Gdyby przenieść tę debatę w nasze czasy, komunikat brzmiałby podobnie: „Drodzy obywatele, tniemy sobie 15 proc. To będzie miliony”. Wprawdzie dziś skala budżetu państwa jest trochę większa niż w II RP, ale mechanizm PR-owy ten sam. Ma być efektowny rachunek na konferencję: cyferka z dwoma zerami i słowo „odpowiedzialność”. Nikt nie dodaje, że w wielkim bilansie państwa to kwota z tego samego działu co wygaszacze ekranu.
W 1931 r. dieta poselska była dodatkiem na „utrzymanie mandatu”: dojazdy, noclegi, kawa w barze mlecznym. Dzisiaj nadal jest dodatkiem, tyle że system opieki nad parlamentarzystą urósł jak dobrze nawożony trawnik. Jest ryczałt na biuro poselskie, bezpłatne przejazdy koleją i samolotem, zwrot kosztów noclegów w Warszawie, kilometrówki służbowe i prywatne, odprawy na do widzenia, dodatki funkcyjne, a nad tym wszystkim rozpięty parasol immunitetu. To nie jest krytyka – to opis stanu faktycznego. Państwo uznało, że reprezentant narodu ma być mobilny, dostępny i niezależny finansowo. Problem zaczyna się wtedy, gdy z tych cegiełek buduje się twierdzę, której nie rusza żaden „15 procent”.
Wyobraźmy sobie więc współczesne cięcie. Dieta spada o 15 proc. – pięknie brzmi. Jednocześnie bez zmian zostaje cała reszta pakietu: ryczałt na biuro płynie jak rzeka, noclegi rozliczają się elegancko, paliwo nie pyta o partie, a darmowe przejazdy wciąż mają klasę… cóż, nie zawsze ekonomiczną. Oszczędność jest, ale przypomina odchudzanie się przez odstawienie jednej kostki cukru. Widać gest, mniej widać efekt.
„To może zetnijmy wszystko po kolei” – zaproponowałby zapewne duch posła z 1931 r. I to jest akurat konkretna propozycja na dziś. Jeśli politycy chcą naprawdę zagrać w drużynie budżetu, wystarczy kilka prostych reguł: noclegi w standardzie trzy gwiazdki, limit lotów krajowych z wyjątkiem spraw państwowych udokumentowanych w kalendarzu, kilometrówka jak dla zwykłych podatników, jawne – co do złotówki – rozliczenia biur poselskich w sieci. Do tego zasada „zero dystansu”: każde odstępstwo wyjaśnione publicznie w 48 godzin. Nie trzeba rewolucji. Wystarczy, żeby obywatel zobaczył, że „reprezentowanie” nie znaczy „odcinanie kuponów”.
Zwolennicy status quo powiedzą, że to populizm. Posłowie pracują ciężko, a koszt reprezentacji jest realny – i to prawda. Tylko że satysfakcja podatnika nie bierze się z faktu, że poseł zapłaci mniej za obiad, lecz z tego, że system nie wygląda jak program lojalnościowy dla klasy politycznej. Jeżeli już mówimy o „15 procentach”, to może umówmy się na 15 proc. więcej jawności. Wtedy każdy rachunek stanie się strawniejszy.
Historia z 1931 r. ma jeszcze jeden wątek. W dyskusji padły propozycje, by ciąć także pensje ministrów, wiceministrów i „urzędników tej samej kategorii”. Dziś powiedzielibyśmy: całość „łącznego kosztu polityki”. Jeśli celem jest oszczędność, to liczy się nie tylko dieta, ale też gabinety polityczne, doradcy, samochody, tłumaczenia, delegacje i… prężnie rozwijająca się gałąź „konferencjologii”. Jedno zdjęcie z mównicy i pięć banerów nie czyni inwestycji – robi koszt. Skromność w formie też jest oszczędnością, choć księgowo nie zawsze ją widać.
Czy zatem obniżać diety? Oczywiście można. Dobrze jednak pamiętać, że prawdziwy rachunek zaczyna się poza dietą. Jeśli zdejmiemy 15 proc., a jednocześnie zostawimy wszystkie przywileje bez zmian, to wyjdzie nam klasyczna polska kompromisowa zupa: trochę za słona, trochę za rzadka, ale za to podana z komunikatem, że „naród będzie zadowolony”. Naród, jak wiadomo, bywa wybredny. W 1931 r. był i dziś też ma do tego prawo.
Puenta z epoki? „Obniżenie djet o 15 proc. da milion złotych oszczędności”. Puenta dzisiejsza: obniżenie diety o 15 proc. da ładny tytuł. Prawdziwe oszczędności da dopiero system, w którym przywilej jest narzędziem pracy, a nie abonamentem. I tu, jak przed wojną, wszystko rozbija się o wolę polityczną. W czasach czarno-białej prasy przynajmniej nikt nie miał złudzeń, że ton nadaje budżet. Dziś budżet wciąż gra pierwsze skrzypce – tylko orkiestra lubi udawać, że to solówka.























































Napisz komentarz
Komentarze