Smacznego? Nie ma do czego
Kolejny przejechany kilometr po nowoczesnej dwupasmówce, wybudowanej za unijną kasę, by produkty z zachodu mogły szybko i sprawnie "podróżować" na wschód. Jestem za kierownicą od rana i wypadałoby się zatrzymać gdzieś na nieco spóźniony obiad. Problem w tym, że nie ma za bardzo gdzie. Wybór niezbyt wielki, wszak drogi budowano w szczerym polu a dawne zajazdy i restauracje zostały wypchnięte poza wytyczoną asfaltem linię. Na mijanych stacjach benzynowych można połknąć co najwyżej hot doga lub zapiekankę. Jedyną jadłożernią okazuje się lokal ze światowym logo symbolizującym niezdrowe, śmieciowe jedzenie. Nie było wyjścia, musiałem się zatrzymać. Na co dzień nie jadam hamburgerów ani bułek nasączonych ulepszaczami. Co jednak zrobić, kiedy ssie w żołądku, a rozświetlony neon zawieszony na wysokim słupie świeci niczym gwiazda na niebie i woła nas z odległości wielu kilometrów? Kierunkowskaz w lewo i noga z gazu, pas zjazdowy i auto toczy się po parkingu zapchanym do granic możliwości. Nic dziwnego, przecież nie ja jeden jestem w podróży. Zostawiam auto i popycham drzwi do prawdziwego piekła. Istne centrum Mordoru... Na początek atakują mnie pomarańczowo czerwone barwy, które jeszcze bardziej pobudzają mój apetyt /uwierzcie, dobór kolorów w tym miejscu nie jest przypadkowy/. Następnie oszałamiający gwar głosów. To setka młodych, zaledwie kilkuletnich ogrów, dokonuje swoich niezbyt dobrych życiowych wyborów. Na pierwszy rzut oka widać, że dzieciaki z podstawówki są na wycieczce, a opiekunowie prezentują im niesmaczną atrakcję turystyczną.
24.02.2019 21:00
9
1
Komentarze