Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że moje stanowisko – podobnie jak stanowisko Związku Miast Polskich, którego mam zaszczyt być członkiem, jako wiceprzewodniczący Komisji Rewizyjnej – nie wynika z prywatnego interesu, czy osobistej ambicji, lecz z głębokiego przekonania, że prawo do wyboru władz samorządowych powinno w pełni należeć do mieszkańców. Ograniczanie kadencyjności z góry odbiera im możliwość decydowania, kogo chcą obdarzyć zaufaniem – niezależnie od tego, czy ktoś sprawuje urząd jedną, dwie czy pięć kadencji.
Przykłady z ostatnich lat pokazują, że tam, gdzie mieszkańcy chcą zmiany – ta zachodzi. Świetnym przykładem są choćby ostatnie wybory samorządowe, które odwołały prezydentów, którzy rządzili miastami od dekad – jak w Gdyni czy Piotrkowie Trybunalskim – a zgodnie z pani założeniem miało być to niemożliwe... To najlepszy dowód, że społeczeństwo obywatelskie w Polsce działa i potrafi oceniać władzę. Pokazują to też ostatnie referenda – np. w Zabrzu. Mieszkańcy potrafią sami podejmować decyzje i to skutecznie. Nie trzeba im nic ograniczać.
Co więcej, prawnicy wskazują, że obecne przepisy mogą być sprzeczne z Konstytucją – bo ograniczają bierne prawo wyborcze i czynne prawo wyborcze mieszkańców. Dlatego m.in. samorządowcy z Otwocka skierowali sprawę do Trybunału Konstytucyjnego.
Warto też pamiętać o sytuacji w małych gminach, o których Pani wspomina. Już teraz zdarza się, że nie ma chętnych do startowania w wyborach. Bywa, że zamiast wyborów organizuje się plebiscyty – co pokazuje, że zbyt sztywne ograniczenia mogą w praktyce osłabić demokrację lokalną. W Polsce jest 2477 gmin. W co piątej, w 2024 roku, wójtem lub burmistrzem chciała zostać tylko jedna osoba. W skrajnych przypadkach grozi nam, że o tym, kto będzie wójtem czy burmistrzem, zdecyduje nie społeczność, ale komisarz rządowy. Czy to jest bardziej demokratyczne rozwiązanie?
Nie twierdzę, że każdy wieloletni włodarz jest idealny. Ale skoro są tacy, którzy po kilku kadencjach wciąż cieszą się silnym poparciem, wygrywają w I turze – jak np. Pani Hanna Zdanowska w Łodzi, to oznacza, że mieszkańcy widzą w nich wartość i chcą kontynuacji – a przecież to ich decyzja powinna być najważniejsza.
Dlatego nie chodzi o stanowisko dla mnie czy kogokolwiek innego. Chodzi o zasadę: decyzję o tym, kto rządzi, powinni podejmować wyłącznie obywatele – nie odgórnie narzucone przepisy.























































Napisz komentarz
Komentarze