Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 11 lipca 2025 17:47
Reklama
Reklama

Wietnam/Kambodża - na ostatnią chwilę

Będąc jeszcze w prowincji Dak Lak, postanowiłem wrócić do pracy, w której, ze względu na zachłanność urzędów skarbowych, stały adres zameldowania jest jedynie przeszkodą. Chyba zbyt długo siedziałem w tej części Azji, w której społeczeństwo zorientowane jest na zarobek. Na półwyspie indochińskim, osoby nietrudniące się żadną pracą cieszą się o wiele mniejszym szacunkiem niż zbieracze puszek i złomu. Z jednej strony, jest to dobre podejście bo minimalizuje ilość tych, którzy ze względu na brak wakatów w "ich zawodzie" siedzą na państwowym garnuszku zbijając bąki przed telewizorem przy puszce mocnego fulla; z drugiej, pojęcie długiej podróży, po prostu w tej części świata nie istnieje. Jak podróż to albo odwiedziny, albo wakacje, a najlepiej jeśli celem jest biznes.

 

Reklama

Korzystając z powszechnie dostępnego w Wietnamie Wifi, umieściłem spowrotem moje ogłoszenie dotyczące tłumaczeń. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Po kilkudniowej przerwie od ekranu, sprawdzając pocztę w mieszkaniu Ankura w Sajgonie, dostałem zlecenie, którego termin był dosć krótki w odniesieniu do jego objętości. Nie wypadało korzystać za darmo z czyjejś gościnności izolując się od świata zewnętrznego, więc musiałem się przenieść do hotelu.

 

Ponieważ, Ho Chi Minh, zdążyło mi się znudzić, a termin mojego pobytu, którego nie chciałem przedłużać miał się ku końcowi, zdecydowałem przenieść się do mniej hałaśliwego miejsca w bliskich okolicach granicy z Kambodżą. Z plątaniny ulic Sajgonu, planowałem wydostać się mototaksówką. Problem w tym, że wszyscy chcięli ode mnie minimum 5 dolarów za ponad półgodzinny kurs. Zdecydowałem się na przejście do stacji Ben Tanh. Tam, udało mi się znaleźć krótkodystansowy autobus do oddalonego jedynie 15 kilometrów od granicy, spokojnego Go Dau za 1 dolara.

 

Kiedy dojechałem na miejsce, było już zbyt późno i zbyt ciemno by szukać dobrego hotelu za dobrą cenę. Poprzestałem więc na zatrzymaniu się w pierwszym miejscu, którego cena nie przekroczy 5 dolarów. Pensjonat, który udało mi się znaleźć był wręcz idealny. Pomijając brak okna w pokoju, znajdował się obok wszystkiego, łącznie z kafejką internetową, którą potrzebowałem na najbliższych kilka dni, a pokój był czysty, schludny i klimatyzowany. Po zameldowaniu się zostawiając pod zastaw dowód osobisty zamiast paszportu, zrzuciłem plecak i wyszedłem zjeść smażony ryż, rozejrzeć się po okolicy i skorzystać z dobrodziejstw telefonii internetowej jednego z popularniejszych polskich komunikatorów, oferujących o wiele lepszą jakość połączeń niż ten, który jednoznacznie się wszystkim z VOIPem kojarzy.

 

Kiedy wróciłem do mojego hotelu, zastałem mało przyjemny widok. Mój plecak był otwarty. Ponieważ, nic nie zginęło, nie chciało mi się wchodzić w żadne potyczki z właścicielem posesji ani policją. Wymyśliłem, że lepszym pomysłem będzie położenie się spać i wyprowadzka wczesnym rankiem następnego dnia.

 

Gdy tylko przez niewielkie otworki w ścianie, zaczęły prześwitywać pierwsze promienie światła słonecznego, doprowadziłem się do stanu wyjściowego, odebrałem mój dowód i poszedłem spowrotem na główny placyk miasta. Niestety, jedynym hotelem znajdującym się w okolicy był właśnie ten, w którym zaglądano do plecaków. Dreptałem wzdłuż drogi w coraz mocniejszym słońcu z nadzieją znalezienia czegoś innego. Go Dau jest jednak małym miasteczkiem więc po kilkunastu minutach wydreptałem spowrotem na główną trasę. Na szczęście, zwróciłem uwagę faceta w średnim wieku, który, idealnie mówiąc po angielsku, zapewnił, że dowiezie mnie do dobrego miejsca i praktycznie wpakował mnie na tył jego malutkiego skuterka. Prując, wywiózł mnie jeszcze dalej poza miasto do innego pensjonatu. Cena za nocleg: 3.5 dolara. Szybka decyzja.

 

- Jest wifi? Zapytałem spodziewając się najbardziej oczywistych z oczywistych odpowiedzi
- Nie ma, ale kilometr stąd jest kafejka internetowa
- A jest okno w pokoju?
- Nie ma, ale jest wiatrak
- OK. Biorę.

 

Pomimo, że miejsce, w którym się znalazłem zorientowane było bardziej na uprawę ryżu niż na działalność turystyczno-handlowo-usługową, pod ręką miałem dwie przydrożne kawiarnie, jedną restauracyjkę, jeden sklep spożywczy i.... potrzebną mi do wykonania zlecenia kafejkę internetową.

 

Pierwszego wieczoru, jednak, właściciele chcięli mnie delikatnie z hotelu usunąć. Okazało się, że znalazłem się w popularnym w okolicznych wioskach miejscu schadzek a rodzinie, nie opłaca się w nocy wynajmować pokoji z innym sposobem naliczania niż godzinowe. Utargowałem cenę do 5 dolarów. Do dopełnienia transakcji, potrzebny był zastaw w postaci mojego paszportu. Podany, jak zwykle, dowód osobisty, nie wystarczył. Zadzwoniłem do Wonga z Danang z prośbą o przetłumaczenie, że nie zostawiam nigdy nikomu kogo nie znam dokumentów. Niestety, nasza siła przebicia była bezskuteczna. Po kilkudziesięciu minutach bezskutecznych negocjacji, właściciel, razem z wielką książką i innymi dowodami osobistymi, wziął mnie na komisariat policji. Tam, pokazałem moją książeczkę i pomogłem w spisaniu danych. W Wietnamie hotele zbierają dokumenty klientów by dopełnić meldunku na komisariacie. Teoretycznie, obcokrajowiec powinien posługiwać się w tym celu paszportem. Zgubienie go daleko od ambasady, jednak, ściąga na nas poważne problemy. Dlatego warto się wyczulić i książeczkę pokazywać tylko wybranym przedstawicielom władzy. Ewentualnie, można popytać się o targ, na którym można kupić "kopię" lub zrobić ksero i robić wymówkę, że "paszport jest w ambasadzie kraju X i czeka na wizę". W żadnym wypadku nie należy go zostawiać w recepcji nawet 5-gwiazdkowego hotelu.

 

Kolejne dwa dni, spędziłem przed komputerem, odcinając się od kontaktów ze światem zewnętrznym Musiałem przy tym przesunąć mój zegarek biologiczny troszeczkę do przodu bo mój budynek miał tendencję do nagrzewania się do bardzo wysokich temperatur podczas dnia i przyjemnego wychładzania w nocy. Przypomniało mi się przy okazji, że jak pisałem pracę magisterską, najlepiej, robiło mi się to pomiędzy 24:00 a 2:00 i, że w tamtym czasie gdy nikt z mojej dziennej pracy nie mógł zrozumieć, że ósma rano nie jest normalną porą na jakąkolwiek inną aktywność niż przewracanie się na drugi bok. Zależało mi na tym by zrobić to przed opuszczeniem Wietnamu. Wyrobiłem się prawie na styk. Po skopiowaniu danych i wystukaniu szybkiego maila, pozostała mi jeszcze kwestia wymiany pieniędzy. W kieszeni, zostało mi jeszcze kilkaset tysięcy dongów, których szkoda byłoby przewozić dalej jako puste pieniądze. Przeszedłem spowrotem do miasta i popytałem mototaksówkarzy. Ci, zaproponowali, że za 1 dolara zawiozą mnie w dobre miejsce. Po kilkunastu minutach jazdy, okazało się, że znalazłem się w malutkiej kawiarni przed samym przejściem granicznym. Negocjując kurs z irracjonalnego do normalnego, wymieniłem co miałem i pokierowałem się do odprawy.

 

Drobne dongi, które mi zostały, zainwestowałem w naturalny napój izotoniczny.

 

 

Ponieważ, z reguły, granica nie obsługuje osób, którzy przechodzą na piechotę, trochę czasu zajęło mi znalezienie właściwej budki po stronie wietnamskiej. Po stronie kambodżańskiej było już bardziej czytelnie. Zgodnie z informacjami na stronie khmerskiego MSZu, kolejka E-wizowa, faktycznie była znacznie krótsza niż tradycyjna. Sprawdzenie poprawności danych, kilka stempelków i już, z jednopartyjnego kraju socjalistycznego, znalazłem się w monarchii.

 

Khmerski terminal robi wrażenie.

 


 

 

Sąsiadujący z wietnamskim Moc Bai, surrealny Bavet, aż kipi od bogactwa. Gdzie nie spojrzeć stoi wielkie kasyno, 5-gwiazdkowy hotel czy salon SPA. To ulubione miejsce wietnamskich biznesmenów chcących zalegalizować niezarejestrowane przychody i obcokrajowców robiących wizowe wybiegi.

 

Kiedy już pochowałem dokumenty i ogarnąłem nowe miejsce, wyciągnąłem kciuka i.... nic. Wydawało mi się, że się gdzieś spóźniłem bo wszyscy jechali akurat w drugą stronę. Minęło kilkanaście minut i zatrzymała się Toyota. Kierowca, Kosal, bardzo dobrze mówiązy po angielsku zaprosił mnie do środka proponując przejazd do samego..... Phnom Penh. Tego bym się w życiu nie spodziewał. W Wietnamie, każdy kilometr był na wagę złota, a tutaj, od razu, trafił mi się kierowca, który nie tylko znał język, ale jeszcze przewiózł mnie 170 kilometrów. Kosal zajmował się programowym obniżaniem prawdopodobieństwa wygranych w maszynach o niskim prawdopodobieństwie wygranych w bavetowskich kasynach. Po kilkudziesięciu kilometrach od granicy, stało się już oczywiste, że znalazłem się w kraju rozwijającym się w pełnym tego słowa znaczeniu. Pola ryżowe już nie były tak zielone jak w Wietnamie. Khmerscy rolnicy nie są jeszcze w stanie pozwolić sobie na systemy nawadniające.

 

 

Kilka kilometrów od granicy z Wietnamem, kolor zielony przechodzi w żółty.

 

Murowane kamienice w wioskach i przydrożnych miasteczkach, ustąpiły nagle miejsca drewnianym domkom, z których wiele ustawionych jest na palach. Podobnie jak Wietnam, Kambodża uwikłaana była jeszcze nie tak dawno w ogromną ilość następujących po sobie i wyniszczających wojen, łącznie z konfliktami wewnętrznymi. Niestety, Khmerowie, mimo zapału, nie zdążyli wdrapać się jeszcze tak wysoko jak ich sąsiedzi. By dostać się do Phnom Penh, trzeba było przekroczyć rzekę Mekong. Na odcinku głównej trasy całego kraju, który tego dnia przejeżdżałem nie ma nawet mostu. Zamiast tego, samochody i pasażerowie ładowani są na promy. Na nabrzeżu tłoczno jest od żebraków, którym przez niewybuchy brakuje nóg i rąk, ulicznych sprzedawców i kramików z przekąskami w postaci smażonych koników polnych, pająków i innego rodzaju smakowitych rozmaitości. Kosal kupił papierową torebkę czegoś co przypominało świerszcze. Poczęstowany, zdecydowałem, że wypadałoby przyzwyczaić żołądek do tego typu rzeczy i przegryzłem kilka sztuk próbując odwrócić uwagę nowymi widokami związanymi z przekroczeniem granicy.

 

Do Phnom Penh, dojechaliśmy późnym popołudniem. Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem był zakup mapy Kambodży i samej stolicy. Za 2 dolary, stałem się właścicielem mapy całego kraju, Phnom Penh, Siem Reap i Sihanouk Ville. Do pełni szczęćia, potrzebowałem karty sim by skontaktować się z osobą, którą wcześniej znalazłem na couchsurfingu. W Wietname, przegadałem wszystkie dongi i moje saldo w momencie opuszczenia kraju wyniosło równe 0. Odszukałem przedstawicielstwo sieci Cellcard. Tutaj, zostałem mile zakoczony - wszyscy spośród elegancko ubranej obsługi idealnie mówili po angielsku. Wszyscy też byli niewyobrażalnie mili. Rejestracja karty zajęła mi mniej niż pół godziny. Kambodża to chyba jeden z droższych krajów jeśli chodzi o połączenia telefoniczne. O ile w Wietnamie, karta za 60.000 dongów (3 dolary) wystarczyła mi na ponad dwie godziny rozmów i bardzo dużo smsów, o tyle jak zobaczyłem khmerskie ceny, złapałem się za głowę. Kiedy dokumenty były pokserowane i popodpisywane, a mój telefon złapał sieć, usłyszałem pytanie:


- Płaci Pan w dolarach czy w Rielach?
- To mogę w dolarach?
- Pierwszy dzień w Kambodży?
- Tak
- Tutaj raczej dolarów używamy. Ewentualnie resztę wydajemy w Rielach bo nie używamy monet.
- Ale nikt nie płaci w Rielach?
- Bardzo rzadko i drobne kwoty
- Aha

 

Pomyślałem sobie, że zakupy w Kambodży wymagają specjalnych uzdolnień matematycznych. Z drugiej strony - po co im własna waluta, skoro, i tak wolą dolary?

 

 

Reklama

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Opinie

Igor MatuszewskiIgor Matuszewski

Radni Koalicji Obywatelskiej oceniają ludzi przez pryzmat własnego... Ja. Tropią, donoszą i robią dużo szumu wokół samych siebie. Często poniżają inne osoby w internecie, podważają zaufanie, naruszają dobra osobiste

Donos jaki, złożyli na prezydenta Marcina Witko, radni tomaszowskiej Koalicji Obywatelskiej, żyje od kilku miesięcy, niejako własnym życiem. Postępowanie wyjaśniające, jak już wcześniej informowaliśmy, prowadzi Prokuratura Okręgowa w Siedlcach. Śledczy wciąż proszą o dosyłanie nowych dokumentów, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że albo brak im podstawowej wiedzy, albo też przepisują literalnie fragmenty doniesienia. W dokumentach i pismach mylą firmy, a nawet województwa. Trudno się dziwić, bo gołym okiem widać, że "afera" nakręcana jest politycznie. Problem jest bardzo poważny, bo nie dotyczy tylko Prezydenta Marcina Witko. Okazuje się bowiem, że grupka lokalnych działaczy, w akcie politycznej lub osobistej zemsty, może jechać do współpracowników Ministra Bodnara, którzy następnie zarządzą "śledztwa" na zlecenie swoich partyjnych kolegów, w stosunku do dowolnej osoby. W ten sposób można rozpocząć pogoń za królikiem. Reszty dokonają zaprzyjaźnione media. Za kilka lat, sprawa zostanie zapewne umorzona, ale komuś zostanie zniszczone życie. I to w sensie bardzo dosłownym. W ten sposób potraktowano wcześniej Grzegorza Haraśnego, oraz Tadeusza Adamusa. Obaj politycy Platformy, zostali zaszczuci przez swoich kolegów i "dziennikarzy". Zarówno dla jednego, jak i drugiego zakończyło się to śmiercią.
Mariusz StrzępekMariusz Strzępek

Pan radny Kazimierz Mordaka w niespełna rok samorządowej kadencji stał się czołowym hejterem tomaszowskiej Platformy Obywatelskiej. W pełnych pogardy wpisach poddaje krytyce każdego, kto tylko mu się z jakichś powodów nie podoba. Tymczasem radnemu brakuje podstawowej wiedzy, niezbędnej do sprawowania mandatu

Bohaterowie literaccy, komiksowi, historyczni często posiadają własne konie. Słynny ostatnio Zorro jeździł na Tornado, Don Kichot dosiada Rosynanta, Aleksander Wielki, z kolei Bucefała. Miał Kasztankę, marszałek Piłsudski. A i Napoleon był dumny ze swego Marengo. Tymczasem tomaszowscy samorządowcy mogą zasłynąć co najwyżej tym, że z własnymi końmi na rozumy się zamienili. Trochę złośliwy wstęp, ale jest odpowiedzią na złośliwości kierowane w moim kierunku, wypada więc odpłacić końskim dowcipem, bo bardziej subtelnego adresat mógłby nie zrozumieć. Tomaszowscy radni Koalicji Obywatelskiej z Rady Powiatu Tomaszowskiego takie wrażenie niestety robią. Brak wiedzy merytorycznej próbują nadrabiać internetowym hejtem. Ludzie ci oporni są na wiedze nie tylko wynikającą z lektury książek, aktów prawnych, obowiązującego orzecznictwa, ale też z doświadczenia. Można wybaczyć takie zachowanie panu Kazimierzowi Mordace, który w telewizji chwali własnego wnuczka, który nie lubi się uczyć, ale za to nauczył się jeździć ciągnikiem, ale pozostałym już chyba nie. Wszak uważają się lepszy gatunek ludzki, z pogarda traktujący otoczenie oraz każdego, kto myśli inaczej. O co chodzi? Już wyjaśniam
Reklama

Umowa z krajami Mercosur coraz bliżej. W. Buda: Polska nie wykorzystała swojej prezydencji do jej zablokowania

– Polska podczas prezydencji w Radzie UE nie wykorzystała szansy na obronę swoich interesów w sprawie umowy z krajami Mercosur – ocenia europoseł PiS Waldemar Buda. W jego ocenie polski rząd, mimo sprzeciwu wobec zapisów umowy, nie zbudował w UE sojuszy niezbędnych do jej odrzucenia. Porozumienie o wolnym handlu spotyka się przede wszystkim z protestami europejskich rolników, którzy obawiają się zalania wspólnego rynku tańszą żywnością z krajów Ameryki Południowej. Według europosła wszystko może się rozegrać w najbliższych tygodniach.Data dodania artykułu: 11.07.2025 09:04
Umowa z krajami Mercosur coraz bliżej. W. Buda: Polska nie wykorzystała swojej prezydencji do jej zablokowania

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej finansuje instytucje specjalizujące się w opiece nad najmłodszymi dziećmi

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przeznaczyło dodatkowe 45 mln zł ze środków Funduszu Pracy na tworzenie punktów opieki dziennej nad dziećmi do trzeciego roku życia w gminach, w których nie funkcjonuje żłobek, klub dziecięcy czy instytucja opiekuna dziennego. Wnioski w ramach resortowego programu „Aktywny dzienny opiekun w gminie 2025 - edycja uzupełniająca” można składać do 21 lipca br.Data dodania artykułu: 10.07.2025 14:47
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej finansuje instytucje specjalizujące się w opiece nad najmłodszymi dziećmi

Centrum Zdrowia Matki Polki wśród ośmiu szpitali leczących endometriozę

Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi znalazł się wśród ośmiu ośrodków leczenia zaawansowanej endometriozy w Polsce. Pacjentki mogą się zgłaszać do sekretariatu kliniki, tel. 42-271-11-64, gdzie otrzymają informacje o procedurach diagnozowania i leczenia tej choroby.Data dodania artykułu: 09.07.2025 16:46
Centrum Zdrowia Matki Polki wśród ośmiu szpitali leczących endometriozę

Nowacka: reforma edukacji wejdzie do szkół podstawowych w 2026 r., a do średnich w 2027 r.

Od 2026 r. zgodnie z nową podstawą programową będą się uczyć uczniowie klas I i IV szkoły podstawowej, a od 2027 r. uczniowie klas I szkól średnich. Nowy egzamin ósmoklasisty i nowa matura po raz pierwszy przeprowadzone będą w 2031 r. - poinformowała w środę ministra edukacji Barbara Nowacka.Data dodania artykułu: 09.07.2025 12:37
Nowacka: reforma edukacji wejdzie do szkół podstawowych w 2026 r., a do średnich w 2027 r.

7 aresztów w śledztwie o oszustwa internetowe; 1300 pokrzywdzonych na 3 mln zł

Na wniosek Prokuratury Regionalnej w Łodzi sąd aresztował siedem osób podejrzanych o oszustwa internetowe na szkodę 1300 osób. Straty sięgają 3 mln zł. Prokuratura w Łodzi zapowiada, że to nie koniec śledztwa w tej sprawie.Data dodania artykułu: 09.07.2025 10:14
7 aresztów w śledztwie o oszustwa internetowe; 1300 pokrzywdzonych na 3 mln zł

80 procent maturzystów z pozytywnym wynikiem

CKE opublikowała wstępne wyniki tegorocznego egzaminu maturalnego w sesji głównej majowej. Jak wypadli tomaszowscy maturzyści? Szczegółów dowiemy się, kiedy dane opublikują okręgowe CKE. W Polsce maturę zdało 80 proc. tegorocznych absolwentów wszystkich szkół ponadpodstawowych; 13 proc. abiturientów, którzy nie zdali jednego przedmiotu, ma prawo do poprawki w sierpniu - podała we wtorek Centralna Komisja Egzaminacyjna.Data dodania artykułu: 08.07.2025 10:04
80 procent maturzystów z pozytywnym wynikiem

We wtorek maturzyści poznają wyniki matur

Centralna Komisja Egzaminacyjna we wtorek rano opublikuje wstępne wyniki tegorocznych egzaminów maturalnych. Od godziny 8.30 maturzyści będą mogli sprawdzić swoje indywidualne wyniki w ogólnopolskim systemie informatycznym ZIU. Otrzymają też świadectwa maturalne.Data dodania artykułu: 08.07.2025 07:57
We wtorek maturzyści poznają wyniki matur

Leasing aut w Warszawie: jakie korzyści niesie ze sobą ta forma finansowania?

Leasing aut w Warszawie zyskuje na popularności jako atrakcyjna forma finansowania, zarówno dla firm, jak i osób prywatnych. Umożliwia korzystanie z nowego samochodu bez konieczności angażowania dużego kapitału na zakup. Zamiast tego płacisz miesięczne raty, a po zakończeniu umowy możesz auto wykupić, oddać lub wymienić na nowsze. Przyjrzyjmy się bliżej, jakie konkretne korzyści niesie ze sobą leasing w stolicy.Data dodania artykułu: 07.07.2025 12:16Liczba komentarzy artykułu: 2
Leasing aut w Warszawie: jakie korzyści niesie ze sobą ta forma finansowania?
Reklama

Polecane

Przewodnik po włoskich winach – najważniejsze regiony„Pętla taktyczna” w 9 Łódzkiej Brygadzie Obrony Terytorialnej – sprawdzian gotowości kandydatów na żołnierzy WOTJak poradzili sobie tomaszowscy maturzyści?„Wujek Foliarz”  w ramach cyklu Kultura DostępnaW Łódzkiem trwa ogólnopolskie badanie WOBASZ500 zł kary dla posła Witczaka.Zapraszamy na kolejny Spalski Jarmark Antyków i Rękodzieła Ludowego!Przegląd Zespołów Ludowych "Na pilicką nutę..."W szkole na Nowowiejskiej będzie cieplejUmowa na budowę mieszkań podpisanaDrugi sparing na remisZapraszamy do Kina Konesera
Reklama
Reklama
Reklama
Będą protestować przeciwko emigrantom.

Będą protestować przeciwko emigrantom.

Chcemy żyć bezpiecznie! Chcemy bezpieczeństwa dla naszych dzieci oraz polskich kobiet. Nie wyobrażamy sobie, żeby Polska podzieliła los Europy Zachodniej - mówią działacze Konfederacji
Radni KO mają tylko jeden cel polityczny. Dopaść Marcina Witko

Radni KO mają tylko jeden cel polityczny. Dopaść Marcina Witko

Donos jaki, złożyli na prezydenta Marcina Witko, radni tomaszowskiej Koalicji Obywatelskiej, żyje od kilku miesięcy, niejako własnym życiem. Postępowanie wyjaśniające, jak już wcześniej informowaliśmy, prowadzi Prokuratura Okręgowa w Siedlcach. Śledczy wciąż proszą o dosyłanie nowych dokumentów, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że albo brak im podstawowej wiedzy, albo też przepisują literalnie fragmenty doniesienia. W dokumentach i pismach mylą firmy, a nawet województwa. Trudno się dziwić, bo gołym okiem widać, że "afera" nakręcana jest politycznie. Problem jest bardzo poważny, bo nie dotyczy tylko Prezydenta Marcina Witko. Okazuje się bowiem, że grupka lokalnych działaczy, w akcie politycznej lub osobistej zemsty, może jechać do współpracowników Ministra Bodnara, którzy następnie zarządzą "śledztwa" na zlecenie swoich partyjnych kolegów, w stosunku do dowolnej osoby. W ten sposób można rozpocząć pogoń za królikiem. Reszty dokonają zaprzyjaźnione media. Za kilka lat, sprawa zostanie zapewne umorzona, ale komuś zostanie zniszczone życie. I to w sensie bardzo dosłownym. W ten sposób potraktowano wcześniej Grzegorza Haraśnego, oraz Tadeusza Adamusa. Obaj politycy Platformy, zostali zaszczuci przez swoich kolegów i "dziennikarzy". Zarówno dla jednego, jak i drugiego zakończyło się to śmiercią.
Reklama

Wasze komentarze

Autor komentarza: WuPeTreść komentarza: Jedynym ratunkiem jest S12, udostępnianie terenów inwestycyjnych, termy i zaprzestanie promocji miasta i powiatu jako ,,miasta emerytów"Źródło komentarza: W Arenie Lodowej zmienili PrezesaAutor komentarza: WuPeTreść komentarza: Jak to? Przecież za wjazd na czerwonym i wcześniej niż przestanie migać zawsze było bardzo wysoko karane. Co to za nowości redakcja wymyśliła? ;-)Źródło komentarza: 2,5 tysiąca złotych mandatu za jazdę rowerem?Autor komentarza: AldonekTreść komentarza: To jest szkoła na Majowej. A te schody, co się nauczyciele wywracają, to już naprawili? ;-)Źródło komentarza: W szkole na Nowowiejskiej będzie cieplejAutor komentarza: EdekTreść komentarza: Matura jest przereklamowana. Robią wokół niej szum a w dorosłym życiu się do niczego nie przydaje. Ten egzamin to tylko niepotrzebny stres dla uczniów i wydane pieniądze z budżetu państwa na wynagrodzenia dla nauczycieli zaangażowanych w ten proces. Powinno być to na zasadzie że kończy się szkołę średnią, wraz ze zdaniem ostatniej klasy i to wszystko. Na studia egzaminy wstępne i kto zda najlepiej ten się dostaje. Zakończenie studiów też nie powinno się kończyć jakimiś obronami, tylko zaliczeniem wszystkich przedmiotów obowiązkowych lub zamiast np. obowiązkowego 2 nieobowiązkowe i problem z głowy. A tak to mamy później ludzi z wykształceniem średnim niepełnym bo nie zdali matury, a wszystko inne zaliczyli.Źródło komentarza: Jak poradzili sobie tomaszowscy maturzyści?Autor komentarza: Prymus po UWTreść komentarza: Może akurat udzielał wywiadu w Polsacie albo Republice.Źródło komentarza: 500 zł kary dla posła Witczaka.Autor komentarza: GAlinaTreść komentarza: Czy "Żak" to ta sławna szkoła katolicka na Warszawskiej za Lidlem?Źródło komentarza: Jak poradzili sobie tomaszowscy maturzyści?
Reklama
Reklama

Napisz do nas

Zachęcamy do kontaktu z nami za pomocą formularza. Możecie dołączyć zdjęcia i inne załączniki. Podajcie swojego maila ułatwi to nam kontakt z Wami
Reklama
Reklama
Reklama