Już pierwsze takty pokazały, że „Classic Clasycznie” to nie jest zwykła sentymentalna podróż po hitach, tylko śmiałe spotkanie dwóch światów: klubowej energii disco i szerokiego, filmowego brzmienia orkiestry. Pod batutą Kamila Wrony 40-osobowy skład rozwinął dźwięk, który uniósł znane melodie jak na dobrze nastrojonych skrzydłach. Ta fuzja miała sens – była precyzyjnie napisana i wykonana tak, że biodra same rwały się do tańca, a na plecach co chwila przelatywały ciarki. Jeszcze zanim przyszliśmy, zapowiadano takie właśnie uderzenie – i słowo zostało dotrzymane.
Na scenie – poza Classicami i orkiestrą – pojawiali się kolejni goście i z każdym wejściem temperatura rosła. Sławomir i Kajra dodali tej mieszance bezczelnego uroku, Marcin Miller wbił publiczność w krzesła sceniczną pewnością i fenomenalnym kontaktem, a Nowator dorzucił porcję luzu i raperskiej swady. Całość trzymał w ryzach i żartem rozluźniał Rafał Brzozowski – konferansjer, który naprawdę ma słuch na tempo wieczoru. Miałem też moment autentycznego zaskoczenia, gdy pośród oklasków do mikrofonu podszedł prezydent Tomaszowa Marcin Witko i… zaśpiewał. Sala reagowała na to wszystko żywiołowo: fala świateł z telefonów, chóralne refreny, owacje po aranżacyjnych zwrotach.
To, że trudno było tu o wolne miejsce, nie było przypadkiem. Wejściówki były bezpłatne i rozeszły się natychmiast – odbierane w magistracie już od 26 września, a dodatkowa pula czekała jeszcze przed samym koncertem w Arenie. Widownię wzmocniły zorganizowane grupy seniorów z okolicznych powiatów, które przyjechały specjalnie na to wydarzenie. Z perspektywy krzesełka w trzecim rzędzie patrzyłem, jak starsze małżeństwo obok mnie trzyma się za ręce przy orkiestralnym wstępie i jak kilka minut później podryguje do rytmu razem z młodszymi – to był piękny obrazek.
Był w tym koncercie jeszcze jeden ważny wymiar: „Classic Clasycznie” to inauguracyjny występ nowego projektu – pierwsza odsłona serii, która dopiero rusza w Polskę. I było to czuć. Zespół grał jak ktoś, kto właśnie spełnia swoje marzenie i jednocześnie stawia poprzeczkę. „Pełna po brzegi” – to nie jest frazes; tak po prostu było. Gęste symfoniczne pasaże nakładały się na taneczny puls, a klasyczne smyczki nagle robiły przestrzeń dla uderzenia stopy – i to brzmiało świeżo. Wrażenie niesione przez tłumy po koncercie – w rozmowach, postach i relacjach – było jedno: „chcemy więcej”
Warto też odnotować kontekst. Współorganizatorami byli Urząd Marszałkowski Województwa Łódzkiego i miasto Tomaszów Mazowiecki, a nad wydarzeniem czuwał Honorowy Patronat marszałek Joanny Skrzydlewskiej. Na widowni – obok tysięcy mieszkańców – pojawili się też samorządowcy i goście regionu. To brzmienie „Łódzkie pełne dobrej energii” tego wieczoru nabrało bardzo konkretnego sensu: kultura nie musi dzielić; potrafi połączyć ludzi, którzy zwykle słuchają zupełnie innej muzyki. I właśnie dlatego wychodziłem z Areny z uśmiechem, który nie chciał zniknąć.
Wracając nocą przez parking, mijałem grupki jeszcze nucące refreny. W kieszeni wibrował telefon – znajomi z miasta pytali, „jak było?”, a ja odpisywałem bez namysłu: wyjątkowo. Bo czasem naprawdę udaje się złapać „to coś”: pełną salę, falę dobrej energii i garść wspomnień, które – jestem tego pewien – długo nie wybrzmią.
Fotografie: Dariusz Kwapisiewicz Brand Media


























































































































































Napisz komentarz
Komentarze