Lawina nowych profili „Szon Patrol” z nazwami miast i szkół rozlewa się po Instagramie jak pożar, który jeszcze wczoraj ktoś nazwał ogniskiem. Z pozoru to memiczna zabawa w „wytykanie” rówieśników. W praktyce – fala systemowego nękania, której celem stają się konkretne dziewczyny i chłopcy, a narzędziem jest słowo „szon”, w młodzieżowym slangu oznaczające kobietę świadczącą usługi seksualne. Słowo wulgarne, odczłowieczające, przyklejane do realnych nastolatek i nastolatków, którzy żyją tu, obok nas, chodzą do tych samych klas i wracają tym samym autobusem do domu.
Mechanizm jest prosty i dlatego tak groźny: anonimowi lub półanonimowi administratorzy zakładają profil, proszą o „nominacje”, publikują screeny i zdjęcia, oznaczają osoby z imienia i nazwiska, dopisują obelgi. Do tego dochodzą „plebiscyty”, w których społeczność ma wskazać, kto jest „gorszym szonem” albo „babiarzem”. Internetowa scena zamienia się w trybunał, a tłum – w ławę przysięgłych. Wydaje wyroki szybko, bez możliwości obrony, a potem idzie na lekcje, gdzie ofiara musi udawać, że nic się nie stało. Psycholog Przemysław Staroń ostrzega, że „hejt wywołuje u młodych ludzi wstyd i poczucie wykluczenia – emocje, które mogą prowadzić do dramatów”. To nie są duże słowa – to diagnoza oparta na codziennych spotkaniach z nastolatkami, którzy w gabinecie psychologa po raz pierwszy pozwalają sobie na płacz.
Kinga Szostko z aplikacji KidsAlert potwierdza, że skutki „zabawy” już są widoczne. „Pojawiają się pierwsze doniesienia o szkodach psychicznych związanych z tą falą nękania” – mówi. Zaznacza jednocześnie, że problem narasta, choć platformy nie pozostają bierne. „Dzięki wewnętrznemu porozumieniu z Meta (Facebook, Instagram) konta ‘szon profile’ są sukcesywnie usuwane” – informuje. To dobra wiadomość, ale nie daje ona komfortu. W świecie social mediów jednego dnia usuwa się konto, a drugiego pojawia się kolejne, już z inną nazwą, tą samą publicznością i świeżą energią do ranienia.
W rozmowie z nami Szostko nie kryje alarmu: „Trend z niewinnej zabawy zamienił się w realną krzywdę. Po raz kolejny dzieci krzywdzą dzieci w przestrzeni cyfrowej, a konsekwencje przenoszą się na świat realny. To rówieśnicy linczują rówieśników w niespotykanej dotąd skali. Takie doświadczenie może okaleczyć psychikę na całe życie”. Te słowa brzmią jak apel i nim są – kierowane do dorosłych, którzy mogą i powinni przerwać spiralę.
Warto nazwać rzeczy po imieniu: mówimy o hejcie, który łączy publiczne znieważenie, seksualizowanie nastolatków i nastolatek, naruszanie godności i dobrego imienia. To nie tylko kwestia etyki i wychowania. Prawnicy przypominają, że w zależności od okoliczności wchodzą w grę przepisy o zniesławieniu (art. 212 Kodeksu karnego) i zniewadze (art. 216 KK), a gdy nękanie ma charakter uporczywy – także o stalkingu i tzw. uporczywym nękaniu w sieci (art. 190a KK). Równolegle obowiązuje ochrona dóbr osobistych w prawie cywilnym – naruszenie dobrego imienia, czci, wizerunku może skutkować roszczeniami o przeprosiny, zadośćuczynienie czy odszkodowanie na podstawie art. 23–24 Kodeksu cywilnego. Jeżeli sprawcami są osoby nieletnie, odpowiedzialność przyjmuje inną ścieżkę – sprawa może trafić do sądu rodzinnego w oparciu o ustawę o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich, a szkoła ma obowiązek reagować zgodnie ze statutem i procedurami antyprzemocowymi. I wreszcie – nie wolno zapominać o ochronie danych i wizerunku: publikowanie czyjegoś zdjęcia bez zgody, łączenie go z obraźliwymi treściami lub insynuacjami, to nie jest „dowcip”, lecz realne naruszenie prawa.
W wymiarze psychologicznym konsekwencje bywają natychmiastowe i długofalowe. Staroń zwraca uwagę na mechanizm wstydu: ofiara zaczyna „chcieć zniknąć”, unika szkoły, rezygnuje z zajęć, wycofuje się z relacji, a w skrajnych sytuacjach podejmuje ryzykowne zachowania. Dla nastolatka, którego świat w znacznej mierze toczy się online, publiczne upokorzenie znaczy tyle, co kiedyś lincz na szkolnym korytarzu, tyle że „korytarz” nie ma końca – posty krążą, są zapisywane i odtwarzane bez końca. „Wstyd i wykluczenie nie kończą się po jednym poście. One się odkładają, wracają w snach, wchodzą pod skórę” – podkreśla psycholog.
Co w takiej sytuacji mogą zrobić dorośli? Przede wszystkim przestać się łudzić, że „to tylko internet”. Gdy dziecko przychodzi z informacją o profilu, który je obraża, pierwszą reakcją musi być poważne potraktowanie sprawy. Trzeba zabezpieczyć dowody – wykonać zrzuty ekranu z widoczną datą, nazwą profilu, treścią komentarzy – zgłosić naruszenie na platformie, a następnie powiadomić szkołę i – w razie potrzeby – policję. Równocześnie potrzebna jest rozmowa, w której dorośli nie dopytują „a co ty zrobiłaś, że oni tak o tobie piszą?”, tylko jasno komunikują: „to, co się dzieje, jest przemocą i masz prawo do ochrony”. Warto włączyć pedagoga lub psychologa szkolnego, zaproponować wsparcie, a nie „hartowanie”.
Szkoły z kolei potrzebują szybkiej ścieżki reagowania. Jeśli w klasie czy wśród uczniów danej placówki pojawia się „Szon Patrol”, to nie jest temat marginalny, który można przeczekać. To sytuacja, w której dyrekcja powinna uruchomić procedury, porozmawiać z klasami i rodzicami, przypomnieć, że statut szkoły obowiązuje także w przestrzeni cyfrowej, a „żarty” kończą się tam, gdzie zaczyna się krzywda. Dobrą praktyką jest wprowadzanie kodeksów klasowych dotyczących zachowań w sieci i cykliczne warsztaty o odpowiedzialności cyfrowej. Warto poprosić policjantów ds. nieletnich czy edukatorów o wsparcie – nie po to, by straszyć paragrafami, lecz by pokazać młodym ludziom konsekwencje i narzędzia obrony.
Platformy społecznościowe mają tu swoje zadania i – jak zapewnia KidsAlert – Meta usuwa „szon profile”. To ważne, ale nie może przesłonić roli społeczności. Najszybszą „moderacją” bywają rówieśnicy, którzy odmawiają udziału w głosowaniach, zgłaszają treści i mówią „stop”. To właśnie oni mają dziś realną sprawczość: mogą nie dorzucać kamieni do tłumu. A dorośli – rodzice, nauczyciele, trenerzy – mogą ten gest wzmocnić i usankcjonować. KidsAlert zapowiada kampanię informacyjną dla rodziców, która ma wyjaśniać mechanizmy zjawiska i ostrzegać przed konsekwencjami. Taka kampania przyda się wszystkim – także tym, którzy w dobrej wierze machali ręką, że „dzieciaki zawsze się droczą”.
Na końcu jest pytanie o kruchą, ale realną nadzieję. Jeżeli społeczność potrafiła w kilka dni rozkręcić trend raniący, to ta sama społeczność potrafi go zatrzymać. Wymaga to dorosłej reakcji dorosłych i dojrzalszej postawy młodych. Reagujmy, rozmawiajmy, wspierajmy ofiary. Brak reakcji może kosztować czyjeś zdrowie, a nawet życie.
Jeżeli doświadczasz przemocy w sieci lub widzisz, że dotyka ona kogoś bliskiego, wsparcie jest dostępne bezpłatnie i całodobowo, siedem dni w tygodniu. Dla osób dorosłych działa Centrum Wsparcia w Kryzysie Psychicznym – numer 800 70 22 22. Dla dzieci i młodzieży dostępny jest Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka – 800 12 12 12. W sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia dzwoń pod 112. Pomoc jest – i nie ma wstydu, by po nią sięgać.























































Napisz komentarz
Komentarze