, jeśli ktoś kojarzy mnie z czerwonego dywanu, to może pomyśleć, że jestem tylko ozdobą, a nie kobietą z krwi i kości. Czerwony dywan wymaga innej prezencji. Ale faktycznie, reżyserzy i reżyserki obsady zdecydowanie wolą charakterystycznych aktorów. Nawet do szkół teatralnych przyjmuje się według tego klucza. Kręci się inne filmy. Tylko że to u nas tak jest, że łatwo się kogoś wrzuca do jakiejś szufladki. Pracowałam trochę w zagranicznych produkcjach i tam naprawdę nie jest problemem, żeby kogoś ładnego zbrzydzić. Natomiast u nas miałam wrażenie, że zderzyłam się ze ścianą.

PAP Life: I jak sobie z tym radziłaś?

M.Ż.T.: Były chwile totalnego zwątpienia, czasami myślałam, że chyba już nie chcę uprawiać tego zawodu. Bo przecież ktoś musi w ciebie uwierzyć, dać szansę, żeby chociaż zaprosić cię na casting, nagrać self-tape'a, bo dzisiaj to jest dużo bardziej popularne. Na szczęście, mam wspaniałych ludzi wokół, mojego męża, który jest aktorem i dobrze mnie rozumie, moją agentkę, która wierzyła we mnie za mnie. To ona tak bardzo walczyła, żeby zaproszono mnie na casting do „Kibica”, wiedziała, że będę idealną Justyną. Jestem też wdzięczna reżyserowi obsady, czyli Konradowi Bugajowi, który uwierzył, że to mogę być ja. A Łukasz Palkowski, reżyser oraz Olga i Bartek Czerkascy, czyli producenci, oglądając moje nagrania, powiedzieli: „Tak, to będzie nasza Justyna”.

PAP Life: Podobną historię przeżył Mateusz Damięcki, który przez lata był obsadzany w rolach przystojnych, sympatycznych chłopaków. I dopiero w filmie „Furioza” dostał szansę, żeby zagrać kompletnie inną postać.

M.Ż.T.: Przyjaźnimy się z Mateuszem od lat. Po „Mowie ptaków” Xawerego Żuławskiego, w której zagrałam zupełnie inną rolę niż te, z którymi byłam kojarzona, Mateusz do mnie zadzwonił i powiedział: „Jak ja się cieszę! Chciałbym, żeby ta +Mowa ptaków+ przyniosła ci coś dobrego. Bo ja doskonale wiem, jak się mogłaś czuć przez te wszystkie lata”. Wtedy Mateusz był jeszcze przed premierą „Furiozy”, trochę opowiadał mi o tym filmie. A potem zobaczyłam „Furiozę”, Mateusza w roli Goldena i wykonałam podobny telefon do niego, żeby powiedzieć mu: „Jak ja się cieszę, stary! Mam nadzieję, że da ci to coś dobrego”. Myślę, że „Furioza” dużo zmieniała w zawodowym życiu Mateusza i to jest cudowne. Daje nadzieję.

PAP Life: Rzeczywiście, Mateusz Damięcki zaczął grać inne role. Powstała też druga część „Furiozy”.

M.Ż.T.: U mnie „Mowa ptaków” jeszcze nie do końca była punktem zwrotnym. Po pierwsze, była trochę niszowym filmem, a po drugie, tak się złożyło, że za chwilę wydarzyła się pandemia, lockdowny i na dwa lata właściwie wszystkie projekty zostały zawieszone. A ja urodziłam drugie dziecko, więc też się na tym wtedy skupiłam. Dziś myślę, że „Mowa ptaków” była takim cudownym rozbiegiem do tego, co się teraz wydarza.

PAP Life: Napisałaś na Instagramie, że Justyna to jedna z tych postaci, które z tobą zostaną na dłużej. Co miałaś na myśli?

M.Ż.T.: Minął już ponad rok, odkąd zrobiliśmy ten serial i kiedy go teraz obejrzałam, wszystko we mnie odżyło. Poczułam, że tęsknię za Justyną. Bo ja bardzo lubiłam nią być. Na pewno to, czego mnie nauczyła i co mi dała – to siła. Nie mówię na życie, bo myślę, że jeśli chodzi o walkę o własne marzenia, o rodzinę, to nigdy mi tej siły nie brakowało. Ale nie miałam takiej zawodowej siły. Wiary we własne możliwości. Zagranie Justyny okazało się też bardzo wyzwalającym i oczyszczającym doświadczeniem. W normalnym życiu wiele emocji muszę trzymać pod kontrolą lub dusić w sobie. Kulturalny człowiek przecież wie, jak powinien się zachować w różnych sytuacjach, co może powiedzieć, a czego nie. Chociaż może czasami chciałby tak jak Justyna puścić wiąchę - na pewno jest to zdrowsze.

PAP Life: Faktycznie, Justyna nie przebiera w słowach. To było dla ciebie trudne, żeby mówić jej językiem?

M.Ż.T.: Na co dzień uważam na słowa i raczej takim językiem się nie posługuję (śmiech). Ale też znam ten język, wspominałam, że wychowywałam się koło stadionu i różne słowa wpadały przez okno. W czasie kręcenia musiałam po prostu przejść na język Justyny - trochę tak, jakbym przechodziła na angielski czy włoski. Pamiętam, jak kilka miesięcy po zakończeniu zdjęć pojechałam na postsynchrony. Musiałam poprawić jedną scenę, bo jakiś dźwięk się zatarł. Usiadłam, obejrzałam i mówię do chłopaków: „Poczekajcie, muszę to jeszcze trzy razy przesłuchać. Nie potrafię tak od razu wejść w ten sposób mówienia”. Więc to też nie było dla mnie do końca łatwe. Kiedy kręciłam film, to Justyna „wchodziła” we mnie. Oczywiście w domu nie byłam Justyną, ale zdarzały się takie sytuacje, kiedy ktoś mi podniósł trochę ciśnienie i ostro zareagowałam. Kilka razy mój mąż mnie stopował: „Hej, nerwy na wodzy, jesteś w domu, a nie na planie!”.

PAP Life: Kiedy oglądałam „Kibica”, zwróciłam uwagę na okropne włosy Justyny - przepalone, z czarnym odrostem. Te włosy pomogły ci zbudować postać?

M.Ż.T.: Bardzo. Pamiętam, że już w pierwszym etapie, kiedy ta rola została mi zaproponowana, padło pytanie, czy dam sobie zniszczyć włosy. Od razu powiedziałam, że jeśli to jest potrzebne, to oczywiście, że tak. Faktycznie, nie dało się inaczej niż po prostu fizycznie je spalić. Od góry był robiony ciemny odrost, a po 10 czy 15 centymetrach żółtojajeczny blond. Mój fryzjer, z którym się przyjaźnię, podjął się tej drastycznej zmiany. Śmialiśmy się, że to jest antyreklama dla jego salonu, ponieważ włosy wyglądały okropnie, zaczęły się kruszyć, wypadać. Co chwilę różni fryzjerzy pisali do mnie, kto mi je tak zniszczył, i proponowali, że chętnie je poprawią (śmiech). Ale nie tylko włosy, cała metamorfoza była ważna. Dotychczas, jak grałam w serialach, to zawsze na planie byłam pierwsza, bo moja charakteryzacja zajmowała godzinę, półtorej. A tutaj mogłam przyjechać na 10 minut przed rozpoczęciem zdjęć. Stasiu Doliński, który mnie charakteryzował, miał tylko trzy farbki: czarną, zieloną, szarą, którymi malował mi na twarzy zmęczenie i pogłębiał zmarszczki. Kiedy przyjeżdżałam na plan wypoczęta, wydawał się tym faktem niepocieszony: „O nie, wyspałaś się dzisiaj”.

Dziewczyny od kostiumów z góry mnie przeprosiły, że wszystko mi kupują o rozmiar, dwa za małe, żeby trochę mi się wylewało tu i ówdzie. To był też taki znak, że to są ubrania z dawnych czasów. Justyna kiedyś miała lepszą figurę, dzisiaj ma gorszą, ale nie ma kasy, żeby kupić sobie coś nowego. Ona po prostu funkcjonuje w określonym środowisku, pochodzi z takiej, a nie innej rodziny. Ale ja bardzo chciałam tak ją zagrać, żeby widz dostrzegł, że ona na maksa się stara być dobrą matką i uratować swoje dziecko.

PAP Life: Niestety to się nie udaje.

M.Ż.T.: I to też prowokuje do postawienia wielu pytań: czy to jest jakieś fatum, które wisi nad tą rodziną, czy to środowisko po prostu przygniata i wokół jest zbyt wiele ciemności, zła, złych ludzi, żeby ktoś mógł się z tego wyrwać?

PAP Life: Podobno jest to możliwe pod warunkiem, że w otoczeniu znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która poda rękę, pokaże inną drogę.

M.Ż.T.: Dla mnie w tym serialu potencjał na taką osobę miał nauczyciel w technikum stolarskim. Nie wiem, może zabrakło mu determinacji, żeby o Kubę (syn Justyny - red.) zawalczyć. Wiem też, że jest taka teoria, że są osoby o tak silnej konstrukcji psychicznej, które zawsze będą chciały wyjść w górę, „na powierzchnię”, których nie pogrąży mrok, nigdy nie będzie ich ciągnęło w dół. Kuba na pewno do nich nie należał. On idzie za złem, które go trochę pociąga. Kusi, aż w końcu przejmuje nad nim kontrolę. Ale jest szansa, że jego młodszy brat Mikołaj pójdzie inną drogą. W życiu też obserwowałam różne historie, nie jestem odklejona od rzeczywistości. Wychowałam się na dawnych terenach popegeerowskich, moi rodzice byli wiejskimi nauczycielami, którzy w wakacje dorabiali na saksach, a ja chodziłam w używanych ciuchach przywożonych z Niemiec od jakiejś rodziny. Niczego mi nie brakowało, ale też na wiele rzeczy nie było nas stać.

PAP Life: Ale nie poszłaś na skróty.

M.Ż.T.: Bo ja właśnie zawsze miałam silną konstrukcję psychiczną. To zresztą kiedyś, jak byłam w terapii, potwierdziła mi moja pani psycholog. Byłam zdeterminowana, że chcę stamtąd wyjechać, i wiedziałam, że jedyną drogą jest to, że muszę się uczyć. Uwielbiałam konkursy recytatorskie, zachwycałam się filmami Andrzeja Żuławskiego i stąd mi wpadło to aktorstwo. Właściwie to tyle, bo do najbliższego teatru miałam przecież 100 kilometrów. Ale pamiętam, że jak do niego pojechałam, to wszystko mnie tam zachwycało. I ta pasja była silniejsza od wszystkiego innego, mimo że się ze mnie śmiano. Na zjeździe z okazji 20-lecia matury koledzy powiedzieli: „Wiesz co, wow, ty to zrobiłaś”. Widziałam szacunek w ich oczach, że miałam marzenie i dopięłam swego. Ale przecież nie jest tak, że tylko mnie się udało. Różne są losy moich znajomych - niektóre tragiczne, a inne wspaniałe.

PAP Life: Wiążesz z rolą Justyny jakieś nadzieje na zawodowy zwrot?

M.Ż.T.: Ja już tyle w życiu przeżyłam jako aktorka, że na nic się nie nastawiam, niczego nie oczekuję. Jestem szczęśliwa, bo dostaję cudowny feedback od ludzi, od niektórych krytyków też, ale już wiem, że życie aktora to sinusoida. Jeżeli coś fajnego się wydarzy – wspaniale. Jeśli się nie wydarzy – okej, dalej będę mamą, będę miała więcej czasu dla dzieci. One dały mi takie cudowne oparcie, że już na nic nie czekam. Po „Kibicu” odeszłam z „Na dobre i na złe”, bo poczułam, że chcę robić więcej takich rzeczy. Ale też zdawałam sobie sprawę, że one mogą się nie wydarzać. I przez ostatni rok faktycznie niewiele zawodowo zrobiłam. Grałam w teatrze, a wolny czas, którego miałam dużo, poświęciłam na rozwijanie siebie. Zaczęłam uprawiać różne sporty, pilates, aerial jogę, grać w tenisa, zdobywać nowe umiejętności. W takich momentach dużo czasu spędzam na samorozwoju. Poza tym uważam, że lepiej być głodnym grania, niż czuć przesyt. Kiedy byłam na planie „Kibica” i słyszałam „akcja”, czułam, że chcę wykorzystać każdą sekundę bycia na ekranie. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/moc/ag/

Marta Żmuda Trzebiatowska wychowała się w Przechlewie na Kaszubach. W 2007 roku ukończyła Akademię Teatralną w Warszawie. Popularność przyniosły jej role w filmie „Nie kłam, kochanie” oraz serialu „Teraz albo nigdy”, za którą nagrodzono ją Telekamerą. W 2010 roku rozpoczęła pracę w stołecznym Teatrze Kwadrat. W nim też poznała swojego przyszłego męża, też aktora - Kamila Kulę, z którym wychowuje dwoje dzieci. Za rolę Jakubcowej w filmie Xawerego Żuławskiego „Mowa ptaków” (2019) otrzymała nominację do nagrody Orła za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą. Ostatnio zagrała jedną z głównych ról w serialu „Kibic” (Netflix). Ma 40 lat.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie

Mariusz StrzępekMariusz Strzępek

Pan radny Kazimierz Mordaka w niespełna rok samorządowej kadencji stał się czołowym hejterem tomaszowskiej Platformy Obywatelskiej. W pełnych pogardy wpisach poddaje krytyce każdego, kto tylko mu się z jakichś powodów nie podoba. Tymczasem radnemu brakuje podstawowej wiedzy, niezbędnej do sprawowania mandatu

Bohaterowie literaccy, komiksowi, historyczni często posiadają własne konie. Słynny ostatnio Zorro jeździł na Tornado, Don Kichot dosiada Rosynanta, Aleksander Wielki, z kolei Bucefała. Miał Kasztankę, marszałek Piłsudski. A i Napoleon był dumny ze swego Marengo. Tymczasem tomaszowscy samorządowcy mogą zasłynąć co najwyżej tym, że z własnymi końmi na rozumy się zamienili. Trochę złośliwy wstęp, ale jest odpowiedzią na złośliwości kierowane w moim kierunku, wypada więc odpłacić końskim dowcipem, bo bardziej subtelnego adresat mógłby nie zrozumieć. Tomaszowscy radni Koalicji Obywatelskiej z Rady Powiatu Tomaszowskiego takie wrażenie niestety robią. Brak wiedzy merytorycznej próbują nadrabiać internetowym hejtem. Ludzie ci oporni są na wiedze nie tylko wynikającą z lektury książek, aktów prawnych, obowiązującego orzecznictwa, ale też z doświadczenia. Można wybaczyć takie zachowanie panu Kazimierzowi Mordace, który w telewizji chwali własnego wnuczka, który nie lubi się uczyć, ale za to nauczył się jeździć ciągnikiem, ale pozostałym już chyba nie. Wszak uważają się lepszy gatunek ludzki, z pogarda traktujący otoczenie oraz każdego, kto myśli inaczej. O co chodzi? Już wyjaśniam
Reklama

Roberta Metsola doktorem honoris causa Politechniki Łódzkiej – za działania na rzecz europejskiej jedności

Roberta Metsola, przewodnicząca Parlamentu Europejskiego, otrzymała tytuł doktora honoris causa Politechniki Łódzkiej (PŁ). Wyróżnienie przyznano jej jako „orędowniczce jedności, entuzjastce Unii Europejskiej i jednej z najważniejszych współczesnych polityczek”.Data dodania artykułu: 23.06.2025 17:57
Roberta Metsola doktorem honoris causa Politechniki Łódzkiej – za działania na rzecz europejskiej jedności

Policja: 340 wypadków podczas długiego weekendu; zginęło 21 osób

Podczas długiego weekendu doszło do 340 wypadków drogowych, w których zginęło 21 osób, a 408 zostało rannych - poinformował PAP nadkom. Robert Opas z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji. Od środy do niedzieli policjanci zatrzymali 1715 kierujących, którzy byli pod wpływem alkoholu.Data dodania artykułu: 23.06.2025 11:21
Policja: 340 wypadków podczas długiego weekendu; zginęło 21 osób

Prezes PiS zapowiada kolejne zwycięstwo, a prezydent elekt inicjatywy od pierwszych dni

Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział w niedzielę w Pułtusku, że po zaprzysiężeniu Nawrockiego PiS rozpocznie „drogę ku zwycięstwu w wyborach parlamentarnych”. Prezydent elekt Karol Nawrocki zadeklarował, że dzień po zaprzysiężeniu na prezydenta wystąpi z pierwszymi inicjatywami.Data dodania artykułu: 22.06.2025 18:37
Prezes PiS zapowiada kolejne zwycięstwo, a prezydent elekt inicjatywy od pierwszych dni

MEN: uczeń pełnoletni może sam usprawiedliwiać nieobecności

Uczeń pełnoletni ma możliwość samodzielnego usprawiedliwienia nieobecności - poinformowała wiceszefowa MEN Katarzyna Lubnauer. Dodała jednak, że dyrektor szkoły ma prawo do ustalania szczegółowych rozwiązań, a resort nie planuje przepisów na poziomie centralnym.Data dodania artykułu: 21.06.2025 15:26
MEN: uczeń pełnoletni może sam usprawiedliwiać nieobecności
Reklama
Spotkanie z pisarką Małgorzatą Król

Spotkanie z pisarką Małgorzatą Król

Miejska Biblioteka Publiczna, ul. Mościckiego 6 zaprasza 25 czerwca o godz. 17.00 na spotkanie z pisarką Małgorzatą Król, autorką bestsellerowych książek o charakterze popularnonaukowym głównie o tematyce historycznej i religijnej.Pasją autorki jest popularyzowanie historii w sposób przystępny i ciekawy. Jej zainteresowania koncentrują się wokół literatury biograficznej i hagiograficznej.Jak mówi, każda kolejna książka to wyzwanie, by oddać „ducha” dawnych epok, by czytelnik wyobraźnią mógł przenieść się w minione czasy, aczkolwiek Małgorzata Król podejmuje to wyzwanie w myśl zasady pochodzącej z powieści „Lord Jim” Josepha Conrada, iż „jedyna właściwa droga” to „iść za marzeniem i znowu iść za marzeniem, i tak zawsze, aż do końca”.Dotychczas wydane publikacje to między innymi: „Chłopcy malowani. Najsłynniejsi polscy kawalerzyści”, „Zwyczajne, święte kobiety” czy „Niezwykłe władczynie Wschodu”.Podczas spotkania w tomaszowskiej książnicy skupimy się na najnowszej książce autorki pt.: . "Żony wielkich Polaków. Od Kochanowskiego do Moniuszki". W 2-gim tomie swój udział ma tomaszowianka, Prezes Fundacji Pasaże Pamięci dr Justyna Biernat, która wspierała autorkę w poszukiwaniu śladów, dokumentów odnoszących się do życia Stefanii Marchew, żony Juliana Tuwima.Justyna Biernat poprowadzi spotkanie z autorką książki, pokazując między innymi jaką wnikliwą pracę musi wykonać autor przy pisaniu powieści biograficznej.Na spotkaniu autorskim będzie możliwość zakupu książek z autografem pisarki.Zapraszamy! Wstęp wolny.Data rozpoczęcia wydarzenia: 25.06.2025

Polecane

W ratownictwie nie dzieje się najlepiej

W ratownictwie nie dzieje się najlepiej

Jeszcze nie tak dawno Wojewódzka Stacja Ratownictwa Medycznego planowała przejęcie obsługi terenu tomaszowskiego. Trudno się dziwić, jeśli weźmie się pod uwagę, że WSRA w odróżnieniu od naszego ratownictwa znajduje się pod kreską. Tomaszowskie Centrum Zdrowia przez ostatnia lata notowało zyski na tej działalności. Jak jest teraz? Nie wiadomo. Póki co wydaje się, że dochodowość całego szpitala w przeciągu pierwszych czterech miesięcy tego roku poszybowała mocno w dół. W Łodzi nie dzieje się również najlepiej. Ratownicy i lekarze zwracają się o pomoc do posłów. Jedyną, która postanowiła podjąć interwencję okazała się Paulina Matysiak z partii Razem.Data dodania artykułu: 22.06.2025 15:04 Liczba pozytywnych reakcji czytelników: 2
Uroczyste obchody Narodowego Dnia Powstań ŚląskichCzym różni się “ładne” zaproszenie od „ładnego i przemyślanego”?MARATON WŁADCY PIERŚCIENIRozpoczynamy wielkie ogłoszenia 9. LOVE POLISH JAZZ FESTIVAL!Ostrzeżenia IMGW I i II stopnia: burze w całej Polsce i upał na południu krajuNowa Nadzieja także w TomaszowieStal Niewiadów w IV lidze. Awans w ładnym stylu. Marzenia się spełniająW ratownictwie nie dzieje się najlepiejIMGW ostrzega przed upałami„Pod szarym niebem”  seans w ramach cyklu Kultura DostępnaBoisko zamknięte przez wandali. Czeka na naprawęSzpital w ogniu krytyki. Wielomiesięczne kolejki. Brak specjalistów.
Reklama
Reklama
Reklama
Posłanka Matysiak interweniuje. Także w sprawie Tomaszowa

Posłanka Matysiak interweniuje. Także w sprawie Tomaszowa

Posłanka Paulina Matusiak interweniuje do marszałek województwa łódzkie w sprawie wkluczenia komunikacyjnego dziesiątek miejscowości w tym także leżących na terenie powiatu tomaszowskiego.
Na naukę nigdy nie jest za późno. Także dla pana Mordaki

Na naukę nigdy nie jest za późno. Także dla pana Mordaki

Bohaterowie literaccy, komiksowi, historyczni często posiadają własne konie. Słynny ostatnio Zorro jeździł na Tornado, Don Kichot dosiada Rosynanta, Aleksander Wielki, z kolei Bucefała. Miał Kasztankę, marszałek Piłsudski. A i Napoleon był dumny ze swego Marengo. Tymczasem tomaszowscy samorządowcy mogą zasłynąć co najwyżej tym, że z własnymi końmi na rozumy się zamienili. Trochę złośliwy wstęp, ale jest odpowiedzią na złośliwości kierowane w moim kierunku, wypada więc odpłacić końskim dowcipem, bo bardziej subtelnego adresat mógłby nie zrozumieć. Tomaszowscy radni Koalicji Obywatelskiej z Rady Powiatu Tomaszowskiego takie wrażenie niestety robią. Brak wiedzy merytorycznej próbują nadrabiać internetowym hejtem. Ludzie ci oporni są na wiedze nie tylko wynikającą z lektury książek, aktów prawnych, obowiązującego orzecznictwa, ale też z doświadczenia. Można wybaczyć takie zachowanie panu Kazimierzowi Mordace, który w telewizji chwali własnego wnuczka, który nie lubi się uczyć, ale za to nauczył się jeździć ciągnikiem, ale pozostałym już chyba nie. Wszak uważają się lepszy gatunek ludzki, z pogarda traktujący otoczenie oraz każdego, kto myśli inaczej. O co chodzi? Już wyjaśniam
Borki zostają przejęte przez wojsko!

Borki zostają przejęte przez wojsko!

Podczas ostatniej sesji rady powiatu tomaszowskiego, Starosta Mariusz Węgrzynowski, poinformował o tym, że gmina wiejska Tomaszów wydała decyzję o przeznaczeniu 4 hektarów gruntów na terenie po dawnym ośrodku wypoczynkowym przeznaczono na potrzeby armii. Teren ma służyć między innymi celom transportu medycznego oraz ewakuacji na wypadek pełnoskalowego konfliktu zbrojnego. Starosta wyjaśniał także, że podobne miejsca wyznaczono na terenie wszystkich polskich powiatów. Co z pozostałą częścią ośrodka, obejmującą obszar ponad 6 hektarów. Na tę chwilę staje się ona bezużyteczna
Mariusz Węgrzynowski z absolutorium i wotum zaufania

Mariusz Węgrzynowski z absolutorium i wotum zaufania

Mariusz Węgrzynowski oraz Zarząd Powiatu Tomaszowskiego uzyskali wczoraj "skwitowanie" z działalności w roku 2024. Tym samym groźba głosowania nad ich odwołaniem w wyniku negatywnych uchwał oddaliła się o ponad rok. Radnym, którzy mieliby takie plany nie pozostaje nic innego, jak złożenie odpowiedniego wniosku, jednak do jego przegłosowania potrzebnych jest 14 głosów. Tymczasem piątka radnych z Koalicji Obywatelskiej nie jest w stanie zbudować takiej większości. Wszelkie prowadzone w tej sprawie rozmowy były przez rok torpedowane. Większość samorządowców nie wątpliwości, że jest to wynik "cichej" współpracy Starosty z posłem Adrianem Witczakiem. Radni PiS potwierdzają to jednak już wprost, twierdząc, że mają nawet zakaz krytykowania parlamentarzysty Platformy w Internecie. I rzeczywiście niezwykle trudno znaleźć negatywny wpis nawet najbardziej aktywnych w sieci działaczy. Zabawa w tego rodzaju politykę nie ma oczywiście nic wspólnego z walką o sprawy mieszkańców.
Reklama

Wasze komentarze

Autor komentarza: IdeaKukizaTreść komentarza: Ten Rafał z RN jest ślepo zapatrzony w Bosaka i nie wie co towarzystwo robi w tomaszowie,Źródło komentarza: Nowa Nadzieja także w TomaszowieAutor komentarza: rzetelnyTreść komentarza: Spotkanie było otwarte, również brałem w nim udział i nie chce się nigdzie wkręcać. Co do Batorskiego to akurat jeden z nielicznych radnych, którzy nie są bezradni ;-)Źródło komentarza: Nowa Nadzieja także w TomaszowieAutor komentarza: RNTreść komentarza: Nasz koalicjant sprzedał ideę za wizję stołków. Ile osób przyjęto do Nowej Nazdzieii (Beznadzieii) od prezydenta M. Witko? Mówi się o 16 osobach. A targu dobił Patryk. Co na to Rafał z RN? A może to on był łącznikiem? Wszak startował od Witki do samorządu. Może chciał ograć NN a sam został ograny? Jedno jest pewne, Konfederacja (bez G. Brauna) to już PiS-BIS.Źródło komentarza: Nowa Nadzieja także w TomaszowieAutor komentarza: IdeaKukizaTreść komentarza: radny wykonuje tylko polecenia swojego mocodawcy, stąd jego obecność lecz sojusz z kww to sygnał że Nowa Nadzieja traci wyborców ideowych, wizerunkowo bardzo słabo a róznego rodzaju cwaniaczki będą sie przyklejać i powstanie kww wm-nowa nadzieja tm i że będzie jak jest, szkoda że tak roztropny Prezydent Bełchatowa idzie na takie gierki z tomaszowskimi cwaniakami.Źródło komentarza: Nowa Nadzieja także w TomaszowieAutor komentarza: Krawat spod RzeczycyTreść komentarza: Inrzynier od ciepłownictwa "szuka roboty" w elektrociepłowni Bełchatów ...Źródło komentarza: Nowa Nadzieja także w TomaszowieAutor komentarza: mTreść komentarza: Co robią przewoźnicy tzw. byłe PKS-y. Czy dostają dotacje do biletów od państwa.Źródło komentarza: Posłanka Matysiak interweniuje. Także w sprawie Tomaszowa
Reklama
Skarpetki zdrowotne frotte ze srebrem

Skarpetki zdrowotne frotte ze srebrem

Skład:bawełna 80%, Prolen® Siltex ze srebrem 17%, Lycra® 3% Wielkości:35-37, 38-40, 41-43, 44-46, 47-49 (oprócz koloru białego i szarego)        (według ZN-JJW-P-005)Konstrukcja:Skarpetki nieuciskające Medic Deo® Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Medic Deo® Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!Specjalna konstrukcja cholewki i niewielka domieszka nowoczesnego włókna Lycra® w całym wyrobie powodują idealne bezuciskowe przyleganie do nóg i maksymalną elastyczność - nietamowanie przepływu krwi i komfort nawet dla opuchniętych nóg.Dzięki działaniu przędzy z jonami srebra, wzmocnionemu apreturą antybakteryjną i antygrzybiczną Sanitized®, skarpetki hamują rozwój mikrobów i zapobiegają jednocześnie przykremu zapachowi podczas użytkowania. Miejsca stóp narażone na otarcia i urazy są chronione przez miękką trójwarstwową dzianinę frotte. Opaska elastyczna na śródstopiu zapobiega przesuwaniu się skarpetki na nodze.Skarpetki nadają się znakomicie do aktywności fizycznej. Do produkcji skarpetek jest używana czysta bawełna - naturalna przędza najwyższej jakości.SKARPETKI ZAREJESTROWANE JAKO WYRÓB MEDYCZNYZ pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklama
Reklama
Reklama