Organizatorzy wybrali Inowłódz ze względu na położenie sceny. Wszyscy dobrze pamiętamy klimatyczne imprezy z cyklu „Muzyka w Krajobrazie”, które odbywały się tuż nad rzeką, na terenie starego ośrodka wypoczynkowego. Tym razem koncert z nowego cyklu Inowłódz Rock Fest, mimo braku zadaszenia, również postanowiono umieścić w tym zapomnianym już miejscu.
Zastanawiałem się długo, czy to się uda? Czy przyjdą ludzie? Czy zespołom będzie pasować taka „partyzantka” z kościółkiem św. Idziego w tle? Niepotrzebnie. Dzięki szczerym chęciom muzyków oraz dużemu wkładowi pracy i zaangażowaniu sprzętowego Mariusza Melnika z firmy Noisy Box (Maniek gra również w Izolatce na „barabasie”), całość festiwalu nie zawiodła.
W tym miejscu należy zaznaczyć, że koncerty trwały od godziny 17 do 23. Było bardzo dużo młodych ludzi z Tomaszowa, Inowłodza, Opoczna, Królowej Woli, a nawet Zgierza! Tomaszowianie pojawili się licznie na imprezie, mimo iż mieli tego dnia dwie alternatywne opcje. Pierwszą był koncert zespołu Feekcja w Arkadach, drugą występ aktorów Teatru Studyjnego z Łodzi na muszli koncertowej w parku im. Solidarności.
Tym, którzy zdecydowali się wesprzeć Inowłódz Rock Fest, gorąco dziękuję w imieniu organizatorów oraz swoim. Dziękuję też za to, że wszyscy pokazaliście, na czym polega pokojowa zabawa przy dobrej muzyce. Udowodniliście, że fani szeroko pojętej muzyki rockowej to nie banda debili, którym zależy jedynie na chlaniu i ćpaniu, jak to jest powszechnie rozumiane wśród polskiej „moherowej” starszyzny. Respekt, ludziska!
To, co wyżej, słowem wstępu. Teraz przejdę do zespołów. Maniek mówił, że na tym koncercie trzeba pokazać, że mamy jeszcze inne kapele na naszej lokalnej scenie muzycznej niż Persfazja, Tumour Of Soul, Izolatka i Feekcja, dlatego też zaproszenie na festiwal otrzymały takie kapele jak Sleeping Dogs Lie, Velium (którzy zajęli się również organizacją imprezy), Rouspeter czy Sickbag. Dla publiki zagrała również Izolatka.
Nie będę długo rozpisywał się na temat Izolatki i Sickbaga. Wspomnę jednak, że ten pierwszy zespół zagrał w piątek materiał ze swojej pierwszej płyty pt. „Oddech Wistomu” w poszerzonym składzie. Pojawili się dwaj nowi muzycy grający na trąbce i saksofonie. Sekcja dęciaków w zespole wygląda już naprawdę poważnie. Wydaje mi się, że wkrótce zabraknie dla nich miejsca na jakiejkolwiek scenie. No cóż, Radi (lider, wokalista i gitarzysta) stawia wyraźnie na instrumenty dęte, mi to się podoba. Publiczność również aprobuje takie granie. Bawiła się fajnie.
Sickbag zagrał jak zwykle, czyli bardzo poprawnie i energicznie. Można narzekać jedynie na jakość lub ilość nagłośnienia, gdyż w przypadku Sickbaga duże muzyczne znaczenie mają samplowane bity, które słychać w kompozycjach. W piątek gdzieś te bity ginęły, co sprawiało, że muzyki nie dało się chłonąć w pełni. Najważniejsze jest jednak to, że Sickbag wreszcie zagrał, po dłuższej przerwie koncertowej. Mam też nadzieję, że będziemy mogli ich wkrótce zobaczyć ponownie na deskach w Tomaszowie. Na tę chwilę wiem, że planują koncert w Łodzi. Ma to być gdzieś w październiku, więc oszczędzajcie na bilet i czekajcie cierpliwie.
Sleeping Dogs Lie, czyli – w bardzo wolnym tłumaczeniu i według członków zespołu – nazwa ta oznacza tyle, co „Nie wywołuj wilka z lasu”. Trochę to pokręcone, co? Muzyka kapeli jest dużo mniej zawiła. W Inowłodzu zagrali po raz pierwszy i w ogóle pierwszy raz stanęli na scenie. Debiutanci z Tomaszowa, na czele których stoi charyzmatyczna wokalistka Ania Lenarcik – łagodny głos, który momentami przeradza się w cobainowską chrypę; gdzieś obok funkujący gitarzysta Tomek Bąk, mózg operacji SDL (to już trzeci skrót wykorzystujący te litery, ten jednak ma kojarzyć się jedynie pozytywnie), basuje Krzysiek Mirowski, a w bęben wali Paweł Kwaśkiewicz.
Młodzi, ambitni i utalentowani. Zwykle pierwszy koncert to paraliżująca wszystkie ruchy trema, ścisk w gardle i pot płynący po plecach wzdłuż kręgosłupa – to wszystko gdzieś tam niweluje potężne uderzenie adrenaliny, które przyspiesza bicie serca do prędkości światła. Zapewne muzycy Sleeping Dogs Lie tak właśnie się czuli, gdy po raz pierwszy pokazywali, co potrafią, przed tłumem ludzi. Koncert bardzo udany, jak na debiut i mogę chyba pokusić się o stwierdzenie, że na debiut to nie wyglądało – było aż tak dobrze. Publice w pamięć zapadną autorskie cztery kompozycje SDL oraz niebanalne covery wyselekcjonowane starannie przez kapelę. Były numery Foo Fighters, Mad Season i Pearl Jam. Kto coś takiego gra? Grunge’owy Sleeping Dogs Lie.
Rouspeter był drugim zespołem, który zagrał na festiwalowej scenie. Kapela dołączyła w ostatniej chwili w zastępstwie opoczyńskiego Ni. Wcześniej nazywali się The Strings, lecz porzucili tę nazwę dla czegoś bardziej oryginalnego. Rouspeter zagrał bodajże trzeci koncert w swojej krótkiej karierze. Słychać, że panowie dopiero szukają swojego stylu. Bardzo konsekwentnie podążają w ślady Illusion, grali nawet numery tej legendarnej polskiej formacji. Szczególnym powodzeniem cieszył się „Nóż”. Wokalista Bartek Wokacz stara się naśladować wokal Lipy, a gitara tłucze ultra ciężkie riffy. W piątek na scenie zabrakło drugiego gitarzysty – Rafała Woźniaka, który doznał dzień wcześniej kontuzji ręki. Kapela starała się poradzić bez niego. Zagrali w składzie: Bartek Wokacz – wokal, Piotr Kowalski – gitara, Mateusz Kowalski – perkusja, Kamil Rożnowski – bas.
No i na koniec Velium. Choć nie grali jako gwiazda, poziomem nie odbiegali od profesjonalnego Sickbaga. Velium z koncertu na koncert stają się coraz lepsi. Właściwie to nie wiem, co mam pisać, bo wszystko byłoby w samych superlatywach. Relacja jest oczywiście moją subiektywną oceną występów wszystkich kapel, lecz w przypadku Velium chyba wszyscy się ze mną zgodzą. Zespół wszedł na scenę, walnął koncert i zszedł.
Zawodowstwo w każdym calu, a to młody zespół. Jak tak dalej będzie, to wkrótce na naszej lokalnej scenie muzycznej pojawi się cała masa heavy metalowych kapel, chcących grać jak Velium. Pojawią się gitarzyści pragnący toczyć ze sobą bitwy na sola, tak jak robią to Paweł Łonik i Kuba Kamiński, basiści chcący naśladować brzmienie Łukasza Kopczyńskiego, wokaliści szukający ciemnej barwy w stylu Rafała Kurpiewskiego, no i perkusiści, którzy będą po prostu grać jak należy, mocno i konkretnie, zupełnie jak Rafał Kowalski. Velium to pomysłowe chłopaki. Grają ostro, ale chwilami zarzucają lekkie ballady, ku uciesze damskiej części fanów. Na zakończenie napiszę prywatne pytanie do zespołu: Kiedy płyta, panowie, lub przynajmniej demo?
Nasza Codzienna Gazeta Internetowa objęła patronat medialny nad festiwalem. Na scenie zawisł ogromny baner waszej ulubionej lokalnej strony informacyjnej. Od siebie chcę dodać, w imieniu całej redakcji, że z całych sił będziemy się starali wspierać i pomagać wszystkim ludziom, którzy pragną sprawić, by nasze miasto oraz okoliczne miejscowości tętniły prawdziwym kulturalnym życiem. Takie działania należy popierać. Jeżeli macie jakieś ciekawe pomysły, zgłoście się do nas. Chętnie pomożemy.
zapraszamy do fotogalerii


























































Napisz komentarz
Komentarze