Zacznijmy od frekwencji, bo to ona najlepiej oddaje rzeczywisty obraz popularności Tuska. Premier chełpił się, że na spotkaniu pojawiło się kilkaset osób, ale ta liczba wydaje się mocno naciągana, chyba że doliczymy szeroką grupę przybyłych polityków Platformy Obywatelskiej, działaczy partyjnych i tych, którzy za swoje stanowiska muszą odsiedzieć obowiązkowe wizyty. Wśród nich nie zabrakło lokalnego polityka Pawła Jabłońskiego, który w odblaskowej kamizelce wyglądał bardziej jak strażnik parkingu niż reprezentant narodu. Prawdziwych, spontanicznych sympatyków było jak na lekarstwo, spotkanie przypominało raczej zamkniętą imprezę dla wiernych aparatczyków niż otwarte forum dla obywateli.
Już na samym początku atmosfera gęstniała od napięcia. Do sali dołączyły młode kobiety, które wywiesiły baner z hasłem: Jeden rząd już obaliliśmy. Ich protest miał zwrócić uwagę na fiasko obecnej władzy, ale Tusk szybko skwitował to w swoim stylu, zarzucił im brak kultury, bo wchodzą w słowo i psują scenariusz spotkania. Scenariusz? Czy otwarte spotkania z obywatelami naprawdę muszą być reżyserowane jak teatrzyk? Zamiast szczerej rozmowy z ludźmi premier wolał trzymać się przygotowanego skryptu, bo bez niego nie zdążyłby wpleść swoich kłamstw. To klasyczny Tusk: unika konfrontacji, a gdy ktoś ośmieli się zakwestionować jego narrację, natychmiast atakuje.
Nie można pominąć też ciemnej strony takich wydarzeń, ludzi z pod ciemnej gwiazdy, zatrudnionych lub wychowanych w szeregach Platformy, którzy nie wahają się przed chamstwem i szarpaniem tych, którzy nie zgadzają się z retoryką premiera. To nie przypadkowi chuligani, ale element dobrze zorganizowanej maszyny, która tłumi dissent i chroni Tuska przed niewygodnymi pytaniami. Dwa lata rządów to nie tylko brak osiągnięć, ale też rosnąca agresja wobec krytyków, co przypomina najgorsze czasy politycznej cenzury.

Przejdźmy do sedna, premier chwalił się osiągnięciami, które w rzeczywistości są fikcją lub wręcz szkodą dla Polaków. Zaczął od 800+, próbując przypisać sobie zasługi za program, który jeszcze niedawno krytykował, twierdząc, że na 500+ nie ma pieniędzy i ciesząc się, że go nie wprowadził. Hipokryzja level master: dziś Tusk zbiera laury za coś, co kiedyś uważał za marnotrawstwo. Podobnie z służbą zdrowia, premier zapewniał, że rząd przeznacza na nią największe środki w historii. Bzdura! Sama minister zdrowia przyznała, że w tym roku dziura w NFZ wynosi 14 miliardów złotych, a w przyszłym roku zbliży się do 30 miliardów. Rekordowe wydatki? Chyba na papierze, bo w rzeczywistości szpitale toną w długach, a pacjenci czekają w kolejkach dłuższych niż kiedykolwiek.
Kolejne kłamstwo dotyczyło nauczycieli i ich podwyżek. Tusk malował to jako wielki sukces, ale zapomniał wspomnieć o pułapce podatkowej: po podwyżkach wielu pedagogów wpadło w drugi próg podatkowy i musiało oddać po około 6 tysięcy złotych netto. Co z tego, że pensje nominalnie wzrosły, skoro realnie nauczyciele stracili? To nie wsparcie, to zwykłe oszustwo, które pokazuje, jak rząd Tuska manipuluje liczbami, by ukryć swoją nieudolność.

Obietnice sypały się jak z rękawa, ale po dwóch latach rządów brzmią jak żart. Premier oznajmił, że właśnie wraca z rozpoczęcia budowy elektrowni jądrowej, naprawdę? Przez 24 miesiące nie wbili nawet łopaty w ziemię pod CPK, a nagle słyszymy o atomie? To czysta propaganda, bo żadnych konkretów nie ma. Podobnie z murem na granicy: Tusk, który kiedyś był przeciw jego budowie i współczuł biednym ludziom po drugiej stronie, dziś twierdzi, że to jego rząd odpowiada za bezpieczeństwo. Zapomniał, że to poprzednia władza postawiła barierę, a on jedynie korzysta z gotowego.
Nie zabrakło absurdów w temacie rolnictwa, wywołanego zresztą przez publiczność, bo Tusk unikał go jak ognia. Premier zastanawiał się na głos, dlaczego argentyńska wołowina jest tańsza i stanowi zagrożenie dla polskich rolników, ignorant do potęgi! Za wszelką cenę chce pozbawić Polaków niezależności żywieniowej, promując import taniej, ale wątpliwej jakości żywności z zagranicy. To nie troska o gospodarkę, to sabotowanie polskiego rolnictwa, które pod rządami Tuska zmaga się z embargami, rosnącymi kosztami i brakiem realnego wsparcia. Dwa lata minęły, a rolnicy czują się zdradzeni, zamiast ochrony dostają puste słowa i zagrożenie ze strony globalnych koncernów.
Podsumowując, wizyta Tuska w Piotrkowie Trybunalskim to kwintesencja dwóch lat nieudolnych rządów: fikcyjne sukcesy, kłamstwa i unikanie odpowiedzialności. Rząd zwija państwo, a premier udaje, że wszystko jest w porządku. Polacy zasługują na więcej niż teatrzyk z reżyserowanym scenariuszem, zasługują na prawdziwe zmiany, których Tusk nigdy nie dostarczy. Po dwóch latach pustki czas na refleksję: ile jeszcze wytrzymamy tę farsę?























































Napisz komentarz
Komentarze