Sobotni mecz w Gastronomiku przeżywał prawdziwe frekwencyjne trzęsienia ziemi. Zielono – czerwoni mogli zakończyć całą rywalizację, ale niestety sam mecz był jednostronnym widowiskiem, który zakończył się w trzech setach, zwycięskich przez AZS.
I SET:
W niedzielne popołudnie liczyliśmy na znacznie lepszą grę Tomaszowian i się nie zawiedliśmy. Już pierwsza partia gry pokazała, że siatkarze obu ekip będą walczyć o każdy centymetr parkietu. Do stanu 18:18 żadna z drużyn nie była w stanie zdobyć kilkupunktowej przewagi.
W końcowym fragmencie partii, Lechii udało się objąć prowadzenie 19:18 i wywalczyć piłkę przy swojej zagrywce. Niestety Toma nie skończył ataku środkiem i ponownie mieliśmy remis.
Kolejne minuty upływa pod znakiem błędów w ataku i przyjęciu zagrywki Lechistów. Częstochowianie świetnie rozegrali końcowe fragmenty gry pierwszego seta i wygrali partię 25:21.
II SET:
Pierwsze dziesięć piłek partii numer dwa rozpoczęliśmy od wyniku 5:5, wówczas na zagrywkę wszedł Bartek Neroj. Nasz kapitan popisał się znakomitą serwisową serią, która wymuszała błędy w grze przeciwnika. Przy stanie 8:5 Krzysztof Stelmach poprosił o czas.
Przerwa nie zmieniła losów tej odsłony. AZS nie był w stanie przełamać świetnie grającej defensywy Lechii. W pewnym momencie ci mieli aż siedem punktów przewagi, by ostatecznie zakończyć set z dziewięcioma „oczkami” różnicy (25:16).
Wyrównujemy stan rywalizacji i walczymy dalej o mistrzowską paterę.
3 SET:
Trzeci set przejdzie do historii tych finałów. Przez pierwszą część, była to jednak dość spokojna odsłona, w które lekką inicjatywę mieli Częstochowianie.
Niestety przy stanie 10:8 dla AZS przegraliśmy dwie kolejne piłki i rywal zdołał odskoczyć nam na cztery „oczka” różnicy” (8:12, a następnie 13:17) i kibice w hali Gastronomika nie mieli dobrych nastrojów.
Podopieczni Bartłomiej Rebzdy walczyli jednak dzielnie, a siatkarze z Częstochowy zaczęli popełniać proste błędy. Tomaszowianie nie tylko zdołali odrobić straty, ale także wyszli na prowadzenie, które w samej końcówce seta wynosiło trzy punkty (24:21).
Podopieczni Bartłomieja Rebzdy zbyt wcześniej uwierzyli w swój sukces. Błąd na zagrywce Kąckiego, oraz dwa skuteczne zagrania blokiem przy atakach Wiktora Musiała dały nam ponowny remis.
Jak to się stało że nie wykorzystaliśmy trzech piłek setowych?
O ile Kącki miał obowiązek zaryzykować serwisem, o tyle Neroj niepotrzebnie dwukrotnie z rzędu chciał uruchomić Musiała - rywale tylko czekali na te zagranie i doskonale byli na nie przygotowani (szczególnie w pierwszej z akcji). Był to poważny błąd rozgrywającego i jak się okazało z czasem poważny w skutkach.
Długo czekaliśmy na rozstrzygnięcie. Kolejne piłki to prawdziwa siatkarska wojna. Przy stanie 28:27 mamy kontratak po którym Neroj ponownie uruchomił Musiała, ale wyblok gości pracował bardzo dobrze i Częstochowianom udało się zakończyć akcję skutecznym atakiem.
Przy stanie 30:30 punkt atakiem po prostej zdobył Bartek Krzysiek, a kolejno ten sam zawodnik obił nasz blok i tak zakończyliśmy kluczowy dla tej rywalizacji set. Tak radość miejscowej publiczności zamieniła się w rozpacz.
IV SET:
Ta z kolejnym setem trwała dalej. Niestety nasi zawodnicy nie byli się już w stanie się podnieść z kolan. Porażka w trzeciej partii spowodowała, iż w głowach naszych siatkarzy zabrakło zwyczajnie wiary w końcowy sukces. Mentalność zwycięzców podopiecznych Rebzdy pękła niczym dziecięcy balonik. Zwyczajnie oddaliśmy tą finałową partię bez walki. Na początku czwartej odsłony AZS szybko osiągnął czteropunktową przewagę (5:1), którą z minuty na minutę powiększał. Ostateczne odsłonę przegrywamy 19:25 i cały mecz 1:3.
W środę wracamy do Częstochowy na ostatni już akord siatkarskiej I ligi. Kto zdobędzie tytuł mistrzowski? Która drużyna wznieście do góry mistrzowską paterę? Przekonamy się za dwa dni.























































Napisz komentarz
Komentarze