24 września świat zatrzymuje oddech – najlepiej na 0,5 sekundy, bo tyle zazwyczaj zajmuje przyklejenie kępki. To właśnie wtedy obchodzimy Dzień Stylistów Rzęs, czyli jedyny dzień w roku, kiedy można oficjalnie powiedzieć: „przepraszam za spóźnienie, klej nie związał”. W 2025 roku święto wypada w środę, co ma głęboki sens – środek tygodnia to idealny moment, by spojrzeć na świat chłodnym, wachlarzowym okiem.
To święto ludzi, którzy trzymają w rękach pęsety niczym chirurdzy, a jednocześnie pracują na milimetrach tak skromnych, że nawet księgowi od budżetów domowych czują respekt. Stylistki i styliści rzęs to elitarna grupa zawodowa: słyszą szeptane wyznania, rozumieją język „jeszcze tylko trzy na prawej” i potrafią zidentyfikować klientkę po odgłosie drzemki. Bo tak, Dzień Stylistów Rzęs to też święto wszystkich, którzy przez 90 minut śpią przyjemniejszym snem niż na zajęciach jogi nidry, a budzą się dłużsi o… no właśnie, o objętość.
Nie jest to jednak zawód dla mięczaków. Na jednej dłoni – niczym wdzięczny balet – pęseta prostuje, na drugiej – zakrzywia, a w powietrzu unosi się zapach cyjanoakrylatu i wiara, że „tym razem nie będzie łzawić”. Środowe obchody przewidują marsz godności przez galerię handlową, podczas którego przedstawiciele branży demonstrują różnice między „natural look” a „kocham dramat”. Plotki głoszą, że do przemarszu przyłączy się grupa „objętości pięciod”, która domaga się uznania ich wachlarza za dzieło sztuki użytkowej.
Ktokolwiek sądzi, że rzęsy to fanaberia, z pewnością nigdy nie przeżył sytuacji ekstremalnej: spotkania z eks po trzech godzinach snu, kiedy tylko dobrze dobrany skręt jest w stanie utrzymać powieki – i godność – w pionie. Bez stylistów rzęs cywilizacja musiałaby wrócić do tuszu, a przecież wszyscy wiemy, że maskara ma jedną zasadę: nigdy nie kruszy się w domu.
Środa 24 września 2025 r. przynosi też tradycyjny rytuał wdzięczności. Klientki piszą laurki w stylu: „Dziękuję, że moje ‘delikatnie, ale żeby było widać’ rozumiesz bez słów”. Styliści odpowiadają: „A my dziękujemy, że na leżance udajecie posągi, kiedy mówimy ‘proszę nie otwierać oczu’”. Branża w tym dniu jednogłośnie ogłasza rozejm z klimatyzacją, przeciągiem i eyelinerem w płynie.
Sceptycy pytają, po co świętować profesję, która rządzi się regułą „nie moczyć przez 24 godziny”. Odpowiedź jest prosta: bo ktoś musi stać na straży rzęsowych ideałów, tłumaczyć różnicę między kocią linią a lisią, a także nieść edukację, że „lifting to nie laminacja”, tak jak espresso to nie americano. Gdy inni odróżniają jedynie „długie” i „krótkie”, stylista widzi mapowanie, strefy, długości i skoki niczym kontroler ruchu lotniczego.
Z okazji święta życzymy branży, by klej był zawsze świeży, światło ringa łaskawe, a termohigrometr nie udawał, że jest lipiec w łazience. Niech klientki pamiętają o czyszczeniu, niech rzęsy naturalne rosną jak na drożdżach, a „tylko delikatnie” nie oznacza „teatralnie, ale zaprzeczę”.
I pamiętajmy wszyscy: piękno może spać, ale rzęsy – nigdy. Zwłaszcza 24 września, w tę podniosłą środę 2025 roku, kiedy światem rządzi wachlarz.

























































Napisz komentarz
Komentarze