Pierwsza tego typu produkcja w Polsce skupia aktorów „wyższej” i „niższej” klasy, jednak dzieląc grę na pierwszy i drugi plan, to właśnie drugi plan wypada znacznie lepiej. Możemy tu zobaczyć Katarzynę Herman, która wciela się w rolę asystentki–femme fatale, namiętnie palącej cygara w każdej scenie.
Jacek Koman — filmowy guru tańca, Jan Kettler — nie każdy może go pamiętać, bo wyjechał z Polski w 1981 roku i do dziś mieszka w Australii. Brał udział w produkcjach takich jak „Moulin Rouge”, „Ludzkie dzieci” i „Australia”. Trzeba przyznać, że w „Kochaj i tańcz” wypadł dobrze, jednak niesmaku całości nie da się zniwelować nawet nietuzinkową grą kilku dobrych drugoplanowych aktorów.
Barw dodają Katarzyna Figura — która z wiekiem na ekranie rozkwita — oraz Wojciech Mecwaldowski, którego postać zdyscyplinowanego, lecz infantylnego biznesmena wprowadza do filmu pierwiastki komedii.
No i została „śmietanka”, która w tym przypadku nie jest słodką pianką, lecz zwykłym kwasem.
Mateusz Damięcki i Izabella Miko — amant polskiego kina i „gwiazdka Hollywood”. Wykreowali role: Damięcki — Wojtka, którego ojciec zmusza do pracy i chce odciąć go od tańca. Ten jednak jest tak utalentowany, że mimo nieobecności na próbach jako najlepszy kwalifikuje się do występu w europejskim konkursie tanecznym. Słyszycie, jak to brzmi? Młody chłopak dzięki sile charakteru, wrodzonemu wdziękowi i skromności oczywiście zwycięża przeciwności losu — zostaje tancerzem (i to jakim!), zdobywa miłość, a wybranka okazuje się córką jego idola. Pozostaje westchnąć: „ach…”.
Historia z perspektywy Hani (Izabella Miko) wygląda tak: dostaje pracę w poczytnym piśmie, dowiaduje się, kto jest jej ojcem i — co dziwne — jej pierwszym zleceniem jest wywiad z nim. W krótkim czasie, tuż przed ślubem, zmienia się jej całe życie: poznaje ojca, smakuje prawdziwej miłości i, rzecz jasna, uczy się tańczyć.
A propos tańca, możemy zobaczyć tu całą plejadę TVN-owskich gwiazdek z show „Taniec z gwiazdami” i „You Can Dance”. Prężą się w pokazowych wygibasach mających ukazać esencję tańca, co zawodowcom pozostawia wiele do życzenia.
Pomysł na film został wyssany z wysokobudżetowych, lecz małowartościowych amerykańskich produkcji. Niestety twórcom nie udało się oddać nawet klimatu sali ćwiczeń pachnącej wysiłkiem i profesjonalizmem. Wszystko to pieczętuje wymuszony uśmiech Izabelli Miko i roznegliżowana klata Mateusza Damięckiego przez sporą część filmu.
Plusem jest to, że film może działać jak doraźny środek przeciwbólowy — chwilowo poprawi nastrój (powiedzmy: na kolejne pół godziny), szczególnie po ciężkim dniu.
Jedno pociesza: sala tomaszowskiego kina była w sobotnie popołudnie niemal pełna. Czy to zapowiedź renesansu kinomanii w Tomaszowie? Okaże się wkrótce.






























































Napisz komentarz
Komentarze