Wysokie stawki a klientów brak. Coraz trudniej handlować na tomaszowskim bazarze
Niegdyś tętniące życiem, dzisiaj w stanie agonalnym. Miejskie targowisko umiera i tego procesu nie da się już zatrzymać. Czas, kiedy można było zastosować strategię "ucieczki do przodu" minął bezpowrotnie. Galerie, centra handlowe i wszechobecne dyskonty zamordowały lokalny handel. Na przestrzeni minionych kilkunastu lat nastąpiła rewolucyjna zmiana przyzwyczajeń nabywczych. Kiedyś bazarek był nie tylko miejscem zakupów ale i spotkań ze znajomymi. Na plac Narutowicza chodziliśmy kupować nie tylko odzież, ale przede wszystkim warzywa i owoce od rolników, którzy zjeżdżali na "rynek" trzy razy w tygodniu. Obecnie prawdziwych rolników można policzyć na palcach jednej ręki. Mimo, że targowisko się kurczy, a część pozamykanych kramów przypomina obraz nędzy i rozpaczy, wciąż znajdują się osoby, który przychodzą tu kupić prawdziwy chleb, zamiast mrożonego pieczywa z supermarketu, lub świeże mięso i wyroby wędliniarskie. Na straganach od lat te same twarze sprzedawców. Średnia wieku przekracza zdecydowanie lat 50. Młodzi na targowisko się nie garną, chyba, że okazjonalnie pomagają rodzicom, lub częściej dziadkom.
31.12.2021 16:10
19
5
Komentarze