Dzień Pierwszej Miłości to idealna okazja, by zajrzeć do własnego „albumu wspomnień” i uśmiechnąć się do młodszej wersji siebie. Dla jednych będzie to delikatna retrospekcja: telefon z klapką, pierwsze nieporadne SMS-y, trzęsące się ręce przy wręczaniu bukietu z supermarketu, randka na ławce, która była bardziej romantyczna niż jakakolwiek kolacja z widokiem. Dla innych — prawdziwe „święto triumfu”: bo są tacy szczęściarze, którzy po kilkudziesięciu latach nadal idą przez życie z tą samą osobą, wciąż potrafiąc się razem śmiać z tych samych żartów i odnajdywać się bez mapy.
Co piękne w pierwszej miłości, to nie perfekcja — tylko nieporadność. Pierwsze „kocham” bywa wypowiedziane zbyt cicho albo zbyt głośno, pierwsze prezenty są dziwnie praktyczne (ktoś tu kiedyś podarował ładowarkę? tak, to ja), a pierwsze kłótnie nie mają jeszcze planu ewakuacji. A jednak właśnie w tej mieszance niepewności i odwagi rodzi się coś, co mocno zapamiętujemy: uczucie, że świat zwiększył rozdzielczość, a zwykły spacer jest jak odkrycie kontynentu.
Jeśli wciąż jesteście z pierwszą miłością — ukłońcie się sobie nawzajem. To nie tylko romantyczna historia, ale i praca zespołowa: wspólne „przepraszam”, śmiech, gdy ciepnie herbata, oraz umiejętność trzymania się za ręce nawet wtedy, gdy życie szarpie w przeciwne strony. Zróbcie dziś coś symbolicznego: odtwórzcie pierwszą randkę (tak, nawet jeśli była w barze mlecznym), ugotujcie najbardziej kiczowate spaghetti świata, a na deser włączcie piosenkę, od której wszystko się zaczęło. Niech będzie trochę przesadnie — w końcu to rocznica Waszej odwagi.
A jeśli Wasze drogi rozeszły się dawno temu, Dzień Pierwszej Miłości nie służy rozdrapywaniu; to dzień wdzięczności. Można wysłać w niebo ciche „dziękuję” za lekcję, którą się dostało: o sobie, o cierpliwości, o tym, że w sercu naprawdę jest wystarczająco miejsca na nowe rozdziały. Zresztą, pierwsza miłość — choć bywa krótkim opowiadaniem — często pisze najpiękniejszą puentę: uczymy się, że warto mówić wprost, śmiać się częściej i nie odkładać czułości na potem.
Jak świętować? Lekko i z uśmiechem. Zróbcie domowy „muzeum wspomnień”: trzy eksponaty na krzyż — bilet do kina, zdjęcie, karteczka z zeszytu — i opowiedzcie sobie historię, która za nimi stoi. Napiszcie krótką kartkę do młodszego siebie: „Spokojnie, serce lubi biec, ale nogi dogonią”. Albo wyjdźcie wieczorem na spacer bez celu i przypomnijcie sobie, że najlepsze rozmowy powstają tam, gdzie nie ma tła, tylko Wasz śmiech.
Pierwsza miłość nie jest po to, by ją porównywać z kolejnymi. To bardziej jak znak drogowy: „Tu zaczęło się coś ważnego”. Dzięki niej mamy odwagę kochać dalej — dojrzalej, spokojniej, mądrzej, ale nadal z iskierką. Bo niezależnie od tego, ile lat ma dziś Wasze serce, ono wciąż świetnie pamięta, jak się tańczy do piosenki, której słów nie zna nikt poza Wami.
A więc — miłego świętowania! Niech Dzień Pierwszej Miłości będzie ciepły jak sweter pożyczony na przerwie i wesoły jak bukiet z przypadkowych polnych kwiatów. Uśmiechnijcie się do wspomnień. A potem do tych, z którymi tworzycie nowe.























































Napisz komentarz
Komentarze