Spotkanie trwało niecałą godzinę. Na początek kilka słów na temat spotkania padło ze strony organizatorki całego przedsięwzięcia, dziennikarki lokalnego tygodnika, która w mało przekonywający sposób mówiła o konieczności podjęcia inicjatyw w celu „uratowania naszego miasta, które chyli się ku upadkowi”. Czułam się zażenowana słuchając, jakoby Janusz Palikot nawoływał do merytorycznej dyskusji, pozbawionej jazgotu. Rzadko oglądam telewizję ale mam wrażenie, że specjalistą od robienia „jazgotu” i zamieszania wokół własnej osoby jest właśnie sam Palikot. Natomiast opowiadanie, że partia, która ma powstać (Ruch Poparcia Palikota) znacznie różnić się będzie od tych partii, z jakimi mieliśmy do tej pory do czynienia, wydało mi się infantylne, tak zresztą, jak infantylni wydali się „działacze” zasiadający za prezydialnym stołem.
Uczestnikom spotkania zostały rozdane kartki z informacjami o 15 krajowych i 5 dotyczących naszego miasta postulatach. Wszystkie zostały szczegółowo omówione przez jednego ze współorganizatorów „eventu”. W międzyczasie sukcesywnie przypominano uczestnikom, że partia Palikota budowana będzie oddolnie, a pomysły będą wychodzić z tych najmniejszych jednostek samorządu. Mamy więc do czynienia z próbą utworzenia ugrupowania o charakterze anarchistycznym z clownem w herbie.
Druga część spotkania to pytania i propozycje ze strony przybyłych gości. Zaczęło się od krytyki niektórych postulatów Janusza Palikota, z wyjaśnieniem których raz lepiej, raz gorzej radzili sobie organizatorzy, niestety częściej argumentacja była dosyć płytka i miałka. Niestety na Sali nie znalazł się nikt, kto mógłby lub po prostu chciał wdawać się w spór z młodzieńcami o błyszczących oczach i drżących rękach i głosach. W zasadzie nie wywiązała się żadna merytoryczna dyskusja, gdyż „nie było to celem tego spotkania”.
Całe spotkanie podsumowałabym krótko: grupka niedojrzałych emocjonalnie i intelektualnie chłopców i dziewczynek chce robić politykę, tylko nie wie jak się za to zabrać. Najprościej „przywalić księdzu”, ściągnąć krzyż ze ściany. Gdy przychodzi do konkretów okazuje się, że przedstawione propozycje dla naszego miasta to nic innego jak brednie, co jest jedynie potwierdzeniem słuszności zamykania przez Rząd sklepów z dopalaczami. Dziwi tylko, że podpisuje się pod nimi dziennikarka (dziś już chyba polityczka), która od lat opisuje życie społeczno – polityczne Tomaszowa, aż trudno uwierzyć, że można pisać o mieście, wykazując się równocześnie tak niskim poziom wiedzy merytorycznej. Ale o tym napiszę w kolejnym tekście .
Alex.





















































Napisz komentarz
Komentarze