Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 12 maja 2024 13:58
Z OSTATNIEJ CHWILI:
Reklama
Reklama Makaron Czaniecki - konkurs

Indonezja (Flores) - Cztery wesela i pogrzeb

W piątek, trzynastego, bezwzględnie trzeba zostać w łóżku. W końcu, Jezus umarł w piątek po wieczerzy, przy której zasiadało 13 osób. Sabat czarownic wypadał w piątkowy wieczór. Dookoła wielkiego kotła, zbierało się dwanaście wiedźm by wywołać trzynastego imprezowicza - diabła. Włosi nienawidzą siedemnastki. bo po przestawieniu kolejności znaków, z niemożliwego do wymówienia XVII, wychodzi VIXI (oznaczające po łacinie "żyłem"). Z kolei, lubiący wszystko skrupulatnie zliczać Chińczycy panikują na dźwięk cyfry cztery. W mandaryńskim, wyraz "cztery" (四, si) brzmi bardzo podobnie do wyrazu "śmierć" (死, si). Różnica jest bardzo subtelna i polega jedynie na innej intonacji. Czarne koty, rozsypana sól. Bzdury, zawsze sobie myślałem. Gdyby było inaczej, film o skutecznie odstraszającym friggatriskaidekafobików tytule, "Piątek, trzynastego", nie zarobił by blisko 60 milionów dolarów.

 

WYSPA ZABOBONÓW


Flores to jedno z najbardziej naszpikowanych zabobonami miejsc, w których kiedykolwiek byłem. Paradoksalnie, większość mieszkańców wyspy to również jedni z najbardziej gorliwych Katolików z jakimi w życiu miałem styczność. 
 

- Nie rusz. Jutro to zrobisz! Krzyknął stąpający twardo po ziemi Andreas wyrywając mi igłę z dłoni. 

- Ale jutro nie będzie mi się chciało. 

- Tutaj nie wolno nic szyć wieczorem. Duchy tego nie lubią. 

- Jakie duchy?

 

Nie miałem okazji przekonać się jakie, bo od drugiego spotkania z duchami odwiódł mnie Stefan nie pozwalając mi zgasić lampy w pokoju, w którym spałem jeszcze w Manggarai. Od jeszcze kolejnego, Kris, szczypiąc mnie w taki sposób, że przez kilka dni miałem na ramieniu fioletowego siniaka. A przecież nic takiego nie zrobiłem. Patrząc w falujący księżyc, słuchałem echa swojego głosu odbijającego się od ścian studni.

 
- Za co to? 

- Nie wolno tak. 

- Jak? 

- Tak mówić?

- Tak? Nachyliłem się znów nad studnią i krzyknąłem po indonezyjsku "Duchu chodź tutaj. Mamy mocce".

- Auuu..... za co znowu?

- Nie tak głośno. Jeszcze sąsiedzi pomyślą, że czarną magię uprawiamy i nas zlinczują.

- Ty mnie tu przyprowadziłaś

- Bo się bałam sama. 

- A ja przyszedłem bo chciałem zobaczyć ducha. Duuu....

 

Uciekłem. Nie przed zjawą tylko przed szykującą się do kolejnego uszczypnięcia dłonią Kris. 

 

Floreskie duchy kryją się wszędzie - w drzewach, w krzewach, w tunelach gigantycznych, palmowych krabów a nawet w morzu. Piękne floreskie plaże, najczęściej stoją puste a większość mieszkańców wyspy, których znam nie potrafi pływać. Z jednej strony, Indonezyjczycy nie lubią opalenizny, z drugiej, boją się, że podwodny prąd nie jest prądem tylko ręką spragnionej świeżego mięsa topielicy. 

 

Aż chce się wskoczyć do wody. Na Flores, "odważni", na tłok na plażach narzekać nie będą. W turkusowych "odchłaniach", podobno, kryją się duchy.


By z czasem nie uwierzyć i nie zacząć się panicznie bać każdego szelestu węża czy jaszczurki przemierzającej ściółkę w gaju bananowym, który mijałem na codzień, musiałem nabrać cynizmu i nieco się zdystansować. Na własne życzenie, wpakowałem się w falę wesel. Wszystko dlatego, że wymyśliłem sobie by nauczyć się Bahasa Indonesia, testując przy tym autorską metodę nauczania języków obcych. Najważniejszy składnik - motywacja. Największą motywacją dla faceta są zazwyczaj kobiety i pieniądze. Wymiana numerów telefonów. Smsy ze słownikiem. System zaliczeniowy. Działało - zostawało mi w pamięci  bardzo dużo nowych słów. 

 

 

 

 

WESELNE NUDY

 

Na pierwszym weselu byłem jeszcze w Manggarai z Andreasem. Na drugim, z Etą i Jontą, na trzecim z Ayu. Po czwartym, powiedziałem weselom pas. Kultury i folkloru trzeba szukać podczas floreskich zalotów i samej ceremonii zaślubin. Są posłańcy, są negocjacje, jest posag w postaci koni, zarzynanie świni by głośnym kwiczeniem, obwieścić światu dobrą nowinę. Są symboliczne pożegnania i przywitania.

 

Samo wesele, im więcej zaproszono osób, tym mniej ciekawie wygląda. Największe, na którym byłem było ostatnie. Neni miała przyjechać po mnie o 18. Wykąpałem się, ubrałem się w przyzwoite ciuchy, zapaliłem papierosa i..... 18.05, 18.10, 18.15. Usiadłem na podłodzę i zacząłem czytać książkę. 18.30 - upał, zacząłem się pocić. Przebrałem się  z powrotem w domowe ubranie. 19.00. Eeee, już na pewno nie przyjedzie. Myliłem się, znów zapomniałem o "Waktu Indonesia". Przyjechała chwilę przed 20. 
 

- Ty nie gotowy? 

- Chwilę, muszę się wykąpać i przebrać. 

- Przecież umawialiśmy się. 

- Na 18.

- Szybko bo się spóźnimy. 
 

Ubrana w elegancki, odświętny, ikatowy sarong i nieco kiczowatą czerwoną, satynową bluzkę Neni usadziła mnie z przodu swojego malutkiego skuterka. Swoje pośladki ułożyła bokiem do kierunku jazdy w tylnej części siodełka. Czyli jak się przewracać to tylko na prawo by na plecy nie poleciała. W końcu, w konserwatywnym miejscu, bardziej niż bezpieczeństwo, ważne jest co wypada a co nie wypada.  Kobieta wioząca faceta? Ogromne faux-pas. Z kolei, pozycja "okrakiem", wiąże się z pomówieniami o pracę dorywczą w nocnym klubie.

 

Duży dom. Wielki weselny namiot i dużo gości. Ustawiliśmy się w kolejce do młodej pary, obok której stali rodzice. Potrząsnęliśmy dłoń każdemu z gospodarzy, wetknięliśmy koperty z drobną kwotą do zdobionej złotymi motywami urny i zajęliśmy miejsca w jednym z trzydziestu rzędów krzesełek ustawionych jak w kinie naprzeciw państwa młodych. "Hej, ten facet mówi więcej niż ja", szepnąłem do Neni. Przemówienia, podczas których wszyscy musieli siedzieć nieruchomo trwały do 23. W tym radosnym dniu, trochę współczułem pannie i panu młodemu. O ile, goście mogli jeszcze wymknąć się ukradkiem do toalety, o tyle na podium, na którym Młodzi siedzieli w blasku bardzo jaskrawego i rażącego światła, zwrócone były wszystkie oczy gości.

 

Floreskie wesela przypominają pogrzeby. 

 

Gdy mowy ustały, zaczęła się muzyka. Nie do tańców - do kotleta. A właściwie to ryżu z dodatkami - mięsa kurzego, wołowiny, wieprzowiny, psa, warzyw, galaretowatych owoców morza i innych frykasów. Posiłek podczas floreskich wesel to próba cierpliwości. Jada się rzędami  - pierwszy wstaje, przechodzi do osobnego pomieszczenia ze szwedzkim stołem, wraca z talerzami, zajmuje z powrotem miejsca i zaczyna jeść. Dopiero wtedy po jedzenie może udać się drugi, później trzeci, czwarty, piąty i tak dalej. Ponieważ ja siedziałem w rzędzie drugim, zanim wszyscy skończyli jeść, zrobiłem się głodny i przysnąłem. 
 

OLŚNIENIE?
 

W końcu, gwóźdź każdego wesela - butelki z mocce (lokalną odmianą arraku, czyli tropikalnej księżycówki) i tańce. Mocnego alkoholu nie piję. Tańce, zaś, jak najbardziej lubię. Podczas tych na weselu z Neni, po krótkiej drzemcę, nie potrafiłem jakoś wczuć się na nowo w ich specyficzną naturę. Dobrze za to wspominam te z wesela, na którym byłem z Jontą. Jednak nie ze względu na same tańce: 

 
- Nie dotykaj dziewczyn.

- Dlaczego?

- Tu są wszyscy pijani. Nie chcę Ci noża z pleców wyjmować. 
 

Zająłem z powrotem miejsce obok Jonty by poobserwować ruszające się naprzeciw siebie w rytm muzyki, dwa rządki - kobiet i mężczyzn. Przez ostatnie dwa lata, zaliczając kilka, na szczęście nieudanych, prób niechcianego gwałtu nabawiłem się lekkiej odmiany homofobii. W końcu, trafiłem na Jontę  - przedstawiciela mniejszości seksualnej z natury nieśmiałego i nie podejmującego inicjatywy. Nigdy nie spodziewałem się, że w kwestii przedłużania gatunku, homo i heteroseksualiści mogą, zupełnie szczerze i bez żadnej obłudy, nadawać na jednych falach. Jonta zaczął pokazywać mi co ładniejsze przedstawicielki płci pięknej. Zamiast przytakiwać, próbowałem zwrócić jego uwagę na męskie grono czekoladowych ciastek. Do wspólnej konsumpcji, na szczęście się nie posunęliśmy.

 

 

 



NIESPODZIANKA

 
- Już więcej zaproszeń na wesela nie przyjmuję. 

- Dlaczego? Zapytała Nonna

- Bo tutejsze wesela wyglądają jak pogrzeby a ja na pogrzeby nie lubię chodzić. 

- Nie mów tak, bo faktycznie jakiś pogrzeb będzie. 

 

Był. Z Nonną wybrałem się na pierwszą komunię jej trzech kuzynek. Udało się jej nawet wciągnąć mnie na mszę w kościele. Po tygodniu, byliśmy zaproszeni na pogrzeb jednej z nich. Podziękowałem. 
 

Za to przyjąłem zaproszenie na "rodzinną ceremonię" od Justin. "Ale to nie wesele?". Upewniłem się. "Nie, nie. Nie wesele". Justin wsadziła mnie do szalejącego na serpentynach bemo. Przejazd do położonej nad samym morzem wioski, z której pochodziła - Pagi, zajął ponad godzinę. "Pójdziemy zobaczyć plażę?" Zapytałem chwilę po zamienieniu kilku słów z jej mamą. "Później, najpierw pójdziemy tam", powiedziała, zwinnym ruchem chwytając sarong i zawijając go  sobie wokół bioder. Przeszliśmy do stojącej po środku gaju kokosowego malutkiej bambusowej chatki. Przed domkiem wielki stół i biesiadująca rodzina. Justin gestem pokazała na drzwi. "W porę", pomyślałem. "Akurat zrobiłem się głodny". Weszliśmy do środka. Mała powierzchnia. Potworny gorąc i zaduch. Tłum ludzi zwróconych w jedną stronę. Podążając za Justin, przepchnąłem się na przód do.... do ostatniej chwili.... wydawało mi się, że idziemy nałożyć na talerze jedzenie. W miejscu, w którym spodziewałem się szwedzkiego stołu stały.....  dwie  świece. Za nimi..... otwarta trumna z młodym, zawiniętym w sarongi chłopakiem w środku. Waciki w nosie. Nieruchoma twarz i kobiety gładzące go po czole.

 

Stojące w ogrodach domów nagrobki pełnią funkcję miejsca wiecznego spoczynku, krótkiego spoczynku i placu zabaw.

 

Myślałem, że już dawno zrobiłem się odporny na takie widoki. Widoki widokami, ale to był szok sytuacyjny. Wiedziałem, że jedziemy na ceremonię rodzinną. Wiedziałem, że nie na wesele. Wiedziałem, że nieodzownym elementem floreskich ceremonii rodzinnych jest jedzenie. Nie wiedziałem, że była to ceremonia pożegnania ze zmarłym. Nie wiedziałem, że w miejscu, w którym spodziewałem się jedzenia zastanę otwartą trumnę. Kiedy, w końcu, znalazłem się na zewnątrz, mężczyźni zaprosili mnie do stołu. Nie byłem głodny. Nie miałem ochoty również na mocce. "Bule!", spojrzałem w dół skąd dochodził głos. "Bule", powtórzył chłopak stojący w świeżo wykopanym przed domem grobie i wyciągający w moją stronę dłoń. Po raz pierwszy w życiu, zaczęło przeszkadzać mi ciężkie, wilgotne powietrze tropików. 

 
Do Maumere, wróciliśmy w nocy. Opowiedziałem wszystko Nonnie. 

 
- To co? Chcesz tu spać?. 

- Nie no, u siebie będę spał. Musiałem, po prostu komuś powiedzieć a Ty mieszkasz najbliżej. 

- Uważaj, bo w Twoim akademiku straszy. 

- Co straszy? Znowu jakieś duchy?

- Widziałeś tego czarnego psa? 
 

Nie widziałem. Aż do feralnego dnia, w którym o nim usłyszałem. Z racji gorąca, drzwi do mojego pokoju były otwarte. Siedziałem czekając aż sąsiedzi przestaną hałasować i czytałem książkę. Tak się wczytałem, że oderwałem się dopiero jak poczułem na sobie spojrzenie. Odwróciłem wzrok. Czarny pies. Mieszkańcy Maumere, panicznie boją się wścieklizny. Przy okazji moich zastrzyków w Laosie, trochę o tej chorobie poczytałem, więc zamiast panikować, zacząłem się przybłędzie przyglądać. Spokojny. Pstryknąłem palcami. Spojrzał w stronę dłoni. Wstałem, zwrócił pysk w górę. Zrobiłem kilka kroków. Zwiał. "Nie ma się czego bać", pomyślałem. Zanim położyłem się spać, drzwi jednak zamknąłem. 

 

 

 



FALSE START?



Z tego wszystkiego, po jakimś czasie się rozchorowałem. Zaczęło się od powrotu z plaży. Wróciłem do domu, położyłem się, a właściwie to padłem na materac i poprosiłem znajomą o sarong. Później o drugi. Później, wstałem, doczłapałem się do wieszaka z ubraniami i wróciłem pod koce w bluzie. Przy ponad trzydziestu stopniach na dworze, czułem się jakbym paradował w krótkich spodenkach w środku zimowej odwilży. Wszystko mnie bolało. Zakwasy po półgodzinnym pływaniu? Niemożliwe. Kawa? Fuuuj. Z imbirem. No przecież sam prosiłeś. Prosiłem? Przecież spałem. Mówiłeś, że chcesz kawę z imbirem. Coś było wyraźnie nie tak.   

 
Następnego dnia, wszystko byłoby już dobrze gdyby nie łamanie w kościach, "zakwasy" i uczucie jakby jakiś odkurzacz wyssał mi przez ucho wszystkie siły. Po kawie z imbirem, dużym śniadaniu i paracetamolu, czułem się już przyzwoicie. Do szkoły, jednak, nie poszedłem. Zająłem się dłubaniem przy rzeczy, dla której na Flores się zatrzymałem (a która nadal jest sekretem). 

 
Wieczorem, Jonta przywiózł mi kolację. Mniej więcej, w połowie jedzenia, miałem wrażenie jakby pokój zaczął się obracać we wszystkich możliwych kierunkach. Znów potworne zimno i osłabienie. "Chłopie, to może być malaria. Zabieram Cię do szpitala". "Nie ma mowy". Jonta próbował polubownie. Próbował też siłą. Nie udało mu się. Zniknął. Kiedy znów stanął w drzwiach, podał mi małą kopertkę z sześcioma tabletkami, napisem Suldox i rysunkiem komara w kółeczku. "Weź trzy sztuki na raz raz". Podziękowałem. Obiecałem, że wezmę następnego dnia, odłożyłem i odwróciłem się na drugi bok. 

 

Tabletek nie wziąłem. Z jednej strony, przestraszyłem się skutków ubocznych, z drugiej, jestem zagorzałym zwolennikiem zasady "Co Cię nie zabije to Cię wzmocni". Zostałem przy niezawodnym imbirze, paracetamolu, witaminie C, soku młodych kokosów, kawie i.... żuciu liści papaji, które dostałem od sąsiadki. "Jeśli to malaria, powinno pomóc". Dzięki sąsiadcę, natknąłem się na kolejny specyfik wzmacniający odporność, o którym wcześniej nie wiedziałem i odkryłem moje nowe zboczenie smakowe. Papaji nigdy nie lubiłem.... poza smakującymi jak łagodny czarny pieprz pestkami.  Pomijając gorycz, liście smakują właśnie jak pestki i są za darmo.

 

Medycyna naturalna jest nie tylko skuteczna, ale i smaczna.

 

Kolejny tydzień z hakiem to zawieszająca się huśtawka, skacząca losowo pomiędzy paskudnym, przyzwoitym a świetnym samopoczuciem, w miarę normalny tryb życia, wpychanie w siebie ogromnych ilości jedzenia, mimo braku apetytu i odwiedziny masy znajomych, którzy udzielali cennych wskazówek. 

- Jak nie chcesz do lekarza to znam osobę, która może Ci pomóc

- Ale ja nie potrzebuję pomocy. Nie przy mojej odporności. Daj mi tydzień. A tak w ogóle to co to za osoba?

- Jest taka pani, która nawiązuje kontakt z duszami zmarłych i szybko leczy. Mogę Cię do niej zawieźć.....

Nie trzeba było nigdzie jechać. Dwa zdania Neni poprawiły mi humor. Próbując dodzwonić się do Polski, ledwo co słychać. Ciekawe jaka byłaby jakość połączenia z zaświatami. 

 

Flores to jedno z najbardziej naszpikowanych zabobonami miejsc, w których kiedykolwiek byłem. Paradoksalnie, większość mieszkańców wyspy to również jedni z najbardziej gorliwych Katolików z jakimi w życiu miałem styczność. 



Z kolei, Nonna postanowiła przeprowadzić ze mną poważną, przyszłościową rozmowę: 
 

- Wiesz, Indonezja słynie z otwartości religijnej.

- Wiem. 

- A Ty się nie określiłeś

- Do rzeczy

- Nie chcę krakać, ale nie chcesz iść do lekarza, nie chcesz wziąć leków. Jak się coś stanie, w jaki sposób Cię pochować? [Bardzo pokrzepiające]

- W żaden.

- Jak to w żaden?

- W żaden bo nie będzie takiej okazji. 

 

Nonnie musiało się zrobić przykro, że po tej rozmowie ją wygoniłem i postanowiła się zrehabilitować..... w bardzo specyficzny sposób. Późny wieczór. Płynące z położonego w oddali meczetu słowa "Hayya 'ala s-salah" (Przyjdźcie na modlitwę), zostały zagłuszone donośnym, rytmicznym i chóralnym "Salam Maria, penuh rahmat, Tuhan setamu" (Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą). Powtarzana wielokrotnie modlitwa dochodziła zaraz sprzed moich drzwi. Wstałem, wyszedłem i.... nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Oto, przede mną stał rządek krzesełek , proporczyk z wizerunkiem Maryji i połowa osiedla Sinde Kabor trzymająca w dłoniach świece i różańce i pogrążona w medytacyjnym transie. Zatkało mnie. Poczułem się jak w "Strasznym Filmie". "Trochę się pospieszyliście z tym pogrzebem", powiedziałem do Nonny, która była pomysłodawczynią zwołania kółka różańcowego właśnie u mnie.

 

Suldox został.... na wszelki wypadek.  



W końcu, wszystko, z dnia na dzień, minęło jak ręką odjął. Nie wiem co pomogło - to co w siebie wlewałem, żułem i co jadłem, bezgraniczna wiara w mój niezniszczalny układ odpornościowy, mieszanka Islamu z Katolicyzmem czy, po prostu,  dystans, którego do tych wszystkich duchów nabrałem. 

 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Polecane
W Radzie Miejskiej karty rozdane?W Radzie Miejskiej karty rozdane?Tak może się wydawać po poniedziałkowej Sesji Rady Miasta, kiedy na Przewodniczącą wybrano Barbarę Klatkę. Co ciekawe wybór był możliwy dzięki radnym PiS. Leszek Ogórek, o którego miejsce na liście zabiegał osobiście poseł Robert Telus, doszedł do wniosku, że jednak zaprzyjaźni się z Platformą Obywatelską. W ten sposób poszedł w ślady innego pisowskiego działacza, Grzegorza Glimasińskiego. Leszek Ogórek zapewne liczył na konkretne profity, być może też na to, że będzie mógł dalej występować w roli wicestarosty. Może o tym świadczyć fakt, że dzień później uczestniczył w obradach Rady Powiatu. Dzisiaj prawnicy mają dylemat, czy w związku z tym mandat radnego miejskiego Ogórkowi automatycznie wygasł, czy może jednak wcześniej nastąpiło wygaszenie jego funkcji w Powiecie Tomaszowskim. Zapewne dyskusja na ten temat potrwa kolejnych kilka miesięcyData dodania artykułu: 09.05.2024 11:21 Ilość komentarzy: 5 Ilość pozytywnych reakcji czytelników: 6
Nie...oczekiwana porażka Koalicji ObywatelskiejNie...oczekiwana porażka Koalicji ObywatelskiejStany euforyczne kończą się najczęściej... ciężkim kacem. Takie poczucie muszą mieć radni Koalicji Obywatelskiej po wczorajszej sesji Rady Powiatu Tomaszowskiego. Z czymś równie dziwacznym chyba dawno nie mieliśmy do czynienia. A wszystko zaczęło się dzień wcześniej od złośliwego potraktowania Marcina Witko w czasie pierwszej sesji Rady Miejskiej. Chyba pierwszy raz w historii miasta zamiast dokonać zaprzysiężenia Prezydenta, radni Koalicji Obywatelskiej postanowili przerwać na tydzień obrady. Zamiast pracować i pozwolić pracować innym woleli wybiec na trawnik przed Urzędem Miasta i zorganizować sobie sesję zdjęciową. To wcale nie jest żart ani przenośnia. Tak naprawdę było. Trudno nazwać takie zachowanie inaczej niż infantylnym i nieodpowiedzialnym. Pokazuje to też, o co naprawdę chodzi tak zwanym samorządowcom KO. O robienia wrażenia i zadymy. Najsmutniejsze jest to, że gremialnie sesję uznali za swój sukces. Do niej jeszcze wrócimy a teraz skupmy się jednak na samym powiecieData dodania artykułu: 08.05.2024 21:00 Ilość komentarzy: 23 Ilość pozytywnych reakcji czytelników: 7
Dwa razy Kino Konesera„Weselny toast” na zakończenie sezonuPilotaż antykoncepcji awaryjnej bez limitówW Radzie Miejskiej karty rozdane?Kompletnie pijany uciekał przed PolicjąNie...oczekiwana porażka Koalicji ObywatelskiejBez protekcji lub łapówki nie sposób dostać pracyPierwsza sesja też w RzeczycyWęgrzynowski ponownie Starostą Powiatu TomaszowskiegoNieoficjalnie: "konkurs" rozstrzygnięty. Barbara Klatka przegrałaPierwsza sesja w CzerniewicachWraca mobilny punkt czipowania i szczepień
Reklama
Tydzień Bibliotek Tydzień Bibliotek Przed nami XXI edycja Ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek. Wspomniany „Tydzień Bibliotek” to święto bibliotek i bibliotekarzy, któremu w tym roku przyświeca hasło: "Biblioteka – miejsce na czasie".Cytując autorkę hasła Katarzynę Pawluk z MBP w Opolu „Biblioteka to przestrzeń, która jest dostępna dla wszystkich, niezależnie od wieku, umiejętności czy preferencji czytelniczych. To centralne miejsce doświadczeń kulturalnych.”By każdy mógł tego doświadczyć w terminie od 8 do 15 maja br. zapraszamy mieszkańców do skorzystania z mnóstwo atrakcji przygotowanych przez tomaszowską książnicę. Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie:8 maja o godz. 16.30 w Oddziale dla Dzieci i Młodzieży pl. Kościuszki 18 zapraszamy na spotkanie pt.: „Z bajką w świat emocji”, które poprowadzi Pani Agnieszka Walasek-Bioch, trenerka bajkoterapii. Spotkanie adresowane jest do rodziców z dziećmi w wieku przedszkolnym.10 maja o godz. 16.30 również Oddział dla Dzieci i Młodzieży pl. Kościuszki 18 będzie gościł Panią Katarzynę Rutkowską - Bernacką, która poprowadzi spotkanie pn. „Biblioteka jest kobietą, czyli zajęcia motywacyjno-pielęgnacyjne”.15 maja o godz. 17.00 w siedzibie głównej MBP ul. Mościckiego 6 odbędzie się spotkanie autorskie z Panem Andrzejem Kobalczykiem. Autor m.in. książki „Od Sulejowa po Smardzewice. Opowieść o Zalewie Sulejowskim” przybliży czytelnikom jakie znaczenie i wpływ na jego twórczość, ale też szerszą działalność zawodową i społeczną miały rzeki przepływające przez Tomaszów.Od 8 do 24 maja we wszystkich tomaszowskich placówkach bibliotecznych będzie prowadzona akcja „Wspomóż psiaka i kociaka”- zbiórka karmy dla zwierząt z tomaszowskiego schroniska.Po wcześniejszym zgłoszeniu, grupy zorganizowane będą mogły wziąć udział w:- zabawie edukacyjnej „Escape room w bibliotece”. Maksymalnie 10 osobowe grupy będą rozwiązywać tematyczne zagadki dotyczące postaci polskiego noblisty, Czesława Miłosza, aby odnaleźć klucz do wyjścia - Biblioteka główna na ul. Mościckiego 6.- lekcji bibliotecznej dla najmłodszych „Od pisarza do czytelnika”- 10.05 Oddział dla Dzieci Młodzieży pl. Kościuszki 18.- w dniach 13-15 maja od godz.10-tej w Oddziale dla Dzieci i Młodzieży będą się odbywać „Bajkowe Poranki”.A ponadto wystawy, rankingi, kiermasze książek i… wiele, wiele innych atrakcji!Więcej informacji na stronie internetowej https://www.mbptomaszow.pl/ oraz https://www.facebook.com/mbptomaszow.Zapisy tel. 44 724 61 06 Oddział dla Dzieci i Młodzieży, tel. 44 724 67 39 MBP ul. Prez. I. Mościckiego 6.Zapraszamy serdecznie do udziału w wydarzeniach!Data rozpoczęcia wydarzenia: 08.05.2024
Food trucki Food trucki Już od 17 do 19 Maja na Placu Kościuszki w Tomaszowie Mazowieckim zawitają Food trucki!Piknik rodzinny organizowany przez Sowa Events bedzie miał do zaoferowania mnóstwo atrakcji.Dla głodomorów przyjadą foodtrucki reprezentujące kuchnie z całego świata. Wśród serwowanych dań nie może zabraknąć: amerykańskich burgerów, hiszpańskich churrosów, frytek belgijskich, węgierskich langoszy, tajskiego padthaia oraz wiele innych przysmaków z różnych zakątków naszego globu.Dla spragnionych będzie przygotowana strefa orzeźwienia, czyli stoisko pełne dobroci. Serwujemy tam autorską lemoniada, zmrożoną granite i wiele innych.Między stoiskami będzie przygotowany specjalny food court gdzie zostaną porozkładane ławostoły, leżaki oraz parasole. Można więc śmiało zaprosić całą rodzinę i wygodnie spędzić czas zajadając się serwowanymi specjałami, słuchając przy tym przyjemnej muzyki.Będzie również mnóstwo atrakcji dla najmłodszych. Będzie stoisko z balonami i zabawkami oraz stoisko z watą cukrową. Bedą również przygotowane dmuchane zamki na których dzieciaki beda mogły spędzić radosne chwile skacząc i bawiąc sie w najlepsze.DODATKOWO I BEZPŁATNIE ZAPRASZAMY NA:SOBOTA:- 12:00 - 16:00 - Spotkanie z ulubionymi postaciami z topowej bajki o dzielnych pieskach! Szykujcie aparaty i szerokie uśmiechy :)NIEDZIELA: - 12:00 -12:45 - Koncert "JAK Z BAJKI" - uzdolnieni ludzie filmu, muzyki, teatru i animacji przeniosą Was w magiczny świat muzyki z największych hitów filmów animowanych! - 12:00 - 18:00 - Animatorzy do Waszej dyspozycji! - zabawy ruchowe, sportowe, skręcanie balonów, zabawy z chustą klanza, mini zajęcia plastyczne i wiele innych - nudzie mówimy STOP!- 12:00 - 18:00 (z przerwami) - Bańki mydlane w niecodziennym wydaniu - daj się zamknąć w giga bańce! - Warto zapomnieć o gotowaniu w domu tego weekendu. Warto zabrać rodzinę i cudownie spędzić ten czas z Food truckami. Kulinarne święto już od 17 do 19 Maja w Tomaszowie Mazowieckim.Data rozpoczęcia wydarzenia: 17.05.2024
Reklama
Reklama
Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki zdrowotne z przędzy bawełnianej ze srebrem Skarpetki nieuciskające DEOMED Cotton Silver to komfortowe skarpetki zdrowotne wykonane z naturalnej przędzy bawełnianej z dodatkiem jonów srebra. Skarpety ze srebrem Deomed Cotton Silver mogą dzięki temu służyć jako naturalne wsparcie w profilaktyce i leczeniu różnych schorzeń stóp i nóg!DEOMED Cotton Silver to skarpety bezuciskowe, które posiadają duży udział naturalnych włókien bawełnianych najwyższej jakości. Są dzięki temu bardzo miękkie, przyjemne w dotyku i przewiewne.Skarpetki nieuciskające posiadają także dodatek specjalnych włókien PROLEN®Siltex z jonami srebra. Dzięki temu skarpetki Cotton Silver posiadają właściwości antybakteryjne oraz antygrzybicze. Skarpetki ze srebrem redukują nieprzyjemne zapachy – można korzystać z nich komfortowo przez cały dzień.Ze względu na specjalną konstrukcję oraz dodatek elastycznych włókien są to również skarpetki bezuciskowe i bezszwowe. Dobrze przylegają do nóg, ale nie powodują nadmiernego nacisku oraz otarć. Dzięki temu te skarpety nieuciskające rekomendowane są dla osób chorych na cukrzycę, jako profilaktyka stopy cukrzycowej. Nie zaburzają przepływu krwi, dlatego też zapewniają pełen komfort przy problemach z krążeniem w nogach oraz przy opuchnięciu stóp i nóg.Skarpetki DEOMED Cotton Silver są dostępne w wielu kolorach oraz rozmiarach do wyboru.Dzięki swoim właściwościom bawełniane skarpetki DEOMED Cotton Silver z dodatkiem jonów srebra to doskonały wybór dla wielu osób, dla których liczy się zdrowie i maksymalny komfort na co dzień.Z pełną ofertą możecie zapoznać się odwiedzając nasz punkt zaopatrzenia medycznegoTomaszów Mazowiecki ul. Słowackiego 4Oferujemy atrakcyjne rabaty dla stałych klientów Honorujemy Tomaszowską Kartę Seniora 
pochmurnie

Temperatura: 17°CMiasto: Tomaszów Mazowiecki

Ciśnienie: 1024 hPa
Wiatr: 13 km/h

Reklama
Reklama
Wasze komentarze
Autor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Vlad_palovnick - mój odwieczny krytyku: ten Twój wpis jest bardzo dobry. Też będę tęsknił za tą Zofią - tym światełkiem w tunelu. Pozdrowienia od starego czekisty.Źródło komentarza: Węgrzynowski ponownie Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Masz 100% racji. Jednak, w obecnym polskim burdelu, Twoje i moje racje zupełnie się nie liczą. Teraz króluje rządowa, samorządowa, wsiowa polityka w każdej dziedzinie. Jeżeli na to stanowisko pchała się niegdysiejsza, słabiutka nauczycielka z wiejskiej szkółki (czytaj- B. Klatka), to o czym my, kur...., mówimy. Teraz obowiązuje jedna zasada: wieś tańczy, wieś śpiewa!!! Reszta się nie liczy.Źródło komentarza: Nieoficjalnie: "konkurs" rozstrzygnięty. Barbara Klatka przegrałaAutor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Domyślam się, że znam ciebie i napiszę tak: nic lepszego się po tobie nie spodziewałem. Ja nigdy nie zniżyłbym się do poziomu tego, któremu biłbym brawo czyli do poziomu faceta, który z miotłą latał po placu wokół starostwa.Źródło komentarza: W Radzie Miejskiej karty rozdane?Autor komentarza: AjdejanoTreść komentarza: Do Elżuni (...K.?): maleńka - z ust mi to wyjęłaś, małpo jedna. Jednak zrobiłaś mały błąd. Ja zawsze pisałem: nie "z ryncami", tylko " z ryncamy". Poza tym, od zawsze pisałem, że ten społeczny szkodnik zawsze wypłynie z tym swoim bęcem do góry, bo ten nierób ma doskonale opanowane lokalne, samorządowe kombinacje alpejskie. To jest facet nie do zabicia. Jego poziom umysłowy i poziom społecznej wrażliwości i zwykłej uczciwości jest równy poziomowi posła A.W. To są społeczne oraz samorządowe ZERA. Pozdrawiam i całuję Ciebie w różne miejsca....Źródło komentarza: Węgrzynowski ponownie Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: big fullTreść komentarza: A gdzie ten Ajdejano, nic nie pisze może długo trawi ponowny wybór super Starosty!Źródło komentarza: Węgrzynowski ponownie Starostą Powiatu TomaszowskiegoAutor komentarza: Prawy człowiekTreść komentarza: Jednak rada powiatu mądrzejsza niż miasta. Brawo 👍 Nie wybrała tych spod 8 gwiazdek i namiestników 13 grudnia, jak zrobili w Radzie Miasta 😔 Brawo powiat, brawo Polska 🇵🇱Źródło komentarza: Węgrzynowski ponownie Starostą Powiatu Tomaszowskiego
Reklama
Reklama
Napisz do nas
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama