Na początek — ten u nas najbardziej tradycyjny sposób „na rozgrzewkę”. Mówi się, że po kilku kieliszkach alkoholu człowiekowi cieplej. Nasz bohater „rozgrzewał się” w ten sposób aż do poziomu 1,7 promila. Wciąż jednak było zimno.
Postanowił więc, że spróbuje cieplej się ubrać. Nie mając niczego ciepłego „pod ręką”, wybrał się do sklepu przy ulicy Polnej. Niestety, o godz. 4:00 nad ranem właściciel — nieczuły na potrzeby klienta — miał sklep zamknięty. Nie zraziło to naszego zmarzlucha. Uznał, że obejdzie się bez sprzedawcy: skoro drzwiami nie chcą wpuścić, wejdzie oknem. Zbił szybę wystawową i już miał udać się do przymierzalni, gdy przeszkodzili mu — zapewne zbudzeni brzękiem tłuczonego szkła — policjanci.
Nie pozostało już nic innego, jak rozgrzać ciało zażywając ruchu. Niestety, brak kondycji oraz wcześniejsze „próby rozgrzewki” znacznie skróciły dystans. Młody człowiek dość szybko dostał zadyszki.
Policjanci postanowili „pomóc” człowiekowi w potrzebie. Zabrali go do ciepłego, ogrzewanego aresztu. Wszystko wskazuje na to, że 24-latek może problem zimna mieć „z głowy” na dłużej.























































Napisz komentarz
Komentarze