Historia grudniowej daty prowadzi do roku 2005. Wtedy – jak przypominają autorzy opisów wydarzenia – pierwsze obchody odbyły się w New Delhi, a temat herbaty wybrzmiał nie tylko jako przyjemność, ale i sprawa społeczna: pracy, warunków życia oraz uczciwego handlu w branży, która utrzymuje miliony rodzin. Z kolei w 2019 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ zdecydowało, że 21 maja będzie oficjalnym Międzynarodowym Dniem Herbaty, wskazując jednocześnie na rolę FAO w jego obchodach.
W praktyce? Grudzień wygrywa klimatem. To wtedy herbata jest najbardziej „na miejscu”: do śniadania, po spacerze, do książki, w pracy – i w kolejkach po ostatnie prezenty.
Herbata ma też status globalnej supergwiazdy. FAO przypomina, że to najbardziej lubiany napój na świecie po wodzie. choć w Polsce „herbatą” nazywamy wszystko, co się parzy w kubku, eksperci od roślin są tu bezlitośnie precyzyjni: wszystkie „prawdziwe” herbaty – czarna, zielona, biała i oolong – pochodzą z tej samej rośliny, czyli Camellia sinensis. Różnią się przede wszystkim sposobem obróbki i stopniem utlenienia liści. Reszta – rumianek, mięta, rooibos – to poprawnie mówiąc napary ziołowe, czyli tisanes.
Jest jeszcze ciekawostka językowa, którą lubią opowiadać znawcy kultury herbaty. Na świecie królują dwa „rodziny” słów: „tea” i „cha/chai”. FAO zwraca uwagę, że to nie przypadek – w uproszczeniu tam, gdzie herbata docierała drogą lądową (szlakami handlowymi), częściej przyjęło się „cha”, a tam, gdzie przypływała statkami, częściej „tea”. W jednym kubku mamy więc nie tylko smak, ale i historię dawnych szlaków.
A skoro o działaniu mowa – herbata potrafi być delikatnym „dopalaczem”, tylko w bardziej eleganckiej wersji. Naukowcy od lat badają duet L-teanina + kofeina (L-teanina to aminokwas naturalnie obecny m.in. w herbacie). W jednym z często cytowanych badań wykazano, że taka kombinacja może pomagać w koncentracji podczas wymagających zadań poznawczych. Nie jest to magiczny eliksir na całe życie, ale brzmi jak uzasadnienie dla kolejnej filiżanki w czasie grudniowych przygotowań.
Wątek zdrowotny bywa w świecie herbaty nadużywany, dlatego warto trzymać się źródeł, które studzą marketing. Amerykańskie NCCIH (instytucja zajmująca się m.in. oceną dowodów naukowych) opisuje, że katechiny i kofeina w zielonej herbacie mogą mieć co najwyżej umiarkowany wpływ na masę ciała, a efekty zależą od wielu czynników i nie są „spektakularne”. Innymi słowy: herbata jest świetna, ale nie zastąpi snu, ruchu i normalnego jedzenia.
Za to zaskakująco twarde są liczby pokazujące, jak wielka to gałąź gospodarki. FAO podkreśla, że globalna „ekonomia herbaty” utrzymuje miliony małych gospodarstw, a około 60% herbaty na świecie produkują drobni rolnicy. Co więcej, znaczna część herbaty jest wypijana lokalnie w krajach produkcji, a mimo to pozostaje ona ważnym towarem handlowym i eksportowym.
I tu pojawia się współczesny cień na herbacianej mapie: klimat. Reuters opisywał, że coraz bardziej ekstremalna i nieregularna pogoda potrafi uderzać w plony – a to przekłada się na ceny, jakość zbiorów i warunki pracy na plantacjach. Właśnie dlatego FAO w oficjalnych materiałach o Międzynarodowym Dniu Herbaty mówi o potrzebie zrównoważonej produkcji „od pola do filiżanki”, żeby korzyści z herbaty mogły zostać z nami na lata.
Dzień Herbaty nie musi więc kończyć się na wrzuceniu torebki do kubka. To dobry pretekst, by na chwilę zwolnić, zaparzyć ulubiony liść – i pomyśleć, że w tym napoju spotykają się jednocześnie codzienny komfort, stara historia handlu i bardzo współczesna rozmowa o świecie. A w połowie grudnia ta myśl smakuje szczególnie dobrze.






















































Napisz komentarz
Komentarze