Na pierwsze zniszczenia nie trzeba było długo czekać. Kopiec kreta, jak nazwał rondo Andrzej Wodziński, obecny członek Zarządu Powiatu Tomaszowskiego, nie tylko jest architektonicznym koszmarkiem ale w dużym stopniu ogranicza widoczność i stwarza zagrożenie dla kierowców. Sama organizacja ruchu w obrębie skrzyżowania budzi wiele wątpliwości i zdaniem wielu osób wprowadza w błąd kierowców. Nawet jeśli nie zgodzimy się z tego rodzaju stwierdzeniem, to nie ulega wątpliwość, że projektant nie wykazał się zbyt wielką wyobraźnią, podobnie jak inwestor, na zlecenie którego projekt wykonywał. Dodatkowo ktoś z kimś czegoś nie uzgodnił i rok po zakończeniu inwestycji, skrzyżowanie rozkopano, bo awarii ulegla rura wodno kanalizacyjna. Nie powinna się tu znajdować, ale nie pomyślano by ją przesunąć poza obręb ciężkiego ruchu kołowego. Jednym słowem chcieli dobrze, wyszło jak zawsze...
To, nie jest żaden nadzwyczajny widok. Tak prezentują się w większości, wybudowane przez Powiat Tomaszowski skrzyżowania o ruchu okrężnym. Powyrywana kostka na pasie okalającym wysepkę występuje także na rondzie im. Tomaszowskich Olimpijczyków. Specjaliści od ulic, pracujący w Starostwie podkreślają jednak, że inne są powody, występujących na nich uszkodzeń. Andrzej Wodziński przyznaje, że rondo Andersa zostało wykonane i zaprojektowane w sposób wadliwy. Swego czasu zamówił nawet "ekspertyzę", która została następnie przez powiatowych dostojników "utajniona", jako "korespondencja wewnętrzna". W efekcie nikt jej nie widział. Najwyraźniej uznano, że winni są kierowcy, którzy skrzyżowanie powinni omijać...
Tyle, że omijać za bardzo się nie da, ponieważ skrzyżowanie to zostało zaplanowane (zresztą słusznie), jako część wewnętrznej obwodnicy miasta, która prowdzić miała ulicami Bema, Legionów, a następnie Orzeszkowej aż do drogi krajowej numer 8. Ktoś najwyraźniej i o tym zapomniał , dlatego przygotował projekt, którego obecna realizacja nie pozwala na swobodne skręty samochodom ciężarowym. Stąd uszkodzone pasy najazdowe, powyrywane słupki ochronne przy skrzyżowaniach, i uszkodzony murek okalający, porośnięty trawą, kopczyk. Na chwilę obecną odcinek ulicy Orzeszkowej od skrzyżwoania z Legionów, do ulicy Zawadzkiej, to najważniejszy kawałek ciągu komunikacyjnego, położonego w granicach administracyjnych miasta. Nic jednak nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie ktokolwiek nim się zainteresował, a przecież węzeł z "ósemką" jest już gotowy a za chwilę ruszą budowy dwóch centrów logistycznych w tym rejonie.
Pomijając jednak kwestie projektowo - użytkowe, stan skrzyżowania, widoczny na fotografii, trwa od co najmniej kilku tygodni (jeśli nie miesięcy). Na połamane drogowskazy, słupki, pourywane łąńcuchy zabezpieczające nie reagują ani służby mundurowe (zajęte polowaniem na pieszych na Placu Kościuszki) ani też zarządca drogi. Wszyscy najwidoczniej doszli do wniosku, że nie warto naprawiać, bo przecież wkrótce znowu ktoś zepsuje. Najlepiej udawać, że nie zauważa się problemu a on jest i to bardzo poważny. Nie trzeba bowiem mieć nazbyt wybujałej wyobraźni, by móc sobie wyobrazić, że poniewierająca się luzem kamienna kostka, trafić może pod koło dużej ciężarówki, by następnie wystrzelić jak z procy w dowolnym, przypadkowym, kierunku. Gdy trafi w głowę przechodnia, dziennikarze, radni, policjanci, sędziowie i nie wiadomo kto jeszcze, zastanawiać się będą, jak mogło dojść do "tak strasznej tragedii". Skoro Strażnicy Miejscy potrafią wystawić mandat przysłowiowemu Kowalskiemu za to, że nie posypał piachem śliskiego chodnika, trudno zrozumieć dlaczego tego samego nie zrobią z zarządcą drogi, sprowadzjącym zagrożenie dla zdrowia i życia ludzkiego. Przykro to mówić ale w Tomaszowie brakuje gospodarza.






















































Napisz komentarz
Komentarze