Nie jest dla nikogo tajemnicą, że radni za udział w posiedzeniach otrzymują zryczałtowaną dietę, która wynosi obecnie ok. 3 tysięcy złotych. Sporo więcej otrzymują wiceprzewodniczący oraz przewodniczący Rady. Aby otrzymać ją w pełnej wysokości, trzeba uczestniczyć we wszystkich posiedzenia, no i oczywiście muszą się one odbyć. Więc się odbywają. Tyle, że czasem są one wymuszone. Wyszukuje się sztuczne problemy i tematy, tylko po to, by mieć możliwość... podpisania listy. Wrzesień tego roku jest tego doskonałym przykładem.
W ubiegłym tygodniu przewodniczący komisji zwołali posiedzenia. Radni się oczywiście zebrali, ale nie było przygotowanych żadnych uchwał, które można byłoby omówić. Na siłę więc ściągnięto urzędników, którzy opowiedzieli co nie co, a nawet... to i tamto. Jakieś konkretne wnioski? Żadnych? Jakieś rozwiązane problemy? Wolne żarty....
No dobrze, trzeba być uczciwym i wspomnieć o tym, że dowiedzieliśmy się, że wydajemy kasę na obronność znowu bez kompletnego ładu i składu, bo trzeba ją do końca roku wydać. Wpływu na to nie ma żadnego, bo już zdecydowano. Bez nas. Coś to przypomina? No właśnie.... Oj, bo bym zapomniał. Zajęliśmy się "fotobudką" w holu Starostwa. Korzystał ktoś z niej? Ja tak. Jej likwidacji chcą zakłady fotograficzne. Ciekawe, czy mieszkańcy robiący na miejscu zdjęcia do dokumentów również popierają taki pomysł.
Hitem za to była komisja budżetu i działalności gospodarczej. Zwołano ją aż dwa razy. Powodem było to, że jeden radny nie mógł uczestniczyć. W dodatku taki, przy którego dochodach strata 500 złotych, to naprawdę, mały pikuś. Okazało się, że nawet tak niedużą kwotę trudno jest odpuścić. Mnie właściwie nic nie zdziwi, bo widziałem już kłótnie radnych o 50 złotych. I nie jest to wcale żart.
Wracając do ostatnich posiedzeń, to niech nikt przypadkiem nie myśli, że były to dwa odrębne spotkania komisji. W taki przyadku byłoby potrącenie z diety, Jak nie można być obecnym, stosuje się inny... myk. Jesteście ciekawi, jaka to sztuczka? Otóż, ogłasza się przerwę. A jakże, a później wystarczy kolejny termin i chyba nawet to, że radny na takie posiedzenie zjawi się sam, wypije kawę, zje ciastko, podpisze listę i zainkasuje dietę. Później naskrobie jakieś mądrości w Internecie i można zasnąć w poczuciu dobrze spełnionego obywatelskiego obowiązku. Na to posiedzenie radny nie przyszedł, bo się chyba mnie przestraszył.
Na koniec przypomnę tylko o patologii zwoływania sesji nadzwyczajnych. Borykaliśmy się z tym całą poprzednią kadencję. A warto wiedzieć, że są sesję, gdzie nie ma zbędnych pytań, wniosków o rozszerzenie porządku obrad, a kasa się należy, nawet jak się jest nieobecnym. Nieźle, co? W tej kadencji do praktyki tumiwisizmu samorządowego powróciliśmy.






















































Napisz komentarz
Komentarze