Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 15 lipca 2025 07:05
Reklama
Reklama

Okrakiem: Szkoły mojego życia

Tym razem Edward Wójciak swój felieton poświęca II Liceum Ogólnokształcącemu w Tomaszowie Mazowieckim, do którego uczęszczał i które bez wątpienia miało wpływ na jego twórczość.

 

Reklama

Człowiek uczy się przez całe życie, z wyjątkiem lat szkolnych” – (Gabriel Laub).

 

W owocarni arbuz leży i złośliwie pestki szczerzy;

Tu przygani, tam zaczepi. "Już byś przestał gadać lepiej,

Zamknij buzię, Arbuzie!" (…)

Lecz on za nic ma owoce, szczerzy pestki i chichoce.

Melon dość już miał arbuza, krzyknął: "Głupiś! Szukasz guza!

Będziesz miał za swoje sprawki!"- Runął wprost na niego z szafki,

Potem stoczył go za ladę i tam zrobił marmoladę.

Jan Brzechwa „Arbuz”

 

(Arbuzy – popularne w Tomaszowie Maz. określenie dla uczniów z II LO)

 

Miałem w życiu szczęście (może bardziej pecha) zaczynać szkoły i nie kończyć ich w rozpoczętych, zaplanowanych lokalizacjach. W każdym razie i podstawówkę i liceum ogólnokształcące zaczynałem gdzie indziej i kończyłem te same, lecz pod innymi adresami. Ze studiami było bardzo podobnie. Studium Nauczycielskie zaczynałem w Piotrkowie, skończyłem w Radomiu. Pedagogikę zacząłem studiować na Uniwersytecie Łódzkim, bohatersko walczyłem przez cztery lata, żeby po absolutorium zrezygnować. Olałem (a nie – oblałem) magisterium i poszedłem „w biznes”. Jak bardzo później tego żałowałem, wiem tylko ja. Nie tego, że w ciężkim trudzie zacząłem zarabiać pieniądze jako początkujący biznesman, zwany wtedy w komunie „prywaciarzem”. Miałem później żałować, że zabrakło mi „papierka”, tego dyplomu magistra, o którym w tamtych czasach sporo ludzi mówiło z lekceważeniem. W pewnych kręgach PRL-u panowała niefrasobliwe opinia, że na Zachodzie nikt nie wymaga dyplomu, że nie papier się liczy, tylko umiejętności.  Okazało się, że to wierutna bzdura. Gdybym go miał, w Kanadzie zostałbym nauczycielem i żyłbym bez specjalnych trosk aż do emerytury (bardzo dużej). Ponieważ nie miałem „papieru”, parałem się wszystkimi zawodami świata. Czy jednak tego teraz po latach żałuję? Powiem szczerze – z perspektywy czasu niczego nie żałuję. Walka mobilizuje, przez to zaniedbanie moje życie po opuszczeniu kraju było barwne i ciekawe. A to przed? – Byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że nie było.

 

Przez lat sześć uczęszczałem do szkoły podstawowej Nr 9 w Tomaszowie Maz. Była to wspaniała szkoła, jak ze snu, i tak frapujące wspomnienia pozostawiła w mojej duszy, że po latach umieściłem w niej bohatera mojej książki „Zupa z Króla”, Filipka Krawca. Oto co on miał na temat tej szkoły do powiedzenia. Chociaż to fikcja literacka, jakieś ziarenko prawdy gdzieś tam się przedostało. Uwierało widać, gdyż zostawiło ślad.

 

Szkoła, znana jako dziewiątka, graniczyła z największym kościołem, oddzielona od niego murkiem z czerwonej cegły. Położona w centrum, ledwie krok do kwadratowego ryneczku, nazwanego, jak w wielu innych miejscowościach aż tak marnego rodzaju, placem Kościuszki. Filipek kochał ten budynek. Uwielbiał szkolne zapachy, a najbardziej specyficzny, chemiczny, drażniący nozdrza smrodek szkolnej pasty do podłogi -  czarnej mazi, co brudziła buty. Stołówka  wydzielała zawsze pozytywne odory jedzenia, powodujące bóle w brzuchu ciągle głodnego chłopaka. Biblioteka szkolna pachniała tajemniczo podniszczonymi tomami, obłożonymi w ten sam maskujący, żółtawobury papier. Kurz unoszący się  stale w powietrzu, niósł miraże zdarzeń, doznań i niedotkniętych złudzeń. Klasy były olbrzymie i jasne, zastawione starożytnymi ławkami koloru czarnego brudu, ze szklanymi kałamarzami, napełnionymi wodnistym atramentem. Nad głowami uczniów, tuż za plecami nauczycielki, wisiały portrety wąsatych przywódców kraju oraz ludzkości. Pulpity ławek roiły się od powyrzynanych kozikami napisów i  rysunków, często nieskromnych. Klasy pachniały, czy to latem, czy zimą, słońcem i rozgrzaną pastą podłogową. Z boku dziedzińca, całkiem w południowym jego końcu, ulokowany był szkolny kibel. Zbudowany solidnie z cegły, posiadał część męską i żeńską, przedzielone ceglaną ścianką. Liczne, rozmaitej średnicy dziury wywiercone w tej przegrodzie, wyraźnie świadczyły o nieposkromionej u dzieci chęci poznania. Zapach szkolnej ubikacji był najsilniejszy, niemożliwy do zapomnienia. Pozostał w pamięci całych pokoleń uczniów dziewiątki, jako bukiet najbardziej charakterystycznych woni  ich dzieciństwa - marnego, upodlonego, lecz przecież dającego pozory całkowitej wolności. Niektórzy z nich, co powinno być przedmiotem oddzielnych badań, wylecieli na ministrów, polityków, szefów policji, rektorów akademii medycznych, reżyserów filmowych, czy nawet doktorów fizyki. Jednak wspomnienie dziewiątki wciąż nawiewa w ich subtelne, profesjonalne nozdrza, ten nad podziw obrzydliwy smród nigdy nie opatentowanej mieszanki amoniaku, wapna i chloru, jaką wówczas, w tych pięknych latach pięćdziesiątych,  wydzielały zasrane doły, pełne nigdy nie sprzątanego dziecięcego gówna. Kibel służył głównie do palenia papierosów i podglądania dziewczyn. Teren położony za nim, zwany Górką, miał szczególne znaczenie w życiu szkoły. Uprzywilejowany był z racji pełnionej funkcji - tutaj odbywały się wszystkie szkolne honorowe i niehonorowe pojedynki. Filipek kochał szkołę, a ona odwdzięczała się Filipkowi wzajemnością. Chłopiec posiadał nadzwyczajny głód wiedzy. Zdążył już pochłonąć zawartość szkolnej biblioteki. Czytał wszystko, jak popadnie - od Szklarskiego, Maya, Londona, po podręczniki historii literatury, sztuki i filozofii. Nawet jeśli czegoś do końca nie rozumiał, nosił w sobie dziwne przekonanie, że kiedyś to zrozumie i wykorzysta”.

 

 

 

 

Ten Filipek dziwnym trafem był do mnie trochę podobny. Pod koniec szóstej klasy szkołę przeniesiono do nowego budynku. Wtedy zaczęto budować nowe szkoły pod hasłem: „1000 szkół na Tysiąclecie Państwa Polskiego”. To była pierwsza „Tysiąclatka” w mieście. Niestety, nie polubiłem jej, chociaż ukończyłem i to z niezłymi wynikami. Była zbyt jasna, zbyt czysta i w rezultacie – nijaka. Nie miała duszy. Ale co tam, przelatałem w kapciach po wylakierowanych korytarzach rok zaledwie i poszedłem do II LO.

 

Poszedłem, to teraz łatwo mi jest powiedzieć. Przedtem były egzaminy, i to jakie! Ale zdałem je, i to bardzo dobrze. Zaczęły się moje wędrówki z Niskiej na Aleje Wyzwolenia (przedwojenna i obecna ulica Św. Antoniego). Był to rok 1963. Kochana to była szkoła. Jej dyrektorem był pełen dystynkcji, szanowany przez uczniów za łagodne, acz stanowcze traktowanie i sprawdzone metody wychowawcze, pan Karol Krysiak. Bardzo miły człowiek i dobry pedagog, matematyk. Mnie nie uczył tego przedmiotu. Wiedziałem już wtedy i wiem to do dziś, że dużo straciłem. Po prostu nigdy nie polubiłem i nie nauczyłem się matematyki.

 

Jak pech, to pech. Zwykle co dobre, szybko się kończy. 16 listopada 1964 roku moje kochane liceum zostało przeniesione do nowego budynku na Jałowcową 10. Pod wodzą dyrektora Karola Krysiaka na własnych grzbietach młodzież przenosiła tam dobytek szkoły. Mówi się, że na przykład – Kościół, to nie budynek, tylko ludzie tam zgromadzeni. Ja się z tym zgadzam. Jednakże nie mogę tego odnieść do pojęcia Szkoła. Podobnego zdania był pałętający się zawsze tam, gdzie ja, niejaki Filipek Krawiec, który tak opisywał swoje przeżycia w „Zupie z Króla”.

 

Do liceum dostałem się bez żadnych problemów. Na początku chodziłem do starej, zasłużonej szkoły przy Alejach Wyzwolenia. Naprzeciwko mieliśmy zieloną budkę pana Wilkina, do której na każdej przerwie lataliśmy na oranżadę od przedsiębiorcy o nazwisku Filipek. W budce u Wilkina była najlepsza. Za dwa lata z wielkim żalem przenosiliśmy się do nowiutkiej szkoły na Jałowcową. Tam to już nie był ten urok, co w starej budzie. Zauważyliśmy, że nie tylko dla nas. Również dla naszych ukochanych belfrów. Duch starej szkoły przestał roztaczać i nad nami i nad nimi swoje opiekuńcze, aksamitne skrzydła. Już nie tak łatwo niektórym zasłużonym, poczciwym marudom, było wypaść na pół godzinki, aby spożyć kieliszek wódeczki w zabytkowej knajpce na Brzustówce, i powrócić jakby nigdy nic w środku lekcji, przerwanej przedtem nagłym wywołaniem przez kolegę, niby to z powodu nie cierpiącego zwłoki problemu pedagogicznego. W nowym liceum zapanował na całego nowy dyrektor (…). Jednakowo paskudnie nieżyczliwy dla wszystkich „wychowawca pokoleń w duchu moralności socjalistycznej”. Osobiście nie zwracałem na niego uwagi. Ale jego nowa szkoła, po której parkietowych, wyświeconych lakierem korytarzach prawie dorośli ludzie zmuszani byli do paradowania w tuchciach, laćkach, papuciach i nie wiadomo jeszcze w jakich rodzajach tak zwanego miękkiego obuwia, nie miała już dla mnie żadnego uroku. Granatowe mundurki, paskudne naleśniki beretów u dziewcząt i niemiłe aksamitne czapki uczniowskie u chłopców, tarcze na rękawach, wprowadzone przez tego ponuraka, a do tego wieczorne patrole belfrów na ulicach miasta, zaglądanie do knajp i donoszenie mu o przypadkach „wykroczeń obyczajowych”, to wszystko zniemilało nam naszą, miłującą wolność, młodość. Życie szkoły wraz z próbami ugniatania, ustawiania, aby w nim aktywnie uczestniczyć, nie robiły na mnie większego wrażenia. Robiłem za to co mogłem, żeby iść własną drogą, i choć kosztowało mnie to wiele wysiłku, udawania i kamuflażu, mój świat był odmienny od ideałów wciskanych przez (…) tego pana. Kiedy na domiar złego niektórzy jego naśladowcy rozpoczęli agitować uczniów do wstępowania w szeregi Związku Młodzieży Socjalistycznej, obrzydzili mi szkolne życie do końca. Jedynie słuszne idee tej partyjnej organizacji młodzieżowej, nie wywoływały mojego entuzjazmu. Co innego picie wina na prywatkach i całowanie się z dziewczynami. To zajęcie polubiłem nade wszystko. W każdym razie urok chodzenia do liceum przepadł w momencie przeprowadzki na Jałowcową, a wraz z nim moc, jaka winna płynąć z faktu przynależności do szkolnego bractwa. Może również dlatego, że po drodze zaczęło się dla większości z nas dorosłe bardziej życie? Mniej romantyczne, obszarpane z tajemnic? W każdym razie na początku bardzo brakowało nam budki Wilkina z oranżadą od Filipka. A później jakoś o niej zapomnieliśmy. Coś się skończyło”.

 

Mój fikcyjny bohater Filipek Krawiec był surowy w ocenie nowego dyrektora. Widocznie tak go odbierał swoim mało doświadczonym serduszkiem i rozumkiem. Już inaczej na te sprawy spojrzał Filip Krawiec, bohater mojej najnowszej książki „Piętno Anioła”, książki, na której kartach definitywnie rozprawiam się z moim bohaterem, albowiem jego losy zaczęły mi już dotkliwie ciążyć. Z pozycji starszego pana po przejściach, tak Filip Krawiec komentował swoje licealne czasy:

 

„Otóż maturę właśnie w II Liceum zdała Magda, w tym samym, co ja kiedyś, jakże miło mi słyszeć jest wiadomość ową. I już o zdrowie się profesorów zacnych z mych lat przedawnych wypytuję, a wiadomości, jakie słyszę, optymistyczne nie są zbytnio, o nie. Na przykład dyrektor szkoły, zacny naprawiacz rzeczywistości i naszych charakterów poprawiacz niedoszły, w ziemi tomaszowskiej już od dawna poleguje. I zaraz mi się niezbyt dobrze na duszy wyprawia, kiedy sobie wspomnę, jak na nim psy kiedyś niepotrzebnie być może wieszałem, od komunistycznych katów wyzywając, za nic zaszczytów jego oraz osiągnięć nie doceniając, za nic i nikogo innego go mając, jak za klowna i wygibusa tylko. Te czasy minęły, szkoda, że bezpowrotnie – myślę, kiedy sobie to uświadamiam. Żal mi się robi jego – człowieka, który przecież chyba nie był aż tak niedobry, na jakiego wtedy, w tamtych zamierzchłych czasach, wyglądał. A może to nawet my, niewdzięczni uczniowie, takim go niesprawiedliwie postrzegaliśmy – teraz z niepotrzebną być może pokorą myślę sobie”.

 

Tyle Filipek, który stał się Filipem. Postać fikcyjna, jakby nie było.

 

Cóż ja, Edek Wójciak, mogę na ten temat powiedzieć po latach tylu a tylu? Tylko tyle, i aż tyle, co poniżej:

 

- Ja jestem „dzieckiem” dyrektora Karola Krysiaka. Człowieka z dużą kulturą osobistą, który przeniósł II LO z Al. Wyzwolenia na Jałowcową, był dyrektorem do końca wakacji 1965, a później przez kilka lat wicedyrektorem. Jestem także „dzieckiem” profesorów: Tadeusza Kawki, Romualda Krauzego, Edmunda Sakowicza i Józefa Lenarczyka i Marii Suszkowej. Ich nie musiałem się bać, a przy okazji ich szanowałem, a to już o czymś świadczy. Nowego dyrektora mojego Liceum bałem się jak ognia. Cudem udało mi się tak manewrować swoimi sprawami przez te kilka lat, żeby się na niego nie natknąć, tak schodzić mu z drogi, żeby mnie nie zauważył, żeby nawet nie dostrzegł, że ja żyję. Wymienieni wyżej „ojcowie” oprócz wyposażenia mnie w wiedzę niezbędną do wejścia w dorosłe życie, kształtowali moją osobowość, uczyli mnie patriotyzmu, kultury bycia, poszanowania drugiego człowieka, jednym słowem - uczyli, jak żyć. Czy nauczyli? Uważam, że im się to udało. Szanowałem ich w tamtych latach licealnych i szanuję do dziś.

 

„Najgorzej, gdy szkoła ucieka się do takich metod, jak zastraszanie, przemoc czy sztuczny autorytet. Metody te niszczą u uczniów naturalne odruchy, szczerość i wiarę w siebie, czyniąc z nich ludzi uległych”. (Albert Einstein)

 

Reklama

Absolwenci, matura 1964: od lewej Rysiek Wroński i Tadek Wójciak, z prawej: autor, Edek Wójciak, matura 1966.

Absolwenci, matura 1964: od lewej Rysiek Wroński i Tadek Wójciak, z prawej: autor, Edek Wójciak, matura 1966.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie

Igor MatuszewskiIgor Matuszewski

Radni Koalicji Obywatelskiej oceniają ludzi przez pryzmat własnego... Ja. Tropią, donoszą i robią dużo szumu wokół samych siebie. Często poniżają inne osoby w internecie, podważają zaufanie, naruszają dobra osobiste

Donos jaki, złożyli na prezydenta Marcina Witko, radni tomaszowskiej Koalicji Obywatelskiej, żyje od kilku miesięcy, niejako własnym życiem. Postępowanie wyjaśniające, jak już wcześniej informowaliśmy, prowadzi Prokuratura Okręgowa w Siedlcach. Śledczy wciąż proszą o dosyłanie nowych dokumentów, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że albo brak im podstawowej wiedzy, albo też przepisują literalnie fragmenty doniesienia. W dokumentach i pismach mylą firmy, a nawet województwa. Trudno się dziwić, bo gołym okiem widać, że "afera" nakręcana jest politycznie. Problem jest bardzo poważny, bo nie dotyczy tylko Prezydenta Marcina Witko. Okazuje się bowiem, że grupka lokalnych działaczy, w akcie politycznej lub osobistej zemsty, może jechać do współpracowników Ministra Bodnara, którzy następnie zarządzą "śledztwa" na zlecenie swoich partyjnych kolegów, w stosunku do dowolnej osoby. W ten sposób można rozpocząć pogoń za królikiem. Reszty dokonają zaprzyjaźnione media. Za kilka lat, sprawa zostanie zapewne umorzona, ale komuś zostanie zniszczone życie. I to w sensie bardzo dosłownym. W ten sposób potraktowano wcześniej Grzegorza Haraśnego, oraz Tadeusza Adamusa. Obaj politycy Platformy, zostali zaszczuci przez swoich kolegów i "dziennikarzy". Zarówno dla jednego, jak i drugiego zakończyło się to śmiercią.
Mariusz StrzępekMariusz Strzępek

Pan radny Kazimierz Mordaka w niespełna rok samorządowej kadencji stał się czołowym hejterem tomaszowskiej Platformy Obywatelskiej. W pełnych pogardy wpisach poddaje krytyce każdego, kto tylko mu się z jakichś powodów nie podoba. Tymczasem radnemu brakuje podstawowej wiedzy, niezbędnej do sprawowania mandatu

Bohaterowie literaccy, komiksowi, historyczni często posiadają własne konie. Słynny ostatnio Zorro jeździł na Tornado, Don Kichot dosiada Rosynanta, Aleksander Wielki, z kolei Bucefała. Miał Kasztankę, marszałek Piłsudski. A i Napoleon był dumny ze swego Marengo. Tymczasem tomaszowscy samorządowcy mogą zasłynąć co najwyżej tym, że z własnymi końmi na rozumy się zamienili. Trochę złośliwy wstęp, ale jest odpowiedzią na złośliwości kierowane w moim kierunku, wypada więc odpłacić końskim dowcipem, bo bardziej subtelnego adresat mógłby nie zrozumieć. Tomaszowscy radni Koalicji Obywatelskiej z Rady Powiatu Tomaszowskiego takie wrażenie niestety robią. Brak wiedzy merytorycznej próbują nadrabiać internetowym hejtem. Ludzie ci oporni są na wiedze nie tylko wynikającą z lektury książek, aktów prawnych, obowiązującego orzecznictwa, ale też z doświadczenia. Można wybaczyć takie zachowanie panu Kazimierzowi Mordace, który w telewizji chwali własnego wnuczka, który nie lubi się uczyć, ale za to nauczył się jeździć ciągnikiem, ale pozostałym już chyba nie. Wszak uważają się lepszy gatunek ludzki, z pogarda traktujący otoczenie oraz każdego, kto myśli inaczej. O co chodzi? Już wyjaśniam
Reklama

Trwają rozmowy ws. połączenia partii PO, Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej

Rzeczniczka klubu KO Dorota Łoboda potwierdziła w Studiu PAP, że trwają rozmowy mające na celu połączenie Platformy Obywatelskiej, Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej. Nie ma między nami znaczących różnic programowych, po połączeniu partia mogłaby funkcjonować pod nazwą Koalicja Obywatelska - dodała.Data dodania artykułu: 14.07.2025 17:00
Trwają rozmowy ws. połączenia partii PO, Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej

57,8 proc. Polaków popiera przywrócenie kontroli na granicach z Niemcami i Litwą

57,8 proc. Polaków popiera decyzję rządu o czasowym przywróceniu kontroli na granicach z Niemcami i Litwą – wynika z najnowszego sondażu Opinia24 przeprowadzonego na zlecenie RMF FM. Decyzję tę krytycznie oceniło 10,2 proc. respondentów.Data dodania artykułu: 14.07.2025 11:08
57,8 proc. Polaków popiera przywrócenie kontroli na granicach z Niemcami i Litwą

Prezes UOKiK: w 2025 r. z tytułu kar przedsiębiorcy wpłacili do budżetu ponad 160 mln zł

Od początku 2025 r. przedsiębiorcy wpłacili do budżetu państwa ponad 160 mln zł w formie kar, które nałożył na nich UOKiK - poinformował PAP prezes Urzędu Tomasz Chróstny. W 2024 roku UOKiK nałożył kary w wysokości blisko 1 mld zł.Data dodania artykułu: 14.07.2025 10:52
Prezes UOKiK: w 2025 r. z tytułu kar przedsiębiorcy wpłacili do budżetu ponad 160 mln zł

Politycy PiS: po wyborach parlamentarnych w 2023 r. w PiS nastąpiła ewolucyjna zmiana pokoleniowa

Po wyborach parlamentarnych w 2023 r. zarówno w partii jak i w strukturze klubu PiS nastąpiła zmiana pokoleniowa, która odbywa się w sposób spokojny, ewolucyjny, nie na zasadzie „szarpanin” w ugrupowaniu - podkreślają w rozmowie z PAP politycy Prawa i Sprawiedliwości.Data dodania artykułu: 13.07.2025 12:21
Politycy PiS: po wyborach parlamentarnych w 2023 r. w PiS nastąpiła ewolucyjna zmiana pokoleniowa

Psychologia znów najpopularniejszym kierunkiem na Uniwersytecie Łódzkim - 15 chętnych na miejsce

Psychologia znów była najpopularniejszym kierunkiem wybieranym przez przyszłych studentów podczas tegorocznej rekrutacji na Uniwersytecie Łódzkim. O jedno miejsce na tym kierunku ubiegało się blisko 15 osób. Popularne były też biologia kryminalistyczna i filologia angielska.Data dodania artykułu: 12.07.2025 15:42
Psychologia znów najpopularniejszym kierunkiem na Uniwersytecie Łódzkim - 15 chętnych na miejsce

Minister kultury: Obława Augustowska największą masową zbrodnią na cywilach w Europie po II wojnie światowej

Dokonana 80. lata temu przez sowietów na Polakach tzw. Obława Augustowska, w której zginęło ponad 600 działaczy podziemia niepodległościowego, była największą masową zbrodnią na cywilach w Europie po II wojnie światowej - oceniła minister kultury i dziedzictwa narodowego Hanna Wróblewska.Data dodania artykułu: 12.07.2025 15:38
Minister kultury: Obława Augustowska największą masową zbrodnią na cywilach w Europie po II wojnie światowej

NFOŚiGW: w nowym „Czystym Powietrzu” zawarto umowy na 100 mln zł

Od startu nowej edycji programu „Czyste Powietrze” zawarto umowy na 100 mln zł - podał PAP wiceszef NFOŚiGW Robert Gajda. W ciągu trzech miesięcy złożono 14 tys. kompletnych wniosków o dotacje; do prokuratury i policji trafiło prawie 300 zgłoszeń ws. potencjalnych nadużyć wobec beneficjentów programu - dodał.Data dodania artykułu: 12.07.2025 10:26
NFOŚiGW: w nowym „Czystym Powietrzu” zawarto umowy na 100 mln zł

Sondaż CBOS: KO - 28 proc., PiS - 27 proc., Konfederacja - 12 proc.

W lipcu największym poparciem cieszy się KO - 28 proc., na drugim miejscu znalazło się PiS z poparciem 27 proc., a na trzecim - Konfederacja, na którą głos chce oddać 12 proc. badanych - wynika z sondażu CBOS.Data dodania artykułu: 11.07.2025 21:31Liczba komentarzy artykułu: 1
Sondaż CBOS: KO - 28 proc., PiS - 27 proc., Konfederacja - 12 proc.
Reklama

Polecane

Harry Potter  Mini Maraton cz. 3-4Zapraszamy do kina na leżakachLetnie spotkania informacyjne o KSeFSłodka Niedziela w SkansenieRusza remont betonowego odcinka trasy S8 – od poniedziałku utrudnienia34. pielgrzymka Rodziny Radia Maryja na Jasnej Górze pod hasłem „Jesteśmy nadzieją”Dietetyczka: w wakacje łatwiej zadbać o zdrowie i sylwetkęMinister kultury: Obława Augustowska największą masową zbrodnią na cywilach w Europie po II wojnie światowejKamil Cyran odchodzi z LechiiGrad bramek na NowowiejskiejKoncert zespołu Arete - Letnia Scena ArtystycznaSondaż CBOS: KO - 28 proc., PiS - 27 proc., Konfederacja - 12 proc.
Reklama
Reklama
Reklama
Radni KO mają tylko jeden cel polityczny. Dopaść Marcina Witko

Radni KO mają tylko jeden cel polityczny. Dopaść Marcina Witko

Donos jaki, złożyli na prezydenta Marcina Witko, radni tomaszowskiej Koalicji Obywatelskiej, żyje od kilku miesięcy, niejako własnym życiem. Postępowanie wyjaśniające, jak już wcześniej informowaliśmy, prowadzi Prokuratura Okręgowa w Siedlcach. Śledczy wciąż proszą o dosyłanie nowych dokumentów, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że albo brak im podstawowej wiedzy, albo też przepisują literalnie fragmenty doniesienia. W dokumentach i pismach mylą firmy, a nawet województwa. Trudno się dziwić, bo gołym okiem widać, że "afera" nakręcana jest politycznie. Problem jest bardzo poważny, bo nie dotyczy tylko Prezydenta Marcina Witko. Okazuje się bowiem, że grupka lokalnych działaczy, w akcie politycznej lub osobistej zemsty, może jechać do współpracowników Ministra Bodnara, którzy następnie zarządzą "śledztwa" na zlecenie swoich partyjnych kolegów, w stosunku do dowolnej osoby. W ten sposób można rozpocząć pogoń za królikiem. Reszty dokonają zaprzyjaźnione media. Za kilka lat, sprawa zostanie zapewne umorzona, ale komuś zostanie zniszczone życie. I to w sensie bardzo dosłownym. W ten sposób potraktowano wcześniej Grzegorza Haraśnego, oraz Tadeusza Adamusa. Obaj politycy Platformy, zostali zaszczuci przez swoich kolegów i "dziennikarzy". Zarówno dla jednego, jak i drugiego zakończyło się to śmiercią.
Kamil Cyran odchodzi z Lechii

Kamil Cyran odchodzi z Lechii

To koniec pewnej ery. Po niemal 15 latach w zielono-czerwonych barwach z Lechią Tomaszów Mazowiecki żegna się Kamil Cyran – zawodnik, który przez lata był symbolem wierności, oddania i piłkarskiej pasji. Jego historia to coś więcej niż statystyki – to serce, charakter i tysiące minut walki dla tomaszowskiego klubu.
Reklama
Reklama
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklama
Reklama
Reklama