Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 13 grudnia 2025 19:55
Z OSTATNIEJ CHWILI:
Reklama
Reklama

Marta Żmuda Trzebiatowska: czasami myślałam, że chyba już nie chcę uprawiać aktorstwa

Zorientowałam się, że rzadziej jestem zapraszana na takie castingi, o których marzyłam. Coraz częściej słyszałam: „Nie, ona się nie nadaje”. I mówili to ludzie, którzy nigdy się ze mną nie spotkali! A ja przecież przez te wszystkie lata bardzo się zmieniłam, dojrzałam – wspomina w rozmowie z PAP Life Marta Żmuda Trzebiatowska, którą w nowym serialu „Kibic” (Netflix) możemy zobaczyć w kompletnie innej roli niż te, z jakimi była dotychczas kojarzona.

PAP Life: Czy interesujesz się piłką nożną?

Marta Żmuda Trzebiatowska: Nie jestem jakąś wielką znawczynią futbolu. Ale czasami towarzyszę mężowi w oglądaniu meczów naszej reprezentacji. Poza tym, wychowywałam się w małej miejscowości, gdzie mieszkałam przy stadionie. Więc trochę znam realia trzecio- czy czwartoligowych klubów, ich problemy. Moi koledzy z podstawówki grali w takich klubach, część z nich gra do dzisiaj, niektórzy zostali trenerami.

PAP Life: Zapytałam cię o to nieprzypadkowo, bo grasz jedną z głównych ról w „Kibicu”. Ale paradoksalnie piłka wcale nie jest bohaterem tego serialu...

M.Ż.T.: Absolutnie się zgadzam. Kiedy przeczytałam ten scenariusz, od razu poczułam, że to nie jest o futbolu. Kibicowanie jest tylko tłem do poprowadzenia opowieści o dorastaniu, o wpływie rodziców i wszystkich ludzi, których spotykamy na swojej drodze, o wyborach i konsekwencjach tych wyborów, o nieumiejętności radzenia sobie z emocjami, trudnościach w porozumiewaniu się. Dla mnie jest to przede wszystkim serial społeczny, poruszający bardzo ważne tematy. A historia Justyny tak mocno chwyciła mnie za serce, że po prostu bardzo chciałam ją zagrać.

PAP Life: Justyna mieszka w ciasnym mieszkaniu na blokowisku, przez kilka lat samotnie wychowywała dwójkę dzieci, bo jej mąż siedział więzieniu. To postać bardzo odległa od bohaterek, z którymi jesteś kojarzona.

M.Ż.T.: To nie był do końca mój wybór, jakie role grałam. Aktorstwo to zawód - grałam to, co mi proponowano. Jeszcze jako studentka byłam zapraszana na rozmaite castingi i dosyć szybko zaczęłam występować w popularnych produkcjach. Między innymi w „Magdzie M.”, która z kolei była taką trampoliną do filmu „Nie kłam, kochanie” i serialu „Teraz albo nigdy”. Wszystko w nich było takie piękne. Apartamenty, ładni ludzie w drogich ubraniach i luksusowych autach. A ja w wieku 20 lat grałam trzydziestolatkę. O czym to świadczy? Że oszukiwaliśmy. Tamte produkcje powstały kilkanaście lat temu, wtedy wszyscy chcieliśmy oglądać taki świat, aspirowaliśmy do niego. Tamte moje role mocno zapadły widzom w pamięć, miały wielomilionową widownię i do dzisiaj są powtarzane. A mnie przyniosły ogromną popularność. Jako młoda dziewczyna kończąca szkołę teatralną mogłam tylko marzyć o takiej szansie. Skorzystałam z niej i nie żałuję. Ale niestety miało to też konsekwencje, których nie mogłam wtedy przewidzieć.

PAP Life: W ostatnich latach nie grałaś często w filmach.

M.Ż.T.: Z różnych powodów. Wiele się wydarzyło w moim życiu prywatnym, skupiłam się na rodzinie, urodziłam dwójkę dzieci. Po jakimś czasie zorientowałam się, że coraz rzadziej jestem zapraszana na takie castingi, o których marzyłam, coraz częściej słyszałam: „Nie, ona się nie nadaje”. I mówili to ludzie, którzy nigdy się ze mną nie spotkali. A ja przecież przez te wszystkie lata bardzo się zmieniłam, dojrzałam. Tylko że nikt nie był mnie ciekawy. Skupiłam się więc na pracy w teatrze, trochę pograłam za granicą - zrobiłam czeski i szwedzki film, napisałam książkę, rozwijałam swoje pasje, wychowywałam dzieci.

PAP Life: Dzisiaj kino ma pokazywać rzeczywistość taką, jaka jest, bez lukru. Poszukiwani są też inni aktorzy. Może ty jesteś po prostu za ładna do tych filmów?

M.Ż.T.: Bez przesady. Owszem, jeśli ktoś kojarzy mnie z czerwonego dywanu, to może pomyśleć, że jestem tylko ozdobą, a nie kobietą z krwi i kości. Czerwony dywan wymaga innej prezencji. Ale faktycznie, reżyserzy i reżyserki obsady zdecydowanie wolą charakterystycznych aktorów. Nawet do szkół teatralnych przyjmuje się według tego klucza. Kręci się inne filmy. Tylko że to u nas tak jest, że łatwo się kogoś wrzuca do jakiejś szufladki. Pracowałam trochę w zagranicznych produkcjach i tam naprawdę nie jest problemem, żeby kogoś ładnego zbrzydzić. Natomiast u nas miałam wrażenie, że zderzyłam się ze ścianą.

PAP Life: I jak sobie z tym radziłaś?

M.Ż.T.: Były chwile totalnego zwątpienia, czasami myślałam, że chyba już nie chcę uprawiać tego zawodu. Bo przecież ktoś musi w ciebie uwierzyć, dać szansę, żeby chociaż zaprosić cię na casting, nagrać self-tape'a, bo dzisiaj to jest dużo bardziej popularne. Na szczęście, mam wspaniałych ludzi wokół, mojego męża, który jest aktorem i dobrze mnie rozumie, moją agentkę, która wierzyła we mnie za mnie. To ona tak bardzo walczyła, żeby zaproszono mnie na casting do „Kibica”, wiedziała, że będę idealną Justyną. Jestem też wdzięczna reżyserowi obsady, czyli Konradowi Bugajowi, który uwierzył, że to mogę być ja. A Łukasz Palkowski, reżyser oraz Olga i Bartek Czerkascy, czyli producenci, oglądając moje nagrania, powiedzieli: „Tak, to będzie nasza Justyna”.

PAP Life: Podobną historię przeżył Mateusz Damięcki, który przez lata był obsadzany w rolach przystojnych, sympatycznych chłopaków. I dopiero w filmie „Furioza” dostał szansę, żeby zagrać kompletnie inną postać.

M.Ż.T.: Przyjaźnimy się z Mateuszem od lat. Po „Mowie ptaków” Xawerego Żuławskiego, w której zagrałam zupełnie inną rolę niż te, z którymi byłam kojarzona, Mateusz do mnie zadzwonił i powiedział: „Jak ja się cieszę! Chciałbym, żeby ta +Mowa ptaków+ przyniosła ci coś dobrego. Bo ja doskonale wiem, jak się mogłaś czuć przez te wszystkie lata”. Wtedy Mateusz był jeszcze przed premierą „Furiozy”, trochę opowiadał mi o tym filmie. A potem zobaczyłam „Furiozę”, Mateusza w roli Goldena i wykonałam podobny telefon do niego, żeby powiedzieć mu: „Jak ja się cieszę, stary! Mam nadzieję, że da ci to coś dobrego”. Myślę, że „Furioza” dużo zmieniała w zawodowym życiu Mateusza i to jest cudowne. Daje nadzieję.

PAP Life: Rzeczywiście, Mateusz Damięcki zaczął grać inne role. Powstała też druga część „Furiozy”.

M.Ż.T.: U mnie „Mowa ptaków” jeszcze nie do końca była punktem zwrotnym. Po pierwsze, była trochę niszowym filmem, a po drugie, tak się złożyło, że za chwilę wydarzyła się pandemia, lockdowny i na dwa lata właściwie wszystkie projekty zostały zawieszone. A ja urodziłam drugie dziecko, więc też się na tym wtedy skupiłam. Dziś myślę, że „Mowa ptaków” była takim cudownym rozbiegiem do tego, co się teraz wydarza.

PAP Life: Napisałaś na Instagramie, że Justyna to jedna z tych postaci, które z tobą zostaną na dłużej. Co miałaś na myśli?

M.Ż.T.: Minął już ponad rok, odkąd zrobiliśmy ten serial i kiedy go teraz obejrzałam, wszystko we mnie odżyło. Poczułam, że tęsknię za Justyną. Bo ja bardzo lubiłam nią być. Na pewno to, czego mnie nauczyła i co mi dała – to siła. Nie mówię na życie, bo myślę, że jeśli chodzi o walkę o własne marzenia, o rodzinę, to nigdy mi tej siły nie brakowało. Ale nie miałam takiej zawodowej siły. Wiary we własne możliwości. Zagranie Justyny okazało się też bardzo wyzwalającym i oczyszczającym doświadczeniem. W normalnym życiu wiele emocji muszę trzymać pod kontrolą lub dusić w sobie. Kulturalny człowiek przecież wie, jak powinien się zachować w różnych sytuacjach, co może powiedzieć, a czego nie. Chociaż może czasami chciałby tak jak Justyna puścić wiąchę - na pewno jest to zdrowsze.

PAP Life: Faktycznie, Justyna nie przebiera w słowach. To było dla ciebie trudne, żeby mówić jej językiem?

M.Ż.T.: Na co dzień uważam na słowa i raczej takim językiem się nie posługuję (śmiech). Ale też znam ten język, wspominałam, że wychowywałam się koło stadionu i różne słowa wpadały przez okno. W czasie kręcenia musiałam po prostu przejść na język Justyny - trochę tak, jakbym przechodziła na angielski czy włoski. Pamiętam, jak kilka miesięcy po zakończeniu zdjęć pojechałam na postsynchrony. Musiałam poprawić jedną scenę, bo jakiś dźwięk się zatarł. Usiadłam, obejrzałam i mówię do chłopaków: „Poczekajcie, muszę to jeszcze trzy razy przesłuchać. Nie potrafię tak od razu wejść w ten sposób mówienia”. Więc to też nie było dla mnie do końca łatwe. Kiedy kręciłam film, to Justyna „wchodziła” we mnie. Oczywiście w domu nie byłam Justyną, ale zdarzały się takie sytuacje, kiedy ktoś mi podniósł trochę ciśnienie i ostro zareagowałam. Kilka razy mój mąż mnie stopował: „Hej, nerwy na wodzy, jesteś w domu, a nie na planie!”.

PAP Life: Kiedy oglądałam „Kibica”, zwróciłam uwagę na okropne włosy Justyny - przepalone, z czarnym odrostem. Te włosy pomogły ci zbudować postać?

M.Ż.T.: Bardzo. Pamiętam, że już w pierwszym etapie, kiedy ta rola została mi zaproponowana, padło pytanie, czy dam sobie zniszczyć włosy. Od razu powiedziałam, że jeśli to jest potrzebne, to oczywiście, że tak. Faktycznie, nie dało się inaczej niż po prostu fizycznie je spalić. Od góry był robiony ciemny odrost, a po 10 czy 15 centymetrach żółtojajeczny blond. Mój fryzjer, z którym się przyjaźnię, podjął się tej drastycznej zmiany. Śmialiśmy się, że to jest antyreklama dla jego salonu, ponieważ włosy wyglądały okropnie, zaczęły się kruszyć, wypadać. Co chwilę różni fryzjerzy pisali do mnie, kto mi je tak zniszczył, i proponowali, że chętnie je poprawią (śmiech). Ale nie tylko włosy, cała metamorfoza była ważna. Dotychczas, jak grałam w serialach, to zawsze na planie byłam pierwsza, bo moja charakteryzacja zajmowała godzinę, półtorej. A tutaj mogłam przyjechać na 10 minut przed rozpoczęciem zdjęć. Stasiu Doliński, który mnie charakteryzował, miał tylko trzy farbki: czarną, zieloną, szarą, którymi malował mi na twarzy zmęczenie i pogłębiał zmarszczki. Kiedy przyjeżdżałam na plan wypoczęta, wydawał się tym faktem niepocieszony: „O nie, wyspałaś się dzisiaj”.

Dziewczyny od kostiumów z góry mnie przeprosiły, że wszystko mi kupują o rozmiar, dwa za małe, żeby trochę mi się wylewało tu i ówdzie. To był też taki znak, że to są ubrania z dawnych czasów. Justyna kiedyś miała lepszą figurę, dzisiaj ma gorszą, ale nie ma kasy, żeby kupić sobie coś nowego. Ona po prostu funkcjonuje w określonym środowisku, pochodzi z takiej, a nie innej rodziny. Ale ja bardzo chciałam tak ją zagrać, żeby widz dostrzegł, że ona na maksa się stara być dobrą matką i uratować swoje dziecko.

PAP Life: Niestety to się nie udaje.

M.Ż.T.: I to też prowokuje do postawienia wielu pytań: czy to jest jakieś fatum, które wisi nad tą rodziną, czy to środowisko po prostu przygniata i wokół jest zbyt wiele ciemności, zła, złych ludzi, żeby ktoś mógł się z tego wyrwać?

PAP Life: Podobno jest to możliwe pod warunkiem, że w otoczeniu znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która poda rękę, pokaże inną drogę.

M.Ż.T.: Dla mnie w tym serialu potencjał na taką osobę miał nauczyciel w technikum stolarskim. Nie wiem, może zabrakło mu determinacji, żeby o Kubę (syn Justyny - red.) zawalczyć. Wiem też, że jest taka teoria, że są osoby o tak silnej konstrukcji psychicznej, które zawsze będą chciały wyjść w górę, „na powierzchnię”, których nie pogrąży mrok, nigdy nie będzie ich ciągnęło w dół. Kuba na pewno do nich nie należał. On idzie za złem, które go trochę pociąga. Kusi, aż w końcu przejmuje nad nim kontrolę. Ale jest szansa, że jego młodszy brat Mikołaj pójdzie inną drogą. W życiu też obserwowałam różne historie, nie jestem odklejona od rzeczywistości. Wychowałam się na dawnych terenach popegeerowskich, moi rodzice byli wiejskimi nauczycielami, którzy w wakacje dorabiali na saksach, a ja chodziłam w używanych ciuchach przywożonych z Niemiec od jakiejś rodziny. Niczego mi nie brakowało, ale też na wiele rzeczy nie było nas stać.

PAP Life: Ale nie poszłaś na skróty.

M.Ż.T.: Bo ja właśnie zawsze miałam silną konstrukcję psychiczną. To zresztą kiedyś, jak byłam w terapii, potwierdziła mi moja pani psycholog. Byłam zdeterminowana, że chcę stamtąd wyjechać, i wiedziałam, że jedyną drogą jest to, że muszę się uczyć. Uwielbiałam konkursy recytatorskie, zachwycałam się filmami Andrzeja Żuławskiego i stąd mi wpadło to aktorstwo. Właściwie to tyle, bo do najbliższego teatru miałam przecież 100 kilometrów. Ale pamiętam, że jak do niego pojechałam, to wszystko mnie tam zachwycało. I ta pasja była silniejsza od wszystkiego innego, mimo że się ze mnie śmiano. Na zjeździe z okazji 20-lecia matury koledzy powiedzieli: „Wiesz co, wow, ty to zrobiłaś”. Widziałam szacunek w ich oczach, że miałam marzenie i dopięłam swego. Ale przecież nie jest tak, że tylko mnie się udało. Różne są losy moich znajomych - niektóre tragiczne, a inne wspaniałe.

PAP Life: Wiążesz z rolą Justyny jakieś nadzieje na zawodowy zwrot?

M.Ż.T.: Ja już tyle w życiu przeżyłam jako aktorka, że na nic się nie nastawiam, niczego nie oczekuję. Jestem szczęśliwa, bo dostaję cudowny feedback od ludzi, od niektórych krytyków też, ale już wiem, że życie aktora to sinusoida. Jeżeli coś fajnego się wydarzy – wspaniale. Jeśli się nie wydarzy – okej, dalej będę mamą, będę miała więcej czasu dla dzieci. One dały mi takie cudowne oparcie, że już na nic nie czekam. Po „Kibicu” odeszłam z „Na dobre i na złe”, bo poczułam, że chcę robić więcej takich rzeczy. Ale też zdawałam sobie sprawę, że one mogą się nie wydarzać. I przez ostatni rok faktycznie niewiele zawodowo zrobiłam. Grałam w teatrze, a wolny czas, którego miałam dużo, poświęciłam na rozwijanie siebie. Zaczęłam uprawiać różne sporty, pilates, aerial jogę, grać w tenisa, zdobywać nowe umiejętności. W takich momentach dużo czasu spędzam na samorozwoju. Poza tym uważam, że lepiej być głodnym grania, niż czuć przesyt. Kiedy byłam na planie „Kibica” i słyszałam „akcja”, czułam, że chcę wykorzystać każdą sekundę bycia na ekranie. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/moc/ag/

Marta Żmuda Trzebiatowska wychowała się w Przechlewie na Kaszubach. W 2007 roku ukończyła Akademię Teatralną w Warszawie. Popularność przyniosły jej role w filmie „Nie kłam, kochanie” oraz serialu „Teraz albo nigdy”, za którą nagrodzono ją Telekamerą. W 2010 roku rozpoczęła pracę w stołecznym Teatrze Kwadrat. W nim też poznała swojego przyszłego męża, też aktora - Kamila Kulę, z którym wychowuje dwoje dzieci. Za rolę Jakubcowej w filmie Xawerego Żuławskiego „Mowa ptaków” (2019) otrzymała nominację do nagrody Orła za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą. Ostatnio zagrała jedną z głównych ról w serialu „Kibic” (Netflix). Ma 40 lat.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie

ReklamaSklep Medyczny Tomaszów Maz.
Reklama
Repertuar kina Helios

Repertuar kina Helios

W najbliższym tygodniu Helios zaskoczy kinomanów nie tylko mnogością propozycji filmowych, lecz także projektów specjalnych dla widzów o rozmaitych zainteresowaniach. W repertuarze znajdzie się najnowsza animacja „Magiczna gwiazdka zwierzaków”, japoński hit „Jujutsu Kaisen: Execution” oraz projekcje muzyczne i tematyczne cykle.Od piątku, 12 grudnia w repertuarze zagości nowość w klimacie nadchodzących Świąt – animacja „Magiczna gwiazdka zwierzaków”. Podczas gdy dzieci wypatrują Świętego Mikołaja, on sam rozbija się na lodowej wyspie, z której musi wydostać się jak najszybciej. Jednocześnie maleńkie pisklę musi uratować przyjęcie w kurniku, dziewczynka, której mama wciąż jest bardzo zajęta, szuka choinki na własną rękę, mały jenot zgubił się w lesie, a ryś próbuje dotrzeć na czas na magiczny spektakl. Różnorodne historie przypomną kinomanom, dlaczego co roku nie możemy doczekać się Gwiazdki!Na ekranach Heliosa znajdą się też inne gwiazdkowe produkcje. „Mikołaj i ekipa” to historia Świętego Mikołaja, który po niefortunnym wypadku zaczyna uważać się za superbohatera i znika tuż przed Wigilią… Elf Leo oraz odważna 11-letnia Billie wyruszają na wielkie poszukiwania, a po drodze odkrywają spisek bezwzględnego producenta zabawek, chcącego zniszczyć świąteczną tradycję i przejąć kontrolę nad prezentami… Inną propozycją na rodzinny seans jest zabawny tytuł „Mysz-masz na Święta”. Mysia rodzina szykuje się do wspólnego spędzania Świąt. Jednak wszystko się zmienia, kiedy w ich domu pojawiają się… ludzie. Myszy nie chcą dzielić się przestrzenią i rozpoczynają realizację planu, który mają na celu wyproszenie nieproszonych gości! Wśród filmów dla widzów w każdym wieku ogromną popularnością cieszy się animacja Disneya „Zwierzogród 2”. Opowiada ona o ambitnej króliczej policjantce, Judy Hops oraz przebiegłym lisie, Nicku Bajerze. Duet detektywów tym razem rusza tropem tajemniczego gada, który nagle pojawia się w Zwierzogrodzie. Helios zaprasza na inne filmowe hity, do których należy kontynuacja horroru na podstawie kultowych gier – „Pięć koszmarnych nocy 2”. Akcja filmu toczy się rok po traumatycznych wydarzeniach w pizzerii Freddy’ego Fazbeara. Mike Schmidt i policjantka Vanessa Shelly próbują chronić młodszą siostrę Mike’a, Abby, jednak dziewczynka zaczyna potajemnie wracać do pizzerii, a w tle ponownie pojawia się postać tajemniczego Williama Aftona. Nadal na ekranach sieci dostępny jest też szeroko komentowany „Dom dobry” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego. Obraz przedstawia toksyczny związek Gośki i Grześka, w którym dochodzi do coraz bardziej niebezpiecznych sytuacji, a przemoc staje się codziennością… W głównych rolach wystąpili Agata Turkot i Tomasz SchuchardtSieć przygotowała również seanse dla fanów japońskiej animacji w ramach cyklu Helios Anime. W dniach 12-18 grudnia we wszystkich kinach odbędą się projekcje tytułu „Jujutsu Kaisen: Execution Shibuya Incident x The Culling Game Begins”. Kulminacją filmu, który podsumowuje dotychczasowe wydarzenia z serialu, jest dramatyczny pojedynek dwóch ulubionych uczniów Gojō. To wstęp do trzeciego sezonu anime, prezentowany przedpremierowo w kinach! Na piątek, 12 grudnia zaplanowano wydarzenie z cyklu Nocne Maratony Filmowe – tym razem będzie to Maraton Strachów. O godzinie 23:00 rozpoczną się projekcje aż czterech horrorów, w tym porywającej nowości „Cicha noc, śmierci noc”. To nie koniec projektów specjalnych odbywających się w najbliższym tygodniu! Swój czas w repertuarze będzie miał słynny maestro i jego orkiestra. „André Rieu. Wesołych Świąt!” to koncert z najpiękniejszymi kolędami i przebojami na radosny czas wyczekiwania Gwiazdki. Widowisko będzie dostępne w piątek i sobotę, 12 i 13 grudnia, a następnie 17 i 18 grudnia. Ponadto w niedzielę, 14 grudnia w wybranych kinach sieci odbędzie się wyjątkowa transmisja baletu „Dziadek do orzechów” wprost z Londynu! Widowisko urzeka niezwykłą choreografią i magiczną scenografią, nawiązującą do świątecznej aury.W poniedziałek, 15 grudnia do wybranych lokalizacji zawita cykl Kino Konesera z tajwańskim kandydatem do Oscara – „Left-Handed Girl. To była ręka… diabła!”. Samotna matka i jej dwie córki powracają do Tajpej po kilku latach życia na wsi, aby otworzyć stoisko na tętniącym życiem nocnym targu. W czwartkowe popołudnie, 18 grudnia we wszystkich kinach zagości cykl Kultura Dostępna i komedia „LARP. Miłość, trolle i inne questy”. Sergiusz, nastolatek zakochany w fantastyce i LARP-ach, zmaga się z prześladowaniami w szkole i swoim uczuciem do Helen. Gdy odkrywa jej tajemnicę, zyskuje szansę na niezwykłą przygodę!Bilety na grudniowe seanse dostępne są w kasach kin Helios, w aplikacji mobilnej oraz na stronie www.helios.pl. Dokonując zakupu wcześniej, można wybrać najlepsze miejsca, a także zaoszczędzić w ramach oferty „Wcześniej kupujesz, więcej zyskujesz”.Helios S.A. to największa sieć kin w Polsce pod względem liczby obiektów. Obecnie dysponuje 53 kinami, które mają łącznie 300 ekranów i ponad 54 tysiące miejsc. Spółka skupia swoją działalność głównie w miastach małej i średniej wielkości, ale jej kina są również obecne w największych aglomeracjach Polski, m.in. w Łodzi, Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Wrocławiu. Helios S.A. jest częścią Grupy Agora, jednej z największych grup medialnych w Polsce, działającej m.in. w segmencie prasy (wydawca m.in. „Gazety Wyborczej”), reklamy zewnętrznej (lider rynku - AMS), internetu (portal Gazeta.pl) oraz radia (9 stacji radiowych z portfolio Grupy Eurozet).Data rozpoczęcia wydarzenia: 12.12.2025
Mistrzostwa Europy w Łyżwiarstwie Szybkim

Mistrzostwa Europy w Łyżwiarstwie Szybkim

Gwiazdy europejskiego łyżwiarstwa szybkiego w Tomaszowie Mazowieckim powalczą o medale mistrzostw EuropyTo będzie jeden z najważniejszych sprawdzianów przed igrzyskami olimpijskimi w Mediolanie! Na początku stycznia, niespełna miesiąc przed rozpoczęciem najważniejszej imprezy sportowej czterolecia, w Tomaszowie Mazowieckim odbędą się Mistrzostwa Europy w Łyżwiarstwie Szybkim.Tomaszów Mazowiecki kolejny raz będzie gościł czołowych panczenistów Europy a Polacy będą startować w najmocniejszym składzie, z wszystkimi gwiazdami polskich panczenów, m.in. Kają Ziomek-Nogal, Andżeliką Wójcik, Damianem Żurkiem, Markiem Kanią, Piotrem Michalskim, czy Władymirem Semirunnijem na czele.Mistrzostwa Europy w tomaszowskiej Arenie Lodowej rozpoczną się w piątek, 9 stycznia, wieczorem. Już pierwszego dnia o medale zawodnicy powalczą w czterech konkurencjach – sprincie drużynowym kobiet, drużynie mężczyzn oraz na 3000 metrów kobiet i 1000 metrów mężczyzn. Dzień później zmagania rozpoczną się o godz. 14, a w programie są sprint drużynowy mężczyzn, 500 metrów kobiet, 5000 metrów mężczyzn i 1500 metrów kobiet. Mistrzostwa zakończą się w niedzielę, 11 stycznia, a tego dnia w Arenie Lodowej zostaną rozdane medale na dystansach 1000 metrów kobiet, 500 i 1500 metrów mężczyzn oraz w rywalizacji drużynowej mężczyzn i w biegach ze startu masowego.Organizatorzy jak zawsze przygotowali dla kibiców jak zawsze dużo dobrej zabawy, emocji a całość uświetni piątkowy pokaz świateł.09-11 stycznia 2026 r.Arena Lodowa w Tomaszowie Mazowieckim.Data rozpoczęcia wydarzenia: 09.01.2026
Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie

Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie

Koncert Czesława Mozila „Solo” w Niebowie (Wincentynów) – wyjątkowy wieczór w domowym salonieJuż 18 stycznia 2026 roku (niedziela) o godz. 17:00 Czesław Mozil zaprasza na jedyne w swoim rodzaju wydarzenie muzyczne — koncert "Czesław Mozil Solo – w mieszkaniu". Miejsce: niewielka wieś Wincentynów (gmina Sławno, powiat opoczyński), blisko Opoczna, w malowniczym zakątku województwa łódzkiego. Prywatna przestrzeń – salon domu – stanie się areną bliskiego spotkania artysty z publicznością.Miejsce pełne folklorystycznego klimatuWincentynów to kameralna miejscowość — według danych z 2021 r. liczy zaledwie 179 mieszkańców W sąsiedztwie znajduje się prywatny miniskansen "Niebowo", prezentujący tradycyjną wiejską architekturę regionu opoczyńskiego: chatę ze strzechą, ziemiankę, stodółkę i autentyczne wnętrza izby białej, kuchni i sieni.  Ta nieoczywista, serdeczna sceneria doskonale komponuje się z domowym klimatem koncertów Mozila.Co czyni ten wieczór wyjątkowymBliskość artysty: Czesław zagra niemal jak "u sąsiada" — w salonie, na kanapie, czasem na podłodze, a może ktoś usłyszy go z kuchni. Ta forma koncertu wyczarowuje atmosferę kameralności i autentycznego kontaktu.Unikalna formuła: To połączenie solowego show muzycznego i błyskotliwego stand-upu — pełne inteligentnych obserwacji, humoru i muzycznych emocji.Repertuar: Poza znanymi piosenkami, usłyszymy utwory z ostatnich albumów oraz premiery nowych nagrań, które trafią na kolejną płytę.Aktualny czas twórczy: Mozil zdobył tegoroczną Festiwalową Nagrodę Opola za piosenkę „Ławeczka”, singiel „Leń” z „Akademii Pana Kleksa 2” stał się hitem, a jego album „Inwazja Nerdów vol. 1” zdobył Fryderyka w 2025 roku.Kilka faktów o artyścieUrodzony w 1979 r. w Zabrzu, wykształcony akordeonista (Król. Duńska Akademia Muzyczna w Kopenhadze) Twórca złożonych dzieł: muzyka, teksty, aktorstwo dubbingowe (np. Olaf z "Krainy Lodu"), osobowość TVLaureat licznych nagród: Fryderyków, nagrody opolskiego festiwalu, platynowych płytStyl znany z połączenia kabaretu, folku, punka i inteligentnego humoru — trudno zamknąć go w jednym słowie Szczegóły wydarzeniaData: 18 stycznia 2026 (niedziela), godz. 17:00Miejsce: dom mieszkalny w Wincentynowie k. Opoczna („Niebowo”)Bilety: tylko 40 sztuk, cena 130 zł — dostępne na stronie: [biletomat.pl]Więcej informacji na: wydarzenie na FacebookuTaki koncert to znakomita okazja, by przeżyć muzykę i humor Mozila w najbardziej osobistej formie. To więcej niż performance — to spotkanie, które zostaje w pamięci na długo.Data rozpoczęcia wydarzenia: 18.01.2026

Polecane

Morawiecki w Tomaszowie Mazowieckim. Najpierw hospicjum, potem rozmowa z mieszkańcamiPŚ w łyżwiarstwie szybkim - drugie miejsce Żurka na 1000 m w HamarTwarda kontra dla kurczaków. Mieszkańcy: „To już nie wieś rolnicza, tylko domy ludzi”Ogień w JaninowieStrażacy szybko opanowali ogieńFILMOWY SYLWESTER w kinie Helios!Śledztwo w Tomaszowie: Norbert C. aresztowany na 2 miesiącePŚ w łyżwiarstwie szybkim - Żurek trzeci na 500 m w HamarDach i wsparcie na start: w powiecie tomaszowskim rusza 3‑letni program mieszkań treningowychLechia zagra o spokój w tabeli. Do Tomaszowa przyjeżdża wyjazdowa SpartaDzień Pamięci Ofiar Stanu Wojennego – tomaszowianie pamiętająPełnomocnik od Klapsów? Nowa „dyscyplina” w Tomaszowskim Centrum Zdrowia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Wasze komentarze

Autor komentarza: GrażynaTreść komentarza: No przecież,po kurczaki pojadą do Tomaszowa !Źródło komentarza: Twarda kontra dla kurczaków. Mieszkańcy: „To już nie wieś rolnicza, tylko domy ludzi”Autor komentarza: BetiTreść komentarza: Racja dziewictwo nie tylko można stracić przez partnera ale odebrać sobie w zaciszu, nieskromne myśli i chęć spełnienia, własnoręcznie. A to nie jest już dziewictwo!Źródło komentarza: Dzień Dziewic – święto, które istnieje naprawdę (i wcale nie musi być obciachowe)Autor komentarza: xxxTreść komentarza: Ta car dobry tylko urzędnicy niedobrzy! Dobrze Pan to ujął był a teraz razem w PiS z byłymi komuchami ręka w rękę w jednej ławie.Źródło komentarza: Dwa miesiące na kilka prostych pytań. Tomaszowskie Centrum Zdrowia testuje granice jawnościAutor komentarza: Schlomo UbermannTreść komentarza: Wytrwałości dla NIepokalanej Aneczki z Mazur z okazji Dnia Dziewic.Źródło komentarza: Dzień Dziewic – święto, które istnieje naprawdę (i wcale nie musi być obciachowe)Autor komentarza: CzłowiekTreść komentarza: Bezczelny typ z tego pułkownika. Na wylocie, a jeszcze podskakuje jak pchła na grzebieniu. Dyscyplinę owszem, proponowałabym zastosować ale może wobec tego Pana - rzemienną, i to ze sto razy !!!Źródło komentarza: Pełnomocnik od Klapsów? Nowa „dyscyplina” w Tomaszowskim Centrum ZdrowiaAutor komentarza: Naczelny PielęgniażTreść komentarza: Można by jeszcze "Oddział kremacji" utworzyć. Po co wozić zwłoki do Łodzi albo Bełchatowa? Zaoszczędzimy paliwo, damy niższe ceny i szpital poszybuje. A gdyby za wodociągami wykupić ziemię od lasów Państwowych, sprzedać drzewa i cmentarz utworzyć, to nawet lekarzy można pozwalniać ...Źródło komentarza: Pełnomocnik od Klapsów? Nowa „dyscyplina” w Tomaszowskim Centrum Zdrowia
Reklama
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama