Takie zachowanie pupila zaniepokoiło właścicieli, więc postanowili poradzić się lekarza, czy ze zdrowiem pieska jest wszystko w porządku, tym bardziej że prognozowane były kolejne burze.
Los chciał, że w tym czasie była zamknięta lecznica pana Ejsmonta, który przez wiele lat zajmował się pieskiem. Właściciele czworonoga postanowili nie czekać na powrót wspomnianego lekarza i udali się po poradę do innej tomaszowskiej lecznicy. Właściciel tej lecznicy też znał Kubusia, bo często kupowana była tam dla niego karma. To dodatkowo uśpiło czujność właścicieli pieska.
Po wykonaniu zleconego prześwietlenia klatki piersiowej pan, który je wykonywał, na pytanie, czy są widoczne zmiany w sercu, odpowiedział, że żadnych zmian nie widać i że będzie wszystko dobrze.
Tego samego dnia piesek ponownie znalazł się u lekarza ze zrobionym zdjęciem RTG klatki piersiowej. Po obejrzeniu zdjęcia przez pana weterynarza wraz z dwojgiem jego współpracowników stwierdzono u Kubusia niewydolność serca i zaproponowano zaaplikowanie zastrzyku na wzmocnienie, który miał ułatwić pieskowi oddychanie.
Opiekunowie uwierzyli w diagnozę, nie skonsultowali jej z innym lekarzem i – jak dziś twierdzą – był to błąd na wagę życia ich ukochanego pupila.
Nadeszły upalne dni. W obawie o zdrowie pupila właściciele zasugerowali zaprzestanie podawania zastrzyków. Okazało się, że zrobili to zbyt późno.
Następnego dnia po zakończeniu „kuracji” ciałem biednego czworonoga trzęsło już nie z nerwów, ale z bólu. Nie dawał się dotknąć, bolało go dosłownie wszystko.
Właściciele szukali ratunku u swojego dotychczasowego lekarza, który wrócił już z urlopu i na telefoniczną prośbę zjawił się u swojego pacjenta. Gdy przyjechał i zobaczył stan pieska, stanął osłupiały – nie wiedział, co się z Kubusiem dzieje. Jakie leki podano?
Na telefoniczną prośbę zostały podane nazwy leków. Wtedy okazało się, że nie powinny być one podawane m.in. przy niewydolności nerek i niewydolności serca. Na jaką więc chorobę pan weterynarz leczył pieska?
Po obejrzeniu zdjęć RTG klatki piersiowej czworonoga przez innych lekarzy weterynarii w Tomaszowie i Piotrkowie stwierdzili oni, że Kubuś ma zwężoną tchawicę i dlatego szybko się męczy, a z sercem nic złego się nie dzieje.
Dokładne oględziny miejsc wykonywania iniekcji odkryły zgrubienie na karku. Tworzył się ropień poiniekcyjny, który był wynikiem nieudolnego wykonania zastrzyku w lecznicy pana …….
Piesek miał wysoką gorączkę – 39,8°C. To zaczęło rujnować zdrowie Kubusia, podobnie jak kolejne zastrzyki podawane na złagodzenie skutków niekontrolowanego już rozkładu chemicznego leku pod skórą czworonoga. Ropień był tak duży, że nie mieścił się w dłoni.
Doktorowi Ejsmontowi udało się wyleczyć owrzodzenie, ale spustoszenie, jakie spowodowały leki, skutkowało stałym pogarszaniem się stanu zdrowia Kubusia.
Zrozpaczeni opiekunowie próbowali szukać pomocy u lekarzy weterynarii w Piotrkowie Trybunalskim.
Dopiero w piotrkowskiej lecznicy pokazano opiekunom Kubusia, jak prawidłowo należy wykonać iniekcję. Tu uwaga do wszystkich właścicieli czworonogów: patrzcie uważnie, jak lekarz wykonuje wkłucie. Powinien najpierw rozchylić sierść, zdezynfekować miejsce iniekcji, a po wprowadzeniu zastrzyku pod skórę tworzy się zgrubienie, które delikatnie palcami należy rozprowadzić. W przeciwnym wypadku, jeżeli to zgrubienie pozostaje, istnieje duże prawdopodobieństwo powstania ropienia poiniekcyjnego.
Każdy piesek ma tam założoną kartę w komputerze z opisem choroby i wykazem podawanych leków.
Poza tym piotrkowska lekarz weterynarii nie mogła sobie wytłumaczyć, dlaczego jej koledzy po fachu z pobliskiego Tomaszowa (a – jak się okazało – dalekiego od przyjętych standardów leczenia zwierząt) mogli podawać pieskowi zastrzyki „na chybił trafił”, bez wcześniejszego wykonania badania krwi.
W piotrkowskiej lecznicy Kubuś miał wykonane badanie USG i analizę krwi. Ponieważ zaczął wymiotować, dostał kroplówkę na wzmocnienie.
Badanie USG pokazało, że narządy wyglądają prawidłowo, serduszko ma silne, ale wątroba jest lekko powiększona, więc – jak oceniono – najprawdopodobniej uda się go uratować.
Szok przyszedł następnego dnia, kiedy wyniki krwi były bardzo złe i wskazywały na to, że wątroba i nerki przestały funkcjonować. Na taką ilość podanej chemii piesek musiałby mieć te narządy chyba ze stali – tak stwierdził jeden z doświadczonych, o długoletniej praktyce, tomaszowskich weterynarzy. Dostępny jest on jednak w późniejszych godzinach popołudniowych, gdyż pracuje poza naszym miastem.
W sobotę 15 sierpnia, po kilkutygodniowej walce z chorobą wywołaną przez niechlujne wykonanie zastrzyku u ……, w cierpieniach pupil rodziny zakończył życie.
Opiekunowie Kubusia nie mogą sobie wybaczyć, że zdrowego pieska zawieźli do lekarza na konsultację, a ten – przez swoją rażącą nieudolność – doprowadził do jego zgonu.
Niech śmierć Kubusia będzie refleksją dla innych właścicieli piesków, którzy traktują je jak pełnoprawnych członków rodziny i chcą, aby były leczone przez profesjonalistów, a nie partaczy goniących jedynie za zyskiem.
Marek
























































Napisz komentarz
Komentarze