Na swoim koncie muzyk miał ponad 60 płyt.
Wśród muzyków, z którymi grał i współpracował znalazły się największe sławy jazzu, takie jak: Quincy Jones, Freddie Hubbard, Elvin Jones, Herbie Hancock, Chick Corea, George Benson, Billy Cobham, Wayne Shorter, Marcus Miller, Joe Zawinul, Ron Carter, Kenny Barron, Buster Williams. I sam Miles Davis.
Koncertował w słynnych klubach jazzowych, m.in. Blue Note, Village Vanguard, Sweet Basil, prestiżowych salach koncertowych, takich jak: Carnegie Hall, Beacon Theatre, czy Avery Fisher Hall, jak również na najważniejszych światowych festiwalach. W 1992 roku jego nazwisko znalazło się wśród gwiazd jazzu na pierwszym miejscu w aż pięciu kategoriach rankingu opiniotwórczego magazynu „Down Beat”.
W wydanym w 2024 r. wywiadzie-rzece „Michaś”, przeprowadzonym przez Jacka Góreckiego przyznawał, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat przeszedł 12 operacji. „Nie dla mnie chorowanie i leżenie w łóżku” - zaznaczał.
„Jestem Michałem Urbaniakiem, wszelkie hasła typu »legenda« mnie nie interesują. Oczywiście, znam swoją wartość i ciągle się szczypię, sprawdzam, czy aby przypadkiem moje życie to nie sen. Sen, który nad ranem nagle zamieni się w brutalną rzeczywistość” - tak rozpoczynał się tamten wywiad.
22 stycznia przyszłego roku obchodziłby 83. urodziny. Urodził się w Warszawie w 1943 roku ale wychował w Łodzi, w rodzinie szwaczki i tkacza. Dzieciństwo spędził w dostatku. „Powodziło nam się aż za dobrze. Matka i ojczym zarabiali góry pieniędzy i właściwie nie wiadomo było, co z nimi robić (...). W wieku 14 lat byłem w szkole królem życia. Szastałem forsą na prawo i lewo” - wspominał muzyk.
Jazzem zainteresował się za sprawą utworu „Mack The Knife” Louisa Armstronga, który usłyszał jako sześciolatek w radiu, na falach Głosu Ameryki. Namówił matkę na zakup saksofonu, cały wolny czas poświęcając na ćwiczenia i grę w kolejnych zespołach. Pierwsze koncerty grywał w łódzkim klubie Pod Siódemkami.
W szkole muzycznej kształcił się jednak w grze na skrzypcach. „Jeszcze jako uczeń liceum muzycznego w Łodzi łączyłem z powodzeniem dwa tak odmienne instrumenty: koncerty klasyczne na skrzypach i nocne granie w klubach jazzowych do białego rana” - mówił Urbaniak „Playboyowi”. „Piło się tęgo, a ja nie wiedziałem wtedy, co to kac” - dodawał. Występował w grupie Jazz Rockers Zbigniewa Namysłowskiego, z którą zagrał na festiwalu Jazz Jamboree w 1961 roku.
Latem 1962 roku przyjechał do Stanów Zjednoczonych, do „stolicy” jazzu, Nowego Jorku. Przyjechał jako członek kwintetu The Wreckers Andrzeja Trzaskowskiego. „Zbyszek Namysłowski wyglądał wtedy jak dzieciak, ja byłem jeszcze młodszy. Zagraliśmy na festiwalach jazzowych w Waszyngtonie i Newport, a potem puścili nas w trasę po Stanach. To było najpiękniejsze lato świata. W Nowym Orleanie słuchałem Louisa Armstronga. Usiadłem u jego stóp pod estradą i patrzyłem mu w oczy. W ten sam sposób wysłuchałem koncertu mojej ukochanej śpiewaczki jazzowej Dinah Washington, z którą w przedsennych marzeniach zawsze chciałem się ożenić” - wspominał w książce „Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego”.
Po powrocie z Ameryki dołączył do zespołu Krzysztofa Komedy, jako najmłodszy członek formacji. W grupie pianisty koncertował w Skandynawii. Po zakończeniu trasy stworzył zespół wraz z Urszulą Dudziak - późniejszą żoną - i Wojciechem Karolakiem.
W 1968 roku zadebiutował płytą „Urbaniak's Orchestra”, jednak już rok później hulaszczy tryb życia odbił się na zdrowiu muzyka. „Serce nie wytrzymało. Zawał w wieku 29 lat. Wylądowałem w szpitalu. Tam obiecałem sobie, że jeśli z tego wyjdę, to już nigdy nie tknę alkoholu” - mówił „Playboyowi”.
W 1973 roku zagrał pożegnalny koncert z polską publicznością i zamieszkał w Nowym Jorku, gdzie podpisał kontrakt z prestiżową wytwórnią Columbia, dla której nagrał takie płyty jak „Atma” i „Fusion III”. Zapraszano go na sesje nagraniowe wybitnych amerykańskich jazzmanów, zainteresowanych wprowadzaniem przez skrzypka wpływów muzyki ludowej do jazzu.
W 1985 roku uczestniczył w sesji nagraniowej płyty Milesa Davisa, „Tutu”. Słynnego trębacza po raz pierwszy zobaczył 20 lat wcześniej w San Francisco. „O tym, że zagram kiedyś na skrzypcach z Davisem, nawet mi się nie śniło” - przyznawał w „Ja, Urbanator”. W ciągu swojej kariery Urbaniak występował z czołówką światowego jazzu, m.in. z Chickiem Coreą, Elvinem Jonesem i zespołem Weather Report.
Urbaniak komponował również muzykę do filmów i spektakli teatralnych. Napisał muzykę do 25 filmów, w tym do „Długu” Krzysztofa Krauzego. W swojej twórczości skrzypek chętnie łączył ze sobą wpływy hip-hopu, muzyki klasycznej, rockowej i elektronicznej. W 2012 roku zadebiutował jako aktor, występując w obrazie „Mój rower” w reżyserii Piotra Trzaskalskiego.
Nakładem wydawnictwa For Tune ukazała się płyta Michał Urbaniak Organator „D-Day in Tomaszów”. Jest to koncertowe nagranie, zarejestrowane w 2019 roku podczas 4. edycji Love Polish Jazz Festival w Tomaszowie Mazowieckim. Zabrzmiały wtedy m.in. trzy kompozycje Michała Urbaniaka: „Nirvana”, „Walcoberek” i „Urbtime”,
Tamtego wieczoru w tomaszowskiej Arenie Lodowej Urbaniakowi towarzyszyli znakomici muzycy: Piotr Wojtasik (trąbka), Gabriel Niedziela (gitara), Frank Parker (perkusja) i Wojciech Karolak – wirtuoz organów hammonda.
- Nić porozumienia, która już dawno połączyła Urbaniaka i Karolaka to coś absolutnie wyjątkowego i nie do podrobienia. I z pewnością nie była to kolejna odsłona historii „Polish Jazz”, obaj bowiem już dawno zerwali więzy gorsetu tej kategorii, reprezentując zdecydowanie półkę jazzu światowego. Na pewno jedna z najlepszych produkcji „Organatora” i jak się okazało jeden z ostatnich koncertów tego składu – opisywano wydarzenie w „Jazz Forum”.
W 2019 r. w ramach obchodów 75. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego ukazał się album „For Warsaw With Love”. „Michał Urbaniak, jako obywatel świata, wie, jak fetować to wszystko co ważne, w sposób radosny! Z dumą, ale niekoniecznie na baczność” - napisano w „Jazz Forum” w recenzji tej płyty.
„Być może za bardzo żyję przeszłością. Ale to Ameryka była moim życiowym marzeniem, które się spełniło. Dlatego obecna rozłąka z nią jest niełatwa. Mija rok, mijają dwa, trzy lata, moi przyjaciele odchodzą, osoby, z którymi grałem, znikają z mapy Nowego Jorku i powrót do jądra i sensu życia się oddala. Jest jak odpływający statek na oceanie; ten statek z czasem jest coraz mniejszy i tracimy go z zasięgu wzroku” - mówił sam artysta w książce „Michaś”. (PAP)





























































Napisz komentarz
Komentarze