Piszę tak, mimo że właściwe byłoby użycie mocniejszego nieco określenia. Te zorganizowane polityczne gangi mogą funkcjonować tylko dlatego, że starają się budować wokół siebie grupy wyznawców, którzy na co dzień nie mają ani czasu, ani możliwości, by zagłębiać się w polityczne, mocno cuchnące bagnisko. Wyznawcy przyjmują wszystko bezkrytycznie, a każdy element „krajobrazu” zakłócający „sielankową” perspektywę traktują wrogo, ponieważ wywołuje u nich poczucie zagrożenia. Zdarza się Wam narzekać na złą jakość zarządzania? To pamiętajcie, że poniekąd jest to Wasza wina.
Najprawdopodobniej staliście się ofiarami manipulacji. Odsłonię dzisiaj kulisy powiatowego piekła, w którym zamiast zajmować się sprawami mieszkańców szuka się satanistów, zamiata się trudne tematy pod dywan, a o prawdziwych problemach nie dyskutuje. Oczywiście będzie to mój punkt widzenia, ale oparty na rozmowach z radnymi wszelakich opcji. Postanowiłem, że tekst będzie miał dwie części. W pierwszej pokażę obraz 14 osób, które odwołały Starostę. W drugiej tych, którzy są orędownikami pisowskiej powiatowej władzy. Zarówno jedni, jak i drudzy de facto się nie różnią. Zresztą zobaczcie sami. Zapraszam Was do króliczej nory. Pamiętajcie jednak, że to nie sen, a nasza rzeczywistość.
***
Kiedy czytacie w Internecie o tym, że Starosta Mariusz Węgrzynowski ma zostać, a następnie że został odwołany, i ekscytujecie się serwowanym Wam przekazem, musicie wiedzieć z całą pewnością jedno. Odwołanie zdarzyło się... przypadkiem. No może nie do końca, bo wypracowało to dwóch ludzi, czyli Dariusz Kowalczyk i Sławomir Żegota. Tak długo naciskali na swoich partyjnych liderów w Łodzi i Warszawie, aż ci w końcu doszli do wniosku, że temu, co dzieje się w Tomaszowie, należy się bliżej przyjrzeć.
A co się tak naprawdę działo? Otóż powstała dosyć egzotyczna koalicja, w którą wspomniani wyżej wyznawcy nie są w stanie uwierzyć. PiS i KO postanowiły pójść „ramię w ramię” pod patronatem Antoniego Macierewicza i — wszystko na to wskazuje — Adriana Witczaka. Z jednej strony zaprzeczano jakimkolwiek porozumieniom, a w telewizji poseł KO wysłał byłego ministra na „śmietnik historii”, z drugiej fakty mówiły same za siebie, a radnym potrafiło się wyrwać od czasu do czasu: kto z kim i dlaczego.
Jeśli teraz pomyśleliście, że przecież to świetnie, bo ludzie niezależnie od szyldów partyjnych w samorządzie powinni współpracować, to znowu się mylicie. Bo twierdzenie takie byłoby słuszne, gdyby współpraca miała na celu dobro mieszkańców, rozwój miasta i powiatu, wypracowywanie korzystnych rozwiązań, kreatywność. Tymczasem tak nie jest, bo celem nie jest walka o miasto, ale walka z Marcinem Witko. To dlatego trzy radne Koalicji Obywatelskiej odeszły z klubu i partii. Wszystkie dosyć jasno to artykułowały.
***
Przez wiele tygodni trwały rozmowy dotyczące odwoływania starosty. Nie brałem w nich udziału, ale ciągle słyszałem, że są one torpedowane przez posła oraz dwójkę powiatowych radnych KO. Ostatecznie jednak do głosowania doszło. Nie dlatego, że 14 radnych się spotkało i wspólnie coś uzgodniło. Po prostu grupka radnych postanowiła złożyć wniosek o odwołanie oraz o zwołanie sesji nadzwyczajnej w tej sprawie. Oba wnioski podpisali radni różnych komitetów wyborczych. Z informacji, jakie mam od Dariusza Kowalczyka i Sławomira Żegoty, wynika, że odmówili podpisania wniosku Michał Jodłowski oraz Alicja Zwolak-Plichta.
Na dzień przed sesją odbyło się jedyne spotkanie, w którym uczestniczyłem, na którym uzgodniliśmy, że karty do głosowania będziemy pokazywać, by nikt nie miał wątpliwości, kto i jak zagłosował. Osobiście, tak jak obiecałem, własną kartę podpisałem imieniem i nazwiskiem. Umówiliśmy się też, że Starostę oraz zarząd powołamy w innym terminie. Mimo tego pan Kazimierz Mordaka zgłosił wniosek o wprowadzenie do porządku obrad punktu dotyczącego wyboru Starosty. Ostatecznie jednak do głosowania nie doszło.
***
Kolejne głosowanie miało mieć miejsce dwa tygodnie temu. Znowu zwołano sesję w trybie nadzwyczajnym. Tym razem jednak nie udało się zebrać kworum. Na sesji nie zjawili się radni PiS oraz klubu Powiat Tomaszowski OdNowa. Jak to się stało? To proste. Radni kandydujący z Komitetu Prezydenckiego twierdzą, że nie przyszli, ponieważ ktoś uknuł intrygę polegającą na powtórnym powołaniu na funkcję Starosty Mariusza Węgrzynowskiego. Dlatego cała ósemka radnych PiS i Leon Karwat na sesję w pełnej gotowości się stawili. Wszystko pozostałoby bez zmian, a w sieci zapewne by zawrzało. Radni twierdzą, że nie przyszli, by nikt nie obciążał ich odpowiedzialnością.
Czy tak było naprawdę? Napiszę wprost, że nie wiem. Chociaż takie ryzyko istniało. A od radnych Koalicji Obywatelskiej słyszałem, że jeśli pozostali nie zagłosują za kandydaturą pani Alicji, to część z nich poprze Węgrzynowskiego. Czy to tylko szantaż emocjonalny?
***
Przez dwa tygodnie czyniono różne zabiegi. Pojawiały się kolejne kandydatury. Na dzień przed sesją swoją gotowość do bycia Starostą zgłosił Sławomir Żegota. Jako kompromisową kandydaturę proponowano też Dariusza Kowalczyka. W czasie sesji ogłoszono przerwę. W jej trakcie radni mieli porozmawiać i dokonać jakichkolwiek ustaleń. Ostatecznie spotkano się na pół godziny przed wznowieniem obrad.
Osobiście całą rozmowę uważam za kuriozalną. I była to raczej ostatnia, w jakiej uczestniczyłem. Przede wszystkim trójka radnych KO upierała się przy kandydaturze Alicji Zwolak-Plichty na Starostę Powiatu Tomaszowskiego, mimo że z czternastki radnych, którzy odwoływali Starostę, tylko ta trójka popiera panią Alicję. W ten sposób pozostała jedenastka jest, mówiąc wprost, postawiona pod ścianą, a razem z radnymi także mieszkańcy miasta i powiatu. Brak zdolności do kompromisu oraz wzajemnego zaufania nie wróży najlepiej przyszłej współpracy.
Osobiście nie miałbym problemu z dokonaniem wyboru — mogłaby to być także pani Alicja. Rzecz jednak w tym, że kandydatka nie wykonała żadnego gestu, by chociażby zaprosić mnie na rozmowę i mnie do siebie przekonać. Naprawdę ktoś zakładał, że ktokolwiek może mi narzucić to, w jaki sposób mam głosować? Radni Koalicji Obywatelskiej uważają się za lepszych od innych radnych?
Cała ta półgodzinna rozmowa już źle się zaczęła. Oczywiście od nazwisk i podziału tzw. stołków. Nie było dyskusji o tym, czym są nasze wspólne cele, czy podobnie widzimy otaczający nas świat, a jeśli nie, to w jakich miejscach się różnimy. Zwróciłem więc na to uwagę. Przeszło to jakoś bez echa.
Zamiast tego Michał Jodłowski zaczął opowiadać o tym, że na sesję, która się nie odbyła, przyszedłem po to, by stwarzać jakieś pozory. Nie pozostaje mi nic innego niż zawołać: halo tu Ziemia! Byłem jednym z wnioskodawców zwołania tej sesji, razem z piątką radnych KO. Przy okazji dowiedziałem się też, że mam jakieś związki z PiS-em. No ciekawe, bo chyba nie ma radnego bardziej atakowanego przez pisowski aktyw niż ja, zresztą do spółki z wyznawcami KO. Za to Jarosław Feliński twierdzi, że dostał od starosty zakaz atakowania radnych Koalicji i posła Witczaka.
Michał jodłowski stwierdził też, że bycie przewodniczącym rady mu nie odpowiada. I tego też nie rozumiem, bo jak mnie nie odpowiadało kierowanie Komisją Zdrowia w tym składzie, to po prostu zrezygnowałem. Co stoi na przeszkodzie, by zrobić to samo?
***
Na koniec wspomnę, dlaczego pani Alicja Zwolak-Plichta jest nieakceptowalna przez radnych, poza tymi związanymi z posłem Witczakiem i Starostą Węgrzynowskim. Powodem jest to, że Starosta został odwołany, ale cel pozostał ten sam. Jest nim Marcin Witko. Starosta ma bezpośredni wpływ na całą grupę radnych miejskich i może używać ich jako narzędzi w politycznej walce z Prezydentem, a walka jest o mandat poselski. Jest tu Kazimierz Baran, Katarzyna Menke, Marta Lublin czy Ewa Radziewicz, której partner zatrudniony jest w PCAS na nikomu niepotrzebnym etacie. W ten sposób Marcin Witko, odwołując Węgrzynowskiego (bo de facto to jego radni tego dokonali), wpadłby z deszczu pod rynnę.
***
W drugiej części o radnych z tej drugiej strony sali obrad. Będzie równie ciekawie, a może jeszcze bardziej.























































Napisz komentarz
Komentarze