Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości (CBZC) podkreśliło w komunikacie w swoich mediach społecznościowych, że nie odnotowało, aby trend „48 hours challenge” (upozorowanie zaginięcia i ucieczka z domu na dwa dni) miał związek z dotychczasowymi zaginięciami nastolatków. „CBZC nie odnotowało również takiego trendu w sieci” – poinformowano.
Również Fundacja Itaka zaapelowała, aby nie tłumaczyć ucieczek nastolatków „48 hours challenge”. „Nie mamy potwierdzonych informacji, żeby jakiekolwiek zgłoszone do nas czy na policję zaginięcie młodej osoby w ostatnich latach było konsekwencją challenge’u” – zaznaczyła fundacja. Zwróciła też uwagę, że „48 hours challenge” polega na zniknięciu z sieci, czyli na zaprzestaniu internetowej aktywności, a nie na fizycznym opuszczeniu domu.
Zdaniem psycholog Marty Szczodrak z lubelskiej Fundacji Sempre a Frente, nastolatkowie uciekają z domu, bo przede wszystkim przeżywają kryzys, a nie z powodu internetowych trendów. – Trendy się zmieniają, a dzieci uciekają od zawsze – zaznaczyła.
Ekspertka wyjaśniła, że w ten sposób młodzież często szuka uwagi rodziców lub rówieśników. Z jej obserwacji wynika, że dzieci uciekają „przed czymś” albo „do czegoś”. – Jeżeli uciekają „przed czymś”, to być może doznają jakiejś krzywdy w swoim otoczeniu. I ból psychiczny, czasem także fizyczny, bywa już na tyle nie do zniesienia, że podejmują taki drastyczny krok – opisała wiceprezeska fundacji.
Czasem dzieci uciekają „do czegoś”, do obietnicy czegoś lepszego, np. gdy stają się ofiarami przestępców internetowych (w tym seksualnych). W tym kontekście – jak dodała – warto zastanowić się, dlaczego wierzą w te obietnice i czego im brakuje w życiu, że szukają tego na zewnątrz.
Wśród innych możliwych powodów ucieczek Marta Szczodrak wymieniła m.in. zatargi z rówieśnikami, zaburzenia psychiczne oraz tendencje samobójcze.
Jej zdaniem możliwe jest, że przed zaginięciem rodzice nie zauważyli nic niepokojącego, bo dzieci w kryzysie czasem zgłaszają psychologom, że brakuje im obecności dorosłych. – To nie tylko ciepły obiad, kieszonkowe czy nowy laptop. Obecność nie polega na tym, że patrząc w telefon, pytam dziecko, jak było w szkole. Chodzi o spokojny czas na rozmowę: jak minął dzień, co u ciebie słychać. Taka obecność nie musi być długa, ale ważne, by była regularna i „na sto procent”. To sygnał, że w razie kłopotu jestem – wyjaśniła.
Psycholog zaznaczyła, że w przypadku niepokojących podejrzeń warto sprawdzać historię aktywności dziecka w internecie, robić coś wspólnie w sieci, być na bieżąco, a także zadawać konkretne pytania (np. „na co odkładasz pieniądze?”). – Czujność przede wszystkim, ale nie atak – dodała.
Wiceprezeska Fundacji Sempre a Frente, zapytana, dlaczego dzieci łatwo angażują się w internetowe wyzwania, wskazała, że chcą w ten sposób „zdobyć punkty” w środowisku rówieśniczym. – Dotyczy to szczególnie nastolatków, którzy „przeglądają się” w oczach rówieśników. Wyzwania pozwalają zaimponować, zwrócić uwagę i podnieść poczucie własnej wartości – podkreśliła.
Dodała, że w challenge’e albo relacje internetowe z nieznajomymi angażują się najczęściej dzieci przeżywające trudności, pozbawione pozytywnych wzmocnień w codziennym życiu, z niską samooceną, spotykające się z krytyką. – A jeśli włączę internet i ktoś napisze, że jestem super, to dlaczego nastolatek ma w to nie uwierzyć? W końcu ktoś go zauważył i docenił. Jeżeli dzieci nie mają dobrej uwagi, będą szukały jej gdzie indziej – wyjaśniła psycholog.
Odnosząc się do informacji, że social media w Danii mają być dozwolone od 15. roku życia, oceniła, że ograniczenia są słuszne, o ile będą realnie działały. Jej zdaniem psychika młodych osób – szczególnie dzieci – nie jest przygotowana na różne treści w internecie, którymi zarządzają algorytmy. – Nawet najtrudniejsze treści można obejrzeć z małym dzieckiem, pod warunkiem, że towarzyszy mu dorosły, tłumaczy świat, rozmawia i obserwuje reakcję – dodała psycholog. (PAP)
























































Napisz komentarz
Komentarze