Po częściowym zaleczeniu ran przychodzi czas na krótkie podsumowanie. Spływ byłby całkiem udany, gdyby nie rzeka. Naszą ambicją było poznanie górnego odcinka Pilicy — udało się, ale nikomu nie polecamy nim spływać. Jeśli już z jakichś względów się upieracie, przede wszystkim musicie zaopatrzyć się w maski przeciwgazowe oraz bardzo dużo samozaparcia.
Posłuchajcie jednak rady doświadczonych kolegów i płyńcie od Żarnowca. Chyba nigdy wcześniej nie było nam dane płynąć w takim ścieku; szczególnie dotyczy to pierwszego dnia — od miejscowości Wierbka.
Już sam początek nie zapowiadał się zachęcająco: kilkanaście metrów od ubogich źródeł rzeki natknęliśmy się na zabytek architektury ludowej — „sławojkę”. Stary, drewniany, spróchniały wychodek, po prostu. Można więc śmiało stwierdzić, że nasza ukochana rzeka Pilica swe początki bierze w dużej części z ludzkiej fizjologii. Dalej mogło być już tylko gorzej.
Nieszczęścia chodzą parami, więc oprócz cuchnącego ścieku kwatera w Pilicy przywitała nas „budującym” widokiem z okien — zaniedbanym żydowskim cmentarzem. Następnie okazało się, że Markowi zepsuł się samochód, więc wraz z małżonką wyruszyli z Sosnowca pociągiem. W miejscu wodowania nasz elegancki wóz zakopał się po osie. Na początku panował chaos, ale wreszcie udało się zwodować i wyruszyć w nieznane.
Rzeka byłaby całkiem niezła, gdyby nie błoto, zrujnowane obejścia na brzegach, zwały śmieci w nurcie i złowieszczy zapach. Pomijając powyższe — sporo fajnych zwałek i jazów, większość spływalna, o ile potrafimy skoczyć półtora metra i przeżyć w odwoju za progiem.
Dalej rzeka ładnie się poszerzyła, co nie oznacza, że płynęło się nam łatwiej i przyjemniej. Progi ciągnęły się dalej, a jedną, i to efektowną, zwałkę udało się zaliczyć nawet wieczorem. Nie ma co ukrywać — dzionek dał nam popalić. Były również pozytywne aspekty: nocleg w ośrodku Enion (niezły i tani) oraz obiad w centrum Pilicy (równie niezły i niedrogi). Później już tylko kombatanckie wspomnienia, trochę muzyki i noc do rana.
Ranek wstał rześki, więc część uczestników udała się na zwiedzanie opuszczonego cmentarza, pozostali powoli przygotowywali się do drugiego dnia spływu. Tym razem podróż i wodowanie przebiegły bez zakłóceń i wreszcie mogliśmy czerpać radość z już czyściejszej rzeki oraz pokonywania przeszkód.
Od Żarnowca zwałek było znacznie mniej, za to jazy — palce lizać: pojedyncze, podwójne, małe i duże, z odwojami i bez. Ubawiliśmy się uczciwie; wrażenia poprzedniego dnia jakby zbladły i dopłynęliśmy prawie do Szczekocin.
Reasumując: górna Pilica — tak, od źródeł — nie. Poważnie zastanawiamy się nad zainteresowaniem władz samorządowych stanem czystości rzeki… Tak dalej być nie może.
Pływamy przez cały rok po różnych rzekach, dlatego zapraszamy wszystkich aktywnych, którzy mają wolny dzień lub kilka godzin, by oderwać się od pracy i zgiełku miasta.

























































Napisz komentarz
Komentarze